Rozdział 22

Wymieniłem spojrzenia z Mishą oraz Amy. Wstałem z krzesła dopijając kawę szybko. Otarłszy wierzchem dłoni usta, skierowałem się do przedpokoju. Daria podążyła za mną. Ubrałem kurtkę. Dziewczyna czekała na mnie. Stała oparta o ścianę obserwując mnie. Będąc gotowym zabrałem z wieszaka płaszcz mojej mamy. Założyłem go dziewczynie na ramiona. Popatrzyła na mnie zdezorientowana lekko rozchylając usta. Była taka słodka. Spoglądnąłem w korytarz. Na horyzoncie ani śladu Amy. Musnąłem delikatnie jej wargi. Uśmiechnęła się. Chwyciłem ją za rękę, po czym poprowadziłem do samochodu.

Podczas podróży panowała cisza. Nie do końca wiedziałem co powiedzieć. Ona praktycznie usypiała na siedzeniu. Nie chciałem jej męczyć. Leżała, spokojnie oddychając opatulona moją bluzą i płaszczem. Myślałem, że wniosę ją śpiącą na moich rękach do domu, ale kilka minut przed zakończeniem drogi odezwała się.

-Wystarczy, że podwieziesz mnie na ulicę. – rzuciła, wskazując na chodnik. Kichnęła.

-Tak. I pozwolę ci iść w samych skarpetkach na takim wietrze. – pokręciłem stanowczo głową. Położyłem swoją dłoń na jej udzie. Drgnęła delikatnie. Zaparkowałem pod jej domem. Wybyła jak rakieta. Musiałem ją dogonić. Dobiegłem do niej, gdy już dzwoniła do drzwi.

Dosłownie po kilku sekundach otworzyła nam Victoria. Na początku wyglądała na smutną. Gdy tylko zauważyła swoją siostrę, popatrzyła na mnie zdziwiona. Jeździła wzrokiem pomiędzy nami przez jakaś chwilę. Po tym czasie rzuciła się siostrze na szyję. Wpuściła ją szybko do środka. Podążyłem ich śladem, zamykając za sobą drzwi.

Zaprowadziła Darie do kuchni, gdzie jej matka rozpłakała się, widząc swoją zaginioną córkę. Ta sielanka trwała przez kilkanaście minut. Opierałem się o ścianę, oglądając kobiety tulące dziewczynę. W końcu Daria wyrwała się z uścisku rodzicielki. Uśmiechnęła się szeroko, po czym coś do niej powiedziała. Odwróciła się na pięcie. Poszła w kierunku swojego pokoju.

Nie wahając się ani przez chwile pobiegłem za nią. Musze się przyznać, że nie słuchałem ich rozmowy. Złapałem ją dopiero na końcu schodów. Chwyciłem ją za rękę i odwróciłem w swoim kierunku. Popatrzyła na mnie zdziwiona.

-Już załatwiłeś co miałeś. Możesz wracać. – powiedziała, mrugając delikatnie powiekami. Widać, że była zmęczona. – A no tak. – dodała. Zdjęła ze swoich barków płaszcz mojej matki, po czym mi go wręczyła. Uśmiechnąłem się unosząc kąciki ust.

Pociągnąłem ją w swoim kierunku. Wpiłem się namiętnie w jej wargi. Nie dałem jej nawet sekundy na oddech. Skierowałam się w stronę jej pokoju. Doskonale pamiętałem gdzie się znajdował. Chciała się odsunąć, ale z drugiej strony oddawała pocałunek. Zamknąłem za nami drzwi. Puściłem płaszcz mojej matki na ziemię, a ona rozpięła zamek mojej kurtki. Zsunąłem ją z ramion.

Podniosłem ciało dziewczyny tak, że zaplotła swoje nogi na moich biodrach. Na ślepo doszedłem do łóżka. Usiadłem na nim. Ona wygodniej usadowiła się na moich kolanach. Założyła ręce na moim karku. Spowolniłem nieco pocałunek. Dziewczyna mruknęła coś niezrozumiale. Również mruknąłem gardłowo, na co zareagowała cichym chichotem.

Oderwała się ode mnie, po czym lekko rozczochrała moje włosy. Zeszła z moich kolan. Ułożyła się wygodnie na łóżku. Uśmiechnęła się do mnie.

-Nie jestem rannym ptaszkiem. Chciałabym jeszcze pospać. – jęknęła, wtulając się w poduszkę.

-Mam jechać? – spytałem, z zamiarem wstania z łóżka. Przytaknęła. Ucałowałem ją w czoło.

-Wiesz, że nie będę czekać wiecznie. – pociągnęła nosem.

-Spokojnie. Daj mi kilka dni, a rozejdę się z nią w pokoju. Nie zranię jej tak mocno, jak zraniłem ciebie. – przytuliłem ją mocno.

-Przemyśl to jeszcze. – szepnęła.

-Dlaczego? – odsunąłem się od niej.

