Zamiana
Już od ponad tygodnia miałam święty spokój od niebieskowłosej apokalipsy zwanej Ezarel. Ignorowałam i unikałam go do tego stopnia, że powoli zaczynałam wątpić, że da się bardziej. Oczywiście mój „kochany" szef próbował kilka razy wdać się ze mną w nieco bardziej ożywioną dyskusję, jednak w takich wypadkach po prostu odchodziłam i udawałam, że go nie słyszę. Jego frustracja moim ignorowaniem jego durnych zaczepek napawała mnie wręcz kolosalnych rozmiarów satysfakcją.
Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia jak długo tak pociągnę, w końcu to mój szef a niestety, raport sam się nie zda.
Jak na złość właśnie wracałam z nudnawej misji, która polegała na szukaniu i zbieraniu jaj Chowańców. Jakakolwiek misja równa się zdaniu raportu szefowi swojej straży.
Nic na to nie poradzę, chyba trzeba się z tym zmierzyć. Z drugiej jednak strony moja podświadomość cichutko podpowiadała mi, żebym zostawiła jajka w laboratorium i po prostu zwiała jak najdalej od „siedziby" wroga.
Dzielnie stanęłam przed salą alchemiczną zaciskając kurczowo pięści na ciężkim, wiklinowym koszyczku wypełnionym po brzegi jajami Crylasmów i stanęłam u progu drzwi prześlizgując wzrokiem po rzędach różnych, kolorowych fiolkach wypełnionych płynami i po sprzęcie laboratoryjnym.
Pusto.
Po cichu weszłam do środka dzierżąc ciężki koszyk, po czym położyłam go na stole pośród porozwalanych pipet, bagietek, zlewek, probówek i innego drobniejszego sprzętu laboratoryjnego. Sala alchemiczna wręcz wołała i błagała o to, by w niej posprzątać, jednak to już nie moja sprawa. Zadowolona z siebie obróciłam się na pięcie i już miałam wychodzić, jednak w drzwiach laboratorium stała osoba, której bardzo, ale to bardzo nie chciałam spotykać. Mężczyzna zaciskał dłoń na klamce drzwi przyglądając mi się badawczo.
Prychnęłam na niego pogardliwie idąc w stronę wyjścia, na co elf zamknął całkowicie drzwi.
- Chcę wyjść – zażądałam tupiąc nogą niczym małe dziecko.
- Ktoś tu będzie miał problemy, jeśli nie zda mi raportu – zacmokał z dezaprobatą patrząc mi przez ramię – Jesteś straszną idiotką, nie powinnaś tam kłaść jaj Chowańców. Pomyśl, co by się stało, gdyby stała tam jakaś trująca substancja?
Nie pomyślałam o tym. Poczułam, jak na moje policzki wkrada się rumieniec i spuściłam głowę wbijając wzrok w swoje buty.
- Jesteś bardzo lekkomyślna – stwierdził – Można by rzec, że stwarzasz zagrożenie! Chyba muszę porozmawiać z Miiko o tym, czy mogę cię wsadzić do klatki.
- Chyba sobie żartujesz!
- Czy wyglądam, jakbym żartował? – uniósł brwi uśmiechając się drwiąco – Ewentualnie mogę cię uwiązać na łańcuchu w laboratorium, przynajmniej zawsze panowałby tu porządek. Nie martw się! Jak będę w litościwym nastroju, będę cię wyprowadzał na spacery. Oczywiście, jak będziesz grzeczna.
Spojrzałam na niego jak na skończonego kretyna, którym był, po czym podeszłam trochę bliżej.
- Wypuść mnie.
- Najpierw raport.
Westchnęłam głośno z rezygnacją, po czym wyprostowałam się, zasalutowałam i posłałam mu sztuczny uśmiech.
- Tak jest, panie szefie! – powiedziałam z równie sztucznym, wymuszonym entuzjazmem.
- Nie kpij sobie ze mnie – mruknął – Już chyba wolę, żebyś była niemiła. Dobra, miejmy ten raport już za sobą. Pośpiesz się.
- No więc, szukałam jajek na Zachodniej Równinie i w Norze, zajęło mi to mniej więcej około trzech godzin, nie widziałam po drodze niczego ani nikogo nadzwyczajnego bądź zagrażającego czyjemuś życiu, zdrowiu bądź wiosce.
- A coś więcej?
- Kurde, czegoś ty się spodziewał po tak nudnej misji? To wszystko – prychnęłam.
