Zmarnowany dzień
Rano obudziłam się kompletnie zdezorientowana rozglądając się po pokoju Ezarela. Nie miałam okazji, by przyjrzeć mu się uważniej, ponieważ po wczorajszych przygodach w łaźni w mojej głowie były tylko dwie czynności – ucieczka i sen.
Usiadłam na brzegu łóżka przecierając zaspane oczy, po czym zaczęłam nimi sunąć po całym pomieszczeniu.
Pastelowo błękitne nagie ściany, bez żadnych zbędnych ozdób, obrazów czy też zdjęć. Gładki, drewniany parkiet, który przyjemnie chłodził moje dotykające go stopy.
Naprzeciwko łóżka stało drewniane biurko, obok którego stała półka wręcz uginająca się od pokaźnych rozmiarów kolekcji książek.
W pomieszczeniu znajdowała się również szafa i niewielkich rozmiarów półeczka z paroma szufladkami. Trzeba przyznać, że pomieszczenie było niewielkie i bardzo surowo urządzone, jednakże przytulne. Moim zdaniem taki minimalizm zdecydowanie pasował do Ezarela.
Podeszłam do wielkiego okna przeciągając się po drodze, po czym otworzyłam je z zamiarem wpuszczenia do pomieszczenia odrobiny świeżego powietrza.
Spojrzałam na niewielki zegar ścienny, który wskazywał ósmą rano. Westchnęłam cicho i weszłam do niewielkiej łazienki, w której znajdowała się toaleta i umywalka. Całe szczęście, że przynajmniej toaletę każdy ma osobno. Nie wiem, czy po wczorajszym zniosę więcej. To trauma, która prawdopodobnie zostanie ze mną na dłuższy czas.
Zaliczyłam poranną toaletę, ubrałam się i poszłam do stołówki na śniadanie. W rogu Sali siedział już Ezarel, któremu towarzyszyła Ykhar. Brownie jak zwykle gadała jak najęta, jednak chłopak zdawał się nie słuchać tego, co do niego mówi. Mam tylko nadzieję, że nie powiedział jej niczego chamskiego bądź niestosownego.
Może jeszcze nie zdążyła zauważyć, że coś jest nie tak? Mogłam mieć tylko nadzieję.
Po Ezarelu mogłam spodziewać się wszystkiego.
Wzięłam swoją porcję racji żywnościowych i przysiadłam się do nich.
- Jak się spało? – spytałam na powitanie biorąc do ust kęs kromki chleba z miodem.
- Dobrze – odparła Ykhar nie spoglądając na mnie – A tobie? Jak ci się spało w ciele Ezarela, Erika?
Wytrzeszczyłam na nią oczy, po czym przeniosłam wzrok na Ezarela, który w odpowiedzi smętnie wzruszył ramionami.
- O...o czym ty mówisz? – zaśmiałam się nerwowo.
- O wszystkim wiem – mruknęła – Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś? – w jej głosie było słychać, że rudowłosa czuje się trochę urażona moim brakiem zaufania – Przecież wiesz, że nic nikomu nie powiem.
- Przepraszam – mruknęłam ze skruchą obracając w palcach łyżeczkę do herbaty.
- Mam nadzieję, że jako swojej przyjaciółce dasz mi w przyszłości nieco więcej zaufania – spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się – No już, nie gniewam się. I tak sama się domyśliłam, Ezarel nie umie zachowywać się jak ty, szczególnie gdy napije się bimbru.
- Przestańcie rozmawiać tak, jakby mnie tu nie było – zdenerwował się elf.
- Trzeba było zachowywać się normalnie – burknęła Brownie.
- Co on zrobił? – ściągnęłam brwi.
- Nie pytaj – westchnęła – Możesz się też o nic nie martwić, będę miała na niego oko, gdy nie będzie cię w pobliżu.
- Będę bardzo wdzięczna. O rany, nie mogę się doczekać powrotu do swojego ciała.
Ezarel wywrócił oczami i posłał mi złośliwy uśmiech.
- Też tylko na to czekam. Twoje ciało jest wątłe i czuję się niesamowicie pusto.
- Pusto?
- Tak. Pusto mi bez moich spiczastych uszu i penisa – wzruszył ramionami.
Obie z Ykhar spojrzałyśmy po sobie czerwieniąc się niczym dwa czerwone jabłuszka.
