Chapter 32

Rozdział betowany przez Cessidy84



Dźwięki w mrocznym pokoju zamarły, gdy weszły dwie nowe postacie, a śmierciożercy padli na kolana. Wyższy z nich, Lord Voldemort, był prawdziwie przerażający. To nie szacunek sprawiał, że śmierciożercy patrzyli na wszystko oprócz niego. To był strach... i fakt, że był brzydki jak diabli. Niższa postać, Harry Potter, utrzymywała się z, pozornie nie na miejscu, wyższością. Nikt nie wierzył Bellatriks, Glizdogonowi, Rudolfowi i Antoninowi, gdy mówili, że Harry Potter dołączył do Ciemnej Strony, ale teraz nikt nie miał innej opcji, jak uwierzyć w tę szaloną historię. Harry zajął miejsce po prawej stronie Voldemorta i zmarszczył brwi na widok grupy ludzi.

:Dość dużo ich masz, Tom: zaoferował w wężomowie, aby zdenerwować śmierciożerców.

:Przyzwyczaisz się:

:Wypchaj się.:

- Wstańcie. - rozkazał Voldemort, uśmiechając się złośliwie, gdy zobaczył, jak szybko zrealizowano jego rozkaz.

:Powinieneś zacząć rozdawać Czekoladowe Żaby pierwszemu, który z powrotem stanie na nogi: - skomentował Harry z nieokreślonym wyrazem twarzy. Voldemort odwrócił się i spojrzał na swojego kochanka.

:Powiedz mi, że żartujesz...:

:Tylko trochę.:

:Wielki Merlinie. Harry, po prostu się zamknij: Czarny Pan narzekał, zanim zwrócił się do zebranych śmierciożerców, z których wielu najwyraźniej starało się ukryć chichoty.

:Założę się, że większość z nich ukrywa uśmiechy za maskami: kontynuował Harry. :Ponieważ przez chwilę wyglądałeś jak ryba wyciągnięta z wody.:

:Czy mam cię ukarać?: Voldemort syknął ostrzegawczo.

:Cicho, Tom. Mogło być gorzej. Mógłbym nazywać cię "Voldie" po angielsku.:

:Nawet o tym nie myśl: Voldemort warknął z ostrym spojrzeniu na śmiejącego się nastolatka przed powrotem by zwrócić swoją uwagę na śmierciożerców. - Czy coś cię bawi, Glizdogonie?

- Wcale nie, mój Panie. - łysiejący mężczyzna zaoferował chwiejnym tonem. - Chciałem tylko poinformować cię, że Nagini nalegała na przybycie, aby mnie nie zjadła, Panie.

- Bardzo dobrze. - Voldemort skinął głową. :Nagini!:

:Wy dwoje tworzycie uroczą parę: wąż syknął, wślizgując się w krąg między Waldenem Macnairem a Augustusem Rookwoodem.

:Och, dziękuję, Nagini. Myślę, że zawstydziłaś Toma: Harry zaoferował cicho.

:Nigdy nie trzeba było do tego dużo.: Harry zachichotał w dłoń, podnosząc na chwilę wzrok, by ujrzeć wściekłe szkarłatne oczy migające między nim a gadem. Śmierciożercy wydawali się zdezorientowani.

~ Ty i ja będziemy mieć miłą, długą rozmowę później.

~ Och, skarbie!

- Jak wielu z was zapewne już słyszało... - zaczął Voldemort lekko zirytowanym tonem, wysyłając Nagini i Harry'emu mrożące krew w żyłach spojrzenie, na co tamci zaśmiali się po wężowemu, co Czarny Pan zignorował. - Harry Potter postanowił dołączyć do nas i stanąć przeciwko Dumbledore'owi.

:Głupiej koziej dziwce!: Voldemort położył dłoń na ustach Harry'ego i skrzywił się.

- Dość.

~ Dobrze, dobrze. Już się uspokajam. Będę teraz grzeczny. ~ obiecał poważnie Harry mentalnie wysyłając wiadomość Tomowi. Voldemort wpatrywał się w szmaragdowe oczy przez dłuższą chwilę, zanim skinął głową i pozwolił mu odejść.

:Ty też, Nagini: dodał, rzucając wężowi chłodne spojrzenie.

:Dobrze, Tom.: Nagini westchnęła, kręcąc się wokół nóg Harry'ego.

:Potknę się o ciebie: mruknął Harry.

:Jak będziesz chciał iść, zejdę z ciebie.: Voldemort westchnął mentalnie i wyłączył się na ich rozmowę.

- Pan Potter będzie moim zastępcą i szefem szkolonych śmierciożerców. Kiedy każe wam coś zrobić, wy macie to zrobić. Nie obchodzi mnie, czy powie wam, żebyście skierowali swoje różdżki na siebie i powiedzieli "Avada Kedavra", i tak macie to zrobić.

- Chcę powiedzieć, że nigdy tego nie zrobię. - wtrącił się Harry, zanim wrócił do dyskusji z Nagini. Voldemort skrzywił się.

- Mój Panie? - Mruknął z szacunkiem jeden ze śmierciożerców.

- Tak, Severusie? - Głowa Harry'ego wystrzeliła w górę i spojrzał na swojego profesora od eliksirów.

- Kim są szkoleni śmierciożercy?

- Bardzo dobre pytanie, przyjacielu. - syknął uspokajająco Voldemort, wskazując ręką na Lucjusza, który stał przy innej parze drzwi. Naprzeciw drzwi, przez które Harry i Voldemort weszli. Lucjusz otworzył jedne z dwojga drzwi, wpuszczając długą linię zamaskowanych postaci, które wszystkie stanęły na środku kręgu śmierciożerców.

