Rozdział 23
Czas wybrać się do piekła. Nie miałam kompletnej ochoty wracać do szkoły. Nawet jeżeli był tam Kristian to wiedziałam, że dopóki nie rozstanie się w pokoju z Amy to nie mam nawet co do niego podchodzić. Dodatkowo nie chce mu niszczyć obecnego życia w szkole, a wiem, że takie coś jest możliwe przy mojej obecnej opinii.
Stałam przed bramą szkoły zastanawiając się, czy aby na pewno dobrym pomysłem jest do niej wejście. Poprawiłam szalik, którym opatulona była moja szyja. Chciałam się w nim zatopić. Wzięłam głęboki oddech i niepewnym krokiem weszłam do szkoły.
Starałam się ignorować wzrok wszystkich wokoło. Zapanowała cisza. Oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Popularniejsze dziewczyny szeptały między sobą, nie odrywając ode mnie wzroku. Chłopcy śmiali się pod nosami, wskazując na mnie dyskretnie. Już naprawdę chciałam zniknąć.
Ruszyłam pędem do łazienki. Na moje szczęście było w niej pusto. Cisza i spokój, bez tych wszystkich dziwnych spojrzeń. Marzyłam o takim miejscu. I tak nagle wszystkie złe myśli powróciły. Pokręciłam głową, chcąc je wszystkie rozwiać. Kristian skarciłby mnie za to, że znów nad tym ślęczę.
Do moich uszu dobiegł przenikliwy dźwięk dzwonka. Zabrałam torbę. Wychyliłam się. Korytarze były już puste. Podeszłam do swojej szkolnej szafki by zostawić płaszcz i szalik. Wziąwszy potrzebne podręczniki, poszłam do klasy. Matematyka. Po prostu kocham nad życie.
Weszłam do klasy, mówiąc kulturalnie „Przepraszam za spóźnienie". Nauczycielka zmierzyła mnie lekko zszokowanym wzrokiem. Skierowałam się do mojej ławki pod oknem. Wszyscy patrzyli się na mnie. Ciężko opisać to uczucie. Wyjęłam zeszyt i czekałam aż nauczycielka podyktuje temat.
-Dzisiaj mamy powtórkę do matury. – powiedziała obojętnym tonem, wertując swoją książkę na biurku. – Otwórzcie podręcznik na stronie sto dwudziestej siódmej i rozwiązujcie po kolei zadania. Muszę gdzieś wyjść, więc zachowujcie się przyzwoicie. – omiotła całą klasę władczym spojrzeniem, po czym opuściła pomieszczenie.
Młodzież, jak to młodzież. Nigdy nie słucha nauczyciela. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, w klasie rozległ się harmider, hałas i rozmowy wszystkich ze wszystkimi. Nie byłam tym zainteresowana. Z braku zajęcia wzięłam się za rozwiązywanie zadań, które nauczycielka poleciła. Nie były trudne, a pozwoliło mi to na chwile odwrócić myśli od śmiechów moich rówieśników na własny temat.
Zastanawiałam się, co właśnie porabia Kristian. Zapewne miał teraz lekcje. Bardziej jednak ciekawiło mnie jak zamierza skończyć z Amy. W jaki sposób to zrobi. I czy faktycznie posłucha mnie i postąpi delikatnie, czy bardziej oleje całą sprawę i rozstanie się z nią , tak jak zrobił to ze mną, przy okazji rozbijając moje serce na małe kawałeczki. Nie chciałam tego. Amy niczym nie zawiniła, nie to co ja. Mi wręcz się to należało , za to jak ją potraktowałam. Ale ona była miła, uczynna. Zasługiwała na szczęście po tym co przeszła. Znów paplam o tym samym.
Zapisałam ostatnia cyfrę równania. Zamknęłam zeszyt, zrozumiawszy iż rozwiązałam wszystkie zadania. Z braku zajęcia wbiłam wzrok w krajobraz za oknem. Obserwowałam spacerujących po chodniku ludzi. Te szare persony, których mijałam każdego dnia w drodze do lub ze szkoły. Byłam postrzegana przez nich dokładnie tak samo. Jak zwykła nastolatka. A jednak w środku byłam nieco inna. Niektórzy mogliby powiedzieć, że przechodziłam okres buntowniczy, jednakże moje relacje z matką i siostrą nie były złe.
Po raz kolejny zatopiłam się w równaniach, śledząc wzrokiem wszystkie skupiska liczb w otwartej książkę. Jakbym na siłę chciała znaleźć jakieś zajęcie, by nie myśleć o nie wiadomo czym.
Po kilku minutach nauczycielka wróciła. Inni byli z tego powodu niezadowolenia, ja jednak uśmiechnęłam się wiedząc, że lekcja potoczy się dalej. Myliłam się.
-Daria, mogę prosić cię na moment. – powiedziała miłym tonem. Podniosłam nos znad książki. Uniosłam brwi w geście zdziwienia. Podniosłam się z krzesła i posłusznie poszłam za nauczycielką.
Poprowadziła mnie do jednej z klas. Po otwarciu drzwi, zauważyłam dyrektorkę siedzącą za biurkiem, żwawo rozmawiającą z panią psycholog. Od razu wiedziałam czego ode mnie chcą. Ja miałam jednak inne zdanie.
-Nie ma mowy. Nie będę na ten temat rozmawiać. – beksa lala pojechała do szpitala, a w szpitalu powiedzieli, że takiej beksy nie widzieli. Jakbym zaczęła mówić o swoich problemach z psychologiem od razu cała szkoła miałaby mnie na językach. Rozgłos to ostatnie, co chciałam mieć.
-Daria, spokojnie. – dyrektorka wstała z krzesła. – My chcemy tylko z tobą porozmawiać.
-Ja już znam te rozmowy. Nie ma mowy. – nim zdążyły jeszczecokolwiek powiedzieć, wybiegłam z sali. Zachowałam się jak zwykłą małolata, ale nie chciało mi się rozmawiać o moich problemach z osobami, które myślały, że coś mi pomogą. Pobiegłam do klasy. Wparowałam tam beznajmniejszego słowa. Zabrałam torbę i wymijając nauczycielki w drzwiach,skierowałam się do wyjścia. Krzyczały coś do mnie, ale już ich nie słuchałam.Opuściłam budynek szkoły i skierowałam się do parku. Jedyne miejsce jakie byłodla mnie spokoje i ciche.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top