Rozdział 3

Stałam przed klasą, obserwując jasnowłosego chłopaka. Rozmawiał żwawo z Kristianem, śmiejąc się przy tym. Od kilku sekund chodziłam pod ścianą, starając się zebrać na tyle odwagi by tam wejść. W dłoniach mięłam czarne pudełko. W końcu wzięłam głęboki oddech i weszłam do klasy.

Wzrok wszystkich niezainteresowanych własnymi rozmowami skierowały się na mnie. Speszona schyliłam głowę, starając się ukryć twarz we własnych włosach. Podeszłam szybko do ławki chłopaka.

Stanęłam nad nimi. Mój wzrok pierwsze pobiegł do Kristiana. Widziałam jego ciemne tęczówki, które wpatrywały się we mnie przez chwilę z lekkim gniewem i zdezorientowaniem. Poruszałam bezgłośnie wargami chcąc coś powiedzieć, jednakże nie byłam w stanie. Chłopak rzucił jedynie poirytowane spojrzenie w kierunku przyjaciela, po czym wręcz wybiegł z sali. Odprowadziłam go smutnym wzrokiem. Speszyłam się jeszcze bardziej. Wiedziałam, że mnie nie lubił. Wręcz nienawidził, ale nie sądziłam, że zareaguje na mnie aż tak.

Odwróciłam się do Mishy. Najbliższy przyjaciel Kristiana. Kiedyś także się z nim przyjaźniłam. Naprawdę miły i życzliwy chłopak. Zawsze uśmiechnięty, dodatkowo z dobrym poczuciem humoru. Kiedyś myślałam, że również ma w nim przyjaciela. Jednak było tak tylko do momentu, dopóki nie zerwałam z Kristianem. A raczej on ze mną...

-Cześć. – rzekłam z wymuszonym uśmiechem. Mówiłam dość cicho. Moje serce waliło jak oszalałe, gdyż w dalszej ławce zauważyłam Amy. Starałam się nie patrzeć w tamtą stronę, ale kątem oka widziałam jak dziewczyna szepce coś do koleżanki z ławki, nie odrywając ode mnie wzroku. Nerwowo poprawiłam kołnierz golfu, który na sobie miałam.

-Hej. Co tam? – uśmiechnął się szeroko w moim kierunku. Zupełnie jakby rozmawiał ze swoją dobrą znajomą. Ja jednak wiedziałam, że nie lubił mnie za bardzo.

-A wszystko w porządku... stara bieda... - starałam się nie gubić we własnych słowach, choć nie wychodziło mi to najlepiej. – A u ciebie?

-To samo. – odpowiedział, wzruszając lekko ramionami. – Co cię do mnie sprowadza? – wyczułam w jego głosie nutkę irytacji.

-Wiesz... bo... ja... - jąkałam się. Westchnęłam ociężale, mając dość wszelkich gierek. – Niedługo są urodziny Kristiana. – zaczęłam bardziej pewnie. Kilka razy wyobrażałam sobie to, co powiem Mishy, gdy tylko do niego podejdę.

-No tak. Organizujemy imprezę. Może przyjdziesz? – ta propozycja zbiła mnie z pantałyku. Jednak nie zamierzałam zdradzać swoich prawdziwych emocji.

-Wiesz. Akurat niedługo jadę z mamą na... To akurat nie jest ważne. Posłuchaj. Mam dla niego prezent i chciałabym żebyś go mu przekazał. – poprosiłam, wyciągając rękę z pudełkiem w jego kierunku. Zmierzył je wzrokiem. Chwycił je. Uchylił wieczko. Omal oczy nie wyszły mu z orbit.

-Ty chyba sobie żartujesz! – wycedził pełen podziwu z szerokim uśmiechem. – Toż to kosztowało fortunę! – karteczkę przykleiłam na wieczko od spodu. Byłam pewna, że nie zauważy wiadomości dla Kristiana.

-On też wydał na mnie dużo pieniędzy. A nie chce mieć u niego długu. – warknęłam, udając obojętność.

-Na pewno nie chcesz dać mu tego sama? – spytał, a uśmiech znikł z jego twarzy.

-Mam ważny wyjazd. – wyjaśniłam szybko.

-A no tak. – speszył się.

-Wiesz... jeśli to wszystko to ja już pójdę. – dodałam, gdy niezręczna cisza trwała dłużej niż kilka sekund. – Przekażesz mu ten prezent w dniu urodzin? – spytałam, by się upewnić.

-Tak, oczywiście. – przytaknął energicznie. Posłałam mu miły uśmiech, po czym odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia. Coś jednak zatrzymało mnie na miejscu. Misha złapał mnie za nadgarstek.

-Jakbyś jednak znalazła czas i miała ochotę przyjść na jego imprezę to wpadnij. Będzie w klubie na Maroseyki. To tam gdzie tobie organizowaliśmy kiedyś urodziny... - wyjaśnił, a na końcu uśmiechnął się słabo. Wiedziałam, że uśmiech jest sztuczny.

-Dziękuje za zaproszenie, ale wątpię, żebym z niego skorzystała. – odwzajemniłam uśmiech na pożegnanie. Wyszłam z sali. W progu minęłam się z Kristianem. Nie spojrzał na mnie. Zdawało mi się, że poczułam chłód w momencie, gdy przeszedł obok. Łzy bezradności zalśniły w moich oczach. Powstrzymałam się jednak od niechcianego płaczu.

Obejrzałam się za siebie. Kristian zasiadł w ławce razem z Mishą. Jego przyjaciel wymienił z nim kilka uwag. Po jego grymasie twarzy widać było, że nie był zadowolony. Jakby lekko zniesmaczony. Mimo wszystko nie wyjął czarnego pudełka i nie wręczył prezentu przyjacielowi. Uśmiechnęłam się słabo, gdy doszło do mnie, że dotrzyma słowa. Odeszłam. Nie powinnam dłużej stać na widoku. Na jego widoku...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top