- Zdejmijcie kaptury. - rozkazał Harry, gdy Voldemort mentalnie powiedział mu, co ma robić. Kaptury czternastu postaci opadły, odsłaniając członków grupy. Fred, George i Ginewra Weasley, Draco Malfoy, Pansy Parkinson, Teodor Nott, Blaise Zabini, Seamus Finnigan, Gregory Goyle, Vincent Crabbe, Mandy Brocklehurst, Lisa Turpin, Morag MacDougal i Millicenta Bulstrode. Wszyscy obserwowali Harry'ego i robili wszystko, co w ich mocy, aby nie patrzeć na Czarnego Pana u jego boku. Jeśli Harry był zaskoczony wyborami niektórych swoich kolegów z równoległych klas, ale nie pokazał tego. Zamiast tego zrobił krok do przodu i zerknął na uczniów, po raz kolejny wykonując polecenie Voldemorta, choć zmieniając je tak, by pasowało do jego własnych myśli: - Pozwólcie mi, że wyjaśnię. Gdy do nas dołączycie, to na całe życie. Jeśli zostaniecie zdemaskowani jako szpiedzy lub zrobicie coś świadomie przeciwko nam, szybko znajdziecie się martwi. Chociaż nie otrzymacie Mrocznego Znaku na skórze, nadal będziecie związani zarówno mną, jak i Lordem Voldemortem i będziecie słuchać naszych poleceń. I chociaż nie musicie odpowiadać przed obecnymi tu śmierciożercami, możecie posłuchać ich słów, ponieważ są oni o wiele bardziej doświadczeni niż ktokolwiek z was. Jeśli powiedzą wam, że robicie coś źle, wysłuchajcie ich. Oczywiście oczekuję też, że pełnoprawni śmierciożercy będą dawać pewne wskazówki i będą pomagać szkolonym śmierciożercom. - Harry rozejrzał się po okręgu, łatwo znajdując dzikie spojrzenie Bellatriks zza maski. - W obliczu tych zasad... - kontynuował Harry, ponownie spoglądając na grupę przed sobą. - Czy nadal chcecie dołączyć do grona śmierciożerców?

- Dajesz nam wybór? - Spytała z niedowierzaniem Lisa, Krukonka z siódmego roku.

- Słyszałaś kiedyś o Zaklęciu Zapomnienia? - Chłodno odparł Teodor.

- Teodor! Lisa! - Harry spojrzał na nich obojętnie. - Tak, Lisa, masz wybór. Każdy otrzymuje takowy. Jeśli zdecydujesz się zostać poplecznikiem, nadal wolimy wiedzieć, kim jesteś. Nie musisz do nas dołączać, aby nam pomagać. - odpowiedział łagodnie.

- Czego dokładnie od nas będziesz wymagał? - Zapytała spokojnym głosem Mandy, Krukonka z roku Harry'ego. Harry odwrócił się, by spojrzeć na Voldemorta, który obserwował wszystko beznamiętnie.

:Czy nic nie powiedziano, zanim tu przyszli?:

:Zwykle pozwalam im się uczyć, kiedy dostają zadania. Jeśli to zepsują, umrą: było to jedyną odpowiedzią Toma powiedzianą bez emocji.

:Mądrze...: Harry mruknął, odwracając się plecami do grupy z cienkim uśmiechem. - Będę głównie potrzebować informacji, gdzie można je zdobyć oraz czy mogą się nam przydać. Ten gbur, co stoi za mną, pewnie zrobiłby wszystko, żebyście nie wiedzieli co robić i żebyście zginęli, jak zawalicie. - Pokój zamarł w lodowatej ciszy, gdy Voldemort ruszył do przodu i obrócił Harry'ego, tak aby był przodem do niego.

:Każdy normalny Śmierciożerca zostałby za to zabity.:

:Nie jestem normalnym Śmierciożercą. Jestem twoim kochankiem i twoim zastępcą. Jeśli mam ochotę być draniem i obrażać cię, ponieważ nie podoba mi się sposób, w jaki prowadzisz różne rzeczy, zrobię to. Wiedziałeś, to kiedy mianowałeś mnie na swojego zastępcę! Dlaczego jesteś teraz zły?: Harry ostro syknął.

:Nie chcę, żebyś mnie obrażał przed moimi śmierciożercami:

:Już to zrobiłem, Tom. Co zamierzasz z tym zrobić? Obrócić mnie na kolanie i dać klapsa?: Na cienkich ustach Voldemorta pojawił się lekki uśmiech

:To, mój drogi Harry, jest bardzo kuszące.:

:Zapewne: Harry zdmuchnął kosmyk włosów z jego oczu i uśmiechnął się, gdy ten uderzył w płaski nos Czarnego Pana. :Skończyłeś już się ze mną kłócić?:

:Nie, ale to nie jest miejsce na to, a Gin wygląda na gotową do morderstwa. Porozmawiamy o tym później.:

:Och, a potem przewrócisz mnie na kolano i dasz klapsa!: Harry przewrócił oczami, gdy Voldemort walczył ze śmiechem. :Jedyne, co obiecałem, to nie nazywać cię "Voldie" po angielsku, pamiętasz? Naprawdę nie możesz złościć się na mnie za robienie czegoś, czego nie zabroniłeś.: Voldemort westchnął bezradnie.

:Jesteś iście ślizgoński. Bardzo dobrze, kontynuuj. Ale koniec z wyzywaniem.:

:Tak, Tom: mruknął Harry, przewracając oczami i znów zwracając się do czternastu młodych mężczyzn i kobiet. - Czy wyrosła mi druga głowa? - Zapytał, widząc niedowierzające spojrzenia.

- Myślę, że bardziej chodzi o to, że twoja głowa nadal jest na miejscu... - mruknął Fred. George pokiwał głową obok niego. Harry uśmiechnął się złośliwie.

- Nie sugerowałbym obrażania Lorda Voldemorta w jego zasięgu słuchu. Myślę, że tylko ja to przeżyję.

:Zdecydowanie: dodał Voldemort. Pozostali w pokoju zdawali się zrozumieć to, co powiedział, gdyż wszyscy wzdrygnęli się. Harry bezradnie wzruszył ramionami i posłał swojej grupie cierpki uśmiech.

- Więc?

- Jak mogłabym się wycofać, kiedy już dotarłam do tego momentu? - mruknęła ponuro Ginny. Pozostała trzynastka pokiwała głową, najwyraźniej z ulgą, że powiedziała to zamiast nich.

