Kryształek
Strużki potu powoli spływały po mojej twarzy, zaś moje oczy były boleśnie szeroko otwarte. Właściwie to dziwiłam się, że jeszcze nie powypadały mi z orbit.
- Noah, przysięgam. To mi się nie przyśniło, ja naprawdę tam byłam - mówiłam gorączkowo z paniką w głosie.
- A więc twierdzisz, że weszłaś do kręgu jakichś pieczarek czy tam cholera wie czego, przeniosłaś się do równoległego świata i żyłaś tam sobie z różnymi dziwnymi stworzeniami? - spytał z kpiną w głosie - Erika, błagam cię, jesteś już dorosła. Zejdź na ziemię, nie możesz ciągle żyć z głową w chmurach.
- Ale ja nie kłamię - przełknęłam głośno ślinę - To mi się nie przyśniło, ja...
- Erika, dość. Myślę, że powinnaś udać się po pomoc do specjalisty. Nie potrzebuję nienormalnej dziewczyny, wybacz mi - rzucił beznamiętnym tonem.
Przeszył mnie na wskroś lodowatym wzrokiem, powoli się odwrócił i zaczął kierować się w stronę drzwi.
Zaczęła mnie ogarniać coraz większa panika.
- Noah, proszę cię - szepnęłam powstrzymując łzy.
- Ja nie żartuję, daj mi spokój - rzucił przez ramię i wyszedł z mojego pokoju.
W tym samym czasie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie z ledwością powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu i tylko czekały, bym dała im swobodnie płynąć.
Była to moja mama. Za nią stał mój ojciec, który ze smutkiem i rozczarowaniem patrzył prosto na mnie.
- Kochanie, proszę cię, przestań wymyślać te wszystkie bajki. Przecież wiesz, że my wszyscy po prostu chcemy twojego dobra.
- Ale ja.. ja.. mówię prawdę... - jęknęłam łamiącym się głosem.
Czułam, jak z oczu zaczął spływać mi potok łez. Nie dałam rady dłużej ich powstrzymywać.
- Skarbie, chyba powinniśmy zapisać cię na jakąś terapię. Powoli zaczynasz wariować - odparł tata patrząc na mnie surowo – To powinno ci pomóc zejść na ziemię i poważnie zastanowić się nad swoim życiem i nad przyszłością.
Czułam, jak kulę się pod ciężarem ich rozczarowanego wzroku. Zawiodłam ich.
Czy ja rzeczywiście jestem... nienormalna?
Szybko wybiegłam z pokoju i rzuciłam się pędem przed siebie.
To wszystko nie mogło być prawdą.
To wszystko było takie realistyczne. To nie mógł być po prostu zwykły sen. Eldarya, moi wszyscy przyjaciele stamtąd, wszystkie te niebezpieczne misje, rytuał, Ezarel...
Było niesamowicie ciemno.
Ciemno, cicho i zimno. Na niebie nie było ani jednej, najmniejszej gwiazdy czy choćby księżyca, który mógłby rozdrapać tę nieznośną czerń nocy.
Strach ogarnął całe moje ciało, które zaczęło spazmatycznie trząść się z nerwów. Stanęłam gwałtownie, uniosłam twarz ku ciemnemu niebu i krzyknęłam zrozpaczona rozrywając głuchą ciszę.
Obudziłam się gwałtownie rozglądając się panicznie po całym powozie, zaś ciszę przerywał mój szybki, urywany oddech.
- Na Oracle, to tylko sen. Cholerny, realistyczny sen – szeptałam sama do siebie próbując się uspokoić.
Przeniosłam wzrok na Ezarela, który spokojnie drzemał ściskając mocniej moją dłoń. Opadłam ciężko z powrotem na jego ramię wtulając zaborczo swoją twarz.
- To tylko sen, to tylko sen – szeptałam niczym mantrę. To niewiarygodne, w jaki sposób taki durny sen może zadziałać na człowieka.
- Erika, na litość Boską, zamknij się i nie wierć się tak – odezwał się nagle chłopak i nieco rozluźnił swój uścisk dłoni.
- Przepraszam – wymamrotałam ze skruchą – Idę się przewietrzyć – Nie czekając na odpowiedź wyszłam z powozu próbując nie zwracać uwagi na ujemną temperaturę, przez którą zaczynała mi się robić gęsia skórka.
Wiedziałam, że już nie usnę, więc wolnym krokiem zaczęłam iść przed siebie starając się wyrównać oddech.
Muszę przyznać, że poczułam ogromną ulgę, gdy się obudziłam. Nie wiem, czy dlatego, że Eldarya okazała się najprawdziwszą prawdą, czy też dlatego, iż jednak nie byłam szalona i nie groziło mi wsadzenie do wariatkowa. Mogłam tylko podejrzewać, że gdybym opowiedziała o Eldaryi moim rodzicom i Noahowi, jak najprędzej wsadziliby mnie do pokoju bez okien i klamek, po czym szczelnie opatuliliby mnie w paskudny, znoszony przez moich poprzedników kaftan bezpieczeństwa.
