Zakończysz me cierpienie?

Nevra


- Jesteś pewien, że czujesz się dobrze? W końcu tyle razy zostałeś postrzelony trującymi strzałami... Dziwię się, że przeżyłeś, Nev! – mruczała mi nad uchem Seraphine nachylając się nade mną, przez co jej duże, wylewające się z błękitnej bluzki na ramiączkach piersi niemalże przygniatały moją klatkę piersiową sprawiając mi delikatne problemy w oddychaniu i naruszając moją przestrzeń osobistą.
- Lein to dobra pielęgniarka i usunęła silną truciznę z moich ran. Dzięki za troskę, Sera – sarknąłem marszcząc brwi i starając się ignorować moje poranione plecy, które bolały wręcz nieziemsko.
- Przecież wiesz, że muszę się o ciebie troszczyć! – uśmiechnęła się słodko przejeżdżając opuszkami palców po mojej żuchwie.
- Mogłabyś już stąd iść? – poprosiłem najłagodniej, jak tylko mogłem – Za chwilę powinna przyjść do mnie Erika i nie chcę, by cię tu zastała.
- Nevi, czy ty nie chcesz, bym poznała twoją dziewczynę? – udała zdziwioną i rozczarowaną – Zrobiłeś się kurewsko nudny i sztywny, wiesz? Przed moim wyjazdem byłeś... inny.
- Tak, nie byłem wtedy zakochany.
Dziewczyna ścisnęła usta w cienką linię piorunując mnie wzrokiem.
- Gówno tam a nie zakochany. Nevra, czyżbyś już zapomniał, jak nam było razem dobrze? Proszę, zastanów się nad powrotem do mnie.
- Seraphine, mam dziewczynę – upomniałem powoli tracąc cierpliwość.
Prawie zdążyłem zapomnieć, jak bardzo jest natrętna.
- Pamiętaj, że nie robię tego tylko ze względu na nas, ale i na nią – wzruszyła ramionami – Ona kocha tego elfiego alkoholika, prawda? Poza tym, ona nie zna wagi twoich problemów, ja ją znam. Będziesz w stanie się z nich obnażyć i całkowicie otworzyć przed nią tak, jak zrobiłeś to przede mną?
- Cóż, ja...
- Obydwoje będziecie cierpieć i będziecie nieszczęśliwi. Poza tym spójrz na to inaczej! Potrzebujesz krwi, a ona jest tylko zwykłą ziemianką, gryząc ją będzie odczuwała ból, ja nie. Wampir pijąc krew drugiego wampira sprawia przyjemność nie tylko sobie – uśmiechnęła się półgębkiem.
- Mam gdzieś te twoje seksualne żądze, niewyżyta kobieto – burknąłem czując coraz większy gniew.
Chciałem być dobry dla Eriki, a co się właśnie dzieje? Czuję się tak, jakbym ją zdradzał i wstrętnie wykorzystał, chociaż nie zrobiłem jeszcze nic złego.
Jeszcze...
- Znów dostałeś od niego list, prawda? – szepnęła przejeżdżając paznokciem po swojej szyi robiąc małe zadrapanie, z którego leniwie napływała uderzająca do moich nozdrzy słodka krew.
- Zamknij się – szepnąłem – Nie zmuszaj mnie do tego, nie chcę pić twojej krwi.
Blondynka wywróciła oczami poprawiając leniwie zsuwające się ramiączko z jej jasnego ramienia.
- Nuuuuuuudziarz – odsunęła się de mnie i niczym małe dziecko wystawiła mi język – Kiedy cię wypuszczą ze szpitala? – skrzyżowała ręce na piersiach.
- Jak na razie muszę pozostać pod stałą obserwacją w razie, gdyby przypadkiem w moim organizmie zostały jakieś resztki trucizny.
- Spoko. Bądź pewien, że jeszcze cię odwiedzę – zaszczebiotała całując mnie w czoło, jednak w tym samym momencie do szpitala weszła Erika.
Widząc nas stanęła jak wryta najprawdopodobniej zastanawiając się nad ucieczką.
Kurwa mać.
- Może ja wam nie będę przeszkadzała? – spytała beznamiętnym tonem napinając wszystkie mięśnie.
- Ja już i tak miałam się zbierać, kochana – odparła wampirzyca i podeszła do fiołkowookiej – Ty jesteś Erika, prawda? Nevi dużo mi o tobie opowiadał, wiesz? Mam na imię Seraphine, ale możesz mówić na mnie Sera, czy jak ci tam będzie wygodniej – uścisnęła zdezorientowaną dziewczynę nie przestając się uśmiechać – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy. Bawcie się dobrze! – puściła do mnie oko wyswabadzając z uścisku Erikę i wyszła ze szpitala nucąc coś pod nosem.
Cholera jasna. Po takim czasie w końcu zaczyna mi na kimś naprawdę zależeć, a to babsko włazi mi buciorami w życie i chce to zniszczyć.
- Wybacz, że w czymś wam przeszkodziłam. Chyba nie powinnam była tu przychodzić.
- Nie! To nie tak, usiądź przy mnie – mój ton głosu był bardziej błagalny, niż przypuszczałem.
