Rozdział 13

-Widzę, że się obudziłaś. - rzekłem przyjaźnie wchodząc do pokoju. Dziewczyna leżała zawinięta z każdej możliwej strony. Patrzyła na mnie przerażona. Mimo iż kubek, który trzymałem w ręce miał być dla mnie, to postanowiłem, że jej oddam ciepłą herbatę. Na rozgrzanie.

Ostrożnie podszedłem do niej. Obserwowała każdy mój ruch, jakby była katowanym zwierzęciem, któremu zaraz ktoś zrobi krzywdę. Usiadłem na końcu łóżka. Odkryła się nieco z kołdry. Wyglądała na chorą. Odruchowo przytknąłem rękę do jej czoła. Była gorąca. Wyciągnąłem w jej kierunku dłoń z kubkiem. Niepewnie chwyciła go, po czym jeszcze bardziej niespokojnie wypiła kilka łyków.

-Nie spałaś długo. - rzekłem by przerwać ciszę. Wpatrywała się w zielona taflę herbaty. Nie wiem czy jej smakowała. Nigdy nie pytałem się czy lubi. Zdawała się być nieobecna. - Może odpocznij. Dopiero co cię przywiozłem. - zaproponowałem. Wziąłem kubek z jej drżących dłoni. Położyłem go na szafce nocnej tuż obok łóżka. Wiedziałem, że Misha czekał na mnie na dole w salonie, ale jakoś nie zbierało mi się na ochotę do rozmowy z nim. Nie mogłem powstrzymać się od telefonu do niego i poinformowania, iż dziewczyna jest u mnie. Niezawodny od razu przyjechał.

-Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - spytała zachrypniętym głosem.

-Znalazłem cię ledwo dyszącą pod drzewem w nocy i w dodatku w deszczu. Miałem pozwolić ci zamarznąć? - zdziwiłem się. Lekko pociągnęła nosem. Zaraz po tym chwyciła się za niego między oczy. Nie wiedząc czemu zmartwiłem się. - Boli cię coś? - zapytałem troskliwie. Kiedy ja stałem się dla niej miły? Chwyciłem ją za rękę zdejmując ją z twarzy. Popatrzyłem w jej niebieskie oczy. Były lekko załzawione.

-Głowa... trochę. - odparła przeciągle.

-Przynieść ci coś? Jakieś tabletki? - i tak wiedziałem, że zaprzeczy. Jednak wolałem spytać.

-Nie. Przejdzie. - westchnęła ciężko. Poprawiła się na łóżku. Krótki grymas bólu zajrzał na jej twarz.

-Musisz być obolała, po takich przeżyciach. Coś ty miała w głowie, żeby iść taki kawał drogi od miasta i to w samej, KRÓTKIEJ sukience? - pokręciłem głową z niedowierzaniem.

-Dlaczego jestem bez stanika? - syknęła. Nie wyszło jej to jednak tak groźnie, jak planowała. Zdawała się być delikatna jak papier.

-Twoje ubrania były przemoczone. Musiałem cię rozebrać. - posłała mi spojrzenie, które trudno było opisać. Niby złe, ale jakby bardziej zawstydzone. - Spokojnie. Dolnej bielizny nie ruszałem. - uniosłem ręce w geście kapitulacji. Nie wiem czy to dobrze, że to powiedziałem. Czasami mógłbym się powstrzymać od komentarza. Dziewczyna wyraźnie posmutniała. Postanowiłem odwrócić temat.

-Twoja matka zalewała się codziennie łzami. Cała policja szuka cię po mieście. Jak ty się znalazłaś tak daleko od domu? - pod wpływem emocji złapałem ją za rękę. Szybko ją wyszarpała.

-Zostaw mnie! - wrzasnęła. Jej piskliwy ton głosu, wskazywał, że nie było jej dobrze. - Po co to wszystko zwołaliście! Trzeba było mnie zostawić!

-Zostawić? Kobieto jeszcze trochę i umarłabyś z przemęczenia. Poza tym kto wie co mogłoby ci się tam stać. Jesteś przemarznięta, najprawdopodobniej odwodniona i wygłodzona. Jesteś głupia czy jak? Wiesz jak się o ciebie wszyscy martwiliśmy? Nie wiem jak na to wpadłaś, ale jesteś jedną z mądrzejszych osób jakie znam, a przynajmniej tak kiedyś myślałem! Uciekłaś do lasu! Nie wiem z jakiego powodu to zrobiłeś i nie wiem co zrobiłbym na twoim miejscu, ale z pewnością nie wpadłbym na coś tak idiotycznego jak ucieczka z miasta!- warknąłem. Nie śmiała spojrzeć na mnie. - Chciałaś się zabić? - spytałem dla pewności.

-Nie! Wpadłam na ten pomysł, bo miałam dość takiego życia, rozumiesz! Sama to wszystko zrobiłam i teraz chyba wolałabym tam zostać! Bo nawet po takich przeżyciach nikt nie potrafi mnie zrozumieć, albo chociażby pocieszyć! Bo wszyscy macie w głowach tylko tyle, że jej zazdroszczę! I wiesz co? Tak zazdroszczę jej! Chciałabym się do niej upodobnić!- syknęła. Spojrzała na mnie. W jej oczach zalśniły łzy. Te słowa wbiły mnie w materac. Jak mogła powiedzieć coś tak okropnego? Chciała się do niej upodobnić? Co ona sobie myślała? Chciała żeby inni jej współczuli? Martwili się o nią? To było bezczelne. Całkowicie bezczelne. Podniosłem się z siedzenia i nie patrząc na nią opuściłem sypialnie. Nie mogłem patrzyć na kogoś, kto zazdrościł komuś współczucia...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top