- Wspaniale! - Harry zwrócił się do Czarnego Pana i wyciągnął rękę, unosząc brew.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytał zimno Voldemort, jakby wciąż był zły na Harry'ego, że go przezwał.

- Tak, Voldemorcie. Miałem nadzieję, że oddasz mi te naszyjniki, które schowałeś w wewnętrznej kieszeni szaty. - odpowiedział nastolatek o zielonych oczach. Voldemort skrzywił się i podał wisiorki. - Dziękuję. - Wrócił do grupy, z której większość ukrywała uśmiechy. - Dobrze. Po założeniu tego naszyjnika może go zobaczyć tylko ten, kto ma wypalony na skórze Mroczny Znak lub nosi taki naszyjnik. Jeśli ja lub Lord Voldemort będziemy potrzebować któregoś z was, z jakiegokolwiek powodu, wisiorek będzie lekko piekł. Najprościej będzie znaleźć mnie w szkole, ale kiedy już ją opuścimy, prawdopodobnie najlepiej będzie skoncentrować się na parzeniu i aportować się tam, gdzie każe wam iść. Zrozumiano?

- Harry, a co z nami? - Zapytał George.

- Są szanse, że wy dwaj będziecie przywoływani tylko na ważne spotkania, które prawdopodobnie nie będą odbywać się w szkole. Jeśli macie informacje, prześlijcie je przez Gin, a ona nam je dostarczy. - zdecydował Harry. Bliźniaki i Ginny pokiwały głową. - Dobrze. Gin, jesteś pierwsza. - Harry wezwał każdego członka szkolonych śmierciożerców i włożył na nich szyje naszyjnik. Po zakończeniu oddał pozostałą biżuterię Czarnemu Panu.

~ Zabierz ich do jadalni. ~ Voldemort rozkazał Harry'emu, gdy jego oczy badały postać Severusa.

- Severusie, idź ze szkolonymi śmierciożercami. - Severus skinął głową, gdy Harry wskazał Draco.

- Twój dom. Poprowadź do jadalni. - Draco skinął ostro głową i objął dowodzenie grupą. Harry wycofał się z Severusem, który zajmował się tyłem i poczekał, aż uczniowie opuszczą pokój konferencyjny, zanim porozmawiał z profesorem. - To nie tak, że panu nie ufa.

- Wiem. To przez Albusa i jego podstępy. - Severus zdjął maskę ze zmęczonym westchnieniem. - Jestem pod wrażeniem tego, jak sobie poradziłeś. - Harry uśmiechnął się.

- Dziękuję Panu. To było denerwujące.

- Zapewne. - zaoferował Fred.

- Jak udało ci się go powstrzymać przed zabiciem cię? - Dodał George. Wszyscy patrzyli na niego z zaciekawieniem. Harry wzruszył ramionami.

- Zwróciłem uwagę, że nie powiedział mi, że nie mogę nazywać go dupkiem przed wszystkimi. Powiedział tylko, że nie mogę nazywać go "Voldie". - Grupa zaśmiała się, nawet Severusowi udało się uśmiechnąć.

- Harry dotrzymuje swoich obietnic. - zauważył Seamus.

- Jesteśmy. - powiedział Draco, otwierając drzwi do jadalni.

- Nareszcie jesteście! - Hermiona skrzywiła się na wszystkich. - Gdzie byliście? Spotkanie śmierciożerców? - Harry uniósł brew.

- A jeśli tak? -  Wszyscy, oprócz Harry'ego i Severusa, skrzywił się, gdy Hermiona ponownie otworzyła usta, jakby spodziewając się, że będzie krzyczeć. Zamiast tego westchnęła i powiedziała.

- Tylko nie zostawiajcie mnie więcej samą z Narcyzą. Ona jest psychiczna. - Wszyscy znów się roześmiali, podczas gdy Draco usiłował wyglądać na obrażonego przez określenie jego matki, ale poniósł porażkę i zajął miejsce przy stole.

- Przynajmniej dostałeś jakieś dziecięce rzeczy? - Harry chciał wiedzieć. Hermiona kiwnęła głową z uśmiechem.

- Są w moim kufrze. Jak poszło spotkanie? - dodała, rozglądając się po morzu twarzy.

- Harry nazwał Czarnego Pana gburem. - stwierdził Fred.

- I nie stracił swojej głowy! - dodał George.

- Harry! - Hermiona zmarszczyła brwi. Zielonooki czarodziej usiadł na krześle z nadąsaną miną.

- Ty też.... Już na mnie nakrzyczał...

- To nie wyglądało na krzyczenie. - zaoferował Teodor.

- Ted, jeśli się nie zamkniesz, będę zmuszony zrobić to za ciebie. - Harry ostrzegł ostro.

- Spokojnie, spokojnie! - Draco uniósł ręce, gdy Ginny i Hermiona pochyliły się, by dołączyć do kłótni. - Jest Boże Narodzenie. Przestańcie skakać sobie nawzajem do gardła.

- W każdym razie to nie jest taka wielka sprawa. - wtrąciła się Pansy. - Harry nazwał Czarnego Pana gburem. Wielkie mi rzeczy. Przezywa go w różne sposoby. Dlaczego niby ten przypadek jest inny?

- Ponieważ to był pokój pełny śmierciożerców. - głos dobiegł z drzwi do jadalni. - Wszyscy oprócz Hermiony i Harry'ego szybko wstali i skłonili się Voldemortowi, gdy wszedł do pokoju, wpatrując się w Harry'ego. - A ty, panie Potter, powinieneś wiedzieć lepiej. - Harry oparł się na krześle i posłał Czarnemu Panu słodki uśmiech.

- Nieprawda. Nigdy nie nauczyłem się manier, pamiętasz? - Voldemort skrzywił się i westchnął.

- Punkt. Wszyscy, usiądźcie. - dodał stanowczo, gdy zajął wolne miejsce obok Harry'ego.

- Chcesz, żebym wyszła? - Zapytała Hermiona, podnosząc się powoli.

