Rozdział 9
........................18 marca........................
Obudziłem się w dość wygodnej pozycji, leżąc na kanapie. Tuż obok leżał Misha z wtuloną w niego Amy. Dziewczyna kurczowo trzymała się mojej dłoni, jakby chciała mnie gdzieś ze sobą zabrać. Przykryci byliśmy jakimiś kocami. Ciepłe. Odkryłem się. Chciałem się podnieść. Dlatego puściłem jej rękę. Popatrzyłem jak dziewczyna słodko śpi, po czym opuściłem pokój.
Za oknem było jasno. Zerknąłem na zegarem będący na mojej ręce. Popołudnie. Dość długo spałem. Poszedłem do kuchni. Zauważyłem tam Victorię. Przygotowywała jakiś napój w kubku.
-Kawy? – spytała z delikatnym uśmiechem. Przytaknąłem nieśmiało, przystając na jej propozycję. Zabrałem kubek z napojem i oparłem się o blat. – Długo spaliście. – zagadała na rozpoczęcie rozmowy.
-No trochę. – odrzekłem. – Dowiedzieliście się czegoś?
-Policjanci pojechali do klubu sprawdzić monitoring. Wysłali też kogoś do szkoły, by poszukał jakiś śladów.
-Myślisz, że co się jej stało? – spytałem zaciekawiony. Zerknąłem przez drzwi w stronę salonu. Amy i Misha wciąż spali, chociaż dziewczyna poruszała się niespokojnie.
-Nie chce nawet myśleć o tym, że popełniła samobójstwo. – zwiesiła smętnie głowę. Cała krew odpłynęła z mojej twarzy. Miałem nadzieję, że to tylko jakiś pieprzony sen. Że to wszystko tylko wymysł.
-To myślisz, że to porwanie może być realne?
-Najchętniej to uwierzyłabym w jej imprezę. Że poszła do koleżanki na noc i została na kilka dni. Chciałabym żeby właśnie weszła przez te drzwi i powiedziała zwykłe „cześć". – wyznała.
-Też chciałbym, żeby tak było. – bąknąłem, zatapiając się w kawie.
-Naprawdę aż tak się nie lubicie? – spytała odwracając na chwile moją uwagę od gorącego napoju. Wziąłem zbyt duży łyk i trochę poparzyłem sobie język.
-Wiesz... - zacząłem, nie do końca wiedząc jakich słów użyć. Nie chciałem mówić, że jej wręcz nienawidziłem. Mogłoby to urazić jej siostrę, a z nią wolałem pozostać w przyjacielskich stosunkach. – Od zerwania nie pałaliśmy do siebie miłością i...
-Twoja dziewczyna wspominała, że nie miała zbyt dobrego życia w szkole. – przerwała mi. – O co jej chodziło? – tego pytania obawiałem się chyba najbardziej. Nie chciałem jej jednak okłamywać.
-Widzisz w szkole nie była zbytnio lubiana. Raczej rzekłbym odtrącana. Nikt nie lubi być wytykany palcami. Więc może dlatego chciała uciec. – odpowiedziałem. Mruknęła tylko coś pod nosem.
-Znasz może jeszcze jakieś miejsca, w których byłeś razem z nią? Szkoła była dobrym pomysłem. – zaproponowała, kładąc opróżniony kubek do zlewu.
-Nie, raczej nie. - mruknąłem. Miałem już tego dość. Myśli o takich miejscach powoli mnie wykańczały.
-Myśl, że ona nie żyje, nie pomoże nam w racjonalnym myśleniu.
-Więc co proponujesz?
-Postarajmy się jak na razie zrelaksować. Im bardziej zestresowani jesteśmy, tym większy w nas strach. A im większy w nas strach, tym dalej nam do racjonalnego myślenia.
-Ale jak ja to mam zrobić? - spytałem sam siebie, patrząc na dno kubka
-Może stara budowa na końcu miasta? – do kuchni wparował Misha, przeciągając się. Jego włosy powyginane były we wszystkie możliwe kierunku. Ciekawiło mnie czy ja wyglądam podobnie. - Zawsze tam chodziliśmy gdy coś nas gryzło. Co ty na to?
-Nie jestem pewny. - pokręciłem głową.
-Misha ma racje. - wtrąciła Victoria. - Jedźcie gdzieś i odpocznijcie. Tylko mam prośbę. Jakby wam się coś przypomniało odnośnie Darii, to proszę zadzwońcie. - uśmiechnęła się słabo.
-Może nie lubiliśmy się, ale to nie znaczy, że nie pomożemy w jej odnalezieniu. - rzekł Misha.
-Moglibyśmy zostawić tu jeszcze na chwilę Amy? - spytałem, wskazując głową w stronę salonu.
