Impreza

Siedzę właśnie na moim łóżku czytając gazetę. Mój tata ma przyjechać już jutro. Trochę się stresuje, gdyż wiem, że wszyscy się dowiedzą. Ja chciałam być w tej szkole zwykła, niewidzialna, ale teraz to już raczej niemożliwe. Moje przemyślenia  i durną krzyżówkę, którą rozwiązuje przerwało mi pukanie do drzwi.

- Proszę! - powiedziałam dostatecznie głośno, aby osoba po drógiej stronie usłyszała.

Z za drzwi wychylił się jakiś chłopak.

- Hej. - uśmiechnął się - Wszyscy są proszeni do auli.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Chłopak tak szybko jak się pojawił, zniknął. Westchnęłam i podeszłam do drzwi łazienkowych.

- Ev! Słyszałaś? - uśmiechnęłam się.

- Tak! Już wychodzę. - usłyszałam dźwięk, zakręcanej wody.

Przebrałam się w coś wygodniejszego i usiadłam jeszcze chwilę na łóżku, czekając na dziewczynę. W ciągu dziesięciu minut już szłyśmy korytarzem. Oczywiście nie byłyśmy na nim same. Cała szkoła kierowała się na... w zasadzie nie wiem co.

Wszyscy zajęli miejsca w ogromnej auli. Wszędzie dało się usłyszeć szmery i rozmowy. Wszystko ucichło kiedy pojawiła się dyrektorka.

- Witam was! - uśmiechnęła się. - Przejdę od razu do rzecz z bardzo ważnym komunikatem. Otóż jutro przyjeżdża Jego Wysokość Dragomir.

Na sali zaczęło być zamieszanie, gdyż każdy się rozglądał, zdezorientowany. Wyczułam na sobie aż cztery pary oczu. Evelyn, Rona, Alberta i Harrego.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Ev posłała mi rozrywający wzrok.

Tylko westchnęłam i wróciłam wzrokiem na dyrektorkę.

- Cisza! - krzyknęła - Zapewne dziwicie się dlaczego przyjeżdża, lecz ja nie mogę powiedzieć wam więcej. Wszystkiego dowiecie się jutro.

„I dobrze..." mruknęłam w głowie.

- Ale możecie być pewni, że to nic złego. Uprzedzam was abyście się zachowywali wzorowo. To ważna osobistość. Teraz możecie już wracać do siebie. - powiedziała to i zaczęła wychodzić.

Każdy poszedł w jej ślady i zaczął opuszczać pomieszczenie.

Na korytarzu Ev zaczęła przesłuchanie.

- Wiesz po co on przyjeżdża?

- Chce kogoś za coś ukarać?

- Boże! Może mnie? Powiedziałam do ciebie coś nie tak? - zaczęła panikować, więc w celu uspokojenia złapałam ją za ramiona.

- Evelyn! On ci nic nie zrobi. - mówiłam powoli, by na pewno to do niej dotarło.

- To po co przyjeżdża? - w jej oczach zobaczyłam zdezorientowanie.

- Chce mnie oficjalnie przedstawić. - spuściłam wzrok, bawiąc się palcami.

- O rany. Ami to super, nareszcie!- od razu się rozpogodziła.

- Jasne... - fuknęłam pod nosem.

- O co Ci chodzi?

- Nie chcę aż takiego centrum uwagi. - powiedziałam szczerze.

- Jesteś z rodziny królewskiej. - zastanowiła się - To w zasadzie część pakietu.

Miała rację. Nie mogę ukrywać tego kim jestem... już nie.

***

- Wstawaj! - usłyszałam wrzask przyjaciółki.

- Na wielkiego Hadesa! Demonie nocy! Przepadnij! - mruczałam zakrywając się kołdrą. Dziewczyna zaczęła się śmiać.

- Ami, nie mamy lekcji! - skakała podekscytowana.

- Zła istoto! Nie rozumiem zatem po kiego mnie budzisz! - warknęłam. Ona za to zwijała się po całej podłodze ze śmiechu.

- Nie mamy lekcji, ale musimy pomagać w przygotowaniach na przyjazd króla. - Z wielkim trudem zeszłam się z łóżka.

- Dobra. Ojciec, ojciec i ojciec... dlaczego on wokół siebie robi tyle zamieszania? - zapytałam wzdychając.

No niby wiem dlaczego...

- Yyy... bo jest królem? - spytała retorycznie Evelyn.

Właśnie...

Szybko się ubrałam i skierowałam po schodach w dół. Cała "impreza" miała mieć miejsce na dziedzińcu.

Już stał tam wielki podest. A na coś na kształt tronu. Obok było jeszcze jakieś miejsce, a ja miałam tylko nadzieję, że nie jest ono dla mnie. Nadzieja matką głupich jak to mówią...

Przed podestem było mnóstwo krzeseł. Wszędzie kwiaty i stoiska z jedzeniem. To trochę przypominało jarmark. Ev powiedziała, że to ma być impreza z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, jednakże z dodatkowo ważnym gościem.

- Hej, wy! - krzyknął jakiś chłopak, na co automatycznie razem się odwróciłyśmy.

