WYNIKI KONKURSU
Dziś nie będzie rozdziału, a same wyniki konkursu. Dlaczego? A więc wyszłam z założenia, że dzisiejsze gwiazdki muszą świecić najjaśniej, ja dziś usuwam się w ich cień ^^ Generalnie było tylko 5 prac (byłoby 6, ale ktoś postanowił zrobić mi zabawny żart i podesłać jakiegoś randoma... no ręce mi opadły XDDDDD). Dobra, nie przedłużam, bo wiem, że zaczynam wkurzać B)
III MIEJSCE - Anmaii
Obietnice
Podkulam nogi jeszcze bardziej, chcąc schować w kolanach swoją twarz. Nie muszę przeglądać się w tafli jeziora żeby wiedzieć, że moje oczy są przekrwione. Mam ochotę w końcu zamknąć je raz na zawsze, zasnąć i niekoniecznie się budzić. Otoczenie zaczyna się pozmazywać i powoli wciąga mnie w siebie. Tyle barw. Tyle przedmiotów. Tyle wypitych trunków.Przez chwilę zastanawiam się gdzie jest Tattle, mój Jeanylotte, jednak szybko wypieram to z głowy. Mam w niej już za dużo popękanych myśli. Myśli, które robiły tutejsze realia i moje własne działania.Jedno z najbardziej zaognionych miejsc powoduje tępy ból, który rozciąga się od rany pod lewą łopatką przez całe ciało. Syczę przez zaciśnięte zęby i opieram się czołem o kolana. Przyciskam się do nich rękoma tak mocno, jak to tylko możliwe.
Ból.
Ból.
Ból.
Obsesja.
Płyny.
Tabletki.
Waruję bez ciebie, bo każda chwila pozbawiona twego zielonego, zirytowanego moimi poczynaniami spojrzenia jest chwilą niepewną.
Może wrócisz, a może nie.
A może jednak?
Zaciskam oczy chcąc powstrzymać potok łez, ale znów mi się nie udaje.
Jestem ja.
Są moje łzy.
Jednak nigdzie nie widzę nas.
Obite skórą drzwi skrzypią. Podnoszę głowę i oplatam nogi ramionami. Patrzę w miejsce, z którego dochodził hałas. Ktoś je otwiera, przez krótką chwilę wpada do pomieszczenia odrobina światła.Mrużę oczy, gdyż nie przywykłam do takiej jasności. Fakt, że okna przysłoniły kotary, a wokół unosi się, jedynie niosące zapach ziół powietrze, wcale mi nie pomaga. Ani grama światła, aż do teraz. Znajome błękitno-białe szaty migają mi między oczami, kiedy postać podchodzi do okna, aby je odkryć, tym samym przedzierając się wśród regałów wypełnionych... Wszystkim. Jednym szarpnięciem rozsuwasz materiał zasłon i powodujesz, że z niezadowoleniem marszczę nos.
Światło.
Nadzieja.
Światło.
Jęczę błagalnie kiedy podchodzisz do kolejnego okna, jęczę byś przestał choć wiem, że się mnie nie posłuchasz.
Robisz to.
Nadzieja.
Światło.
Nadzieja.
Wzdycham, gdy podchodzisz do ostatniej kotary z zamiarem jej odsunięcia.
Wzdycham, bo wiem, że nie mogę cię zatrzymać.
Wzdycham, bo wiem, że kiedy mój stan się poprawi odejdziesz.
Wzdycham, bo wiem, że nawet jeżeli chciałbyś mnie usłyszeć, nie zastosował byś się do moich rad.
Egoista.
Egoistka.
Ty.
I ja.
Upadam, prawie.
Moje stopy przywdziane w złote, oplatające prawie całą nogę buty uderzają w posadzkę. Patrzysz na mnie kiedy nadymam policzki i pozwalam blond kosmykom zasłonić moje zaczerwienione policzki. Twoje oczy, zielone jak zawsze, obojętne jak zawsze, sprawiają, że chce mi się płakać... Nigdy.Nie płakałam za twoimi oczami ani za niebieskimi, długimi pasmami włosów, które mogłabym wiązać w warkocze albo kucyki.
Nie tęsknię też za twoim dotykiem, choć dłonie miałeś i pewnie wciąż masz, bardzo delikatne. Zapach chemikaliów i kwiatów jaki za sobą ciągniesz też nie kłuje mnie w serce.
