Sniadanie
Rozejrzałam się po pokoju. Jak ja się tu znalazłam? Co tu robię? Wiem tylko, że czuję się tu bezpieczna.
Uśmiechnęłam się do siebie.
Pamiętam przeszłość, ale nie pamiętam rodziny.
Tu mi nic nie grozi, więc nie chcę stąd odchodzić.- powtarzałam te słowa jak mantrę.
Dziwne...
Dlaczego jakaś malutka cząstka we mnie mówi, że coś jest nie tak?
Rozejrzałam się w około. Dziewczyny już zasypiały. Tylko Amara chodziła co chwilę z łazienki do pokoju.
- O boże! - usłyszałam głos.
Pewnie, znowu czegoś zapomniała.
- Nie wzięłam mydła! - wrzasnęła i znowu wróciła.
Wzięła je i po raz kolejny wbiegła do łazienki. Zobaczyłam na jej łóżku ręcznik, i uśmiechnęłam się chytrze.
Podeszłam i wzięłam go.
- Aaah - znowu wrzasnęła i wyszła w połowie naga.
Spojrzała na mnie i pokręciła, rozbawiona głową. Podeszłam do niej i dałam jej ręcznik.
- Nie wychodź już! - wrzasnęłam - Bo nigdy się nie wykąpiesz!
- Dobra! Dzięki. - odpowiedziała a ja walnęłam się na moją poduszkę.
Patrzyłam w sufit. Był pomalowany zwykłą białą farbą. Mój wzrok powędrował na żyrandol. Kryształy mieniły się, powiedziałabym magicznie.
Amara wyszła z łazienki i zgasiła światło. Dopiero wtedy poczułam się senna. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.
- Kochanie! - usłyszałam głos mojej mamy.
- Tak? - zapytałam schodząc na dół.
- Proszę poznaj Basię. To córka mojej koleżanki. Może się poznacie? - uśmiechnęła się.
Zobaczyłam dziewczynę o krótkich blond włosach i szarych oczach.
- Cześć jestem Amelia. - wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
Za nią zobaczyłam jakiegoś chłopaka, w wieku może 20, 21 lat.
- A to kto? - zapytałam mamę.
- Kto taki, kochanie? - zapytała wesoło.
- No ten chłopak... - patrzyłam na niego.
Coś w nim, wydawało mi się strasznego.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się zawadiacko.
Doskoczył do Basi i zaczął wgryzać się w jej szyję.
- Co robisz? - wrzasnęłam wystraszona a łzy, zaczęły cisnąć mi się do oczu.
Chłopak przestał a dziewczyna upadła na kolana, trzymając się za szyję.
Spojrzał jeszcze raz na mnie i jedyne co pamiętam to jego twarz błyskawicznie zbliżająca się do mojej.
Otworzyłam oczy. Od razu wystraszona zaczęłam łapczywie pochłaniać powietrze.
Rozejrzałam się. Wszyscy spali. Za oknem jeszcze była noc.
To było straszne, ale wiedziałam jedno. Ja pamiętam!
Pamiętam, że zostałam porwana.
że zaatakował mnie i Basię ten chłopak.
Że jest wampirem.
Wszystko wróciło, ale dlaczego wcześniej, nie miałam tych wspomnień...?
Ostatnie co pamiętam to jego twarz... i te słowa.
O BOŻE!!!!
To ON!!!! Musiał mi coś zrobić!
Szybko ale i jak najciszej, wyskoczyłam z łóżka. Podeszłam jeszcze raz na balkon. Spojrzałam w dół. Pamiętałam, że nie jest nisko ale, że nie aż tak.
W tym samym momencie ja niezdara, zahaczyłam o coś ręką i straciłam równowagę. W jednym momencie pochylałam się nad poręczą a w drugiej już spadałam, z tak na oko, piątego piętra. Wiedziałam, że to koniec.
Przez te kilka ostatnich sekund przemknęło mi przed oczami całe życie.
Przy samym końcu, nie poczułam betonu, tak jak to powinno być, ale coś innego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wampira! Trzymał mnie na rękach. Nie wiem jak ma na imię. Spojrzałam na niego, wystraszona ale i również wdzięczna.
Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał uśmiechnięty.
Patrzyłam w jego źrenice. Były normalne... takie spokojne i dobre.
- Ja....yyyy - zaczęłam się jąkać.
- Powiedz prawdę! - spojrzał mi głęboko w oczy, a jego źrenice się rozszerzyły.
- Ja spadłam. - powiedziałam szybko.
O wiele za szybko.
Zmarszczył brwi.
- Będziesz uważała i nie wystawiała się na żadne ryzyko. - powiedział to tak samo jak chwilę wcześniej.
