Lunch

Na szczęście Pan zapomniał o swoim pytaniu i kazał mi zaczynać. Spojrzałam osoby w klasie.

- No wiec... - zaczęłam - Nazywam się Amelia. Moja mama jest handlowcem w branży telekomunikacyjnej.

Spojrzałam na Pana z nadzieją, że to wystarczy.

- A tata? Rodzeństwo? - kontynuował na co westchnęłam.

- Tata zajmuje się w zasadzie wszystkim po trochu, a rodzeństwa nie mam.

Teoretycznie nie kłamałam, po prostu... nie powiedziałam wszystkiego.

- Dobrze! - uśmiechnął się. - Może teraz Matt Filips. - spojrzał na kartkę i z uśmiechem odnalazł wzrokiem chłopaka.

Usiadłam na swoje miejsce i szturchnęłam Evelyn.

Wzruszyła ramionami, a jej wzrok mówił „No co?"

Pokręciłam głową i oparłam się o krzesło.

Na następnych trzech kolejnych lekcjach było nudno. Nauczyciele się z nami witali i uśmiechali. W końcu przyszła pora na lunch.

- Evelyn, gdzie siadamy? - zapytałam rozglądając się.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż przerwał jej płytki głos Celeste.

- Co tam? - uśmiechnęła się sztucznie.

Nic jej nie odpowiedziałyśmy.

- Hej, zadałam wam pytanie. - zaczęła się złościć, na co westchnęłam.

- Nie jesteś tu najważniejsza... - powiedziałam odważnie.

Kilka osób odwróciło się w naszym kierunku, a Evelyn uśmiechnęła.

- Nie?! - zadrwiła - Światem żądzą pieniądze, a tak się składa, że to ja mam ich tu najwięcej!

Jeśli już to twoi rodzice, no ale ok. Evelyn prychnęła na jej słowa, a ja myślałam, że ją zabiję! W prawdzie nic nie mówi, ale wysyła sygnały!

- Mówiłaś coś? - zapytała Celeste, Evelyn, na co tamta zaczęła przecząco kiwać głową.

- Tak myślałam, a teraz wybaczcie. Widzę, że jednak nie jesteście warte mojego towarzystwa. I jeszcze chłopak na mnie czeka, przynajmniej on jest na moim poziomie. - Jakim? Zero? Zerknęła jeszcze chwilę na mnie - Dlaczego czuję od ciebie krew?

- Nie twój interes. - fuknęłam.

Odwróciła się na pięcie i wdzięcznie według jej mniemania, odeszła.

- Napuszony paw. - Evelyn zrobiła zdegustowaną minę w kierunku dziewczyny.

- Słyszałam! - wrzasnęła tyłem do nas.

No brawo! Oskara dla tej pani poproszę!

Ta o której mowa, podeszła do jakiegoś blondyna. Pocałowała go krótko na przywitanie. Jednak coś mi nie pasowało. Ta twarz... wydawała mi się znana. Moment! Ron?

Odgarnęłam pukiel moich ciemnych włosów i zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie. Niegrzeczne? Gdzie tam!

~ Witaj kochanie. - zamrugała do niego kilka razy.

Kochanie? Więc to jest ten jej chłopak, poziomu zero? Teraz to nawet zabawne.

Wampir uśmiechnął się i ją przytulił.

Teraz gdy miał odsłonięte pole widzenia, zobaczył mnie. Patrzył się chwilę, aby upewnić się czy na pewno wzrok go nie myli. Odsunął się od dziewczyny i zaczął coś do niej mówić.

~ Co ona tu robi? Przecież to jest...

Nie! Nie! Nie!

Przerwałam mu, gdyż w wampirzym tempie podeszłam do niego.

- Ron. - zaczęłam ze złością w oczach.

- Wasza... - chciał przywitać mnie moim tytułem.

- Nie! - powiedziałam, przerywając mu. Naprawdę mnie to już powoli męczy.

- Chwila. Wy się znacie?- zapytała zdenerwowana i zdezorientowana Celeste.

Zaskok co?

- Tak. - uśmiechnął się wampir - Przecież to jest...

Chyba urwę mu głowę.

- Kto? - poganiała go Celeste.

- Bez znaczenia.- wywróciłam oczami i złapałam Rona za nadgarstek. Zaciągnęłam go na odosobniony korytarz.

Dziewczyna nie będzie się martwiła. Spokojnie.

- Co ty tu robisz? - spytałam szeptem.

- Co ty tu robisz, Wasza Wysokość? - zaakcentował wyraźnie zaimek osobowy.

- Skończ! - powiedziałam podniesionym głosem. - Nie mów tak do mnie.

- Ale przecież to twój tytuł. zmarszczył brwi - Do wszystkich utytułowanych trzeba tak mówić, za to mogą być poważne konsekwencje.

- Konsekwencje to Ty będziesz miał, jak się tak będziesz zwracał! - zagroziłam na co westchnął.

- Dlaczego nie chcesz aby inni o tobie wiedzieli? Byłabyś sławna, każdy by trzymał się na dystans i darzyliby Cię szacunkiem.

