Rozdział 24

Rozterki. W kółko tylko i wyłącznie rozterki. Nie mogłem normalnie funkcjonować przez te wszystkie myśli, które non stop krążyły mi po głowie. Miałem ochotę podzielić się na dwie części. A dlaczego? Aby każda z dziewczyn miała mnie dla siebie.

Nie potrafiłem wybrać jednej. Zastanawiałem się nad tym od kilku dni. Kochałem obydwie. Prawdopodobnie tak samo. Ale nie potrafiłem wybrać tej lepszej. Jakby była któraś lepsza od drugiej. To było trudne. Wiem, że zachowuje się jak typowy nastolatek, bo zastanawiam się nad tak głupią kwestią jak dziewczyna, ale... każdy ma swoje problemy. Jestem dobry w nauce, mam najlepszego przyjaciela i kochającą rodzinę. Jedyne co mi zostaje to dziewczyna, którą pokochałbym całym serce. Ale co jeśli moje serce dzieli się na dwie części?

Westchnąłem ociężale, odchylając głowę do tyłu. Jeszcze bardziej rozłożyłem się na ławce. Tak... Zerwałem się z kilku lekcji. Nie mogłem tak po prostu siedzieć w szkole i wiedzieć, że Amy siedziała za mną, co chwila mówiąc coś w moim kierunku, a Daria męczyła się samotnie w swojej klasie. Może zostanie samemu to rozwiązanie? Nie wybieranie ani jednej? O czym ja mówię? Wybierać? Wybierać to można podkoszulki w sklepie albo kawę w McDonaldzie, ale nie dziewczyny. Nie mogę traktować ich przedmiotowo.

Poczułem jak ktoś siada obok mnie. Oderwałem oczy od lekko zachmurzonego nieba i spojrzałem w lewą stronę. Ni z tego ni z owego pojawiła się tam Daria. Rozsiadła się wygodnie, układając swoją torbę na kolanach. Skrzyżowała ręce na piersi, wbijając wkurzony wzrok w trawę naprzeciwko nas.

-Co ty tu robisz? - wydarłem się. Jeszcze kilka dni temu leżała zmęczona gorączką w łóżku, a wtedy siedziała w parku w samej bluzie i spodniach. Co prawda pogoda nie była zła, ale powinna o siebie dbać.

-Siedzę wkurzona. Nie widać? - spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczkami, które faktycznie płonęły.

-Ktoś ci coś zrobił? - spytałem. Odwinąłem swój szalik i opatuliłam ją nim. Objąłem ją w tali i przyciągnąłem do siebie. To było niesamowicie przyjemne uczucie. Westchnęła ciężko. Oparła głowę o moje ramię, przymykając powieki.

-Nie. - mruknęła.

-Więc co tutaj robisz? Powinnaś być w szkole.

-I wzajemnie.

-Ja przyszedłem pomyśleć.

-Nad czym? - westchnąłem.

-Nad wami dwiema. - nie miałem powodów, żeby ją okłamywać.

-Zastanawiasz się, którą z nas zostawić? - jej słowa były dla mnie jak sztylety wbite prosto w moje serce. Powiedziała to tak bardzo spokojnie.

-Jeśli powiem, że tak, nie zabijesz mnie? - wyszczerzyłem się.

-Nie mam ku temu powodów. Masz prawo kochać kogo chcesz i również masz prawo wybrać pomiędzy nami dwiema. - uśmiechnęła się delikatnie.

-Ale nie ukrywasz, że w głębi duszy to ty chciałabyś być tą jedyną. - przycisnąłem ją mocniej do swojego ciała. Była taka ciepła.

-Każda z nas coś do ciebie czuje. I nie... nie będę ukrywać. - odwróciła głowę w moim kierunku. Była tak blisko. Poszerzyła swój uśmiech. Przejechała opuszkami palców po mojej szczęce. Musnęła powoli moje wargi. Szybko pogłębiłem pocałunek, robiąc z tego jeszcze przyjemniejszą chwilę. Oderwaliśmy się od siebie po kilku sekundach.

-Nie wiem jak mam to zrobić. - jęknąłem, opierając swoją głowę na jej ramieniu.

-Kristian, nieważne co zrobisz i tak będę stać za tobą murem. Wiem, że to dla ciebie trudna decyzja, dlatego staram się nie naciskać. I mimo iż wewnątrz coś mną telepie to będę cierpliwa i zaakceptuje każdą twoją decyzję, nawet jeżeli nie będzie dla mnie kolorowa.

-Naprawdę? Po tym wszystkim co ci powiedziałem i co zrobiłem?