- Nie, zostań. - Czarny Pan spojrzał na nią. - Musimy teraz przedyskutować sprawy Hogwartu i jestem pewien, że możesz pomóc, nie będąc jednym z moich śmierciożerców. - Harry szturchnął mężczyznę w ramię i zmrużył na niego oczy. - Dobra, naszych. Proszę, nie szturchaj mnie ponownie, Harry. Gin, jeśli znów mnie kopniesz, w innym wypadku będę musiał cię udusić. - Oboje wymienili uśmiechy, gdy wszyscy wokół stołu próbowali ukryć swój śmiech. - Dumbledore! - powiedział ostro Voldemort. Wszyscy uciszyli się i zwrócili na niego uwagę. - Dumbledore zawsze stanowił problem dla Ciemnej Strony. Jasna Strona podąża za nim jak ślepe zwierzęta.

- Jednak nie zawsze tak było. - mruknęła Hermiona. Harry pokiwał głową w zamyśleniu.

- Po twoim odrodzeniu, dwa lata temu został zdyskredytowany za to, że mi uwierzył.

- Szkoda, że ​​nie możemy tego powtórzyć... - Millicenta westchnęła.

- Nie. - Oczy Harry'ego zapłonęły, gdy rozejrzał się po stole. - Ostatnią rzeczą, której chcę, to powtórzenie tamtego roku.

- No, był fatalny. - zgodziła się Ginny, uśmiechając się lekko do Harry'ego.

- I straciłem Syriusza. - dodał cicho Harry. Voldemort westchnął i zdecydował, że jego reputacja została już doszczętnie zniszczona w tej grupie, więc przytulił Harry'ego. Rzucił kilka mrocznych spojrzeń na osoby, które gapiły się na niego w szoku.

- Potrzebujemy sposobu, aby ponownie go zdyskredytować. - mruknął Blaise.

- Próbowałeś już go wkurzyć? - zasugerowała sucho Mandy.

- To nie jest takie proste! Tego faceta nic nie rusza! - Seamus wykrzyknął gniewnie.

- Mamy żart, nad którym pracujemy, ale idzie opornie. - dodał Blaise, krzywiąc się na Krukonkę.

- Czyli? - Syknęła Lisa.

- Jak pomoc Voldemortowi. - powiedział cicho Harry, a jego głos bez trudu rozchodził się nad stołem. - Jeśli wszyscy nadal będziecie się kłócić, umieszczę was w osobnych kątach i będę traktował was jak czterolatki. - Wszyscy spojrzeli na to, gdzie wciąż spoczywał chłopiec z głową na ramieniu Czarnego Pana, marszcząc brwi na wszystkich przy stole. - Zachowujcie się tutaj jak dojrzałe czarownice i czarodzieje. Nie zostaliście wybrani ze względu na swoje dziecięce zachowanie. Zostaliście wybrany ze względu na swoją dojrzałość. Kiedy już jesteście w grupie, zostaniecie tu na całe życie. Tylko Hermiona przy tym stole może brać udział w kłótniach, gdyż nie nosi Mrocznego Znaku w żadnej postaci, więc nie odpowiada przed nami. Jeśli będę musiał powiedzieć wam, żebyście przestali się kłócić, nie będzie to przyjemne. Zrozumiano? - Po tej wypowiedzi rozległ się chór głosów:

- Tak jest. - i wszyscy odwrócili wzrok z zażenowaniem. Harry odetchnął w uścisku kochanka z westchnieniem i wstał.

- Wszyscy, wstańcie. Hermiono, profesorze Snape, wy nie musicie. - Grupa szkolonych śmierciożerców wstała. Trzej Krukoni — Morag, Lisa i Mandy, Vincent, Gregory i Millicenta, wszyscy siedzieli po jednej stronie stołu, z Severusem na samym końcu, obok Hermiony, która siedziała najdalej. Pomiędzy Krukonami i Ślizgonami była przerwa jednego krzesła a między Krukonami a Czarnym Panem, który siedział na czele z Harrym u szczytu stołu, było kolejne wolne miejsce. Ginny, Teodor, Blaise, Seamus, Pansy, Draco, Fred i George rozłożyli się po drugiej stronie stołu.

- Dobra. Teraz wszyscy cofają się od stołu. Dam wam miejsca, w których od teraz będziecie siedzieć, a wy nauczycie się dogadywać. - Harry spojrzał gniewnie, gdy szkoleni śmierciożercy cofnęli się, krzywiąc się lub wyglądając na lekko zdenerwowanych. - Blaise, siedzisz tutaj obok mnie. George, jesteś obok niego, a potem Mandy. Teodor, usiądziesz obok Mandy. Gregory, usiądziesz obok Teodora. Potem chcę puste krzesło. Morag, usiądziesz przy pustym krześle, a na końcu usiądzie Draco, obok Moraga. - rozkazał Harry, kiwając głową, gdy wszyscy przenieśli się na nowe miejsca. Jak dotąd nikt nie wyglądał na szczęśliwego.

~ Ustaw Gin obok mnie. Nie ufam jej, kiedy pracuje sama. ~ Voldemort ostrzegł.

~ Oczywiście. ~ Harry spojrzał na pozostałych ludzi.

- Lisa, chcę, żebyś siedziała na końcu, obok profesora Snape'a. Profesorze, czy uprzejmie przyrzekniesz nie gryźć?

- Oczywiście, że nikogo nie ugryzę. - zapewnił Severus, obserwującej go młodej czarownicy z Ravenclawu.

- Usiądź, Lisa. - rozkazał stanowczo Harry, kiwając głową. - Pansy, będziesz obok Lisy. Fred, usiądziesz obok Pansy, a jeśli zaczniesz narzekać na to, że jesteś na drugim końcu stołu od George'a, przeklnę cię, a teraz usiądź. Millicenta, usiądziesz obok Freda. Seamus, proszę, obok Millicenty. Puste siedzenie, potem Vincent. Gin, będziesz obok Voldemorta, żeby mógł cię uderzyć, jeśli źle się zachowasz.

