Zniknięcie
- Valk, o czym ty mówisz? Jak to ,,zniknęła"? – szepnęłam zasłaniając usta dłonią – Przecież... Przecież nie mogła się, do jasnej cholery, zapaść pod ziemię! – powiedziałam trochę zbyt ostro, niż planowałam.
- Może usłyszała naszą rozmowę i źle ją zinterpretowała? – spytał drżącym głosem.
Valkyon był z natury bardzo spokojny, jednak teraz wyraźnie widziałam, jak stres i panika zawładnęła całym jego ciałem. Ramiona Strażnika co jakiś czas drgały spazmatycznie, zaś jego złote oczy przepełnione były strachem w najczystszej postaci.
- Och, Ykhar – jęknęłam tracąc grunt pod nogami.
Mój Boże, to wszystko moja wina. Po co ja w ogóle proponowałam mu całą tę chorą szopkę? Powinnam była przewidzieć, że z moim wątpliwym szczęściem właśnie tak to wszystko się zakończy.
Podparłam się o framugę drzwi, by nie stracić równowagi i nie paść na podłogę starając się ignorować Sunny, która wbijała mi swoje małe pazurki w łydkę.
- Może niedługo wróci? - spytałam słabym, ochrypłym głosem.
- Erika, szukałem jej przy brzegu lasu i po całej Kwaterze, a biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia z siostrą Miiko nie sądzę, by w okolicy było bezpiecznie.
- T...tak, chyba masz rację.
- Cała Straż jest już zebrana w Sali Drzwi, będziemy prowadzić akcję poszukiwawczą.
Słysząc o poszukiwaniach natychmiast rzuciłam się w kierunku swojej szafy i wyciągnęłam z niej kurtkę. Nałożyłam ją w biegu jednocześnie walcząc z Sunny o szalik, czy też może o jego resztki, które Cirala bezlitośnie zmasakrowała. Chowańcowi widocznie zaczynały wybijać ząbki, o czym mogły też świadczyć moje podrapane meble.
Wsunęłam na stopy ciepłe kozaki i stanęłam przed Valkyonem patrząc na niego z determinacją.
- Idziemy! – zarządziłam – Znajdziemy ją, mówię ci.
- Dobrze, ale... nie sądzę, żeby to coś, co masz obwiązane na szyi, w jakikolwiek sposób mogło zahamować chłód.
- Zapomnij – jęknęłam i rzuciłam szczątki zmasakrowanego szalika na podłogę.
Sunny nie marnując okazji do starcia z przedmiotem martwym rzuciła się na resztki szalika turlając się z nimi przez pół pokoju.
Nie chcąc już marnować jeszcze większej ilości czasu wyszłam ze swojego pokoju i pewnym krokiem podążyłam za Valkyonem do Sali Drzwi.
Co ja najlepszego narobiłam? Była dla mnie taka dobra... Zawsze miała dla każdego dobre słowo i rozdawała na prawo i lewo te swoje piękne, urocze, szerokie uśmiechy. Dlaczego ona?
Cholera. Zaczynam już myśleć tak, jakby umarła.
Erika, na kochaną babcię Oracle, uspokój się! - skarciłam się w myślach odsuwając od siebie czarne niczym smoła wizje. Przecież nie mogło dojść do najgorszego! Spokojnie, ona tylko zniknęła, to jeszcze nic nie oznacza. Jest cała i zdrowa w jednym kawałku.
Boże, co ze mnie za przyjaciółka?
Weszłam z Valkyonem do Sali Drzwi w której panował okropny harmider i zaduch. Część osób o coś się ze sobą wykłócała, inni panikowali, a tylko nieliczna garstka osób w spokoju czekała na dalsze rozkazy zachowując zimną krew. Przepełzłam wzrokiem po Sali i odszukałam Nevrę, który rozmawiał z jakąś blondynką żywo przy tym gestykulując.
Zdziwił mnie fakt, że brunet nawet nie raczył do mnie zajrzeć i poinformować o zaistniałej sytuacji. To troszkę dziwne biorąc pod uwagę dzisiejszy poranek. A może byłam tylko kolejną pannicą do zaliczenia? Cóż, przyjdzie jeszcze pora na zamartwianie się tym, teraz odszukanie Ykhar powinno być moim priorytetem.
Obróciłam się w stronę złotookiego posyłając mu smutny uśmiech.
- Tak bardzo mi przykro – szepnęłam – Ja... nie chciałam źle.
- Wiem o tym – chłopak położył dłoń na moim ramieniu – Nie obwiniaj się tym, to mogło przytrafić się każdemu.
- Jasne – odparłam bez przekonania.
- Wybacz, ale muszę cię teraz zostawić – chłopak posłał mi przed odejściem krzepiący uśmiech, po czym wszedł na schody próbując uspokoić tłum. Po chwili po jego prawej stronie stanął niezadowolony Ezarel, zaś po lewej Nevra, który posłał jakiejś grupie dziewcząt zabójczy uśmiech.
