Pokuta

Chłodny, listopadowy wiatr obudził mnie i Ezarela bezlitośnie smagając nas po twarzach. Szczękałam zębami z zimna, zaś skóra naszej dwójki przybrała białosiny odcień. Miałam ogromną ochotę owinąć się szczelnie ciepłym, wełnianym kocem niczym małe dziecko i beztrosko popijać gorące kakao czytając w międzyczasie jakąś dobrą książkę. W tym momencie było to zdecydowanie moje największe marzenie.
- Dlaczego spałem oparty o ciebie? – burknął chłopak z wyrzutem na powitanie.
- No nie wiem, może dlatego, że się oparłeś? A to, że ja też usnęłam i byłam o ciebie oparta to już nie jest moja wina – prychnęłam.
- Z resztą, nie ważne – westchnął – Gdy tylko pozamieniamy się na powrót ciałami będę zmuszony zrobić wielkie pranie moich ubrań i dezynfekcję w pokoju.
- Dupek – wystawiłam mu język podnosząc się z ziemi – Że też masz ochotę do kłótni nawet z rana.
Chłopak kompletnie mnie ignorując pociągnął za klamkę drzwi, które okazały się być otwarte.
- Cholerna Miiko. Że też nie obudziła mnie, gdy je otwierała – mruknął dygocąc z zimna podczas, gdy wchodziliśmy do środka.
Pokierowaliśmy się od razu do stołówki, która okazała się być opustoszała. W sumie nie miałam co się dziwić, w końcu było dopiero wpół do siódmej.
W milczeniu jedliśmy niewielkich rozmiarów śniadanie, gdy nagle na stołówkę przyszła Miiko.
- Wiedziałam, że was tu znajdę – powiedziała podchodząc do nas.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś, żebym wszedł do środka? – spytał chłopak z wyrzutem.
- Byłam zajęta.
- Niby czym? – prychnął.
- Kończeniem naprawy lustra – podsunęła mu zawiniątko, w którym znajdowało się odnowione, naprawione lustro.
- Jednak udało ci się naprawić je o wiele wcześniej – powiedziałam czując niewyobrażalną ulgę i szczęście, że nareszcie powrócę do własnego ciała.
- Daj spokój. Zrobiłam to bardziej dla siebie i dla dobra całej Straży, niż dla was. Boję się pomyśleć, do czego jeszcze byłaby zdolna wasza dwójka. Zdecydowanie powinniście spędzać ze sobą jak najmniej czasu.
- Cieszę się, że to w końcu zauważyłaś, jednak pragnę przypomnieć ci, że jesteśmy w tej samej straży, więc spędzanie ze sobą czasu jest raczej nieuniknione - prychnął Ezarel – A teraz, oddaj mi moje ciało – zwrócił się do mnie i podniósł lustro na wysokość naszych twarzy. W odbiciu zniknęła twarz Ezarela, za to na jej miejscu pojawiła się moja.
Nareszcie. Mam swoje ciało z powrotem.
Miiko zabrała lusterko elfowi i zawinęła je z powrotem w kawałek materiału.
- Myślę, że będzie o wiele bezpieczniejsze pod moim czujnym okiem. No, a teraz rozejdźcie się do swoich pokoi - zarządziła - Zróbcie sobie dzień wolny. Po takiej traumatycznej przygodzie z pewnością jesteście zmęczeni.
- Może nie tyle zmęczeni, co przemarznięci – sprostowałam – Mimo wszystko myślę, dzień wolny jak najbardziej się przyda. Dziękuję! – posłałam jej delikatny uśmiech, który nieśmiało odwzajemniła.
Uradowana pobiegłam do swojego pokoju, jednak to, co zastałam na miejscu można było nazwać prawdziwym Armagedonem, nie pokojem. Panował tam taki syf, że prawie nie było gdzie postawić stopy tak, by w nic nie wdepnąć. Jęknęłam cicho, schowałam twarz w dłoniach i osunęłam się na podłogę. Przecież sprzątnięcie całego bałaganu zajmie mi jakieś dwie godziny, może nawet i więcej.
A miałam tak wielką nadzieję na to, że pójdę od razu spać. Ktoś bez pukania wszedł do mojego pokoju, jednak nawet nie podniosłam wzroku. Nie miałam ochoty ani humoru na jakiekolwiek towarzystwo.
- Czemu tak tu bezczynnie siedzisz zamiast sprzątać? - spytał Ezarel.
I on tu ma jeszcze czelność wchodzić i pytać się o takie rzeczy?!
- Wyjdź - warknęłam.
- Czemu?
- Po prostu wyjdź! Nie mam ochoty na oglądanie twojej głupiej gęby, nie rozumiesz? Mam ci to narysować, czy jak?
Chłopak ukucnął przy mnie i uniósł moją twarz zmuszając, bym na niego popatrzyła.
- Nie zachowuj się jak dziecko i wstań.
- Nie.
Chłopak westchnął przeciągle i poczochrał mnie po głowie.
- No już, bądź dużą dziewczynką i nie dąsaj się tak. Pomogę ci posprzątać pokój.
Nadal nie byłam do końca przekonana.
- Dlaczego ja mam sprzątać? Przecież to ty narobiłeś mi syfu, ja w tym nie uczestniczyłam.
- Muszę odpokutować, co? – mruknął do siebie, po czym mnie podniósł.
- Co ty wyprawiasz? – zdziwiłam się - Czy nie obowiązuje nas przypadkiem zasada nietykalności?
- Zamknij się zanim zmienię zdanie. Korzystaj z chwili, jestem w bardzo litościwym nastroju.
To raczej bardzo... niecodzienna sytuacja.
Ezarel wniósł mnie do swojego pokoju i ostrożnie usadził na łóżku.
- Poczekaj tutaj – zarządził.
Po paru minutach wrócił z kubkiem ciepłej herbaty i porcją miodu. Postawił wszystko na biurku, po czym zdjął z siebie swój szalik, który zarzucił na moją szyję i zawiązał.
- C...co ty robisz? – zdziwiłam się.
- Już ci mówiłem, pokutuję. Nie martw się, to moja część jedzenia, nie twoja.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Ezarelem? Czy to jakiś podstęp? Myślałam, że mnie nienawidzisz – ostatnie słowa wyszeptałam spuszczając wzrok na swoje stopy.
- To nie tak – żachnął się – Rzeczywiście czułem do ciebie niechęć, jednak nie nienawidziłem cię.
- A mimo to nadal mi dokuczasz – burknęłam.
- Ponoć kto się czubi, ten się lubi, co nie? – wyszczerzył się.
- L...lubisz mnie? – poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec.
Cholera, co się dzisiaj z nim dzieje? Przeziębił się i ma gorączkę, czy jak?
- Może – odparł zagadkowo – Dobra, idę sprzątać ten syf po sobie, ty za ten czas prześpij się albo poczytaj jakąś książkę – spojrzał wymownie na półkę z książkami, po czym wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
Nigdy bym się nie spodziewała, że taka sytuacja będzie miała kiedykolwiek miejsce.
Jak chce być miły, to na serio potrafi. Wielka szkoda, że nie może być tak cały czas.
Kto wie, może nawet byśmy się zaprzyjaźnili?
Naprawdę nie jest aż taki zły, jak myślałam.
Jak widać, nawet Ezarel ma w sobie odrobinę empatii. Niewiele, ale jednak coś.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top