"...Chwila! Co?!"

-moge chociaż wiedzieć, kto to?- spojrzałam na tatę, wyczekując odpowiedzi.

Był zmieszany... Widziałam to!

-Umm... Ja nie widziałem tego chłopaka! Wiem tylko tyle, że jego ojciec jest jednym z najbogatszych i najstarszych wampirow w dziejach świata.

-Boze!!- wystraszyłam sie.- to ile on ma lat?!

- wiem, tylko tyle, że gdzieś w przedziale- 18-28- wzruszył ramionami.

Po prostu wzruszył ramionami? Jemu jest chyba wszystko obojętne! Mi na pewno nie!

-super!- warknęłam sarkastycznie.

-kochanie! To tradycja...- widziałam, że był smutny.

Rozumiem go...

Westchnęłam zrezygnowana. Spojrzałam na jego twarz, przypatrujacej sie, mojej.

-wiem.- szepnęłam.- a kiedy go poznam?

Oczywiscie mam na myśli mojego... "Narzeczonego"! Bo skoro, mam z nim być... Do konca mojego... Eeee życia? To chyba najpierw musze go poznać... Źle coś rozumuje?

- na przyjęciu, zaręczynowym.- spuścił  wzrok.

Słucham?! Nie! Tego jest za dużo!

- A... Przepraszam bardzo... Kiedy ma się odbyć nie zaplanowane, i nie ustalone przezemnie, moje przyjęcie zaręczynowe?

Westchnął, i potarł swoje zdenerwowane brwi.

- jutro... wieczorem.

Czułam jak we mnie, buzowały uczucia takie jak:
*złość
*smutek
*rozpacz
*strach
*Świadomość, iz to koniec! Koniec mojego samotnego życia!

Tępo spojrzałam w okno, samochodu. Na zewnątrz rozpadał się deszcz! Nawet nie wiem kiedy!

Niebo płacze za mnie!- pomyślałam patrząc na krople odbijające się od maski auta.

***
Dzień później!
Dzień początku końca!
Dzień zaręczyn!

Tata pozwolił mi zaprosić znajomych, na tą... Uroczystość! Postanowiłam, że wezmę ze sobą Evelyn, Alberta, Ronalda, Mike'a i Harrego.

Co do Mike'a- 100% pewności nie mam... Czy go wezmę... No ale cóż! Zobaczymy!

Myslałam też o Harrym... Ostatnio... Czułam, że był dla mnie...  No kimś... Ważnym! Nie wiem co mu powiem, ale na pewno muszę się pożegnać...

- Amelio?- powiedział do mnie szofer.

- tak?- odwrociłam się w jego kierunku.

- jesteśmy! Juz od 3 minut...- lekko się niecierpliwił, lecz mimo wszystko starał się nic nie pokazywać.

- tak!- otrząsnęłam się- juz!

Wyszłam, i skierowałam się w stronę mojej szkoły.

Ale się do niej nachodziłam!- stwierdziłam sarkastycznie.

Ruszyłam do środka. Była przerwa, co mi odpowiadało. Nawet bardzo!

Weszłam, jeszcze głębiej alby znaleźć kogoś znajomego.

Po 4 minutach odnalazłam Ev, gadającą z Mike'iem. Zgarnęłam ich i Al'a.

- Ami!- przytuliła mnie Evelyn- co się stało?! Gdzie ty byłaś?

- tata, mnie zabrał... Muszę wam cos powiedzieć.- zaczęłam poważnie.

- jesteś w ciąży???!- wrzasnął Al, wybauszając oczy.

- no...ja chciałam....chwila! Co?!- dopiero po chwili, dotarły do mnie jego słowa- kretynie! NIE!

Wszyscy zaczęli się śmiać!

- uuuffff!!!- powachlował się teatralnie.

Matoł!!! No... Matoł!

- proszę!- podałam im zaproszenia.- gdzie Ron, i Harry? Mam też dla nich.

- po pierwsze, co to jest?- zaczął Al- po drugie, mogę to dac Ron'owi- wyrwał mi kartkę- a po trzecie, nie wiem gdzie jest Harry!

Westchnęłam.

- czytajcie! Ja go poszukam!- odwrociłam się.

- cały dzień go nie widzieliśmy! Wątpię, czy wogole jest w szkole!

Nie zwarzajac, na kolejne słowa, zaczęłam szukać chłopaka.

Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nie wiem co mnie tam pokierowało... Przeznaczenie?

Chyba tak, bo chwile później wpadłam na Harrrgo. Miał w ręce, jakieś kartki które mu wypadły.

- przepraszam!- powiedziałam szybko.

Spojrzał na mnie. Nie był wesoły... A raczej... smutny.

- Ami.- powiedział cicho.- yghmm... Nic się nie stało!- klęknął, aby pozbierać, to co mu wypadło.

Bez zawachania, zrobiłam to samo. Zaczęłam zbierać- w zasadzie, nie mam pojęcia co, gdyż cały czas patrzyłam na jego twarz.

Teraz albo nigdy...

Muszę się pożegnać! To moja jedna... No w zasadzie najlepsza okazja...

Otworzyłam usta, lecz ubiegł mnie brunet.
- Ami! Wybacz, ale już nigdy wiecej się nie spotkamy!- wstał, nie odrywając odemnie wzroku- pa.

Mruknął cicho, ze spuszczoną głową, i odszedł w głąb budynku.

Po moim policzku, popłynęła jedna samotna, pojedyncza łza.

Przecież to ja miałam?! On? Ja miałam powód! A on?! Co się właśnie stało? Świat robi sobie, ze mnie żarty? A może jutro koniec świata?
Zaczęłam, coraz szybciej oddychać, aby nie wpaść w jakąś histerię...

Dlaczego to tak boli?

No i rozplakałam, się na dobre...

- nawet, nie dałam mu tego cholerstwa!- Spojrzałam, na moją dłoń trzymającą Zaproszenie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top