- Dobrze - uśmiechnęłam się w duchu.
Poczułam się dziwnie. Kiedy się rozejrzałam znalazłam powód dlaczego... byłam w pokoju, musiał w jakiś magiczny sposób, znowu tam wskoczyć.
Wystraszyłam się lekko, ale nic nie powiedziałam.
Odstawił mnie i w jednej sekundzie zniknął.
Byłam wystraszona, zdziwiona, i szczęśliwa, że w ogóle żyje.
On chyba myśli, że ja jestem mu w jakiś sposób posłuszna, że ma nade mną jakąś władzę. Wiem natomiast, ze było tak na początku, ale teraz coś się zmieniło.
Nie wiem dlaczego, a przede wszystkim jak... Stopniowo widzę, że cały czas mu się opieram i, że wychodzi mi to coraz lepiej!
Muszę stąd uciec. I to jak najszybciej...
Położyłam się na łóżku i pełna myśli zasnęłam.
***
"Anna...","Anna!", " WSTAWAJ!" Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie.
- Co się dzieje?! - zapytałam powietrze.
Zaspana przetarłam oczy i wstałam do pozycji siedzącej.
- Ubieraj się! - wrzasnęła Kate, sama szukając jakiejś koszulki.
Wstałam i jako tako zaczęłam się ubierać.
- Co jest grane? - zapytałam.
Dziewczyny wzruszyły ramionami.
- Nie mamy pewności ale prawdopodobnie, przyjeżdża ktoś ważny z wizytą.
- Kto? - spytałam ciekawa.
- Nie mamy pojęcia - powiedziała Amara
- A po co my, im jesteśmy potrzebne?
Nic nie odpowiedziały, tylko ubrane wyszły na korytarz. Ruszyłam za nimi. Szłyśmy, przez jakieś dwie minuty. Dotarłyśmy do sali gdzie na środku, stał wielki zastawiony stół. Byłyśmy same. Pewnie przed czasem. Nagle usłyszałyśmy głos dochodzący skądś za naszymi plecami.
- To co zwykle na tę okazję. - powiedział wampir wchodząc do sali.
Cztery dziewczyny: Amara, Wiktoria, Kate i Angelika podbiegły pod ścianę, stanęły na baczność nie poruszając się nawet o milimetr. Ja i Basia stałyśmy w miejscu i przyglądałyśmy się wszystkiemu.
Wampir złapał nas za dłonie i pociągnął pod ścianę.
- Stójcie tu! Nie ruszajcie się! Nic nie mówcie! Zachowujcie się! Róbcie to co one! I... słuchajcie się mnie! - powiedział to a potem zniknął.
Zauważyłam ze Basia, od razu się wyprostowała i patrzyła na przestrzeń przed sobą.
WOW!!! Ta siła "perswazji" naprawdę działa.
Postanowiłam, że będę udawać i zachowywać się tak jak one, więc stanęłam na baczność i patrzyłam przed siebie. Jego urok już na mnie nie działał. Byłam niezależna, i już się nie bałam.
Stałyśmy tak jakieś 5 minut, kiedy zobaczyłam ruch. Do pokoju wszedł wampir z jakimś chłopakiem.
- Oooo... to właśnie o nich ci opowiadałem - uśmiechnął się.
- Noooo nie najgorsze... - przyznał z uznaniem drugi chłopak.
Zaczęli iść, w naszym kierunku. Minę miałam nie wzruszoną. Patrzyli na każdą z nas.
- No no. Jednak nie łamiesz zasad - uśmiechnął się.
- Mówiłem, że nie... - prychnął wampir.
- Faktycznie jest ich sześć. I możesz zaświadczyć, że nie więcej...? Nie polujesz po nocy? Nie kłamiesz? - spojrzał srogim wzrokiem nowy towarzysz.
- Tak, mogę zaświadczyć i nie, nie kłamie Ron. - spojrzał na mnie.
Zastanowiłam się przez chwile...
My jesteśmy jego posiłkiem i jest nas sześć.
Polowanie w nocy...
To, że mnie dzisiaj złapał... w nocy!
I w dodatku spojrzał na mnie...
Wniosek nasuwa się tylko jeden...on KŁAMIE!
Można powiedzieć, że mam na niego haka, na wszelki wypadek.
- Dobrze, a teraz jestem głodny po podróży. - Ron usiadł przy stole.
- Jasne... na co masz ochotę?- gospodarz zapytał obojętnym tonem.
- Hmmmm może na tą pierwszą z brzegu, o ciemnych włosach i grupie krwi 0Rh- - uśmiechnął się i wziął głęboki wdech.
Chwila... przecież to ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top