-Jasne. - uśmiechnęła się tym razem szerzej. Ukłoniłem się delikatnie, po czym opuściłem kuchnię.
Wróciłem po cichu do salonu. Zabrałem kluczyki ze szklanego stolika. Nawet nie wiem jak one się tam znalazły. Nie budząc Amy wyszedłem i skierowałem się do samochodu. Bez słowa usiadłem za kierownicą i pojechałem we wskazane miejsce.
Jako iż stara budowa znajdowała się na praktycznie samym końcu miasta. Dotarcie tam zajęło nam jakieś dziesięć minut. Po wyjściu z samochodu byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale mimo wszystko postanowiłem spróbować. Nie miałem konkretnego celu dla tej wizyty. Planowałem jedynie usiąść pod ścianą i pomyśleć. W spokoju. Nie będąc zmęczonym. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie krzyk Mishy dochodzący z górnego piętra. Nie zastanawiając się długo pobiegłem do niego po nieskończonych schodach. Zastałem go kucającego gdzieś na końcu ogromnej przestrzeni. Gdy podbiegłem zauważyłem dziewczęcy płaszcz na podłodze. W dłoni obracał obcym mi telefonem.
-Jej? – spytałem podnosząc płaszcz z zakurzonej ziemi.
-Nie znasz ciuchów swojej byłej? – zaśmiał się. Posłałem mu groźne spojrzenie. – Wnioskuję iż tak. Telefon zweryfikujemy w domu.
-A czemu nie możesz go włączyć?
-Rozładowany. – zastanowiłem się chwilę.
-Rozumiem, że mogła zostawić nieprzydatny już telefon, ale płaszcz? Pogoda nie jest raczej letnia. – rzekłem oglądając materiał ubrania.
-Może przed czymś uciekała albo...
-Czekaj! Jej matka mówiła, że napisała do niej wiadomość, ta? Wiec...
-Uspokój się, bo znów będziesz niepotrzebnie panikować. Może nie chciała niepokoić matki. Z resztą jak dla mnie to najlepsze wyjaśnienie.
-Więc tutaj była. - mruknąłem rozglądając się w około. Jakbym chciał jeszcze coś znaleźć.
-Jak widać. Wracajmy. Teraz raczej nie pomyślisz, a na telefonie możemy znaleźć przydatne informacje.
-Jak na przykład? - przerwałem mu, nie widząc, co ma na myśli.
-Na przykład co robiła w ostatnim czasie. Na jakie strony internetowe wchodziła, czy gdzieś dzwoniła.
-I co nam to niby da?
-Kto wie? Może dzwoniła po taksówkę?
-No faktycznie. To może nam coś dać. - nigdy nie mogłem zawieść się na Mishy. On zawsze zachowywał zimną krew, a obycie z elektrycznością... To był mój haker. Wszystko potrafił zrobić. - Odwiozę cię do domu. - zaproponowałem, świecąc kluczykami.
-A ty? - spytał, gdy kierowaliśmy się w dół po schodach.
-Jadę odwieźć Amy. Potem muszę jeszcze pomyśleć. Może na coś wpadnę. - wzruszyłem ramionami.
-Wiesz, że teraz będziesz się tylko zadręczać.
-Kto wie? Może to zadręczanie przyniesie jakieś efekty?
Udaliśmy się do samochodu. Po odwiezieniu Amy do domu, zacząłem krążyć po mieście bez celu. Obserwowałem każdego przechodnia. Jakbym miał nadzieję, że nagle ją znajdę. Nie mogłem dłużej obserwować zapłakanej matki Darii.
Chociaż gdyby się mocniej zastanowić, to mnie też to bolało. Nie wiedzieć czemu szukałem jej po całym mieście. Czy ja chciałem ją znaleźć? Jeżeli chodziłoby o Amy, na pewno bym tak postąpił, ale Daria? Od zerwania nie interesowała mnie, ale teraz... Gdy się tak nad tym zastanawiałem to faktycznie jakbym się nią przejmował. Jakbym się o nią bał. Co ja mówię? Ja naprawdę się bałem! Mimo iż nic już nas nie łączyło to ja wciąż, coś do niej czułem. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa, które wypowiedziała, gdy się żegnaliśmy. "Gdyby coś się kiedyś działo, zawsze jestem do twoich usług". I co? Gdzie teraz jesteś, gdy cie potrzebuje? Nie rozumiałem tego uczucia.
Jeździłem praktycznie cały dzień. Myśli krążyły mi nieustannie po głowie. Nawet nie zorientowałem się, gdy wyjechałem z miasta drogą kierującą się przez las do innego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top