Epilog

Miłośnych historii jest wiele. Niektóre są szczęśliwe, inne tragiczne. Jedne niczym klasyczna opowieść Romea i Julii kończą się śmiercią głównych bohaterów, którzy do końca życia chcą być razem za sprawą swojej miłości.

Inne są bardziej radosne, zakończone słowami "Żyli długo i szczęśliwie".

Jak jednak skończyła się historia Kristiana i Darii?


Usiadłam na bujanym fotelu. Słońce nisko na niebie witało mnie swoimi porannymi promieniami. Mimo wszystko temperatura panująca na dworze była przyjemnie ciepła. Śpiew ptaków otulał mnie jak miękki szal. Wzięłam małego łyka herbaty z cytryną, którą wypełniony był trzymany przeze mnie kubek. Wraz z ptakami dosłyszeć można było szum morza, które znajdowało się w niedalekiej odległości od naszego domku.

Nie lubiłam wstawać wcześnie, ale to był jedyny wyjątek. Poranki na wakacjach były zdecydowanie bardziej przyjemne, aniżeli w moim mieście. Jedynie wolność.

Drzwi do tarasu odsunęły się z delikatnym szumem. Odwróciłam się w ich kierunku. Widok półnagiego Kristiana o poranku należał już do moich standardowych krajobrazów. Zaspany przeciągnął się, mrużąc oczy pod wpływem porannych promieni.

-Musiałaś iść? - spytał zniesmaczony. Podszedł do mnie i przytulił się mocno. Nie odwzajemniłam uścisku, gdyż miałam zajęte ręce, jednakże wtuliłam swoją głowę w zagłębienie jego szyi. Ucałowałam go w policzek na dzień dobry.

-Zbyt głośno chrapiesz. - wymamrotałam, mrużąc na niego oczy. - Nie mogłam spać. - powróciłam do picia gorącego napoju.

-Znalazła się Świętoszka. - oburzył się. - A ty potrafisz kopać z siłą konia. Już nie raz dostałem od ciebie w plecy. - rozmasował kręgosłup, chcąc dać mi do myślenia. Zachichotałam cicho i uderzyłam go pięścią w biodro. Od samej pobudki panowała wesoła atmosfera. Coś czego nie potrafiłam zepsuć od pewnego czasu.

To trwało już ponad trzy miesiące. Nasze życie się ustatkowało. Wszyscy napisaliśmy maturę wręcz śpiewająco. No... Chłopcom poszło troszkę gorzej, ale na szczęście wszystko zdali. Również wszystko w naszych uczuciach miłosnych poszło w dobrą stronę. Misha jest szczęśliwy razem z Amy, a dzięki temu ja mogę cieszyć się wspólnym życiem z Kristianem.

Aby to wszystko świętować zdecydowaliśmy się na wspólne wakacje. Morze, plaża, śpiew mew, wspaniałe zachody słońca i te nieskończone imprezy w drewnianych domkach, które wynajmowaliśmy. Żartuje. Mimo iż byliśmy jeszcze nastolatkami to w miarę dorośle podeszliśmy do tematu własnych wczasów.

-Wiesz... - mruknął z delikatnym uśmiechem, opierając się o drewnianą barierkę. - Ostatnio dość mocno zastanawiałem się nad tym, co stało się trzy miesiące temu. - jego słowa wprowadziły mnie w lekkie zaniepokojenie.

Kiedyś już z nim rozmawiałam na ten temat. Chciałam uciec od tych nieprzyjemnych wspomnień. Wymazać je z pamięci. Dlatego też poprosiłam go, by do nich nie wracał. Jednakże jeżeli powrócił do tego to znaczy, że miał powód. Jeżeli ten powód okaże się bezsensowny to ukręcę mu kark.

-I...? - przeciągnęłam, chcąc zmusić go do kontynuacji wypowiedzi.

-Jakim cudem tak uparcie wciąż dążyłaś do celu? - spojrzał na mnie, a jego brązowe tęczówki zalśniły pod wpływem impulsu.

-Ale jakiego celu? - zdziwiłam się. Odstawiłam kubek z parującą herbata na parapet. Podeszłam do niego. Objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Ucałował w czoło. Kochałam to.

-W sensie... Walczyłaś o mnie. Każdego dnia budziłaś się z nadzieją, że te słodkie chwile powrócą. Mimo iż miałaś piekło w szkole to wciąż żyłaś z nadzieją, że doczekasz się nieba. Mimo iż na początku w ogóle na to nie wyglądało. Powiedz mi... Co sprawiło iż wciąż trwałaś? - spojrzał na horyzont. Wschód słońca był przepiękny. Mocno zastanowiłam się nad odpowiedzią.

-Wiesz dlaczego? - jego czekoladowe tęczówki znów się we mnie wpatrywały. Uwielbiałam ten kolor. - Bo porwałeś moje serce, a ja tylko chciałam je odzyskać...


Lecz czy tak to się wszystko skończyło?


Podeszłam do biurka. Znajdowała się tam kartka zapisana niebieskimi literami, układającymi się w poszczególne wyrazy. na samym dole papier był lekko pomarszczony, co wskazywało na spotkanie z kroplami wody. Przez to kilka wyrazów na samym dole zostało rozmazanych.

Drżącą ręką chwyciłam papier i rozpoczęłam lekturę, czytając list głośno, tak by każdy będący obok mnie mógł znać jego treść.

Droga Amy i Daria!

Jeżeli to czytacie, mnie już zapewne nie ma. Jeżeli chcecie mnie znaleźć... Porzućcie jakąkolwiek nadzieję. Nie chce zostać znaleziony. 

Chce jedynie abyście wiedziały, że kochałem was obie. Jednakże nie byłem w stanie żyć bez którejkolwiek z was. Widok was obydwu od pewnego czasu był dla mnie jak sztylet w serce. Nawet widok was uśmiechniętych powodował, iż odechciało mi się żyć.

To jest pożegnanie. Nie płaczcie za mną. Każdą z was kochałem na swój sposób i każdą będę wciąż kochał. Żyjcie dla mnie. Będę was obserwował. Tam z góry. Nie miejcie chęci, by do mnie dołączyć. Nie idźcie moimi śladami. I nie tęsknijcie.

Nie mogłem już dłużej żyć, wiedząc, że dwa anioły chodzą po ziemi i kusza mnie, każdy w inny sposób. Nie chciałem grzeszyć. Jeżeli nie mogę mieć was dwóch to wole nie mieć żadnej. Obydwie porwałyście połówki mojego serca, a aby je skompletować musiałbym żyć z wami obiema. Lecz nie jest to możliwe.  

Wasz na zawsze

Kristian...


Ale czy takie właśnie było zakończenie ich wspólnej drogi? Ta historia mogłaby mieć jeszcze kilka innych zakończeń. Lecz które powinno być tym właściwym? Pozostawiam to wam. To była historia miłosna inna niż wszystkie. Była to historia Darii Morev.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam kochani <3 Chciałam tylko poinformować, że równocześnie z końcem tej opowieści startuje kolejna historia ~Blood Moon, na którą serdecznie zapraszam ;*

Równocześnie chcę podziękować wszystkim, którzy kiedykolwiek czytali moją twórczość, komentowali, czy też gwiazdkowali. To dzięki WAM wciąż mam motywację i chęci by pisać dalej, nieważne jak bardzo leniwa bym była. Każdemu z was należy się osobne podziękowanie <3 

Więc Dziękuje...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top