Koniec szkoły
Patrzyłam jeszcze przez chwilę na Harrego.
Wydawał się być niewiarygodnie trzeźwy.
- Dziękuję. - powiedział po chwili ciszy.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie ma za co....
- Wręcz przeciwnie! Gdyby nie Ty... - urwał
- Co? - uśmiechnęłam się, zadziornie. - Umarł byś?
Uśmiechnął się.
Wiadomo, że już raz umarł.
- Tak.
Wstałam. Zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
- Hej! A ty dokąd?! - zatrzymał mnie.
Odwróciłam się z uśmiechem.
- Jak to gdzie?! Do szkoły! - powiedziałam i wyszłam.
Wyszłam na zewnątrz. Ciepłe powietrze rozwiało lekko moje włosy. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
Podeszłam do mojego auta i wsiadłam. Do domu dojechałam w 20 min.
***
- Amelia! Szybko! Spóźnisz się! - usłyszałam krzyk mojej mamy.
- Już, już! - wzięłam moją torebkę i wyszłam z mojego pokoju.
Na dole zobaczyłam zniecierpliwioną mamę.
- Zakończenie jest za pół godziny.Chodź! - powiedziała biorąc kluczyli ze stolika.
Kiedy dojechałyśmy do szkoły, wysiadłyśmy i szybko zaczęłyśmy się kierować w kierunku sali gimnastycznej.
Większość już siedziała na swoich miejscach, lecz jeszcze się nie rozpoczęło.
Mój telefon zaczął brzęczeć. Spojrzałam na wyświetlacz. Albert. Czego on znowu chce?
Ostatni raz z Harrym widziałam się tydzień temu. Chodziłam do szkoły a on pracował nad swoim... apetytem.
Al wpadł na pomysł aby może zwyczajnie pił krew z torebek. Nikogo nie krzywdzi. Wydaje mi się, że ten plan się sprawdza. Dlatego dziwi mnie ten telefon. Już mam odebrać kiedy słyszę głos przez głośniki.
- Witam państwa na zakończeniu roku szkolnego 2014/ 2015. - mówi dyrektor.
Odrzuciłam połączenie i zaczęłam się wsłuchiwać w głos.
Dyrektor rozdał nagrody, za dobre wyniki w nauce i wszelakiego rodzaju konkursy.
Później jakieś 1,5 godz po jego wystąpieniu każda klasa rozeszła się do swoich sal oraz wychowawców. Otrzymaliśmy tam świadectwa i rozeszliśmy się.
- Gratulacje córciu! - powiedziała moja mama kiedy wychodziłyśmy z budynku.
Nagle za moimi plecami usłyszałam głośny głos.
- Amelia! - Olivia krzyczała jak opętana.
- Co jest?! - zapytałam z uśmiechem.
- Mogłabym z wami jechać? Mój tata musiał szybko wracać do pracy. - powiedziała.
Nie zdążyłam jej odpowiedzieć gdyż usłyszałam mamę.
- Jasne, że tak! To będzie dla nas czysta przyjemność!
We trzy ruszyłyśmy w kierunku samochodu. Mama prowadziła a my usiadłyśmy z tyłu.
- No wiec co? Zdałyśmy! - uśmiechnęła się.
- Tak! - odchyliłam głowę do tyłu. - ja już chce wakacje!
- Wyjeżdżasz gdzieś? - zapytała.
- Nie... a Ty?
- Też nie, możemy się spotykać...
- Masz na myśli randkę? - zażartowałam.
- Tak. - zaczęła się śmiać. - a tak ap ropo...co z TWOIMI sprawami?
Od razu wiedziałam i co jej chodzi. Ona nigdy mi nie da spokoju...
- Nic ciekawego. - burknęłam pod nosem.
- DOBRA! Nie wnikam... - uśmiechnęłam się zwycięsko.
- O mało bym nie zapomniała!!! - wyszczerzyła się.
- Co?
- Alfred chciał cię widzieć. - szepnęła mi konspiracyjnie, patrząc na moją mamę.
- Dzwonił dzisiaj do mnie. Nie wiesz o co chodziło?
Potrząsnęła głową.
- Nie.
Usłyszałam głos mamy.
- Jesteśmy! - uśmiechnęła się i odwróciła do nas. - Twój dom Olivio.
- Dziękuję pani bardzo.
- Drobiazg.
Wysiadła a my wróciłyśmy do domu.
Siedziałam w salonie kiedy usłyszałam mój telefon.
Alfred.
- Halo Al? Coś nie tak z Harrym? - powiedziałam na wstępie.
- Nie! Ze mną wszystko okej! - usłyszałam wesoły i zadowolony z siebie głos.
- Harry?!
- Tak! to ja... - czułam, że się uśmiecha.