Tęsknię za sobą.
Za dawną sobą, która miała ciebie na wyłączność.
Tęsknie za tym okresem kiedy mogłam zawiesić się na twojej szyi, czule pocałować w skroń i pokazać wszystkim ze jesteś tylko mój.
Pokazać im, że nie mam zamiaru się z nikim dzielić.
Pokazać, że jeżeli natrafisz na właściwą osobę, możesz kochać.Całym sobą i najmniejszym skrawkiem duszy jednocześnie. Nawet nie zauważyłam kiedy przeszedłeś obok i siadłeś przy metalowym stole pełnym dziwnych urządzeń, których nawet nazw nie znam, nie wspominając o zastosowaniu. Co jakiś czas posyłasz mi ukradkowe spojrzenia i mruczysz coś pod nosem.
Nie martw się.
Nie jestem niebezpieczna.
Nie jestem sobą.Rozdrabniasz minerały, dodajesz roślin, posypujesz proszkiem, zalewasz wodą.Pamiętam to tak samo jak za pierwszym razem, gdy wcisnąłeś mi fiolkę do ręki.
W twoich oczach widniała wtedy nadzieja.
Nadzieja.
Pigułki.
Zioła.
Nadzieja.
Teraz są puste i zmęczone ciągłym niańczeniem, wysłuchiwaniem skarg lub obelg pod moim adresem.
Za mnie.
Wszystko za mnie, bo sądzą, że jestem niebezpieczna.
Jestem?
Jestem?
Jestem?
Kim jestem?
Kim jestem?
Kim jestem?
Po co tu jestem?
Po co tu jestem?
Po co tu jestem?
Patrzę nań z goryczą, ale wypijam całą zawartość kryjąc w sobie obrzydzenie do tej substancji.Mówisz, że to ma mi pomóc.
Mówisz, że to jest jedyne rozwiązanie.
Mówisz... Bo ty tylko mówisz.
Obiecałeś, że mnie stąd zabierzesz.
Obiecałeś, że będziemy razem choćby nie wiem co.
Obiecałeś...Bo ty dawałeś mi tylko puste obietnice.
Robiłeś...
Robiłeś...
Robiłeś...
Tu jest twój nagrobek.
Nagrobek pełen twoich win.
Nagrobek gdzie pogrzebałeś swoją miłość i uczucia.
Nagrobek pod którym teraz leżę.
Leżę pośród złych wyborów i błędów.
A obiecywałeś...
II MIEJSCE - dunii_marchelie
Przebijali się przez dzikie gąszcze pobliskiego lasu. Mimo iż była zima i wszędzie usypany był biały puch, gałęzie licznych krzewów pojawiały się im na drodze i trzeba je było często odgarniać. Jeszcze przypadkiem ktoś dostałby z grubej gałęzi w twarz. Jako pierwszy szedł szef straży Obsydianu, Valkyon, który silnymi dłońmi przesuwał gałęzie trochę dalej by dziewczyna za nim mogła przejść. Oczywiście ona sama również musiała sobie pomagać.
– Nie przypominam sobie, żeby Ziemskie lasy były tak obfite ... jaki musi być tutaj busz gdy jest ciepła pora roku .. – skomentowała cicho brunetka, głosem nieco już poirytowanym, a bialutkie obłoczki pary wydostawały się z jej ust krystalizując się z powietrzem.
– Dobrze, że Miiko poinformowała nas iż teraz jest tu zima. Nie wyobrażam sobie, żeby iść tutaj bez żadnego grubszego odzienia – dodał od siebie białowłosy wojownik. Wbrew temu co Erika widywała w Eldaryi mężczyzna był teraz zupełnie inaczej ubrany. Nie wiedziała czy w mitycznej krainie jest śnieg, wszyscy chodzili wyjątkowo kuso ubrani. I to dosłownie kuso – długo nie mogła przywyknąć do ich chodzenia z odkrytym brzuchem jak inni, dopóki sama nie dostała takiego stroju. Było na co popatrzeć w ich świecie, wszyscy trzymali doskonałą formę. Nawet swego czasu zazdrościła Miiko figury. Poza tym niemal zawsze świeciło tam słońce. Teraz Valkyon miał na sobie gruby płaszcz z brązowej skóry do mniej więcej kolan, na nadgarstkach, przy kołnierzu i w dolnej części obszyty futrem. To była zdecydowanie jedna z nielicznych chwil, gdy nie mogła (jako Strażniczka Obsydianu) cieszyć sobie oczu jego mocno i pięknie zarysowanymi mięśniami na brzuchu. No cóż, nawet i taki człowiek kiedyś marznie. Ku ich radości wychodzili z lasu, bo widzieli na bliskim horyzoncie domy mieszkalne. Jeszcze nie do końca wiedzieli gdzie dotarli. Miiko nie mówiła gdzie udadzą się na misje i gdzie wyniesie ich grzybowy krąg. Mieli zrobić rozeznanie z ich zapasami żywności. Valkyon miał również pilnować, żeby dziewczyna nie próbowała uciec. Mimo, iż Ezarel podał jej przed wyprawą, gdy spała środek otępiający, dzięki któremu jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że jest w swoim świecie pomimo słów jakie wypowiadała.