- Cudownie. - mruknęła Ginny, zajmując swoje nowe miejsce i wpatrując się w Czarnego Pana, który tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Uspokójcie się oboje. - ostrzegł Harry siostrę i kochanka, rzucając im obojgu mroczne spojrzenie. - Fred! - Zmrużył oczy na nagle winnego bliźniaka. - Masz dziewiętnaście lat; jeśli zaczniesz bawić się na spotkaniach, zaczniesz tracić części ciała. Bardzo chętnie poznam sposób, jak was dobrze odróżnić. - Cisza wypełniła pokój, gdy Harry rozejrzał się po stole, marszcząc brwi. W końcu skinął głową i, ku zaskoczeniu wszystkich, poszedł i usiadł między Gregorym a Morag.

- Uhm, Harry? - Draco nachylił się zza uczniów dzielących go od Harry'ego, rzucając kruczowłosemu czarodziejowi dziwne spojrzenie.

- Rozdzieliłem was, żebyście mogli razem pracować. - odpowiedział Harry ze znużonym westchnieniem. - Widząc, że nie radzę sobie znacznie lepiej od was, równie dobrze mogę dołączyć do tłumu. - Pochylił się i rozejrzał wokół stołu. - Spójrzcie na osobę po swojej prawej i lewej stronie. Teraz spójrzcie na osobę naprzeciwko was. Nie obchodzi mnie, czy jesteście w różnych Domach, musicie nauczyć się ufać sobie nawzajem. - Jeśli, powiedzmy, utknąłem w pokoju pełnym wrogów z tylko Morag po mojej stronie, ostatnią rzeczą, którą chcę zrobić, to kłócić się, czyja to wina. Gdybym utknął w tej samej pozycji z Gin, odwrócilibyśmy się do siebie plecami i zaczęlibyśmy rzucać zaklęciami w naszych przeciwników, abyśmy mogli wydostać się żywi. Obwinianie zostanie na później. Nie twierdzę, że chcę, abyście wszyscy zostali najlepszymi przyjaciółmi, po prostu mówię, że musicie nauczyć się współpracować. Jesteście teraz drużyną, ale ponieważ jesteście drużyną, która musi oszukać całą szkołę, nie obchodzi mnie, czy macie ochotę zaatakować się nawzajem na korytarzu. Szkoła i tego typu spotkania to dwie bardzo różne rzeczy. W szkole możesz kłócić się o wszystko, o co macie tylko ochotę, ale Merlinie dopomóż, jeśli zaczniecie kolejną kłótnię na spotkaniu! Nie jesteśmy tutaj wrogami, ludzie! Jesteśmy towarzyszami. Jesteśmy po tej samej cholernej stronie! Jeśli macie problem z innym członkiem tej grupy, problem ten macie zostawić za drzwiami. George, jeśli znów zobaczę tę różdżkę bez pozwolenia, złamię ją. - Szmaragdowo-zielone oczy, a także większości uczniów, odwróciły się, by spojrzeć na rudowłosego bliźniaka, który najwyraźniej usiłował lewitować herbatnik z tacki na swój talerz.

- Myślę, że moglibyśmy coś zjeść. - delikatnie zasugerował Severus.

- Tak, bardzo dobrze. - Harry jęknął, uderzając głową o stół z głośnym trzaskiem. Kiedy nastała cisza, wszyscy szkoleni śmierciożercy oraz Hermiona zaatakowali tace z jedzeniem, które zostawiły skrzaty domowe. Voldemort podszedł i westchnął z miejsca Gregory'ego.

- Wyglądasz na wyczerpanego. - Harry posłał swemu kochankowi zmęczony uśmiech.

- To moja wina, że ​​czekałem do północy. Przeżyję. - Czarny Pan delikatnie odgarnął pasmo włosów z twarzy Harry'ego.

- Powinienem był poczekać do jutra na to spotkanie. Boże Narodzenie to zawsze taki trudny dzień.

- Nie. Zresztą i tak bym się nie wyspał. Wszystko w porządku.

- Raczej nie. - Ginny postawiła przed swoim najnowszym bratem talerz małych kanapek i filiżankę herbaty, zajmując miejsce Morag. - Może powinieneś po prostu wrócić do łóżka, starszy bracie. Wiem, że chcesz planować, ale nie sądzę, żeby w Malfoy Manor stało się coś ważnego. Zbyt wielu ludzi boi się tu być. W tym przypadku... - Ginny uśmiechnęła się do Czarnego Pana przelotnym uśmiechem. - Ludzie boją się, kiedy jesteś w tym samym pokoju, co oni, Tom. - Voldemort westchnął.

- Zauważyłem. Oczywiście zdają się zapominać o tym dość szybko, gdy wszyscy zaczynają kłótnie.

- Co zatem sugerujecie? - Harry wymamrotał do swojej herbaty, którą próbował popijać, nie odrywając głowy od stołu. Ginny wzięła od niego filiżankę herbaty i odłożyła ją z powrotem.

- Po pierwsze, sugeruję, żebyś usiadł przed wypiciem herbaty. - Harry posłał jej niechętne spojrzenie. - Powiedz im, którzy nauczyciele są po naszej stronie. Wyjaśnij plotki. Daj im sposób szybkiego nawiązania z Tobą kontaktu, jeśli będą musieli Ci coś powiedzieć. Niech sprawy między domami same się rozwiążą. - Harry jęknął i uderzył głową dwa razy w stół, zanim Voldemort zmusił go do zatrzymania się, przyciskając go ponownie do piersi.

- Dość. Nie chcę, żebyś rozwalał swój mózg na meblach, Harry.

- Tak, Voldie. - mruknął Harry, przewracając oczami. Krzyknął, gdy dłonie Czarnego Pana zaczęły łaskotać po bokach. - Łaski! Łaski! Proszę! - Zawołał przez śmiech. Voldemort zakończył łaskotanie i mocno przytulił nastolatka do piersi.

- Co mówiłem o tym przezwisku? - Harry zachichotał i spokojnie zamknął oczy.