Dziewczyny pisnęły z zachwytu, co wyraźnie brunetowi bardzo odpowiadało i połechtało jego ego.
- Cisza! – krzyknął Kero do wszystkich zebranych, którzy i tak zdawali się mieć go w bardzo głębokim poważaniu.
Poczułam, jak zaczyna się we mnie gotować. Czy oni są poważni? Mamy znaleźć członkinię Lśniącej Straży, a oni zamiast działać wolą panikować niczym nieuświadomione pewnych rzeczy nastolatki podczas pierwszej miesiączki?
Zaciskając pięści przepchałam się przez tłum starając się nie udusić w tym okropnym ścisku i stanęłam na schodach obok chłopaków.
- Czy nie można ich uciszyć w inny sposób? – syknęłam.
- A czy widzisz, żeby kogokolwiek w ogóle słuchali? – odparł Ezarel mierząc mnie wzrokiem – Po zniknięciu członka Lśniącej Straży to było do przewidzenia, że zapanuje chaos i panika.
Znów to lodowate spojrzenie, co na początku naszej znajomości. Jasnym się stało, że nasz rozdział, o ile tak to w ogóle można nazwać, jest już skończony. Ścisnęłam usta w cienką linię powstrzymując łzy złości.
- Zamknijcie się w końcu! To akcja poszukiwawcza, nie targ u Purrekosów! – wrzasnęła Miiko z końca Sali, i dopiero to pomogło.
Chyba pierwszy raz w życiu ulżyło mi na widok rozwścieczonej Miiko, której dłoń jarzyła się niebezpiecznie niebieskim, skwierczącym płomieniem.
- Miiko, nawet nie wiem, jak ci dziękować – jęknął blady jak ściana Kero.
- Mam listę par do poszukiwań, którą układał Nevra – Kitsune odchrząknęła wyjmując z kieszeni kartkę papieru i zaczęła czytać listę imion Strażników – Alajea i Karenn! Rias i Lare! Ewelein i Jaafan! Nevra i Seraphine! Erika i... - Miiko przerwała marszcząc brwi, po czym spojrzała na bruneta jak na skończonego idiotę – Nevra, mój drogi przyjacielu, czy ty łączyłeś te pary na oślep?
- Po części – przyznał.
Czyli że nie chciał, bym z nim była w parze? Wolał inną dziewczynę...
- Erika i Ezarel.
- Nie zgadzam się! – zagrzmiała Ewelein próbując przecisnąć się przez tłum.
- Ewe, z całym szacunkiem, ale nie będziemy marnować czasu i układać na nowo listę par tylko dlatego, bo jesteś niezadowolona. Bądź grzeczna i dostosuj się ten jeden raz – powiedziała lodowato, po czym kontynuowała czytanie imion.
- Nevra – szepnęłam do wampira ignorując dalsze wywody Ewelein.
Chłopak podskoczył jak poparzony słysząc mój głos.
- Tak? – spytał nieco spięty.
Podeszłam do bruneta i mocno się do niego przytuliłam.
- Dlaczego nie chciałeś być ze mną w parze? Bardzo dziwnie się zachowujesz.
Rozglądając się niepewnie po sali nachylił się nade mną. Ucałował delikatnie moje czoło i ostrożnie odsunął mnie od siebie.
- To nie tak, Erika. Po prostu muszę omówić kilka rzeczy ze starą znajomą, która dzisiaj powróciła z długiej misji.
- Och... W takim razie może mnie z nią później poznasz?
- Może? – odparł patrząc gdzieś nieobecnym wzrokiem.
Zaczynałam czuć bolesną irytację jego zachowaniem. Dlaczego nagle stał się tak zdystansowany wobec mnie? Cholera, co mu chodzi po głowie?
A może po prostu dałam mu się wykorzystać?
Całkowicie zatraciłam się w swoich pytaniach. Nevra totalnie wybił mnie z rytmu.
Skończony idiota.
W zasadzie... wcale nie byłam lepsza.
Robię wyrzuty komuś, kto bawił się mną przed swoimi zaręczynami, sypiam z chłopakiem, który jeszcze do niedawna był dla mnie jak starszy brat i któremu najprawdopodobniej dałam się podle wykorzystać oddając mu swoją niewinność, ponadto doprowadziłam do ucieczki najlepszej przyjaciółki.
Kretynka jakich mało.
Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy ktoś szarpnął moje ramię.
Ezarel.
- O co chodzi? – spytałam mało inteligentnie.
- Jesteśmy parą – odparł równie inteligentnie, co ja.
- No, i?
- Idziemy – mruknął.
Westchnęłam przeciągle i otarłam czoło wierzchem dłoni zaczynając współczuć samej sobie. Zapowiadają się bardzo ciężkie poszukiwania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top