Dziewczyna zmarszczyła nosek i wyglądała przez chwilę tak, jakby się nad czymś poważnie zastanawiała. Po chwili westchnęła nieco zrezygnowana i przysiadła na krześle obok mnie spuszczając wzrok.
- Mnie i Seraphine już od dawna nic nie łączy – szepnąłem czując potrzebę zyskania w jej oczach.
- Pewnie – odparła – Mniejsza... Jak się czujesz? Rozmawiałam z Ewelein na temat twojego stanu zdrowia. Wygląda na to, że jest lepiej, niż się spodziewała – uśmiechnęła się ponuro.
- O mnie się nie martw, ja się z tego jakoś wyliżę. Bardziej martwię się o ciebie. To musiał być dla ciebie spory szok – poprawiłem się na łóżku i ostrożnie dotknąłem jej ramienia, na co się wzdrygnęła.
Erika zagryzła wargę uciekając pełnym żalu wzrokiem gdzieś w bok. Wydawała mi się teraz tak krucha i bezbronna... Miałem ochotę obronić ją przed wszelkim złem całego świata i sprawić, by znów się tak uroczo uśmiechała i rumieniła. Po prostu chcę sprawić, by była szczęśliwa u mego boku, jednak prawda była taka, że w tym momencie swoim zachowaniem wcale nie byłem lepszy od Ezarela. Co za idiota pozwoliłby, by jego kobieta była w parze na misji z mężczyzną, który sprawił jej tyle bólu? Zachowałem się jak pieprzony egoista chcąc wyjaśnić stare sprawy ze swoją byłą. Mimo wszystko przynajmniej miałem to poczucie, że Ezarel ją ochroni. Nie myliłem się, jest cała i zdrowa.
Przynajmniej fizycznie.
Właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego aż tak bardzo zaczęło mi na niej zależeć. To jedna z tych niewytłumaczalnych rzeczy, na które nie mamy wpływu. Po prostu tak jest i już. Nie ma na to logicznego wytłumaczenia. Sama miłość nie jest zbyt logicznym uczuciem, które ma nieskończenie wiele odcieni, i te ciemne, i te jasne.
- Nie bój się, już swoje wypłakałam. Przywykłam do myśli, że zamordowałam Ykhar – szepnęła patrząc na mnie zaszklonymi, podkrążonymi oczami.
- Cholera, przecież nie zamordowałaś Ykhar! Nie wygaduj takich głupstw. Poza tym, jeszcze jest nadzieja. Nie trać jej, dobrze? Jej ciało nie zostało odnalezione.
- To ja sprawiłam, że wszyscy są ranni. Efekt domina. Swoją głupotą strąciłam jednego klocka, po którym upadły wszystkie inne tworząc ten cały ten bałagan, który obecnie dzieje się w Kwaterze.
- Erika... - szepnąłem nie mając za bardzo pojęcia, co powiedzieć.
Może i byłem dobrym flirciarzem, jednak co jak co, ale z pocieszaniem radziłem sobie średnio.
Nie miałem pojęcia, że będzie się obwiniać do tego stopnia. Przecież to nie jej wina, chciała dobrze.
Złapałem ją za ramiona i przygarnąłem do siebie okrężnymi ruchami masując jej plecy, jednak ona nie odwzajemniła mojego uścisku.
- Wybacz mi, że zostałem ranny – wyszeptałem jej do ucha wsłuchując się w jej tętno – Zaopiekuję się tobą, gdy tylko pozwolą wyjść mi ze szpitala.
Chciałem wziąć na barki cały ten ból, który musi nieść.
Czy kiedykolwiek będę w stanie zakończyć jej cierpienie?
Czy będę w stanie otworzyć się na tą ziemiankę?
Czy ona zdoła zakończyć me cierpienie i przyjąć moje wszystkie głupie traumy, jakie posiadam?
- Spokojnie, nie byłam od wczoraj sama – odparła przyciskając moją twarz do swojej szyi – Napij się krwi. Ewelein mówiła mi, że moja krew może ci pomóc w regeneracji.
- Nie – miałem na to taką ochotę... - Nie chcę sprawiać ci bólu.
- Spokojnie, wiem od Ewelein z czym to się je i że to boli, ale jestem na to gotowa. Pij.
Patrzyłem na jej jaśniutką, gładką skórę przełykając głośno ślinę i starałem się pozostać przy zdrowych zmysłach, jednak finalnie instynkt zwyciężył.
Wbiłem kły w jej miękką skórę słysząc cichy jęk, który z siebie wydała.

___________

Nie wiem, co to mi wyszło;-; Mniejsza, poprawię jutro, bo jak na razie oczy mi się kleją jak cholera. W każdym razie mam nadzieję, że rozdział coś tam wniósł i stworzył kilka pytań ;] Pamiętajcie o konkursie, bo jak na razie dostałam tylko jedną pracę, co mnie w sumie trochę dobiło...
No nic, trzymajcie się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top