Mogę chociaż, imię?
Nie trudno zgadnąć, że po "incydencie" na imprezce, Celeste nas wywaliła. Była tak wściekła, ze wyklinała nas aż nie zniknęliśmy z jej pola widzenia. Evelyn i Ja ciągle się śmiałyśmy. Wrociłyśmy do akademii, w naprawdę cudownych humorach...
***
Siedzę na przerwie, pochłaniając mój lunch. Trochę to dziwne, ale jestem zupełnie sama. Evelyn nie widziałam cały dzień...chłopaków... Też.
Ocknęłam się, z moich myśli słysząc dzwonek.
Wstałam, kierując się do klasy.
Nauczyciel się spóźniał, co mnie trochę cieszyło...
Grupą, czekalismy przed drzwiami.
W końcu przyszła nauczycielka. Była, bardzo roztrzepana. Szamotała się z kąta w kąt.
- yyy....wchodzcie.- machnęła ręką.
Wszyscy powoli wczłapywali się do środka.
Podeszłam do niej.
-przepraszam? Wie Pani gdzie jest Evelyn?- zmarszczyłam brwi.
- oh!!! Amelia! Zapomniałabym!- westchnęła- Evelyn? Dostałam informacje, że pojechała do rodziny. Ale miałam wiadomość do ciebie! Jesteś zwolniona! Idź do dyrektorki, nie wiem o co chodzi...
Zostawiła mnie, samą na korytarzu. Zamknęła drzwi. Slyszalam jak rozpoczyna lekcję.
Ev? Przecież rano jak wychodzilam... Boże?! Była czy nie? Ale ja jestem roztrzepana! Pojechała do rodziny? Dlaczego mi nic nie powiedziała? Oh! Jak wróci to oberwie!... Zresztą... Tak! Dyrektorka!
Ruszyłam do gabinetu, starej wampirzycy. Tuz przed chciałam zapukać, lecz usłyszałam głos.
- Wejdz Amelio!
Zrobiłam, jak kazała. Cicho, nic nie mówiąc weszłam do pomieszczenia.
- nie będziesz, tu długo wiec nawet nie proponuje Ci siedzenia...- usmiechnęła się.
- co się stało?- w końcu się odezwałam.
- tata, po ciebie przyjechał...
- słucham???!!?!- wybauszyłam oczy.
- jest przed budynkiem. Miałam Cię poinformować.- patrzyła poważnie.
Zimny dreszcz, przeszedł przez moje ciało.
- ktoś umarł?!- wychrypiałam.
Zaczęła się śmiać.
- powinnam się domyślić, że tak to odbierzesz!
Jak inaczej mam to odebrać?!
- nikt nie umarł! Wszystkiego się dowiesz!- mruknęła i zbyła mnie ciszą.
Szybko wyszłam na zewnątrz. Tak, jak mówiła czekał na mnie tata.
- część!- podbiegłam, i wtulilam się w niego.- co ty tu robisz?!
- długa historia!- uśmiechnął się, i rozejrzał w koło.- ale... Nie tu.
Kiwnęłam głową, i weszłam do stojącego za nim auta.
Jechaliśmy w ciszy... Grobowej....przerażającej, mrocznej.... Niespotykanej ciszy.
Dłużącej się, rozbrajajacej cisz....
-Amelio?- usłyszałam dźwięk.
Cholerny dźwięk! Juz nie ma mojej ciszy!
- tak?- Usmiechnęłam się cicho do taty.
- pora wyjaśnić Ci... Jeden mały drobiazg.
- jaki?
Teraz już na serio się boję!
- jest tradycja... I ty teraz, jesteś jej częścią.
- jaka tradycja?!- zmarszczyłam brwi.
- no...ummm.... Rada, wybiera dziecku króla...czyli tobie.... Partnera.
- SŁUUUUCHH-HHHAA-MMM?- jakałam.
- to jest coś jak ludzkie małżeństwo... ale nie do końca... No wiesz... "puki ŚMIERĆ was nie rozłaczy"- my... nie umieramy. Rada, wybiera tobie partnera, który kiedyś pomoże ci w rządach...
- mam mieć męża?!
To nie może być prawda! Tak! To jest jakąś ukryta kamera! Na Pewno!
- skarbie... To nie mąż. Nie jesteśmy ludźmi, i takie "rzeczy" nas nie dotyczą. Ooo!!! To bardziej podchodzi, pod "ludzki chłopak" wiesz para. Tylko w wampirzych zasadach, nie można zdradzić. Jeszcze wiele się dowiesz...
- mogę chociaż wiedzieć, kto to?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top