- J...jak ty możesz mówić o tym tak bez skrępowania? – szepnęła zawstydzona przygryzając nerwowo wargę.
- Normalnie. Poza tym, nie obchodzi mnie wasze zdanie na mój temat – uśmiechnął się obnażając moje w miarę równe zęby.
- Za to twoje jądra ciągle obijają i obcierają mi się o uda – odpyskowałam.
Nie wierzę, że powiedziałam to na głos.
Ezarel zaczął zwijać się ze śmiechu ledwie łapiąc oddech, zaś Ykhar zgromiła mnie wzrokiem.
- Skończcie już ten chory temat – jęknęła.
- Lepsze to niż cycki, przez które nie mogłem spać na brzuchu – brnął dalej wycierając załzawione ze śmiechu oczy – Sikanie na siedząco też raczej nie należy do atutów kobiecego ciała.
Ykhar wstała gwałtownie i żwawym krokiem bez słowa opuściła stołówkę.
- I zobacz, spłoszyłeś ją – westchnęłam przeczesując palcami długie, niebieskie włosy.
- To nie tylko ja. Ty też nie pozostajesz bez winy – uśmiechnął się złośliwie i wsadził odstający kosmyk włosów za ucho.
- Och, zamknij się już.
- O nie! Moja kochana ziemianka znów ma zamiar mnie ignorować i zbywać? – spytał udając wielkie rozczarowanie.
- A żebyś wiedział – burknęłam dojadając resztę kanapki.
- I tak nie możesz. Musimy iść teraz do laboratorium, by wypełnić papiery.
- I na co ja ci tam jestem potrzebna? – zmarszczyłam brwi.
- No nie wiem, może dlatego, że to by było trochę dziwne? – prychnął niczym rozjuszony kot - No wyobraź to sobie, głupia ziemianka będzie wypełniać bardzo ważne papiery nie znając nawet podstaw naszego języka podczas, gdy szef Absyntu będzie się opierdzielał i bezcelowo jak jakiś obłąkaniec spacerował po całej Kwaterze Głównej.
- Spoko, już rozumiem, cholerny rasisto – burknęłam niewesoło zabijając go wzrokiem – A tak poza tym, nie męczy cię kac?
- W przeciwieństwie do ciebie wiem czego w takich sytuacjach użyć – odparł nawet nie próbując kryć dumy z siebie.
Widzę, że dalsza rozmowa z nim nie ma raczej sensu. On dosłownie na wszystko umie znaleźć jakąś wredną odpowiedź.
Co poradzić, taka jego natura.
W ciszy dokończyliśmy posiłek i pokierowaliśmy się w stronę Sali alchemicznej, jednak po drodze zaczepiła nas Ewelein.
- Ez, a gdzie ty się z nią wybierasz? – odezwała się z pewnym wyrzutem krzyżując ręce na piersiach.
Że też musieliśmy wpaść akurat na nią. Jest tyle osób w Kwaterze, ale oczywiście trzeba było trafić na osobę, z którą kompletnie nie umiem rozmawiać. Jest dość... specyficzna.
- Och, Ewelein, miło cię widzieć – przywitałam się z całych sił próbując powstrzymać się od sarkazmu – Wybacz, ale to nie twoja sprawa co robię, gdzie i z kim.
Oboje z Ezarelem spojrzeli na mnie wyraźnie zdziwieni.
- Słucham?
- To, co słyszałaś. To, że jesteśmy tej samej rasy wcale nie oznacza, że muszę ci się ze wszystkiego spowiadać, racja? – uniosłam brwi.
Cholera. Już powoli podłapuję zachowanie Ezarela. Sama nie wiem, czy to powód do dumy, czy tez może raczej do płaczu i rozpaczy.
Ewelein zgromiła Eza spojrzeniem, na co Elf przewrócił oczami.
- Ona... ona ma na ciebie zły wpływ – odezwała się po chwili milczenia, obróciła się na pięcie i odeszła szybkim krokiem.
- A wal się, podła cholero – mruknęłam pod nosem.
Zerknęłam na Eza, który ku mojej uciesze nie wydawał się być zły całym tym zajściem. Wręcz przeciwnie. Wyglądał tak, jakby bardzo dobrze się bawił.
- W końcu ktoś odważył się powiedzieć jej prawdę – westchnął.
- Czyżbyś tchórzył za każdym razem?
- Nie, zazwyczaj zbywałem ją bardziej subtelnie.