- Aleś ty niekompetentna – westchnął zastanawiając się nad czymś, po czym wyszczerzył się złośliwie – Masz wysprzątać moje laboratorium, dopiero wtedy puszczę cię wolno.
- Nie ma mowy – skrzyżowałam ręce na piersiach – Nie będę sprzątała tego syfu po tobie.
- Oho! Ktoś tu się buntuje – zmarszczył brwi – Chcesz, żebym powiedział Miiko o twoim unikaniu mnie, swoich misji i o próbie wywinięcia się ze zdania raportu?
Cholera, ma mnie w garści.
Elf posłał mi triumfalny, przepełniony satysfakcją uśmiech.
- Tak właśnie myślałem. A teraz bądź grzeczną ziemianką i spraw, by ta pracownia lśniła – powiedział wskazując na mop i wiaderko, z którego wystawała błękitna ściereczka – Dla jasności, twoje dzisiejsze racje żywnościowe należą do mnie. No, to miłego sprzątania, moja droga służąco! Chociaż mógłbym postawić sto złotych monet o to, że nawet do sprzątania się nie nadajesz – stwierdził wychodząc z laboratorium i zanosząc się swoim irytującym śmiechem, który odbijał się echem od ścian korytarzu.
Zdenerwowana podeszłam do wiaderka, w którym była woda, zanurzyłam w niej ścierkę i z całej siły wycisnęłam ją z ociekającej, chłodnej wody.
- Nawet ta szmata zasługuje na lepszy los i traktowanie od tego debilnego Ezarela – wycedziłam przez zęby sama do siebie próbując w jakiś sposób dać upust mojemu zdenerwowaniu.
Nie dość, że muszę po nim sprzątać, to na domiar złego dziś pójdę spać o pustym żołądku. Wspaniale. Po prostu wspaniale.
Gdy byłam w swoim świecie, wszystko wydawało się takie proste i jasne. Moimi jedynymi problemami były studia i praca dorywcza. W Eldaryi czułam się tak, jakbym codziennie musiała z całych swoich sił desperacko walczyć o swój byt. Na Ziemi miałam pomoc od rodziców, przyjaciół i mojego chłopaka – Noaha. Co prawda, nie zawsze było kolorowo i miałam problemy, jak każdy, jednak była jedna, zasadnicza różnica. Na ziemi nikt mnie nie poniżał, nie wyzywał i byłam dobrze traktowana. Mogłam mieć tylko ochłap nadziei, że kiedykolwiek uda mi się stąd uciec i przedostać z powrotem do mojego życia na Ziemi.
Pogrążona w swoich myślach i wspomnieniach, tych dobrych i tych złych, sprzątnęłam całe laboratorium najlepiej, jak umiałam. Nie chciałam mieć na karku niebieskowłosej cholery, więc naprawdę się do tego przyłożyłam.
Po ponad dwóch godzinach nareszcie byłam wolna.
Czując ulgę i satysfakcje ze swojej dobrej roboty wyszłam z Sali alchemicznej i pokierowałam się do stołówki, w której przy jednym stole siedzieli Nevra, Ykhar i Ewelein.
- Jest coś do picia? – spytałam z nadzieją w głosie podchodząc do stolika.
- Och, Erika! – ucieszyła się na mój widok Ykhar – Przykro mi, ale Ezarel właśnie wyszedł stąd z twoją dzisiejszą caaalusieńką racją żywieniową! Myślałam, że niesie ją dla ciebie. Gdybym wiedziała że to nie dla ciebie, to bym go powstrzymała! Zabrał miód, chleb, herbatę... - zaczęła wymieniać przejęta Brownie.
- Miałam nadzieję, że jednak się zlituje, ale w końcu mowa o Ezarelu. Czego ja po nim oczekiwałam – mruknęłam.
- Nie martw się, Erika! Została jeszcze woda po ogórkach – powiedziała złośliwie Ewelein – Jeśli chcesz znać moje zdanie, to Ezarel i tak traktuje cię bardzo łaskawie.
Czy wszystkie elfy muszą być działające na nerwy? Posłałam jej spojrzenie mówiące „zamilcz albo pozbawię cię przez sen tych twoich elfich uszu".
Czy ten beznadziejny dzień może dobiec końca?
- Mogę ci dać resztę mojej herbaty – zaproponował Nevra.
Bez zastanowienia wzięłam kubek i wypiłam całą jego zawartość.