- Nie robić tego. - Voldemort westchnął i pocałował szybko bliznę Harry'ego.

- Jedz. Poczujesz się lepiej. - Harry obdarzył go szelmowskim uśmiechem, gdy sięgnął po kanapkę. - I mogę czytać w twoich myślach, wiesz. - Harry skrzywił się i postanowił po prostu zjeść kanapkę. Ginny zaśmiała się z dwóch czarodziejów.

- W takim razie zostawię Harry'ego w twoich zdolnych rękach, mój panie. - zaoferowała Voldemortowi ukłon, zanim wróciła do tacy z jedzeniem.

:Tom?:

:Tak:

:Czy mogę uczynić Gin moją zastępczynią?:

:Będzie miała tylko władzę nad szkolonymi śmierciożercami.:

:Wiem. Tak jak Lucjusz jest twoim zastępcą u śmierciożerców.: Harry westchnął, oferując mężczyźnie krótki uśmiech. :Ale byłoby miło, gdyby mieli do czynienia z kimś innym niż ja, a ona ma dobry powód, żeby dużo się wokół mnie kręcić.:

:I ufasz jej.:

:Owszem. I fakt, że jest na szóstym roku. Nadal będzie w Hogwarcie w przyszłym roku. A ponieważ jest moją siostrą, będę mógł ją odwiedzać w każdej chwili.:

:Zakładając, że do tego czasu wasza przykrywka pozostanie.:

:Może: powiedział stanowczo Harry. :Nie będę rozdzielał jej i Teda w przyszłym roku. Powinno mu się pozwolić ją odwiedzić, jeśli chce.:

:Prawda...: Czarny Pan spojrzał na stół, gdzie wszyscy kończyli jeść. :Powrót do pracy, mój drogi.:

:Zaczynam rozumieć, dlaczego lubisz używać Cruciatusa na ludziach.: Voldemort wydał z siebie szczekliwy śmiech, gdy wstał.

:Nie jestem zaskoczony: zauważył, zanim spojrzał na grupę nastolatków, którzy obserwowali go z przerażeniem. :Myślisz, że ich przestraszyłem?:

:Zależy. Czy któryś z nich zmoczył już spodnie?: Voldemort posłał Harry'emu rozbawione spojrzenie i potrząsnął głową, po czym znów spojrzał na pozostałych. - Dobrze. Wróćcie na swoje miejsca. - Walczono, aby nie być ostatnim, który usiądzie na przydzielonym miejscu, gdy Czarny Pan spokojnie spacerował wokół stołu, aby zdobyć trochę jedzenia. Harry uśmiechnął się do pleców Voldemorta i rozbawiony potrząsnął głową.

- Jak on to robi?

- Praktyka. - zaproponował Gregory.

- Pewnie masz rację, - zgodził się Harry, zanim rozejrzał się po stole, ignorując mężczyznę o wężowym wyglądzie, który z łatwością zbierał jedzenie. - Dobrze. Więc powiem wam kilka rzeczy i będziemy mogli się rozdzielić. Powiedzieliśmy wam, że w Hogwarcie ma miejsce wielki spisek, by obalić Dumbledore'a. Ale nie wiecie, jak możecie pomóc. - Harry przerwał, by napić się herbaty. - Kiedy wsiądziecie do pociągu pod koniec przerwy, chcę, żebyście zaczęli rozpowszechniać plotki.

- Plotki? - Lisa przewróciła oczami. Harry rzucił jej przeszywające spojrzenie.

- Tak. - Lisa krzyknęła, gdy Voldemort pochylił się nad nią. - Nadal tu jestem, panno Turpin.

- Przestań. - Harry spojrzał niebezpiecznie na Czarnego Pana i wskazał puste miejsce u szczytu stołu. - Wracaj i siadaj.  -Voldemort machnął palcem na Gryfona.

- Bądź grzeczny wobec starszych.

- Hipokryta. - odparł Harry, uśmiechając się.

- Zatem dla starszych i lepszych. - zdecydował Czarny Pan, wracając na swoje miejsce. Harry przewrócił oczami i skinął głową Hermionie, która wyglądała na zdesperowaną, by coś powiedzieć.

- Herm, masz głos. - Hermiona uśmiechnęła się.

- Wypij swoją herbatę, Harry. - rozkazała, co Harry zrobił z szerokim uśmiechem.  - Plotki, które chcemy rozpowszechniać, są prawdą. Ponieważ jednak przekaz plotek w Hogwarcie jest tak szybki, mamy nadzieję, że zostaną one rozpowszechnione tak szybko, że Dumbledore nie będzie w stanie odnaleźć ich źródła. Im więcej będzie "przecieków", tym trudniej będzie znaleźć początek.

- Więc jak brzmią te plotki? - Zapytała Mandy, pochylając się do przodu.

- Trzy rzeczy. - Ginny z łatwością podjęła rozmowę, podczas gdy Harry tylko usiadł i pozwolił swoim przyjaciołom prowadzić konwersację. - Po pierwsze, że w Hogwarcie nauczają śmierciożercy.

- Ale wszyscy wiedzą, że profesor Snape jest śmierciożercą! - Millicenta zawołała, zanim rzuciła profesorowi przepraszające spojrzenie.

- Nie wszyscy wiedzą jednak, że profesor Brutùs jest niezwykle wysokiej rangą śmierciożercą. - zaoferował Draco. - W rzeczywistości prawdopodobnie nawet my nie wiedzielibyśmy o tym, ale Teodor słyszał to od ojca, a Harry to tylko potwierdził. - Siedemnaście par oczu zwróciło się do drzemiącego nastolatka, który uśmiechnął się do nich ze zmęczeniem.

- Jak myślicie, kto skłonił mnie do zmiany stron? Na pewno nie Voldemort.

- Wciąż tu jestem, wiesz? - powiedział Czarny Pan z miejsca u szczytu stołu, krzywiąc się.

- Jestem tego świadomy, dziękuję. - odparł Harry, ponownie zamykając oczy.