- Nie chcę jeszcze większego rozgłosu, niż ten, który i tak już mam.

Usłyszałam kroki idące w naszym kierunku.

- Twoja zbzikowana dziewczyna tu idzie. - fuknęłam pod nosem.

- Celeste? Jak Ty ją słyszysz? - zdziwił się.

Nie da się jej nie słyszeć.

- O tu jesteście! - sztucznie uradowana dziewczyna, podeszła do nas bliżej.

Długo ci zajęły te poszukiwania. Wywróciłam oczami.

- Co się stało? - skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. - Dlaczego tak wyszliście?

- Pewne nieporozumienie... - uśmiechnął się do mnie wymownie .- Już wyjaśnione.

Westchnęła i patrzyła srogo.

- Ahaaa, dzwonili ci twoi koledzy. Spóźnili się przez jakąś ważną sprawę. Nie chcieli mi powiedzieć, ale będą za chwile.

Ron uśmiechnął się patrząc na mnie.

Chwila. Ten uśmiech, koledzy... to nie może być prawda.

- Którzy koledzy? - zapytałam z niepokojem.

- A no tak, przecież ty ich znasz! - uśmiechnął się i niby udawał, że przeszukuje pamięć.

Skwasiłam się, wiedząc co powie.

- Albert i Harry.

- Nie, no nie!- zaczęłam lamentować i uniosłam głowę, patrząc na sufit.

Ewidentnie są wszędzie.

Ron zaczął się śmiać z mojej reakcji.

- Chwila! Tych też znasz? - zdziwiła się Celeste. Nie czekała na odpowiedź. - Skąd?

- To długa historia. - uśmiechnął się Ron.

Widziałam jak dziewczyna kipi ze złości. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do stołówki.

- Skąd znasz tego przystojniaka? - najechała na mnie Evelyn.

- To długa historia. - zacytowałam Rona.

Westchnęłam myśląc o tym, że jest tu jeden idiota i do tego jeszcze dwaj inni przyjeżdżają.

Mam dość.

Jak bumerang powrócił do mnie jeden fakt.

- Chwila! - odwróciłam się do dziewczyny. - On wcale nie jest przystojny.

Odpowiedziała mi, ale patrząc gdzieś w dal.

- W porównaniu do nich to faktycznie... - zaczęła się ślinić, a ja odwróciłam głowę.

W drzwiach stał Albert i Harry.

Ten pierwszy miał kremowe dżinsy i niebieską bluzkę. Obok niego był Harry w ciemnych trampkach, czarnych spodniach, młodzieżowej koszuli i czarnej skórzanej kurtce.

Westchnęłam i osunęłam się głową na stół.

- Cudownie. - warknęłam pod nosem.

- Hej! - usłyszałam jakiś niezrozumiały pisk. - On tu idzie.

- Kto? - mruknęłam do stołu.

- No ten Bóg!- pisnęła Evelyn.

Na chwile zamilkła, a ja wtedy usłyszałam Harrego.

- Witam, mogę się przysiąść? - jestem pewna, że patrzyła na mnie, lecz odpowiedziała mu moja towarzyszka.

- Tiiiiiak...

Wyczułam dosłownie intuicyjnie jego uśmiech. Nie wiem jak. Nie wnikajmy.

Chłopak odsunął krzesło i zajął miejsce.

- Czy ona śpi? - zapytał cicho Evelyn.

- Nie śpię. - powiedziałam głośno, lecz jakąś część pewnie zagłuszyły moje ramiona.

Zaczęli się cicho śmiać, a ja podniosłam głowę.

- Tak myślałem, że to ty. Co tu robisz? - zapytał zdziwiony.

- Uczę się.

Wtrąciła się Evelyn.

- To ty wiesz kim ona jest? - zapytała dziewczyna siedzącego obok Harrego.

Skinął głową.

Dziewczyna zasłoniła swoje usta jedną dłonią, szepcząc konspiracyjnie.

- Skąd ty go znasz? - zwróciła się do mnie.

Tak samo zakryłam usta dłonią, bawiąc się w to z nią.

- Jako wiesz kto, znam wiele osób. Nawet tych nie fajnych. - szepnęłam.

Harry odchrząknął.

- Hej, ale wy wiecie, że ja wszystko słyszę? - zapytał identycznym szeptem jak nasz, na co zaczęłam się śmiać.

- Bynajmniej.

Zadzwonił dzwonek, więc razem z Evelyn ruszyłyśmy do klasy.

Harry jeszcze szybko mnie złapał za rękę.

- Możemy później porozmawiać? - zapytał.

- Tak. - mruknęłam i zaczęłam iść do mojego celu.

Evelyn już była w środku, a ja zaczęłam się martwić o spóźnienie. Na korytarzu szybko idąc zauważyłam Celeste, która mnie zatrzymała.

- Widziałam go. Tego nowego. Jest mój! - powiedziała i weszła do klasy.

Mówi o Harrym?

A ona nie jest z Ronem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top