– No nareszcie – jęknęła zziajana widząc unoszące się dymy nad dachami domów. – Musieliśmy trafić na jakąś prowincję – stwierdził Valkyon marszcząc nieco brwi, gdy przyglądał się krajobrazowi. Jego włosy idealnie zlewały się z kolorem śniegu, były tak samo czyste i białe. Skinął dłonią i ruszyli w dalszą drogę w ciszy. Gdy dotarli okazało się to małym, może kilkunastotysięcznym miasteczkiem. Domy zdecydowanie były tu inne niż w Eldaryi. Większe i wyższe oraz inaczej zbudowane. Wszędzie było pełno sklepów, drogi wyglądały zupełnie nie tak jak w mitycznym domu wojownika. Białowłosy obserwował to wszystko z wyjątkowym zaciekawieniem. Nie pamiętał czy kiedykolwiek był na Ziemi, dlatego to wszystko wydawało mu się nowe i niezwykłe. Ludzie byli tu odziani w ubrania podobne stylowo do tych w których Erika pojawiła się w ich krainie.
– Zatkało? Teraz wiesz co ja czułam gdy przyszłam do was – dziewczyna zaśmiała się cicho widząc reakcje mężczyzny na nowości. Przemierzali ulice miasta, a im bliżej centrum się zbliżali, tym bardziej było tu jakoś czerwono. Wszędzie było pełno serduszek, kwiatów, ludzie ubrani w ten sam kolor. Roześmiani, szczęśliwi, tańczyli w rytm bluesowej muzyki. Erika przypatrywała się temu wydarzeniu.
– Serduszka... czerwono ... - zaczęła zamyślona, a gdy spojrzała na jedna wystawę ujrzała znajomą sobie datę – 14 lutego... Walentynki ... - dokończyła cicho nieco speszona.
– Czym są Walentynki? – zapytał mężczyzna patrząc na nią ze spokojnym wyrazem twarzy. Na policzkach Eriki zaraz pojawił się rumieniec, który szybko zasłoniła futrem swojego płaszcza.
– T-To ... na Ziemi to święto ... miłosne – powiedziała nieśmiało nie mając odwagi patrzeć mu w oczy, mimo iż on ciągle nie spuszczał z niej wzroku. On skinął tylko głową i rozejrzał się. Wszyscy, licznie zgromadzeni tu byli szczęśliwi, uśmiechnięci – zupełnie jak na święcie Eldaryi. Miło się na to patrzyło. Wzrok wojownika przykuł wianek zrobiony z czerwonych róż. Wziął go i z lekkim wahaniem założył go Erice na głowę. Zaśmiała się cicho.
– Pasuje Ci – Uśmiechnął się do niej. Speszyła się delikatnie. Jego uśmiech to coś co bardzo lubiła. Był taki delikatny, skromny, a mimo to bardzo ciepły. W tym samym momencie z głośników ustawionych na rynku wydobyły się ciche dźwięki kolejnej piosenki. Erika zadrżała lekko. To jedna z piosenek jej ulubionego zespołu, który słuchała. Delikatne dźwięki gitary, charakterystyczne dla rockowej ballady, przyjemny głos wokalisty. Dziewczyna kiwała się lekko w rytm z przymkniętymi oczami. A wojownik ujrzał jak wszyscy dookoła tańczą. Spojrzał na brunetkę niepewnie, w końcu jednak zebrał się w końcu na odwagę. Nieśmiało ujął jej dłoń.