Podziękowałam wampirowi, po czym zdając sobie sprawę z tego co zrobiłam, szybko wyszłam ze stołówki. To Nevra, na sto procent będzie oczekiwał zapłaty w naturze. Ezarel ma rację, czasem jestem bardzo bezmyślna, jednak pragnienie niestety przeważyło.
Szybko idąc korytarzem wpadłam na Ezarela, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Jesteś DOPRAWDY bezużyteczna i głupia. Moje fiolki powinny być ułożone kolorystycznie, nie alfabetycznie.
- To już nie mój problem – wycedziłam przez zęby czując, jak się we mnie gotuje – Chciałeś żebym posprzątała, to masz posprzątane. Idź wytrząsać się nad kimś innym.
- Ale przecież to ty od tego jesteś – stwierdził chłodno wzruszając ramionami – Z tego co zauważyłem, tylko do tego się nadajesz.
- Wal się – warknęłam.
Zauważyłam, że chłopak trzyma coś w ręce i przygląda się temu tak, jakby było to coś niezwykle wartościowego.
- Co tam masz? – spytałam.
Ezarel zdjął materiał z rzeczy, którą okazało się dwustronne, podniszczone, wyglądające na stare, gdzie nie gdzie popękane lustro.
- Idę z nim do Miiko, może okazać się cenne.
- Wiesz, w zasadzie to nie sądzę. Wygląda na stare, zniszczone lustro, nic nadzwyczajnego.
Wyciągnęłam dłoń po lustro, by dokładnie je obejrzeć. O dziwo elf podał mi je do ręki bez zbędnych komentarzy. Uniosłam je widząc w nim swoją twarz, gdy nagle na jej miejscu pojawiła się twarz Ezarela.
- Co się... - urwałam.
Głos, który wydobył się z mojego gardła nie należał do mnie. Dotknęłam swojej twarzy. Ezarel z odbicia zrobił dokładnie to samo. Z przerażeniem i narastającą paniką zauważyłam, że już nie trzymam lustra. Trzyma je moje ciało, które zaskoczone upuściło lustro. Po całej podłodze rozprysnęły się kawałki szkła, zaś echo tłukącego się lustra rozniosło się po całym korytarzu.
- Wygląda na to, że zamieniliśmy się ciałami – stwierdziło moje ciało, które panicznie dotykało opuszkami palców twarzy.
- E...Ezarel? – spytałam z niedowierzaniem łapiąc moje ciało za nadgarstki.
- A kto inny?! – warknął zdenerwowany – A tak poza tym to nie dotykaj mnie, nawet jeżeli moja dusza jest w twoim ciele.
- Erika! – zawołał Nevra, który do nas podszedł – Tutaj jesteś! Chyba nie myślałaś, że ta herbata była za darmo, prawda? – wampir przysunął go do siebie zupełnie nie zwracając uwagi na potłuczone lustro, po czym jego dłonie znalazły się na talii delikatnie sunąc po niej. Jego wzrok zdawał się wręcz prześwietlać przez ubrania.
- Zostaw mnie ty bezużyteczny, leniwy zboczeńcu! – zaczął się szamotać i bić go po torsie, jednak wyglądało to niezwykle żałośnie i nie zraziło zdeterminowanego Nevry, gdyż przysunął się jeszcze bardziej i nachylił nad nim.
- Nevra, chyba jednak będzie lepiej, jak już sobie pójdziesz – powiedziałam odciągając chłopaka i unosząc brwi starając zachowywać się jak Ezarel.
- Stary, przecież ty jej nie znosisz – zdziwił się – Nie rozumiem, dlaczego jej bronisz. Ciągle gadasz o tym, jaka jest beznadziejna, bezużyteczna, bezmyślna, wkur...
- Po prostu muszę z nią coś omówić, idź już stąd i zajmij się czymś bardziej produktywnym – wycedziłam z jadem.
Obrażony mamrotał coś do siebie pod nosem, po czym po prostu odszedł.
- W końcu polazł – mruknął – Pozbierajmy to szkło i chodźmy do Miiko, ona będzie wiedziała co zrobić – stwierdził ściągając brwi w typowy dla siebie sposób, przez co moja twarz wyglądała bardzo nieswojo i nieprzyjemnie – Fuj, jestem w twoim ciele. Ohyda. Gdybyś miała czym, już dawno bym zwymiotował.
- Nie martw się. Gdy pomyślę o tym, że prawdopodobnie poznam gabaryty twojego penisa, przypomina mi się bigos z komunii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top