- Ach, rozumiem – w sumie to nie moja sprawa.
Po tej jakże głupiej konfrontacji w końcu mogliśmy pójść do laboratorium.
Chłopak usiadł przy biurku rozkładając papiery i przybierając niezwykle poważny wyraz twarzy.
- Jeżeli będziesz mi przeszkadzała obiecuję ci, że stąd wylecisz – zwrócił się do mnie.
- Tak jakby mi zależało, żeby tu z tobą siedzieć – prychnęłam, jednak posłusznie usiadłam w kącie po turecku i oparłam głowę o ścianę dając temu kretynowi pracować w spokoju i ciszy.
Sama zaś zaczęłam tonąć we wspomnieniach i swoich przemyśleniach.
Bardzo bym chciała skontaktować się w jakiś sposób z moimi rodzicami i powiedzieć im, że żyję. Że wszystko ze mną w porządku i że jakoś się trzymam.
Mogłam się założyć, że zamartwiają się na śmierć.
Bardzo, ale to bardzo rozpaczliwie pragnęłam powrócić do mojego wcześniejszego życia na ziemi. Robić po prostu to wszystko, co robi normalna studentka i spokojnie zapewniać sobie cegiełka po cegiełce swoją jak najlepszą przyszłość. Na pewno tęskniłabym za wieloma osobami tutaj poznanymi, jednak to nie jest mój świat.
Byłam tu jedynie niechcianym intruzem, co pokazano mi już chyba setki razy. Nawet po odkryciu płynącej w mych żyłach namiastki krwi faery.
- Erika, podaj mi tą zieloną miksturę na samej górze półki po lewej stronie - wyrwał mnie z moich myśli Ezarel, który bezskutecznie próbował zdjąć fiolkę. Moje ciało okazało się być za niskie, by jej sięgnąć.
Wstałam posłusznie i zdjęłam miksturę, przy okazji niechcący coś zrzucając.
Otworzyłam oczy i ujrzałam nachylających się nade mną Ezarela i Miiko. Zdałam sobie sprawę, że leżę na podłodze przed laboratorium.
- Co się stało? - spytałam zdezorientowana.
- Stłukłaś Liquid Papaver - odparła lisica.
- Że co?
- Ciecz usypiająca, kretynko! - wybuchł Ezarel - Jak można być taką ofiarą losu?! Wiesz, co teraz mówią o mnie w całej Straży Eel?!
- Nie obchodzi mnie to – podniosłam się z podłogi masując tył głowy, który nieznośnie pulsował z bólu. Musiałam o coś bardzo mocno przyrżnąć, gdy upadłam.
- Wszystko w porządku? - spytała Miiko z troską w głosie.
- Martwisz się nią zamiast...
- Trzeba było mnie nie prosić o pomoc, skończony idioto! - przerwałam mu.
- Jesteście niemożliwi! Oboje! - tym razem to Miiko podniosła głos - Nie mam dziś humoru, więc rozwiążemy problem szybko i skutecznie.
Wzięła za nadgarstki mnie i Ezarela, po czym wypchnęła nas z Sali Drzwi zatrzaskując wejście. Usłyszałam brzęk kluczy.
- Miiko, chyba nie powiesz mi, że spędzimy noc na dworze? - krzyknął Ezarel szarpiąc za klamkę.
- A niby dlaczego nie?! - odkrzyknęła.
- Miiko!
- Trzeba było zachowywać się normalnie!
- Miiko, proszę!
Tym razem nikt mu nie odpowiedział.
Byłam zaskoczona, że jest już wieczór.
- Czy ja... spałam przez cały dzień?
- Owszem. A tak poza tym nie tylko ty spałaś, przez Ciebie zmarnowałem tyle czasu... – westchnął zrezygnowany siadając pod drzwiami. Poszłam za jego przykładem i siadłam obok niego.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to się tak skończyło.
Zacisnął usta w cienką linię nic nie odpowiadając.
- Jesteś na serio bezużyteczną istotą – mruknął po długiej chwili milczenia kuląc się z zimna.
Wolałam już nic się nie odzywać, bo jeszcze zostanę bardziej zbesztana.
Po jakimś czasie siedzenia na dworze poczułam, jak Ezarel osuwa mi się na ramię, zaś z jego ust było słychać cichutkie pochrapywanie.
Usnął.
Poszłam za jego przykładem i również oparłam się o niego wsłuchując się w głuchą ciszę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top