Rozdział 11
........................Godzinę później........................
Zjechałem na pobocze, gdzieś w środku lasu. Zatrzymałem się. Wyjąłem telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu ujrzałem zdjęcie Amy. Odebrałem, równocześnie wychodząc z auta. Potrzebowałem trochę świeżego powietrza.
-Tak? – spytałem.
-Kristian, gdzie ty jesteś? – jęknęła przerażona.
-Amy, nie martw się tak o mnie. Wybrałem się na małą wycieczkę. Jestem daleko za miastem. Wrócę później. A co? – chciałem jak najszybciej skończyć rozmowę, by móc w spokoju się zastanowić.
-To... To nie jest informacja na telefon. – załkała. Słyszałem jak szlocha. Nie podobało mi się to.
-Amy. Uspokój się. Powiedz spokojnie co się stało? – mówiłem czując, że jest coś nie tak. Słyszałem w słuchawce jak dziewczyna bierze kilka głębszych wdechów. Niepokój wzrastał z każdą sekundą.
-Znaleźli ciało Darii. – na te słowa zamarłem.
Czas jakby się na chwilę zatrzymał. Amy coś jeszcze mówiła, ale żadne słowa do mnie nie docierały. Wszystko stanęło zastygłe. Dobrze, że w pobliżu był mój samochód. Opadłem na niego, czując jak cała siła opuszcza mój organizm.
Te słowa brzmiały w mojej głowie jak jakiś wyrok. Poczułem łzy napływające do moich oczu. Dziwny dreszcz zawładnął moim ciałem. Nie było mi zimno, ale czułem jakby tysiące ostrzy przecinało moje ciało, a w szczególności brzuch i klatkę piersiową. Moja ręka bezwładnie opadła wzdłuż ciała. Telefon upadł na ziemię. Nie rozłączył się. Błądziłem wzrokiem po jezdni. Byłem nieobecny. A ból w klatce wciąż rósł.
Poczułem jak łza spływa po moim policzku. Mokry ślad, który wyznaczyła na nim, zaczął palić, gdy srogi wiatr owiał moje ciało. Słyszałem jak Amy nawołuje mnie w słuchawce. Nie miałem ochoty na nic. Jakby nagle tajemnicza pustka mnie pochłonęła. Nie mogłem pogodzić się z tym. Że ona nie żyje. Że się zabiła.
Dlaczego tak na to zareagowałem? Nie lubiłem jej. A może? Nie. Coś jednak wciąż do niej czułem. Czemu, do chuja, zrozumiałem to dopiero teraz! Kucnąłem, łapiąc się za głowę. Ta informacja wywierciła we mnie dziurę. Złapałem telefon. Musiałem się upewnić.
-Jesteście tego pewni? – spytałem, czując jak mój głos łamie się pod wpływem negatywnych myśli.
-Zaraz jedziemy na komisariat, ale policjanci... mówili, że są marne szanse na pomyłkę. Kristian, czy ty... - nie mogłem już tego słuchać. Rozłączyłem się. Potrzebowałem chwili spokoju, by przyswoić sobie tą informację. Wziąłem głębszy oddech. Po chwili kolejny. Mało pomagało.
Przeszedłem kilka kroków, tylko po to by oprzeć się o jakieś drzewo. Zimny wiatr wraz z deszczem owiał mnie. Nie było to przyjemne, ale zdecydowanie lepsze niż to, co czułem w środku. To uczucie... Ciemność zapadła już całkowicie. Słyszałem i czułem wibrujący telefon w mojej kieszeni. Nie miałem ochoty odbierać. Wiedziałem, że będzie dzwonić dopóki nie odbiorę. Nie chciałem odbierać. Chciałem zostać sam.
-To koniec. – mruknąłem do siebie.
Wtem usłyszałem jakiś szmer. To nie było jak liście poruszane przez wiatr. Gwałtownie odwróciłem się w kierunku, skąd pochodził dźwięk. Cisza. Jedynie wiatr. Wiecie jak to jest. Jak usłyszy się coś podejrzanego to nie potrafi się tego zignorować. Teraz do uczucia pustki doszedł jeszcze strach o własne życie. Kto wie co mogło siedzieć w tych lasach.