– Zatańczymy? – zapytał cicho patrząc głęboko w jej piękne, fioletowe tęczówki. Jej oczy wpatrywały się w niego w szoku, a po chwili uśmiechnęła się słodko. W odpowiedzi ujęła jego dłonie tak jak do walca, a on prowadził. Byli ku sobie blisko, niemal czuła szybkie bicie jego serca. Tańczyli wolno, w rytm delikatnej melodii, czasem zerkając sobie w oczy. W tym momencie zupełnie zapomnieli o tym iż nadal byli na misji. A subtelny, męski głos romantycznie śpiewał ... Close to the flame, burning brightly... won't fade away, leave us lonely...
I MIEJSCE - Ireth_Invaerne
Ireth stała nad jeziorem w białej, eterycznej sukience i wpatrywała się w odbijające się w wodzie zachodzące słońce. Zza jej pleców, z polany dobiegały odgłosy biesiady – muzyka, tańce, śmiechy, brzęk zderzających się ze sobą kufli i pucharków. Veran było bardzo pięknym świętem, Eldaryjczycy dziękowali Wyroczni za obfite plony, ale również miłość, którą zostali danego roku obdarzeni. Dziewczyna czuła się jednak nieco zmęczona nadmiarem bodźców, chciała chwilkę odpocząć przy akwenie, uspokoić myśli rozchwiane od tych dwóch kielichów miodu pitnego, które w siebie wlała. Na dodatek Nevra zniknął jakiś czas temu, mówiąc, że niedługo wróci, co powoli zaczynało ją niepokoić. Ufała mu, wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził, ale w tym momencie niezbyt panowała nad emocjami. Westchnęła ciężko i powoli weszła do jeziora, zanurzając w błękitnej wodzie kostki. Jej stopy od razu zatopiły się w miękkim piasku, a spod nóg prysnęły malutkie, błękitno-czerwone rybki. Spojrzała za siebie – jej suknia uniosła się na tafli wody i płynęła za nią jak welon. Wiatr zawiał tchnieniem odchodzącego lata, a dziewczynę przeszedł delikatny dreszcz.
Nie słyszała zbliżających się kroków, nie miała prawa ich słyszeć. Dlatego kiedy usłyszała swoje imię, wypowiedziane tak miękko, mimowolnie drgnęła, odstraszając od siebie samotnego nartnika. Odwróciła się i zobaczyła Nevrę, zbiegającego ze wzgórza od strony polany. Był wyjątkowo zasapany i usilnie chował coś za plecami.
— Przepraszam, że tyle mnie nie było. Nie myślałem, że aż tyle się zejdzie — powiedział, podchodząc do brzegu.
— Co się aż tyle zeszło? — spytała Ireth, wychodząc z wody.
Wampir uśmiechnął się kącikiem ust, a potem powoli wyjął zza pleców puszysty od roślin wianek. Ach, tak, obdarowywanie wiankiem ukochanej było jednym z veranowych zwyczajów, ale ona uczestniczyła w tym święcie pierwszy raz i kompletnie zapomniała o tradycji wianków. Przyjrzała się misternie uplecionej roślinnej koronie, powoli rozpoznając jej elementy składowe. Każdy kwiat miał coś symbolizować, przekazać to, co ukochany chciał powiedzieć, a co mogło zabrzmieć zbyt banalnie. Podstawą tego wianka były liście paproci – szczerość. Potem bez – podziw dla urody. Białe frezje – „chcę na zawsze być z tobą". A to wszystko otaczał bluszcz – wierność. Ireth widziała już inne, bardziej bogate wianki na głowach panien uczestniczących w biesiadzie. Ale jej nie był potrzebny bogaty wianek. Wystarczał jej taki, który mówił prawdziwie. Ten był piękny, niósł ze sobą piękne, szczere uczucia i obietnicę. Poczuła delikatny ucisk w klatce piersiowej, a jej oczy powoli się zaszkliły. Nevra spojrzał na nią z zaniepokojeniem.
— Coś nie tak? — spytał z przestrachem.
— Nie, nie... — Pokręciła energicznie głową i uśmiechnęła się, jakby na potwierdzenie swoich słów. — To... to jest niesamowite... ja...
Szef Cienia uśmiechnął się delikatnie, z pewną pobłażliwością. Podszedł do niej i pocałował ją przelotnie w czoło, po czym uniósł lekko trzymaną wiązankę kwiatów.
— Przychylisz mi głowy? — zapytał.