Ta mroczna wizja sprawiła, że przez moje ciało przebiegły dreszcze.
W każdym bądź razie, zaczynałam czuć się w Eldaryi coraz lepiej. W końcu w pewnym stopniu byłam też maleńką cząstką tego świata mając w żyłach namiastki krwi Feary. Czasem nawet odnosiłam wrażenie, że krew Feary zaczyna górować nad krwią ludzką. Może Eldarya nie była szczytem moich marzeń i planów na przyszłość, jednak na nudę narzekać tu nie mogłam. Ponoć nic nie dzieje się bez przyczyny.
Nagle stanęłam jak wryta.
Przełknęłam głośno ślinę i nieznacznie ścisnęłam pięści.
Przede mną stał Nieznajomy, który zdawał się mnie bacznie obserwować.
- Znowu się spotykamy - szepnęłam.
Nieznajomy wskazał palcem niewielką norę, która była wykopana w ziemi.
Uklęknęłam przy niej i niepewnie wsadziłam dłoń do środka niemal od razu natykając się na coś zimnego i twardego. Wyjęłam owy przedmiot, którym okazał się być kryształ wielkości mojej pięści.
- Zawróćcie. Nie jedźcie do Igneus.
Zaskoczona jego słowami gwałtownie się odwróciłam, jednak Nieznajomy zdążył rozpłynąć się w powietrzu.
Super. Kolejny raz nawiał zostawiając mnie z sieką w mózgu i lawiną pytań.
Dlaczego mamy zawracać? A może coś było nie tak z tą wioską?
A przede wszystkim, czy mogłam ufać jego słowom? Do tej pory starał się mi pomagać jak tylko mógł, więc w sumie czemu teraz miałoby być inaczej?
Pobiegłam z powrotem do powozu i wpadłam do niego niczym burza.
- Ezarel! – krzyknęłam prawie wywijając orła o własne nogi.
Elf zerwał się na równe nogi patrząc na mnie wyczekująco, jakby oczekiwał najgorszego.
Podsunęłam mu odłamek Kryształu pod nos unosząc niewinnie kąciki ust ku górze.
- Gdzie go znalazłaś? – spytał zaskoczony – I przede wszystkim, mam nadzieję, że nie oddalałaś się zbytnio od powozu, prawda? – zmrużył oczy przyglądając mi się badawczo.
- Nie odchodziłam zbyt daleko, nie martw się. A co do kryształu, znalazłam go w niewielkiej norce w ziemi.
- No dobrze, ale po jaką cholerę grzebałaś w ziemi? – uniósł brwi chowając kryształ do kieszeni.
- Och, nie grzebałam w żadnej ziemi! Po prostu coś mi mignęło przed oczami, więc postanowiłam to sprawdzić – wyszczerzyłam się najniewinniej, jak tylko mogłam.
Ezarel popatrzył na mnie z lekkim niedowierzeniem, po czym westchnął cicho.
- Wiesz, zastanawia mnie, jakim cudem w ciągu tak krótkiego czasu udało ci się znaleźć tyle odłamków.
- Po prostu mam szczęście - wzruszyłam ramionami.
- Tak sobie wmawiaj, Kryształku.
- „Kryształku"? - zdziwiłam się marszcząc brwi.
- No tak. Ciągle je znajdujesz, więc to do ciebie pasuje - potargał mnie po głowie i założył kosmyk włosów za ucho - Kto wie, może pewnego dnia odnajdziesz wszystkie kawałki.
- To chyba raczej nierealne - zaśmiałam się.
- Cóż, pewnie masz rację.
Przez głowę nagle przeszły mi słowa nieznajomego. Ścisnęłam usta w cienką linię i spuściłam głowę.
- Hej... A może zawrócimy?
- Słucham?
- No wiesz... Nie jedźmy do Igneus, okej?
- Chyba sobie ze mnie żartujesz – oburzył się.
- Nie, ja mówię bardzo, bardzo poważnie. Mam złe przeczucia – wymamrotałam ostrożnie dobierając słowa, by przypadkiem nie wydać Nieznajomego.
- Och, przecież nic ci się ze mną nie stanie. Raz już cię obroniłem i jeżeli zajdzie taka potrzeba, zrobię to po raz kolejny. Poza tym miej na uwadze, że Miiko nas pozabija, jeżeli spieprzymy tą misję.
Wyszedł z powozu zostawiając mnie samą. Cholera, chyba go trochę zdenerwowałam.
- Kryształku, pomóż mi ogarnąć te Rawristy - krzyknął elf.
Coś czuję, że prędko nie pozbędę się tego przezwiska.
Chociaż muszę przyznać, że jest całkiem sympatyczne. Poza tym nadał je sam Ezarel, i to nie w sposób obraźliwy. Podoba mi się.
Miałam wielką nadzieję, że Nieznajomy przesadzał z tym zawracaniem i że nic złego się nie wydarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top