- Kolejna plotka do rozpowszechnienia. - szybko kontynuował Teodor. - To, że Czarny Pan wygrywa. Przynajmniej zdenerwuje to Dumbledore'a.

- I wreszcie, że wiara Harry'ego w Dumbledore'a powoli się chwieje. - dokończył Blaise.

- Ojej... - mruknęła Morag. - To będzie musiał być dla niego ostateczny cios.

- Szkoda, że i tak pewnie nie upadnie. - Harry zmusił się, by usiąść i ponownie rozejrzeć się po stole. - Jeśli potrzebujecie informacji ode mnie lub Voldemorta, sugeruję, abyście przyszli bezpośrednio do mnie, jeśli możecie mnie znaleźć. Jeśli nie, profesorowie Brutùs i Snape zawsze chętnie wydadzą jakiś szlaban. A jeśli nie macie ochoty na odbywanie szlabanu, możecie to przekazać Gin, która jest moją "dziewczyną" i zastępczynią.

- Poczekaj, od kiedy?! - Ginny gapiła się na Harry'ego ze zdziwieniem.

- Voldemort i ja zdecydowaliśmy się na to około pięciu minut temu.

- Zdefiniuj zastępczyni. - powiedział niebezpiecznie Fred. Harry przewrócił oczami na bliźniaka.

- Na litość boską, Fred, uspokój się. Jesteś prawie tak zły, jak Ron. - Fred zbladł. - Gin jest moją zastępczynią, oznacza to po prostu, że ma nad wami trochę władzy. Jeśli powie, że musicie zacząć rozpowszechniać nowe plotki, macie się do tego dostosować, tak jakby rozkaz był ode mnie. Jednak w przeciwieństwie do mnie nie ma kontroli nad starszymi śmierciożercami. Tam zastępcą jest Lucjusz Malfoy, który natomiast nie ma prawa rządzić nad wami nie bardziej niż Glizdogon, czyli wcale.

- Nie, żeby Glizdogon próbował rozkazywać komukolwiek. - mruknęła Hermiona. Harry uśmiechnął się szeroko.

- Według Nagini ostatnio robi się dość chytry.

- Co?! Dlaczego o tym nie słyszałem? - warknął Voldemort, spoglądając na Harry'ego. Kruczowłosy nastolatek uśmiechnął się.

- Byłeś zbyt zajęty, próbując powiedzieć wszystkim, że muszą mnie słuchać. Nagini opowiedziała mi wiele interesujących rzeczy.

- I ufam, że nie planujesz powtarzać ich na głos, prawda? - odpowiedział Voldemort, a szkarłatne oczy zwęziły się niebezpiecznie.

- Nie. Teraz nie. Może później, kiedy cię nie będzie w pobliżu.

- Harry...

- Droczę się. Rany! - Harry przewrócił oczami i bezradnie podniósł ręce w górę, wywołując śmiech zza stołu.

- Wszelkie informacje zostaną dokładniej przekazane, jak tylko ustalimy, kto ma się, czym zajmować przeciwko Jasnej Stronie. - przerwał ostro Voldemort. - Harry prawdopodobnie też będzie was szukał w szkole, żeby przekazać wam inne informacje lub, aby ustalić, co jeszcze możecie robić.

- Jeśli na przykład jesteście dobrzy w miksturach, wyślę was do profesora Snape'a, kiedy będzie potrzebować pomocy. Jeśli jesteście dobrzy w pojedynkach, ustalę czas z profesorem Brutùsem, z którym możecie popracować nad swoimi umiejętnościami. Jeśli dobrze sobie radzicie z rozpowszechnianiem plotek... - skinął głową Lisie i Pansy. - zwrócę się do was po najnowsze wiadomości i być może dam wam kilka nowych plotek do rozpowszechnienia. Jeśli macie mnóstwo przyjaciół, proszę was teraz, abyście próbowali przekonać ich do naszej sprawy. Im więcej osób mamy w szkole, tym lepiej. Najlepiej jeszcze, jeśli będziemy mogli zbierać młodszych uczniów, choć z wielu z dość oczywistych powodów nie będziemy rozdawać naszyjników osobom poniżej siedemnastego roku życia. - Harry rozejrzał się po morzu poważnych twarzy i stanowczo skinął głową. - Koniec spotkania. Mam nadzieję, że zobaczę was wszystkich w pociągu.

- Severusie, zostań chwilę. - rozkazał Voldemort nad odgłosami poruszających się krzeseł. Śmierciożerca skinął głową i podszedł do Harry'ego, podczas gdy Ginny przyciągnęła uwagę Czarnego Pana.

- Weź to. Mam wrażenie, że ci się przyda. - zasugerował Severus, wyciągając butelkę eliksiru. Harry uśmiechnął się i wziął eliksir.

- Dziękuję Panu. Ratuje mi pan życie. - Wypił Eliksir Pieprzowy jednym haustem i wstał, rozciągając się. - Nigdy nie wiedziałem, że to tyle pracy. Rany.

- Będzie lepiej. - zaoferowała Hermiona, kładąc dłoń na ramieniu. - Prawdopodobnie nie będzie tak źle, jeśli nie będzie tutaj dorosłych ani mnie. Chcą rozmawiać z tobą, a nie z Tomem, profesorem Snape'em lub mną. - Harry delikatnie poklepał ją po dłoni.

- Gdybyśmy myśleli, że będziesz dobrym śmierciożercą, byłabyś w grupie, Herm.

- Wiem, ale nie jestem. No i jestem w ciąży. Teraz muszę być bardziej odpowiedzialna niż kiedykolwiek.

- Wszystko będzie dobrze. - zapewnił ją Harry. - Co mi przypomina. Tom i ja zastanawialiśmy się, co Dumbledore przygotuje dla ciebie, kiedy dziecko się urodzi. Nie możesz zbytnio zostać w dormitorium.

- Nie. Dostanę własny pokój w Wieży.

- Nie będziesz miała, kiedy spać! - krzyknął przerażony Harry.