- Jak tam torebki? - zapytałam.
Zaczął się śmiać, i zmienił temat.
- Mogłabyś do mnie przyjechać? - zapytał wciąż wesoły.
Aż zaczęłam coś podejrzewać.
- Naćpałeś się czegoś?
Odetchnął głęboko.
- Jasne, że nie! - uśmiechnął się - A może...
Zamyślił się.
- To tak czy nie?
- Na pewno nie jakiś prochów! Po prostu piłem krew i jestem bardzo pobudzony, impulsywny i trzeźwy, jak nigdy...
-Czyli co? - zaśmiałam się - Naćpałeś się krwi?
- Ta... to co przyjedziesz?
- Jasne. - powiedziałam i się rozłączyłam.
Założyłam na siebie płaszcz, wzięłam kluczyki od auta i założyłam buty.
- Mamo wychodzę! - krzyknęłam na odchodne.
- Dobrze! Ale nie wróć za miesiąc!- zażartowała.
- Nie ma sprawy! - uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam.
Wsiadłam do auta i ruszyłam w kierunku domu Harrego.
Dojechałam dosyć szybko.
Stanęłam przed domem, i spojrzałam się w górę. Budynek był wysoki i duży.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Kątem oka zauważyłam Al'a.
Podeszłam do niego.
- Hej po co dzwoniłeś? - zapytałam się.
Odwrócił się i uśmiechnął.
- Tylko tyle, że Harry czuje się już dobrze.
- Naprawdę?! Rozmawiałam z nim przez telefon, twierdził to samo, ale brzmiał jakby coś brał...
Al zaczął się śmiać.
- Wiesz, to tak trochę jak z nałogowcem, ale nie do końca...
- Oświeć mnie.
Westchnął.
- Jeżeli cały czas coś spożywasz i potem gwałtownie przestajesz, organizm się tego domaga, i z braku tego jest, źle.- urwał- Ale jeśli potem to dostanie, to tak jakby dostał nową baterię, jakby...
- Rozumiem... - przerwałam mu.
- No to spoko, a po co przyszłaś? Tylko aby zapytać o ten telefon?
- Nie. W zasadzie to Harry mnie zaprosił.
- Aaa. Ok. to Cię nie zatrzymuje...
Wesoła odwróciłam się i poszłam w kierunku pokoju Harrego.
Dotarłam do jego wielkich drewnianych drzwi.
Zapukałam.
Usłyszałam " proszę" wiec weszłam.
Rozejrzałam się wokoło ale nigdzie nie widziałam nikogo.
Weszłam w głąb pokoju i wtedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
Odwróciłam się na pięcie. Drzwi były zamknięte, a Harrego ani śladu.
Odwróciłam się znowu.
Nagle znajoma twarz, wyłoniła się nie wiadomo skąd.
- Bałaś się?! - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - z dumą uniosłam głowę.
Westchnął i wyraźnie posmutniał.
- Wyszłem z wprawy.
Odetchnęłam głęboko.
- No dobrze! - wywróciłam oczami - Troszkę się bałam...
Zaczął się śmiać.
- Dobra.
- No... Więc po co dzwoniłeś? - uśmiechnęłam się.
- Chciałem ci tylko podziękować.
- Nie ma za co... - wzruszyłam ramionami.
- Jest! i ty dobrze o tym wiesz.
Zamilkł na chwilę i spojrzał na mnie przechylając lekko głowę.
Myślał nad czymś...
W ciągu jednej sekundy znalazł się na przeciwko mnie.
Złapałam głośno powietrze.
- A teraz się bałaś? - zaśmiał się.
-Nie. - odpowiedziałam szybko.
W tym samym momencie złapał mnie za ramiona, i przeniósł nas w drugi koniec pokoju. Przygwoździł mnie do ściany.
Zaczęłam szybciej oddychać. Nie wiem czy było to spowodowane strachem czy czymś innym.
- Słyszę twoje serce. - powiedział patrząc się na moją klatkę piersiową.
Jego oddech przyspieszył.
Serce... waliło strasznie.
Chłopak spojrzał w moje oczy, pochylił się, a potem przywarł swoimi wargami do moich. Złapał mnie za szyję, i składał delikatne pocałunki na moich ustach. W końcu pogłębił pocałunek, a ja sama nie wiem czemu go odwzajemniłam. Oderwał się a ja poczułam jego oddech na ustach. Uśmiechnął się i znowu do mnie przywarł. Objął swoimi rękami moją twarz, i przygwoździł mnie swoim ciałem.
Oderwał się ode mnie oddychając płytko.
Ja zresztą tak samo.
Spojrzałam w jego błyszczące oczy.
- Za co to było? - wyszeptałam wciąż się w niego wpatrując.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top