- Pomóżcie przy posiłkach. - machnął coś dziwnego, więc tylko wzruszyłyśmy ramionami i ruszyłyśmy do kuchni. Po wejściu od razu uderzyła nas para od gotowanych potraw.

- Przyszłyśmy do pomocy. - uśmiechnęła się Ev.

Już kilkoro uczniów tam było. Kucharka spojrzała na nas i kazała nam ozdabiać ciastka, lecz po jakiś pięciu minutach przestałyśmy, słysząc krzyk.

- Co się stało? -  mówiły różne osoby.

- Nie kupiłam owoców morza dla króla! - wrzeszczała jakaś dziewczyna.

- On nienawidzi owoców morza. - powiedziałam to bez zastanowienia. Wszyscy spojrzeli na mnie. Ev też tylko, że z uśmiechem.

- Skąd to wiesz? - spytała dziewczyna, która wrzeszczała.

Spuściłam wzrok.

- Gdzieś czytałam... - mruknęłam, po chwili ciszy słysząc kucharkę.

- Dobrze. Bez owoców morza. - wszyscy wrócili do swoich zajęć.

Odbierałam ziemniaki, ozdabiałam, czuwałam nad zupą. Nawet nie wiem kiedy zrobiło się późno. Do kuchni wbiegł nagle, jakiś blondyn.

- Król! - wrzeszczał.

Ogarnijcie się wszyscy!

- Co?! Co król? - wszyscy pytali poddenerwowani.

Wziął głęboki oddech.

- Król już przyjechał. - wydusił w końcu z siebie.

- Co? - zapanował zamęt.

Podeszła do mnie jakaś wysoka dziewczyna o niebieskich oczach.

- Jesteś Amelia... tak? Pomogłabyś w serwowaniu dań? - już mi chciała wręczać tacę, jednak odezwał się znowu ten blondyn.

- Chwila... Amelia Collins? Ciebie też miałem znaleźć. - odwróciłam się w jego stronę. - Dyrektorka cię wzywa.

Szybko wyszłam i skierowałam się w stronę gabinetu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

- Pani mnie wzywała?

- Tak. Twój ojciec już przyjechał i kazał ci to dać. - wręczyła mi jakąś torbę.

- Dziękuje. - uśmiechnęła się i zilustrowała mnie wzrokiem.

- Przygotuj się. Wszystko za chwilę się zaczyna.

- Jak to za chwilę?! - szybko wybiegłam w stronę mojego pokoju.

Otworzyłam przesyłkę i aż zaniemówiłam. Wyciągnęłam przepiękną białą sukienkę z delikatnego materiału. Była lekko przed kolana. Miała cieniutkie rekawki. Przewieszona przez nią, była królewska niebieska szarfa, ze złotymi krańcami. W środku były jeszcze białe, ale nie za wysokie szpilki i pudełko. Otworzyłam je i zobaczyłam srebrną branzoletkę, kolczyki i wisiorek. Były dość skromne, ale widać, że kosztowne. Na dnie jeszcze leżał, diadem, z malutkimi diamencikami.

O nie! To już przesada. Nie wiem czy to założę.

Wracając, wszystko było delikatne, lecz królewskie.

Stwiedziłam, że mam jeszcze chwilę, więc szybko się umyłam i przebrałam.

Włosy zostawiłam rozpuszczone. Falami opadały na moje ramiona. Sukienka, biżuteria, muszę przyznać wszystko świetnie się komponowało. Jednak założyłam ten diadem. Ojciec to dał, więc chyba chciał bym to miała. Zresztą... jaka dziewczyna nie lubi błyskotek? Nakładałam właśnie delikatny makijaż, kiedy weszła Ev.

- Ami ile można na ciebie cze... - zamilkła kiedy mnie zobaczyła.

Zaczęła piszczeć i zakryła swoje usta dłonią.

- Co? - wystraszyłam się - Coś nie tak?

- Jesteś najpiękniejszą wampirzą księżniczką jaką kiedykolwiek widziałam.

Zarumienilam się. Nie przywykłam do takich komplementów.

- Jedyną. - mruknęłam, zauważając.

Pokreciła głową z uznaniem.

Wyszłyśmy z pokoju, kierujac się na wieczorną zabawę. Evelyn też wyglądała pięknie. Miała na sobie czerwoną sukienkę, podobnej długości co moja. Kolczyki i wisiorek.

- Wyglądasz tak królewsko. - powiedziała idąc dumnie obok mnie.

- To chyba przez tą szarfe. - mruknęłam.

- I diadem. - zaczęła się uśmiechać.

Dotarłyśmy za "scenę". Większość już siedziała na krzesłach. Jeszcze chwila potrwa, zanim to wszystko się zacznie.

- Mam nadzieję, że przed tym wszystkim nikt mnie nie zobaczy. - zwróciłam się do Evelyn. - Nie chce się tłumaczyć.

I wtedy jak na zawołanie z innego korytarza wyłoniła się znana mi postać. Dumna, ubrana bogato, śmiała się idąc koło swojej swity. Spojrzała w moją stronę, a jej uśmiech i dobry humor, zniknął w ciągu sekundy.

Patrzyłyśmy na siebie.

Ja... i Celeste.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top