Ich trudne dni

Miiko przyglądała się w skupieniu stłuczonemu lustru obracając ostrożnie drobne kawałki szkła.
- To dość rzadki przedmiot – oznajmiła po paru długich minutach milczenia – Tak zwane Zwierciadło Zamiany Dusz. Ez, gdzie je znalazłeś?
- Mój Chowaniec znalazł je przy Kamiennym Zejściu – odparł bezbarwnie moim głosem.
- Czy lustro da się naprawić? – spytałam z lekkim napięciem.
- Oczywiście, powinno być naprawione w przeciągu trzech dni. Czy do tego czasu nie pozabijacie siebie nawzajem? – zerkała surowo to na mnie, to na Ezarela.
- Cóż, zobaczymy jak to będzie – mruknął chłopak uśmiechając się szyderczo.
Gdyby oczy Miiko były pistoletami, Ezarel już dawno byłby martwy, jednak on zdawał się tym zbytnio nie przejmować i dalej pewnie mierzył ją wzrokiem.
- Miiko, nie mów nikomu o tej zamianie. Nie mam ochoty, żeby ktokolwiek dowiadywał się, że moja dusza jest w tej... tej podłej, paskudnej gnidzie – teatralnie drgnęłam i skrzywiłam się z obrzydzeniem.
- Ty mała, wredna...
- Zamknąć się! – przerwała mu lisica, po czym westchnęła ciężko – Myślę, że to będzie świetna lekcja dla waszej dwójki. Może w końcu dojdziecie do porozumienia, jak spróbujecie pozamieniać się charakterami.
- Miiko, widzę, że dziś wyjątkowo trzyma się ciebie humor – popatrzył na nią tak, jakby odjęło jej rozum.
- Macie się podporządkować, trzymać razem i pomagać sobie nawzajem. Ja nie żartuję, to rozkaz. Potraktujcie to jako ważną misję – uśmiechnęła się widocznie zadowolona ze swojej decyzji.
- Ale ja...
- Ezarel, koniec dyskusji. Nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor – fuknęła – Chyba nie chcesz pożegnać się ze swoją posadą, prawda? Jest dużo innych wyszkolonych, dojrzalszych, mniej denerwujących i bardziej kompetentnych osób, które bardzo chętnie zajęłyby twoje miejsce. Miej to na uwadze – dodała cierpko.
Jego zapał do kłótni został wręcz zmieciony z powierzchni Eldaryjskich ziem, zaś on sam mamrocząc coś pod nosem wyminął mnie i wyszedł z Kryształowej Sali.
- Erika, czy ty też masz do mnie jakieś zażalenia? – spytała głosem nieznoszącym sprzeciwu - Bo jak widzisz, jestem trochę zajęta.
- Nie – skłamałam.
Tak naprawdę miałam ochotę poprosić ją o nie ruszanie się ze swojego pokoju, ale nie miałam odwagi tego powiedzieć na głos. Rozkaz to rozkaz.
- Więc czemu nadal tu stoisz i bezsensownie marnujesz cenny czas?
- No wiesz... Mieliśmy zamienić się obowiązkami.
- I?
- I nie wiem od czego mam zacząć.
- Och... - jej twarz odrobinę złagodniała – W laboratorium powinna być lista rzeczy do zrobienia Ezarela oraz jego papiery do wypełnienia. Jeśli mam być z tobą szczera to nie wiem, czy akurat temu podołasz.
- Warto spróbować. W każdym razie wolę pomęczyć się z papierkową robotą, niż siedzieć z Ezarelem – mruknęłam smętnie, po czym wyszłam z pomieszczenia.
Trzy dni to nie tak długo, jednak przez ten czas może się sporo zdarzyć. W każdym razie, muszę się pomęczyć w tym ciele, założyć podłą maskę Ezarela, a przede wszystkim mieć go na oku. Nie chcę, by w jakikolwiek sposób mi zaszkodził.
Jakoś wytrzymam. Nie mam wyjścia.
Weszłam do laboratorium zatrzaskując za sobą drzwi. Podeszłam do biurka, na którym leżał opasły stos kartek, obok którego leżała mniejsza karteczka będąca prawdopodobnie listą rzeczy do zrobienia. Wzięłam do ręki pierwszą kartkę przyglądając się tępo dziwnemu, zawiłemu pismu.
Wzięłam drugą.
Znów to samo.
Szybko przejrzałam wszystkie kartki, z których niestety nie zrozumiałam ani jednego słowa.
- To się popisałam – mruknęłam pod nosem sama do siebie.
Z listy zadań oczywiście też nic nie zrozumiałam. Do mniej więcej połowy przy każdym zdaniu postawiony był krzyżyk, który zapewne informował o wykonanym zadaniu.
Myślę, że najrozsądniejszym wyjściem będzie wycofanie się. Nie chcę nic zepsuć, nie potrzebna mi na ten moment kolejna porcja kłopotów. Mam ich w tym momencie aż nadto.
Nagle drzwi do Sali alchemicznej otworzyły się z hukiem.
- Ktoś tu nie poradził sobie z papierami, co? – spytał Ezarel z satysfakcją w głosie krzyżując ręce na piersiach.
- Niby jak miałabym ją zrobić bez znajomości waszego języka? – fuknęłam obruszona.
- Też się nad tym zastanawiałem – odparł z wyższością biorąc z jednego z regałów dużą butelkę wypełnioną jakimś płynem, po czym upił z niej łyk, jednak prawie od razu się skrzywił i zaczął kasłać.
- Cholera, nie wiedziałem, że twoje ciało tak źle reaguje na bimber.
- Dlaczego rozpijasz moje ciało? – spytałam z wyrzutem.
- Nie rozpijam, po prostu muszę dbać o swoją duszę. Tobie też radzę się napić, o moje boskie ciało też warto zadbać – wziął z regału jeszcze jedną fiolkę, której zawartość wlał do bimbru.
Ponownie napił się alkoholu, jednak ku mojemu zdziwieniu już się nie skrzywił.
- Od razu lepiej – uśmiechnął się zadowolony z siebie, zaś na twarz wpełzł mu mocny rumieniec – Erika, dlaczego ty masz taką słabą głowę? Czy ja się już opiłem?
- Rzadko pijam alkohol, więc wygląda na to, że tak.
O rany, na serio szybko poszło.
- I jak ja się teraz umyję? Wiesz, że ty też musisz umyć moje ciało, prawda? – oparł się o ścianę patrząc na mnie błagalnie.
O cholera. Nie myślałam o tym zbyt wiele. Tu łaźnie są wspólne, więc wygląda na to, że zapoznam moje oczy również z golizną parunastu innych mężczyzn.
No to się wkopałam. Mam nadzieję, że Ezarel nie zrobi żadnej głupoty przy dziewczynach.
- Erika, napij się ze mną! Moje ciało jest już do tego przyzwyczajone. Nic nie poczujesz, obiecuję! – zachęcał mnie przytulając niebieską, szklaną butlę z bimbrem.
Zapowiada się niezwykle długi wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top