-Ależ oczywiście. Jeśli kogoś kochasz to liczy się tylko jego dobro i szczęście. Jeżeli będziesz szczęśliwy u boku innej to proszę. Nie będę się upierać. Oczywiście nie będę ci kłamać, że będzie mnie to boleć, ale... w końcu będziesz szczęśliwy. - odsunęła się. Usiadła prawie na końcu ławki. Chwyciła moje dłonie i spojrzała głęboko w oczy. Nie wiedziałem, jak mogłem zostawić taki skarb. Amy raczej nigdy czegoś takiego by mi nie powiedziała. A przynajmniej nie zrobiła tego do tej pory. Choć, kto wie? Musze z nią poważnie porozmawiać.

Uśmiechnąłem się. Wstałem z ławki. Podałem jej dłoń. Niepewnie ja ujęła. Wstała, zawieszając torbę na ramieniu.

-Mimo wszystko nie przeszkadza nam to na razie w maleńkim, powolnym i romantycznym spacerku po parku. - poprowadziłem ją jedną ze ścieżek.

-Powinniśmy być w szkole i przygotowywać się do matury. - zwróciła uwagę. Ścisnęła moją dłoń. Przysunęła się. Poczułem zapach jej cudownych perfum.

-Nauka nie jest w życiu najważniejsza. - pobujałem delikatnie plecionką z naszych dłoni.

-Ale edukacja pozwoli nam na znalezienie dobrej pracy w przyszłości. - przewróciłem teatralnie oczami.

-A tak swoją drogą. Dlaczego tu przyszłaś? Kto cię tak wkurzył, że wybyłaś ze szkoły? Jesteś bardziej pilną uczennicą, aniżeli buntowniczką.

-Odezwał się kujon. - zachichotała cicho. - Dyrektorka z psychologiem chcieli ze mną gadać. Zapewne o moim cudownym pomyśle ucieczki od problemów. Nie chciałam o tym rozmawiać. Nie z nimi. Gdyby ludzie w szkole dowiedzieli się, że mam jakieś problemy ze sobą to od razu byłoby więcej śmiechu i powodów by po mnie jechać.

-Wiesz, że to, co zrobiłaś było jeszcze gorsze? Teraz zapewne będziesz mieć rozmowę z wychowawcą o tym, że o problemach powinno się rozmawiać i będziesz zmuszona do pogadania z psycholożką.

-Wali mnie to. - wzruszyła ramionami.

-Nie zamierzasz z nimi gadać?

-Nie. Mam zamiar powiedzieć im, że sama załatwię swoje problemy. Jeszcze mi tego trzeba, żeby obce osoby wpychały się w moje osobiste życie.

-Oni chcą ci pomóc.

-A od kiedy trzymasz ich stronę? - zatrzymała się, odwracając się w moją stronę.

-Znaczy wiesz jacy są nauczyciele. Od dziecka wpajają nam, że szkoła to drugi dom, a oni to drudzy rodzice.

-Szkoda tylko, że o osobistych problemach na sto procent nie będę rozmawiać z matką. Więc od początku są na przegranej pozycji.

-Jeśli dowiedzą się, że większość osób w szkole się z ciebie naśmiewa...

-To zrobią reprymendę całej mojej klasie, myśląc, że to coś da. Nawet jakby im wpisali po dwie nagany to te dupki nic sobie z tego nie zrobią. Wręcz przeciwnie jeszcze bardziej zniszczą mi życie.

-I co zamierzasz teraz z tym zrobić?

-Najchętniej to zmieniłabym swoją reputację na lepszą, ale to jest raczej nie wykonalne.

-Akurat... - zastanowiłem się przez chwilę. - Chyba wiem kto to wszystko zapoczątkował. - uśmiechnąłem się. Przybliżyłem do niej. Objąłem ją w talii i przytuliłem do siebie. Zarzuciła swoje ręce na moim karku. To było niesamowicie przyjemne mieć ją w swoich ramionach całą i zdrową, dodatkowo szeroko uśmiechającą się.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam przyjemność zaprosić was do nowego FanFiction z (oczywiście) Kristianem Kostovem w roli głównej: Blood Moon ~ które oczywiście znajdziecie na moim profilu ;*

Niestety, ale muszę przyznać iż z opowiadania Porwanie nie jestem dumna. Jak dla mnie kontynuuje je tylko dlatego by je zakończyć. Mam nadzieję, że Blood Moon spodoba wam się i będziecie go czytać z ochotą, jak i również mam nadzieję, że włożę w to opowiadanie całe serce i w końcu będę z niego dumna tak jak z mojego pierwszego FanFiction. Od razu uprzedzam, że narracja jest prowadzona w 3 osobie, ponieważ jakoś lepiej mi jest opisywać wszystkie sytuacje oraz reakcje osób jakie będą się tam pojawiały. Zapraszam do komentowania i tym samym dodawania mi motywacji do dalszego pisania ;)

Ps. Jak wam się podoba nowa fryzura Kristiana? Jak dla mnie troszkę taki Rosyjski Bieber (Oczywiście bez obrazy dla samego piosenkarza i jego fanek).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top