Ireth nie miała żadnych wątpliwości. Pochyliła lekko głowę, a Nevra założył jej wianek. Kiedy się wyprostowała, zauważyła, że patrzył na nią z zachwytem i fascynacją.
— Ach... wyglądasz jak nimfa, kwiatuszku — powiedział.
W odpowiedzi zachichotała nerwowo, zakładając za ucho gałązkę bluszczu, która spadła jej na oczy. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Takiej ekscytacji i swego rodzaju zniecierpliwienia. Chciała celebrować ich relację, w jakikolwiek sposób. Jednak kiedy Nevra ujął jej twarz w dłonie, poczuła jak czas się zatrzymuje i już nigdzie jej się nie spieszyło. Pocałował ją w dolną wargę, gładząc jej kości policzkowe kciukami.
— Is breá liom tú* — szepnął w Starszej Mowie.
Ireth uśmiechnęła się, rozpoznając słowa, których niegdyś nauczyła się na pamięć.
— Is breá liom tú ró** — odparła.
Nevra spojrzał na nią, szczerząc kły w szerokim, pełnym szczęścia uśmiechu.
— Szybko się uczysz — powiedział, po czym powoli wsunął jedną dłoń na jej szyję. Przesunął opuszkami palców po pulsującej pod skórą żyle i spojrzał na nią znowu nieco niepewnie. — Mógłbym?
W odpowiedzi odchyliła głowę. Kiedy już przywykła do tych bolesnych ukłuć, sam fakt picia krwi stał się dla niej dość przyjemny. Czuła, że to ich zbliża, tak jak pocałunek. Obie te rzeczy wymagały zaufania, pewnej więzi i zdecydowania.
Nevra dotknął jej skóry ustami, a potem powoli zatopił w niej kły. Krew osłodzona miodem wpłynęła mu na język, przyprawiając go o dreszcze. Czuł jak w szkarłatnym płynie odmalowują się uczucia dziewczyny – ekscytacja, szczęście i oddanie. Upił tylko kilka łyków, nie chcąc jej osłabić, a potem oderwał się, przesunął językiem po rankach i poprawił jej wianek, a ona odgarnęła mu grzywkę z lewego oka i obrysowała je palcami z troską. Dzięki niej coraz lepiej panował nad tym, co niedawno uważał za przekleństwo, ale ludzi wciąż niepokoił widok czarnego białka i świecącej na złoto tęczówki.
Ireth uśmiechnęła się delikatnie, a wtedy wziął ją na ręce jak pannę młodą i ruszył w stronę polany, na której wciąż trwała biesiada.
— Hej! Co robisz? — spytała, chichocząc wdzięcznie.
— Idziemy się bawić. Mam ochotę pokazać wszystkim.
— Co pokazać?
— Nas. — Uśmiechnął się i popędził w stronę polany.
Wpadli w sam środek zbiorowego tańca, więc dołączyli do biesiadników, przeskakując na nogach w rytm muzyki. Schowana gdzieś w tłumie Ykhar, widząc wianek Ireth, zagwizdała na palcach i krzyknęła coś w Starszej Mowie. Ireth nie rozpoznała słów, ale reszta tańczących jak na komendę złapała ją i podrzuciła w górę, łapiąc i wyrzucając z powrotem w powietrze. Skoczna melodia fletni, lutni, bębna i tamburyna zmieszała się płynnie ze śpiewem dochodzącym ze wszystkich stron, wypełniając serce Ziemianki szczęściem. Nagle tłum krzyknął radośnie i wrzucił ją prosto w ramiona Nevry, który zaniósł się śmiechem. Ta noc była ich. Byli szczęśliwi, bezpieczni, spokojni. Gwiazdy spoczęły u ich stóp, świat pokłonił się głęboko.
~
* – irl. 'kocham cię' (ćśśś, to Starsza Mowa :> )
** – irl. 'ja ciebie też'
Wszystkim zwyciężczynią gratuluję! <3 Za wszystkie trzy miejsca nagrodami będą książki (tak, trochę pozmieniałam, jednak jak ktoś nadal chce sygnaturkę, może wysłać mi jpg swojej Gardzi xd). Proszę o podanie adresu na privie w celu rozesłania nagród. Pozostałym dziewczynom również dziękuję za wzięcie udziału w konkursie, a jako nagrodę pocieszenia otrzymają sygnaturki chibi swoich Garnuszków B)
Jeszcze raz gratuluję, tyle z mojej strony!
Do następnego~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top