- Harry, wszystko będzie dobrze, zapewniam cię. - Hermiona westchnęła. - Jednak zbliża się koniec szkoły, więc nie powinno to stanowić problemu.

- To tuż przed twoimi OWTemami. - mruknął Draco, dołączając do nich z Pansy, Blaise'em i Seamusem.

- Jesteś dobrą uczennicą, panno Granger, ale wątpię, byś nawet ty mogła poradzić sobie ze snem, opieką nad dzieckiem i twoimi OWTemami naraz. - zauważył łagodnie Severus.

- Dlatego złożę petycję, by dzielić z nią pokój. - oświadczyła Ginny, prowadząc swoich braci, Teodora i zmienionego Toma.

- Ginny, nie! - Hermiona potrząsnęła głową.

- Tak. - wszyscy odpowiedzieli chórem.

- Dostaniesz również pomoc od nas w opiece nad tym małym szkrabem. - oświadczył Seamus. - Ponieważ nie ma sposobu, abyśmy zmuszali cię do samodzielnej opieki nad dzieckiem.

- Jeśli potrzebujesz pomocy, jestem pewien, że będziesz mogła dawać nam dziecko na noc do dormitorium. - dodał cicho Harry. - To jest dziecko Rona, więc też musi coś robić. Jeśli Neville i Dean będą mieli coś przeciwko mogą spać na kanapie na dole lub w pokoju z młodszymi chłopcami.

- Do diabła, Millie i ja nie mielibyśmy nic przeciwko zabraniu tego dzieciątka na noc, naprawdę. - zaproponowała Pansy. - Millie ma młodszą siostrę, o którą się troszczy, kiedy jest w domu. Na pewno by się cieszyła, że może pomagać. - Hermiona rozejrzała się ze łzami w oczach, po czym schowała twarz w piersi Harry'ego z cichym:

- Dziękuję.

- Dlaczego wszyscy nie pójdziecie do salonu? Severus i ja musimy przedyskutować kilka rzeczy. - zasugerował Tom. Harry skinął głową Draco, który przejął inicjatywę.

- Chodź, Herm. Możesz więcej popłakać, kiedy usiądziemy. - powiedział łagodnie do dziewczyny w swoich ramionach. Hermiona podniosła wzrok i zaśmiała się, ocierając łzy.

- Och, Merlinie, Harry. Co bym bez ciebie zrobiła? - Harry uśmiechnął się szeroko.

- Cóż, na pewno nie byłabyś przyjaciółką Rona. - Hermiona roześmiała się, gdy poszli za resztą grupy do salonu.

- Racja! - Kiedy wszyscy usiedli, bliźniacy pochylili się, by zmarszczyć brwi na Harry'ego.

- Więc Harry, stary...

- dlaczego nasza siostra...

- szanowna Ginewra Weasley–

- ma piękny pierścionek ...

- ... na jej lewej ręce ... -

- który wygląda podejrzanie jak herb Potterów ze zdjęcia, które kiedyś widzieliśmy? - Harry usiadł i uśmiechnął się do nich, podczas gdy Draco, Hermiona, Teodor i Ginny się zaśmiali.

- Po pierwsze, spotyka się z Tedem, a nie ze mną, więc możecie wyrzucić ten wspaniały pomysł z waszych myśli.

- Tak właśnie sądziliśmy. - odpowiedzieli Fred i George.

- Pierścień był jej świątecznym prezentem. - Harry patrzył z rozbawieniem, jak bliźniacy wykonują ruchy rękami, każąc mu kontynuować tę myśl.

- Och, naprawdę. - Ginny rzuciła kruczowłosemu nastolatkowi brudne spojrzenie.

- Uczynił mnie swoją młodszą siostrą. Noszę go na lewym palcu serdecznym, aby wkurzyć Rona.

- To ... właściwie ...

- ... ma sens ... - Pokój wypełnił się śmiechem, gdy bliźniacy potrząsnęli głowami, uśmiechając się.

- Zgadza się. - Harry pochylił się, znów nagle poważny. - Fred, George, wy nadal chodzicie na spotkania Zakonu?

- Te, na które możemy. - Fred skinął głową.

- Czasami sklep jest zbyt ważny, żeby go opuścić.

- Zatrudnijcie pracowników. - zasugerował Draco, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Mamy duże pieniądze, panie Malfoy, ale nie mamy wystarczającej ilości pieniędzy, aby zatrudnić więcej niż dwóch pracowników, których mamy i są naszymi przyjaciółmi, więc pracują taniej. - odparł Fred.

- Zapłacę za jeszcze dwóch. Potrzebuję waszej dwójki, abyście uczestniczyli w jak największej liczbie spotkań Zakonu, aby przekazywać nam informacje, których Snape nie może. - wtrącił się Harry.

- Masz aż tak dużo pieniędzy? - Zapytał George w szoku. Fred nie wyglądał dużo lepiej.

- Mam trzy krypty rodzinne Potterów, to, co wysyłacie mi z "Magicznych Dowcipów Weasleyów", a także kryptę rodziny Black. Mogę zrobić kolejny skarbiec, z którego możecie brać pieniądze na opłacenie nowych pracowników.

- Rany, Harry...

- Och! I Gin, muszę zdobyć ci klucz do głównego skarbca. - dodał Harry. - Jako moja siostra masz takie samo prawo do tych pieniędzy jak ja.

- Z tak dużą ilością gotówki, dlaczego nie ubierasz się odpowiednio? - Zażądała Pansy. - Harry wzruszył ramionami.

- Nie mam wyczucia mody, a przynajmniej tak mi powiedziano.

- Zabieramy cię na Ulicę Pokątną przed końcem wakacji. - zdecydował Draco. - Ciebie też, Gin. I Hermionę. - Hermiona szturchnęła Harry'ego w bok, kiedy jęknął.

- To twoja wina, wiesz. To ty zaprzyjaźniłeś się ze Ślizgonami. - Harry rzucił jej zirytowane spojrzenie.

- Ale to ty poszłaś za mną.

- Czy słyszysz, żebym narzekała? - Harry znów jęknął, gdy wszyscy się zaśmiali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top