Misja
Uchyliłam delikatnie powieki, jednakże po chwili na powrót je zamknęłam, gdyż ostre światło boleśnie podrażniło moje nieprzyzwyczajone do jasności oczy. Zamrugałam kilka razy próbując się przyzwyczaić, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowałam.
Byłam w swoim pokoju.
Cholera, a czy przypadkiem jeszcze wczoraj w nocy nie byłam u Davina?
Co się właściwie stało? Dlaczego nie zostaliśmy u niego? Myślę, że należą mi się jakiekolwiek wyjaśnienia dotyczące tego, co się ze mną działo podczas Rytuału.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, zaś do środka wszedł Nevra.
- Nikt cię nie uczył, że jak się wchodzi do czyjegoś pokoju, to się puka? – mruknęłam zaspana pocierając pulsującą z bólu potylicę.
- Nie miałem pojęcia, że się obudziłaś – uniósł dłonie w geście obronnym.
Miał rację. Nie powinnam się na niego irytować o taką pierdołę. Westchnęłam ciężko i spojrzałam przepraszająco na wampira.
- Właściwie to... Co się wtedy stało u Davina? – spytałam kompletnie skołowana – I dlaczego nie zostaliśmy u niego na noc?
- Zostaliśmy, ale nadal byłaś nieprzytomna. Spałaś łącznie ponad dwa pełne dni – odparł siadając na łóżku obok mnie.
- O rany – jęknęłam.
- A co do Rytuału, odrzucił cię. Nikt nie wie jakim cudem i dlaczego. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że coś nie pozwala na ustalenie twojej rasy.
Świetnie. Po prostu fenomenalnie. A więc cała ta podróż była jedynie marnotrawstwem czasu.
Nigdy więcej żadnych rytuałów. Choćby miało się palić i walić, ja odmówię.
- Powiedz... Jak się czujesz? – omiótł mnie badawczo swoim szarym okiem.
- Oprócz tego, że jestem odrobinę skołowana i boli mnie głowa, to może być. Dlaczego pytasz?
- Kultura tego wymaga, droga damo – ujął moją dłoń i delikatnie ucałował jej wierzch – Poza tym, jesteś w stanie pojechać na misję? Ezarel bardzo się pokłócił o coś z Miiko i za karę kazała mu jechać na misję rangi A, jednak stwierdził, że bez ciebie nigdzie się nie ruszy.
- A na co ja mu tam jestem potrzebna? – obruszyłam się – Przecież obudziłam się zaledwie pięć minut temu!
Cholerny elf. Jak zwykle zrobi wszystko, żeby tylko uprzykrzyć mój i tak już nieidealny żywot.
- Stwierdził, że stęsknił się za swoją prywatną służbą i że może mu się na coś w końcu przydasz – wzruszył ramionami.
- Dupek – prychnęłam zagryzając wargę, po czym wstałam z łóżka szybko podchodząc do szafy.
- I ty na serio masz zamiar z nim jechać?
- A czy mam inne wyjście? – spytałam zdenerwowana szukając jakichś w miarę ciepłych, czystych ubrań.
- Cóż... w zasadzie to nie sądzę – przyznał.
Zaklęłam cicho pod nosem zdając sobie sprawę, że nie jestem w posiadaniu ciepłych, typowo jesiennych ubrań. Zabrałam ze sobą zakolanówki, długie, sznurowane buty, spodenki, bluzkę na ramiączkach, kurtkę i czystą bieliznę.
- Możesz przekazać Ezarelowi, że się obudziłam i może się pakować?
- A nie powinnaś przypadkiem najpierw iść do Ewelein, by cię osłuchała?
- Och, nic mi nie jest, nie przejmuj się mną – machnęłam lekceważąco ręką.
Byłam bardzo wdzięczna, że się o mnie martwił, jednak nie miałam najmniejszej ochoty na starcie z Ewelein, które mogło zakończyć się co najmniej awanturą.
- Jesteś pewna?
- W stu procentach – zapewniłam – A teraz wybacz mi, ale idę się ogarnąć – posłałam mu blady uśmiech, po czym pokierowałam się do łaźni, która na moje szczęście była pusta.
Nie mogłam powiedzieć, że miałam ochotę na tą misję, jednak z drugiej strony mogłam pokazać Ezarelowi, że nie jestem tak głupia i bezużyteczna, jak myśli. Chciałam mu udowodnić, że też coś potrafię.
Może nawet chciałam, żeby był ze mnie dumny?
W końcu jestem w jego straży. Chciałam podarować mu powód do dumy z tego, że ma pod opieką w miarę ogarniętą osobę.
Nie mam pojęcia, czy potrafi być z kogokolwiek dumny poza samym sobą, ale spróbować nie wadzi.
Porządnie wymyłam swoje calusieńkie ciało pozbywając się woni jeziora, dymu i potu, ubrałam się, zaszłam do pralni, by wyrzucić brudne rzeczy, spakowałam najpotrzebniejsze według mnie rzeczy i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał powóz.
Wzniosłam oczy ku szaremu niebu zaciskając palce na niewielkiej walizce czując, jak zaczyna kręcić mi się w głowie.
- O proszę! Kogoż tu me piękne oczy widzą! – usłyszałam za sobą znajomy głos.
Próbując opanować zawroty głowy obróciłam się przodem do Ezarela mierząc go wzrokiem.
- Ktoś tu wstał lewą nogą? Przecież powinnaś być pełna energii, w końcu spałaś tyle czasu, że...
- Zamilcz. Po prostu zamilcz – przerwałam elfowi – Naprawdę nie jestem dziś w nastroju na twoje durne przytyki.
- Aleś ty nudna – westchnął ciężko zabierając ode mnie walizkę, którą wsadził do powozu.
Świetnie! Nawet jeszcze nie wyruszyliśmy, a ja już mam dosyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top