"Zaraz ją zabijesz!"
Wszystko wydaje się lepsze... Żywsze... Ciekawsze oraz bardziej emocjonujace. Tak wyglądają uczucia wampira, pijacego krew. Tak wyglądają moje uczucia... W tej właśnie chwili.
- zaraz ją zabijesz!- mój chory umysł coś bredził.
Wywrociłam oczami.
Jak oderwać się, od posiłku który w tej właśnie chwili jest całym twoim życiem?
Każda sekunda, jest darem...
Każda kropla, która wpływa do twojego przełyku jest bezcenną...
Jak to zrobić?
- proo... szze...- wychrypiała dziewczyna.
Jak oparzona od niej odskoczyłam.
- o boże!- szepnęłam- jak ja mogłam?
Dziewczyna zaczęła uciekać, co mało mnie interesowało.
Odpowiedź: wystarczy mieć sumienie...
- Ami!!!- po jakiś 5 min. usłyszałama krzyki.- Gdzie jesteś?
Za drzew wyłoniły się postacie. Harry, Celeste i Mike szli w moją stronę.
- co sie stało?- podszedł do mnie Mike.
- nic..- mruknęłam.
- JAK TO NIC!- zaśmiał się Mike.- Al znalazł tą dziewczynę... Nikt z nas, jej nie złapał. Podobno była zakrwawiona... Wiec to musiałaś być ty!
- czy ona jest bezpieczna?- wwiercałam się w jego oczy.
- tak!- za Mike'a odpowiedział Harry.
Lekko się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że nie kłamie.
***
- dobra!!!- Celeste wariowała- teraz butelka!!!- cieszyła się jak małe dziecko.
Wszyscy usiedli, w jako takim okręgu.
Dziewczyna wzięła pustą colę, i położyła ją na środku.
- Zaczynamy?- Ron zabawnie poruszał brwiami.
Wywrociłam oczami.
- powiecie mi cos więcej niż juz wiem?- spytałam
- nie!!- przygryzła wargę Celeste.
- dlaczego?!- zbulwersowałam się
- wszystkiego dowiesz się podczas gry.
Pokiwałam głową zrezygnowana.
- kto zaczyna?- w końcu, zadała to pytanie!
- JA!!!!- wrzasnął Ron.
- nie!!- zrobił wściekła, a zarazem smieszną minę Al.- ty to możesz zaczynać... Ale naukę w przedszkolu!
Ron, otworzył swoje usta aby odwarknąć ale odezwała się Evelyn.
- idioci!!! Panie mają pierwszeństwo!- wzięła butelkę do reki.
Fukneli tylko cos niezrozumiałego i tępo patrzyli na Ev.
Zakręciła butelkę która wypadła na Kylie, psiapsiułkę Celeste. Rozmawiałam z nią może... raz.
- pytanie czy wyzwanie?
- pytanie- mruknęła cicho.
- nnnnuuuuuudy!- zastękał Ron.
Ev, uciszyła go walnięciem w głowę. Zamilkł od razu.
- ile osób zabiłas w swoim życiu?
Zamyśliła sie na chwile, licząc.
- Czworo.
- co???!- zachłystnęłam się powietrzem.
- co?- zdziwiła się- wiem, że to mała liczba... Ale tak wyszło...
Pokreciłam tylko głową, pijąc sok.
Zakręciła butelką, która wypadła na Celeste.
- wyzwanie!- powiedziała od razu.
- idź razem z Harrym na dwór, i razem zjedzcie, pierwszą idącą osobę- wymieniły miedzy sobą porozumiewawcze spojrzenia.
A to gnida! One to ustaliły!
Wzięła chłopaka za rękę i razem wyszli na zewnątrz. Wszyscy podbiegliśmy do okna.
Widziałam jak stoją na chodniku, i rozmawiają ze sobą. Śmiała się... Niby z czego?
Dlaczego się we mnie zagotowało?
Co się do cholery ze mną dzieje?
Wykonali zadanie z uśmiechem na twarzy. Był to mężczyzna około.. 35 lat. Zapewne wracający do domu. Nie zabili... ale jednak, jakąś krzywdę wyrządzili...
Kiedy juz wszyscy usiedli (Celeste obok Harrego) dziewczyna zakreciła plastikiem, który zatrzymał się na Mike'u
- pytanie czy wyzwanie?
- wwwwyyyyyzwanie!- zaśmiał się.
Celest mu zawtorowała.
-hmmmm....- jej uśmiech poszezył się- ...pocałuj Ami.
Wszystkim zżedły miny. Ev, mi, Ron'owi, Albertowi, Harry'emu. Juz nie był uśmiechnięty.
Tylko Celeste się szczezyła jak mysz do sera... A no i Mike... NIE wydawał się smutny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top