-Bo nie chcę, żeby za parę tygodni sytuacja się powtórzyła.

-Powtórzyła?

-A co jeśli to tylko chwilowe zauroczenie? Że po kilku tygodniach zrozumiesz, że tak naprawdę kochasz Amy? Nie chce mieć podwójnie złamanego serca.

-Spokojnie, kochanie. – uniosłem jej podbródek dwoma palcami i złożyłem na jej malinowych ustach soczysty pocałunek. – Przyrzekam, że tak się nie stanie. A teraz śpi. Wracam do siebie. Zobaczymy się jutro w szkole.

-Nie wiem, czy będę miała siłę, żeby tam iść. – poruszyła się, szukając wygodniej pozycji. Chwyciłem kołdrę i okryłem ją. Rozkopała się. Podniosła. Zdjęła moją bluzę. Podała mi ją. Wziąłem ją i z uśmiechem włożyłem do jej szafy.

-Od teraz jest twoja. – mruknąłem, puszczając jej zalotne oczko. – A teraz śpij kochanie, dobrze? Musisz wypocząć. – nachyliłem się i pocałowałem ją w czubek głowy.

-Jak będziesz szedł do wyjścia... - sapnęła, gdy chwytałem za klamkę od drzwi. – Proszę cię, poproś moją mamę albo siostrę o herbatę i jakieś leki przeciwbólowe. – uśmiechnęła się słabo. Przejąłem się jej stanem.

-Jeśli naprawdę się źle czujesz to mogę zawieźć cię do szpitala. – zaproponowałem, na co zniesmaczona pokręciła głową.

-To zwykła gorączka.

-Której nie są w stanie zbić leki z apteczki. Wczoraj dałem ci jedną i jak widać nie pomogło.

-Spokojnie. Poleżę, wypocznę i mi przejdzie. – machnęła ręką.

-Wiesz, mogłaś tego nie mówić.

-A to dlaczego?

-Bo teraz boje się ciebie tu zostawić, mimo iż wiem, że to twój dom.

-Przestań. Po prostu zrób o co proszę, a sam wracaj do domu.

-Skoro aż tak bardzo chcesz. – wzruszyłem ramionami. Posłałem jej jeszcze słodki uśmiech, po czym opuściłem jej pokój. Postanowiłem wykonać jej wolę i zahaczyłem jeszcze o kuchnie, gdzie jej rodzicielka i siostra żwawo rozmawiały. Uśmiechnąłem się w ich kierunku.

-Dzień do...

-Gdzieś ty ją znalazł? – przerwała mi Victoria.

-Cóż za miłe powitanie. – zdziwiłem się. – Kilkaset kilometrów za miastem. – machnąłem ręką. – Ja tylko chciałem...

-Jesteśmy twoimi dłużniczkami. – dodała matka.

-Ależ to naprawdę nic takiego. Czułem się winny całej sytuacji. Musiałem ją znaleźć, chociażby dla zaspokojenia własnych wyrzutów sumienia.

-Mimo wszystko znalazłeś ją. Za to należą ci się co najmniej podziękowania. – uśmiechnęła się Victoria.

-Nie jestem tutaj po to, żeby przyjmować słowa podzięki. Daria prosiła bardzo o herbatę i jakieś środki przeciwbólowe. – przerwałem szczęśliwą rozmówkę poważnym tonem. Jej matka od razu zabrała się za napełnianie czajnika wodą. – Chyba się rozchorowała przez tą podróż. Dałem jej jakieś leki w nocy, ale jak widać mało pomogły. – odwróciłem wzrok, nie wiedząc czemu.

Zamierzałem już się zbierać. Musiałem wracać już do Amy i Mishy. Czułem jednak powinność dodania czegoś.

-Mógłbym panie o coś jeszcze prosić? – spytałem, patrząc na krzątającą się po kuchni kobietę. – Nie rozmawiajcie z nią na temat ucieczki i tego dlaczego to zrobiła. – Victoria wbiła we mnie zaciekawione spojrzenie. Postukała paznokciami o blat.

-Przecież to logiczne, że z nią o tym porozmawiamy. – oburzyła się.

-Proszę cię. Zrób to dla mnie. – przeciągnąłem, patrząc na nią przenikliwie.

-No dobrze. Ale dlaczego? – westchnęła.

-To jest sprawa pomiędzy mną, nią i paroma innymiosobami. Wyjaśnimy ją wkrótce. – uśmiechnąłem się słabo. Pożegnałem się z nimi,po czym wyszedłem z budynku. Nim wsiadłem, mój telefon w tylnej kieszenizawibrował. Wyjąłem go. To co przeczytałem poprawiło mi humor na resztę dnia.    

~~~~~~~~~~~~~~~~

Widzę, że tu niecierpliwe osóbki ;* Ale nie musicie być niesamowicie cierpliwe. Jeszcze parę rozdziałów i koniec opowiadania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top