W przystani bólu
Ostrożnie dotknęłam pogryzionej szyi, która pulsowała nieprzyjemnym bólem.
Mimo wszystko nie żałowałam, że pozwoliłam się pogryźć. Mogłam nawet przyznać, że ból mi nieco pomógł, ożywił mnie, ocucił, otrzeźwił...
To coś, co sprawia, że człowiek naprawdę zaczyna czuć, że jest istotą żywą, odbierającą wszystkie bodźce z tego okropnego, brutalnego świata. To jak światło w tunelu, którego można się kurczowo trzymać i ufać temu. Szczęście jest rzeczą ulotną, bywa naprawdę zgubne, zaufanie mu jest niezwykle niebezpieczne.
Ufanie szczęściu to zwykła głupota.
Tylko ból, ból, ból.
Słodki, bezpieczny, destrukcyjny ból.
Zakręciło mi się w głowię przez namiastkę straconej krwi z organizmu, jednakże równie dobrze mogłam zrzucić to na brak przyjęcia posiłku od prawie dwudziestu czterech godzin. Podparłam się rękami o łóżko, na którym siedziałam i wbiłam wzrok w sufit dokładnie, cal po calu studiując jego ciemnoniebieską barwę, która wyglądała jak niezbadana toń oceanu.
Zagryzłam wargę przytłoczona wszystkimi myślami, które zewsząd atakowały mnie niczym drapieżniki żądne krwi swej bezbronnej ofiary.
Szczerze mówiąc, wizyta u Ewelein na nic się zdała. Wcale nie jest mi lepiej, choć zapewniała mnie, że tak będzie. Kazała przyjść do siebie na następny dzień, jednak w ogóle nie podobała mi się jej zabawa w psychologa. Jeszcze kilka takich wizyt, a stwierdzi u mnie depresję i przypisze jakieś psychotropy, czy coś w tym stylu.
Doceniam jej chęć pomocy i altruizm, w końcu poświęciła mi sporo swojego wolnego czasu, który równie dobrze mogła w pełni poświęcić rannym, którzy potrzebowali stałej opieki i jej czujnego oka, jednak ta rana sama musi się zagoić, o ile to w ogóle kiedykolwiek nastanie.
Dawno temu w jakimś odmęcie internetu wyczytałam „złotą myśl", iż czas wcale nie leczy ran, tylko przyzwyczaja do bólu. Zobaczymy, czy owa myśl okaże się prawdziwa.
Cholera jasna, jak już jedna rzecz w życiu zlatuje niczym karta, za nią od razu burzy się cały domek, pozostawiając za sobą kompletną ruinę. Chaos, który niekoniecznie da się naprawić.
To takie dobijające...
Muszę przyznać, że wczorajsze towarzystwo Ezarela nieco podniosło mnie na duchu, zdołałam nawet zasnąć w jego ramionach, jednak gdy się obudziłam, jego już nie było, co nie powinno mnie dziwić. W końcu ma narzeczoną. Mimo łączących nas uczuć, powinien pozostać wierny.
Nigdy nie chciałam być dla kogokolwiek „tą drugą", a jednak tak się czułam. I to nie tylko w przypadku Eza, Nevra zaczynał niepokoić mnie swoim zachowaniem, no i ta cała tajemnicza Seraphine...
Jak wiele tajemnic wampir przede mną skrywał?
Jego nieufność była bolesna, jednak czy ja sama byłam z nim stuprocentowo szczera i ufna?
Skuliłam się pod ciężarem pytań, które mnożyły się i dzieliły, wżynały się niczym drzazgi w miękkie, delikatne opuszki palców.
To wszystko... to wszystko tak bardzo boli.
Miałam wielką ochotę znów się rozpłakać, jednak nie miałam już na to sił. Moje kanaliki łzowe zdawały się być przemęczone od nadmiaru ciężkich, słonych łez.
Z letargu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Nie miałam najmniejszej ochoty nikogo widzieć, jednak pukanie stawało się coraz to głośniejsze, coraz bardziej nachalne, co zaczynało przyprawiać mnie o zawroty i nieznośny ból głowy.
Niechętnie wstałam mając wrażenie, że na przymus muszę wyjść ze swojego bezpiecznego pancerza, który od wczoraj wytworzyłam wokół siebie i podeszłam niespiesznie do drzwi. Otworzyłam je, w ich progu stała Karenn, która pospiesznie przebiegła swoimi zielonymi oczami po moim ciele z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Cześć? – przywitała się niepewnym głosem.
- Co cię do mnie sprowadza o tej godzinie? – spytałam z wielką nadzieją, że za chwilę da sobie spokój z tej wieczornej wizyty i zostawi mnie samą.
Poza tym, zdziwiła mnie wizyta dziewczyny, raczej dość rzadko miałam okazję do rozmowy z nią, toteż mało ją znałam.
- Posłuchaj, musisz ze mną gdzieś pójść, i to szybko.
- Dlaczego?
- Och, po prostu chodź – jęknęła łapiąc mnie za nadgarstek, po czym zaczęła mnie za sobą ciągnąć – To dla mnie bardzo ważne, ale ostrzegam że to, co ujrzysz raczej nie będzie miłe.
Czyżby kolejna, przyjemna niespodzianka serwowana przez życie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top