Powoli zacząłem kierować się w głąb lasu. Włączyłem latarkę w telefonie, gdyż reflektory mojego samochodu nie oświetlały tej części lasu. Zbliżyłem się do jednego z drzew. To co zauważyłem zdawało mi się snem. Skulona dziewczyna. Kucnąłem obok niej. Przyjrzałem się. Nie świeciłem jej latarką po oczach.
-Co tutaj robisz? – spytałem, widząc jak dziewczyna trzęsie się. Wtedy to zauważyłem, że była w samej sukience. Już gdzieś widziałem taką sukienkę. Dziewczyna uniosła głowę. Spojrzała na mnie dwoma błękitnymi kamyczkami. Zalśniły od łez, które spłynęły po jej policzkach. Nasze spojrzenia skrzyżowały się dosłownie na sekundę, ale zdążyłem zauważyć w jej oczach ból, który czaił się za tymi łzami.
-Daria? – spytałem, nie dowierzając swoim oczom. Zaszlochała jedynie w odpowiedzi. Pociągnęła nosem. Skuliła się jeszcze bardziej. Nie zastanawiałem się długo. Szybko zdjąłem swój płaszcz i przykryłem nim dziewczynę. Drgnęła.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Jeszcze przed chwila myślałem, że jest nieżywa, a teraz... siedziała tuż przede mną. Była zmęczona. Widać to było. Nie była w stanie się ruszyć. Jedynie kuliła się jeszcze mocniej. Było jej zimno, trzęsła się. Mówię o tym pięćdziesiąty raz.
Siedzieliśmy przez jakieś kilka minut, gdy zorientowałem się, że cały przemokłem. Daria chyba zasnęła. Podniosłem ją delikatnie z ziemi. Faktycznie zasnęła. Nie mogłem uwierzyć, że trzymałem ją we własnych ramionach. Tą dziewczynę, która jeszcze przed chwilą była martwa. Ułożyłem ją delikatnie na tylnym siedzeniu. Uważnie okryłem ją płaszczem.
Usiadłem na miejscu kierowcy. Wcisnąłem gaz do dechy. Chciałem jak najszybciej ulokować ją w bezpiecznym miejscu. Miejscu, gdzie będę pewny, że nie ucieknie. W miejscu gdzie będę mógł mieć ją przy sobie. Przed moimi oczami błysnęło tylko jedno miejsce. Mój dom. A może szpital? Nie. Nie chce odwieźć ją do psychiatryka. Od razu powiedzą, że ma nierówno pod sufitem, że ma problemy ze sobą. To ostatnie czego chcemy. Jeszcze bardziej ją dojechać.
W końcu zaparkowałem pod moim domem. Obejrzałem się do tyłu. Dziewczyna wciąż słodko spała, oddychając płytko. Nie wiedząc czemu rozczuliłem się. Wysiadłem z pojazdu i zabrałem ją delikatnie do mojej sypialni. Mój płaszcz był dość wilgotny, ale nie mogłem powiedzieć tego o jej włosach, czy o sukience, w którą była ubrana. Musiałem coś z tym zrobić.
Wyciągnąłem z szafy jakąś moja podkoszulkę. Wiedziałem co muszę zrobić. Kiedyś bym się raczej nie zawahał. Teraz było inaczej. Jakbym bał się jej dotknąć w obawie, że coś jej zrobię. Zranię. W końcu jednak zabrałem się za to. Zdjąłem z niej sukienkę. Każda jej nitka była przesiąknięta. A jej stanik? Był jak gąbka. Dodatkowo lodowaty w dotyku. Przyłapałem się na myślach, że również dolna bieliznę chciałem z niej zedrzeć. Powstrzymałem się wiedząc w jakim jest stanie.
Ubrałem szybko jej swoją koszulkę. Zabrałem przemoczone ubrania i wrzuciłem je do kosza na pranie w łazience. Postanowiłem zrobić sobie zielonej herbaty na uspokojenie. Musiałem pozbierać myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top