Naszyjnik
Gra, wciąż trwa. Już mam dość.
- Am!- wrzasnęła Evelyn.
- tak?- zwrociłam sie, w jej stronę.
- to, chyba tu!- krzyknęła podekscytowana.
Zaczęłam się rozglądać. Nic nie widziałam.
- według mapy, musimy tu COŚ znaleźć...
- co?- spytałam ją, i odwróciłam się w kierunku Harrego.
- na mnie nie licz!- Uśmiechał się głupkowato.
- to już wiem- wywrociłam oczami.
Rozdzieliliśmy się, i szukaliśmy czegoś... Harry oczywiście polazł za mną.
- iść, się doczep do kogoś innego!- warknęłam pod nosem.
- NIE!- pokręcił głową.
- Jak tam sobie chcesz! Ale wiedz, że ja nie odpowiadam za obrażenia cielesne, urazy umysłowe, gorączkę, biegunkę, drgawki, poparzenia III stopnia, wywołane zbyt długim przebywaniem ze mną- powiedziałam żartobliwie.
-Hahahaaha, będę miał to na uwadze!
Po piętnastu minutach, usiadłam pod drzewem i "rozpaczałam". Harry zrobił to samo.
- wiesz, ja Ci NIC nie mogę pomóc!- spoglądał dziwnie w jednym kierunku.
O co mu znowu chodzi?
- wiem...wiem...nie musisz się powtarzać...
- Ale słuchaj ja naprawdę NIE MOGĘ! Ci pomóc.- patrzył na jakieś drzewo.
Westchnęłam.
- możesz mówić jak człowiek?
- ale ja nim nie jestem!- zaczęłam się śmiać.
- no tak....nie jesteś...
Westchnął zrezygnowany.
- co?- zmarszczyłam brwi.
- oh! Boże no!- znacząco spoglądał na drzewo.
Już wiem o co chodzi!
- żartujesz!!!- wykrzyknęłam szczęśliwa.
- nie!- powiedział za szybko.
- o rany!- wstałam i podbiegłam do tego drzewa.
Okazało się, że w środku było puste...
Za korą, od wewnątrz było jakieś pudełko. Otworzyłam ją a tam była kartka.
W wielkim budynku, najniżej jak się da.
Zmarszczyłam brwi. To było proste, ale potencjalnie problematyczne.
- czy pod nasza szkołą, jest jakąś piwnica, albo lochy?- spytałam Harrego.
Uśmiechnął się szczerze.
- dziękuję!- szczęśliwa, rzucilam się mu na szyję.
Nic nie odpowiedział. Razem zaczęliśmy szukać wszystkich. Kiedy nasza grupa była już w całości, ruszylismy w kierunku szkoły.
- to w podziemiach!- powiedziałam do grupy.
- uuuu.....strassszznnneee!- powiedziała jakąś dziewczyna.
Zaczęliśmy się śmiać.
Dotarliśmy do szkoły, w środku znaleźliśmy wejście. Szliśmy schodami w dół. Na ścianach, wisiały pochodnie które swoim światłem oświetlały większą część korytarza.
-aaa!- wrzasnęłam nagle, widząc szczura przebiegającego tuż pod moimi stopami.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo. Śmieszne!- obraziłam się.
- ciszej!- zbeształa mnie Evelyn- Bo obudzisz umarłych.- zaczęła się śmiać.
- co wy wszyscy macie dzisiaj, taki dobry chumor?- zmarszczyłam brwi, podejrzliwie.
- Przy tobie, nie sposób nie mieć!
Westchnęłam.
- Dobra to co teraz?- skrzyżowałam ręce na brzuchu, zatrzymując się przed rozwidleniem korytarza.- jest to gra....jak to określił Ronald, mamy używać wampirzych zdolności, wiec może slyszycie coś, widzicie albo czujecie?
Na chwile zapanowała cisza. Wzięłam głęboki oddech, i uspokoiłam akcję mojego serca. Wsłuchałam się w ciszę. Z lewego korytarza usłyszałam jakieś dziwne szmery.
- no to jesteśmy w dupie!- powiedziała jakaś dziewczyna.
- co? Dlaczego?- zdezorientowana spojrzałam na nią.
- Grobowa cisza!- wzruszyła ramionami.
- co Ty opowiadasz?! Przecież słychać jakieś szmery!- spojrzałam na nią jak na idiotkę.
Sytuacją zainteresował się Harry.
- Jak to szmery?- zdziwił się Harry- nie możesz ich słyszeć!
- a to niby dlaczego?- rozgniewałam się.
- Bo te SZMERY!- ostatnie słowo powiedział głośniej.- To ostatni test! Kawał drogi stąd! Nie możesz tego słyszeć!
- to co w jakiś cudowny sposób, wymyśliłam to?- spojrzałam na niego groźnie.
Podrapał się po karku.
- no nie!
- no! Dobra chodzcie w lewo!- ruszyłam w kierunku korytarza. Skoro "szmery" są ostatnim testem, to będę szła za nimi.
- a to nie jest oszustwo?- skrzywiła się Evelyn.
- po części jest -powiedział Harry.
- okej! Wy szukajcie, a ja sobie posiedzę i na was poczekam.
Podeszłam do jakiejś ściany, i usiadłam po turecku.
20 minut później
Idziemy właśnie, śmiejąc się. W ostatnim wyzwaniu, musieliśmy użyć siły i przesunąć jakiś głaz.
- słyszycie?- usmiechnęła się Evelyn.- te Twoje szmery!
Każdy się wsłuchał, na ich twarzach pojawiały się uśmiechy.
- czyli to już koniec gry?- spytałam Harrego.
- po części!- przytaknął.
Ruszyliśmy za dźwiękiem. W końcu za zakrętem pojawiła się jakaś komnata. Na samej gorze, było małe okienko, z którego padały niebieskie promienie słońca. Oświetlały pomieszczenie, i podwyższenie, na którym stał kielich.
- czyli to tu! Naprawdę wygrałyśmy!- dziewczyny zaczęły skakać.
Blondynka podeszła do kielicha, lecz zawisła w powietrzu.
- chwila!- odezwałam się głośno.- a co jeśli to jakaś pułapka?
- za dużo filmów, się na oglądałaś!- zaśmiała się Ev.
- ooooookej!- wzruszyłam ramionami.
Zauważyłam jak dziewczyna, niepewnie kierowała swoją dłoń, w kierunku naczynia.
- a jeśli wasza wysokość ma racje?- zamysliła się.
Boże!!!
- Amelia! Albo chociaż.... ona....- westchnęłam.
- nic się nie stanie....chyba- "pocieszała" ją Ev.
- ja tu zaraz, korzenie zapuszczę!- westchnęłam.
Podeszłam i szybko zabrałam kielich.
Wzrokiem, jezdziłam wszędzie wokół.
- nic!- uśmiechnęłam się.
Wiem, że sama ostrzegałam. Ja zasiałam to ziarno niepewności, ale zaczynałam się juz denerwować.
Wszyscy juz wyszli, miałam zrobić to samo kiedy coś zwróciło moją uwagę...jakiś błysk.
Podeszłam do podwyższenia, na którym stała nasza nagroda.
Ukucnęłam i wzrokiem szukałam czegoś, nawet sama nie wiem czego.
Pomiędzy kamieniami, zauważyłam, tak samo pokryty mchem, jak podwyższenie jakiś inny kamień. Z lekkim trudem wyjęłam go, i zerwałam narośl.
W moich rekach leżał bardzo piękny naszyjnik.
Co on tam robił?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top