Rozdział 1
Weszłam głównym wejściem do szkoły. Ciepłe powietrze owiało moje zmarznięte policzki. Oczy wszystkich chłopaków skierowały się na moje pośladki, opięte lekko w czarne leginsy. Dziewczyny zmierzyły mnie złowrogimi spojrzeniami. Unikając wszystkiego, a przynajmniej starając się, przeszłam przez korytarz w kierunku szafek.
Otwarłam swoją. Jak zwykle wypadło z niej kilka kartek z ręcznie napisanymi wiadomościami. Nie czytałam ich. Od razu pozbierałam papier z ziemi i wyrzuciłam je do pobliskiego kosza. Szkolny gwar oszołomił mnie, gdy zdejmowałam szalik ciasno owinięty wokół mojej szyi.
Zerknęłam na plan lekcji przyklejony do drzwiczek mojej szafki. Odczytałam numer sali w której miałam zajęcia. Włożyłam potrzebne książki do torby, po czym skierowałam się pod klasę.
Usiadłam pod ścianą. Wyjęłam podręcznik od matematyki, czując potrzebę powtórzenia paru rzeczy z ostatniego tematu przed kartkówką. Zakryłam twarz książką. Nie byłam złą uczennicą, a moje stopnie były zadowalające. Jednakże ciągi cyferek, które teoretycznie miały układać się w logiczną całość, były dla mnie jedynie niezrozumiałymi szlaczkami.
Westchnęłam ciężko po raz dziesiąty, czytając tą samą linijkę definicji i śledząc przykład umiejscowiony obok. Zostało mi jedynie kilka minut na powtórkę, co nie grało po mojej stronie. Inni uczniowie nawet nie pomyśleli o otwarciu podręcznika. Jedni wymieniali uwagi co do zeszłej imprezy w klubie, inni polegali na ściągach, a jeszcze inni byli całkowicie obojętni na swoje oceny.
I wtedy ich zobaczyła,. Uśmiechniętych radosnych, trzymających się za ręce jak na zakochanych przystało. Podeszli do swojej klasy. On zbił piątki z kumplami, a ona każdego z nich mocno przytuliła. Na koniec pocałowała czarnowłosego chłopaka w policzek, by nie był zazdrosny. Byli tacy szczęśliwi. A przynajmniej na takich wyglądali w moich oczach.
Patrząc na nich czułam jak moje serce rozrywa się na kawałki. Tęskniła, za nim. Za jego uśmiechem, uwodzicielskim tonem, jedwabistymi włosami. Ale najbardziej chyba za jego delikatnym dotykiem. Za błyszczącymi oczami, gdy wypowiadał dwa magiczne słowa „Kocham Cię". Za momentami gdy spędzaliśmy czas razem. Po prostu za wszystkim... Zdawało mi się, że byliśmy razem szczęśliwi.
A potem pojawiła się ona. Brunetka skrzywdzona przez los i ludzi. Nie miałam do niej nic. Była mądra, zgrabna, ładna. Tak... Piękna i to jeszcze jak! Chciałam się nawet zakolegować. Szkoda, że pobiłam ją na początku naszej znajomości.
Doskonale to pamiętałam. Moment gdy zgubiona w nowej szkole dziewczyna wylała na mnie niechcący kawę, idąc przez korytarz. Kłóciłam się wtedy z Kristianem. Dlatego zareagowałam tak nerwowo. Rzuciłam się na brunetkę z pięściami, zaraz po tym jak zobaczyłam brązową plamę na mojej białej koszulce, którą dostałam od chłopaka na urodziny. Mimo iż niby było to niewinne przewinienie, na mnie wywarło to ogromne emocje. Brunetka wyszła z tego spotkania z siwym policzkiem, rozciętą wargą i kilkoma siniakami. Nigdy sobie tego nie wybaczyłam.
Amy była uroczą dziewczyną. Zawsze uśmiechała się mimo tego, co przeżyła. Ja żałowałam, że zakończyłam naszą znajomość szybciej niż ją zaczęłam. Patrzyłam na nich jakby mając nikłą nadzieję, że chłopak spojrzy na mnie chociaż na chwile. Że chociaż na sekundę nasze spojrzenia się krzyżują. Ale on wpatrzony był w Amy jak w obrazek. Zupełnie tak jak kiedyś patrzył na mnie.
-Ej! Suko! – z moich rozmyślań wyrwał mnie męski głos. Podniosła, wzrok niezadowolona, iż muszę spojrzeć na kogoś innego aniżeli Kristian. Stał nade mną chłopak z mojej klasy. – Lekcja. – warknął, wskazując ruchem głowy na otwarte drzwi. Wszedł do sali.
Podniosłam się z ziemi. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na zakochaną parkę. Posmutniałam lekko. Weszłam do klasy, zamykając za sobą drzwi. Nauczyciela jeszcze nie było, toteż harmider i hałas panował w pomieszczeniu na dość wysokim poziomie. Ale nawet mimo śmiechów i głośnych rozmów słyszałam. jak ze mnie kpią. Jak drwią.
Kiedyś zdanie o mnie było inne. Oczywiście wciąż nie byłam aniołkiem, ale nie zabawiałam się innymi jak lalkami. W czasach gdy jeszcze sympatyzowałam z Kristianem, byłam szanowaną dziewczyną z charakterem. „Suka" mówili na mnie tylko znajomymi. Taki zabawny przydomek. Śmiałam się z tego razem z nimi. Ale teraz... Teraz to było dla mnie obraźliwe. Kuło mnie to w serce. „Zimna, plastikowa suka". To przezwisko było dla mnie gorsze od najgorszej obelgi. Każdy mnie tak nazywał. A to było wręcz nie do zniesienia.
Usiadłam w swojej ławce na końcu klasy pod oknem. Widziałam ten pełen pogardy wzrok swoich rówieśników. Chciałam się przed nim ukryć, lecz nie miałam jak. W końcu to ja jestem tą złą...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top