Rozdział 8


– A czy ja wyglądam na Anioła Śmierci, który okazuje litość swym zagubionym duszom?

Rigel wygląda jak sama Śmierć. Azkaban dał jej się we znaki. Twarz ziemista i jakby naciągnięta na kości policzkowe. Już wcześniej była chuda, a teraz jeszcze bardziej schudła. Wargi wyschnięte i popękane wypowiadają kolejne słowa, które nigdy nie powinny opuścić jej ust. To nie jest czas na pokazywanie swojego żalu i nienawiści. Nie w chwili, kiedy na szali jest jej całe życie. Jeśli będzie tak dalej robić może stać się coś gorszego, niż wyrok orzekający, że spędzi resztę swojego życia w Azkabanie. Ma dopiero dwadzieścia lat i nie zasługuje na pocałunek Dementora.

– Jesteś potworem! Powinnaś zdechnąć w Azkabanie w otoczeniu Dementorów!

Rozglądam się po sali, próbując zlokalizować, kto to krzyczy. Kiedy dostrzegam drobną czarownicę po przeciwnej stronie Sali, jest powstrzymywana przez dwóch mężczyzn. Wyprowadzają ją tylnym wyjściem, a ona szarpie się próbując uwolnić. Nie wiem kim jest.

– Jesteś jak twoja matka! Umiesz tylko niszczyć!



W kuchni nie ma Moody'ego. To pierwsze co rejestruję, kiedy wchodzę. Jest za to Dumbledore, Snape i jakiś mężczyzna, którego nie rozpoznaje. Wszyscy patrzą się na mnie, kiedy odsuwam krzesło i siadam naprzeciwko Dyrektora. Caesar siada po mojej prawej stronie i złącza nasze dłonie pod stołem. Ściskam go mocno, kiedy Dumbledore zaczyna mówić.

– Cieszę się, że już lepiej się czujesz Rigel. Wczorajsza sytuacja bardzo nas przestraszyła.

Uśmiecha się jako jedyny z całego towarzystwa. Wszyscy mają grobowe miny. Doskonale wiem, o jakiej sytuacji mówi, ale niech mnie smok kopnie, nie pozwolę, by cała wina spadła na mnie.

– Gdybyście nałożyli na mój pokój zaklęcia alarmujące, może nie musiałabym tu wchodzić z zakładniczką. Ale stwierdziliście, że nie jestem zagrożeniem i no cóż... pomyliliście się.

Wzruszam ramionami i uśmiecham się jednym kącikiem ust. Caesar ściska mocno moją rękę dwa razy, co jest sygnałem, żebym się uspokoiła. Nie ma mowy, ja się dopiero rozkręcam.

– Nie jesteś naszym więźniem, dziecko. Chcemy ci pomóc i zrozumieć.

– Co zrozumieć?

Patrzę uważnie na Dyrektora. Na jego niebieską szatę i długą siwą brodę, która jest widoczna tylko w połowie, bo reszta znika pod blatem stołu. Coś mnie w tym człowieku irytuje, ale nie wiem, co dokładnie. Zwolennicy Czarnego Pana, go nienawidzą, bo jest czarodziejem, który reprezentuje to wszystko, czego nie tolerują. Miłość do mugoli, ich życia i próba zjednoczenia obu tych światów. Wiem jedno – to się nigdy nie uda. Przez pierwsze trzy lata byłam z rodzicami, którzy różdżką posługiwali się w każdej chwili życia. Później trafiłam do mugolskiego sierocińca, gdzie opiekunki nie rozumiały, czemu pytam o latające miotły i czekoladowe żaby, które uciekały, kiedy chciałeś je zjeść. Nie potrafiły odpowiedzieć mi na pytania, czemu skrzaty nie sprzątają po obiedzie tylko panie kucharki. Może właśnie z tego powodu kazały mi siedzieć w pokoju i nie gadać tych głupot w pobliżu innych dzieci. Bały się, że jak opowiem te historie rówieśnikom, to oni też będą w nie wierzyć. Zaczęły mnie ciągać po lekarzach i różnej maści specjalistach, by dowiedzieć się, czym jest mój Mroczny Znak. A kiedy poznałam Caesara i znowu miałam szanse wrócić do świata czarodziejów, przejść się po ulicy Pokątnej w przebraniu i trzymać własną różdżkę w dłoni, poczułam, że znowu żyję. Moja egzystencja nabrała pewnego celu. Stałam się kimś więcej, niż dziwną dziewczynką podrzuconą pod bramę w środku nocy. Jednocześnie czułam i czuję to nadal, że nie pasuję do żadnego z tych światów.

– Severus powiedział mi, co się stało na spotkaniu z Voldemortem. Przykro nam, że musiałaś przez to przejść.

– Jest ci przykro?

Prycham na jego słowa. Kiedy ten człowiek przestanie mówić te nic nie warto frazesy? Jeśli chce zagłuszyć własne sumienie, droga wolna, ale nie moim kosztem. Chcę, jak najszybciej stąd wyjść i wrócić do sierocińca. Muszę spotkać się z Aishą i upewnić się, że nic jej nie grozi. Może i Ceasar mówi, że dziewczyna jest bezpieczna, ale dopóki jej nie zobaczę, nie uwierzę.

– Czy powiesz nam, co wiesz o swoim Panie?

Głos mężczyzny, który siedzi po prawej stronie Dumledore'a, jest lekko zachrypnięty, ale mocny i przyjemny dla ucha. Patrzę na jego zarost i falowane włosy, które sięgają mu szyi. Gdzieniegdzie widać kilka siwych włosów. W ręku trzyma srebrny kielich, gdzie pewnie jest Ognista Whisky – ulubiony alkoholowy napój czarodziei. Szare oczy patrzą prosto na mnie. Nie odpowiadam na zadane przez niego pytanie od razu, ale przyglądam mu się jeszcze trochę. Dostrzegam skrawki tatuaży, które wychodzą spod koszuli o wiele za dużej na niego. Zmarszczki przy oczach dodają mu uroku i zastanawiam się, ile on może mieć lat. Dłonie, którymi trzyma kielich są powykrzywiane i strasznie suche, co widzę nawet przez dzielący nas stół. Moje pierwsze wrażenie, kiedy go zobaczyłam wczoraj, nie zmieniło się – wygląda, jakby uciekł z Azkabanu.

Kiedy w końcu decyduje się zacząć mówić, nie wiem w sumie od czego zacząć.

– Co chcecie wiedzieć? I co już wiecie na mój temat?

Dużo zależy od ich odpowiedzi na moje drugie pytanie. Nie wiem dokładnie, co Caesar im powiedział. Jedyne, co Dare mi przekazał, to że na początku układu z Dyrektorem nie zdradził mojej tożsamości. Jednak po przedstawieniu, które wczoraj im zrobiłam, musieli połączyć kilka faktów.

– Na początku chcemy cię zapewnić, że jesteś tutaj bezpieczna. Ten dom chroni zaklęcie Strażnika Tajemnicy i nikt niepowołany tu nie może wejść.

Dyrektor znowu mówi tanie teksty, by mnie uspokoić i omamić, że to miejsce to bezpieczna przystań. Jesteśmy w stanie wojny, żadne zaklęcia nie powstrzymają Śmierciożerców, by dopaść osoby, na których zależy Czarnemu Panu.

– Moody powiedział, że jesteś córką naszej drogiej Belli.

Serce bije mi w zawrotnym tempie. Nie wiem, czy to jest wynik wypowiedzenia nazwiska Aurora, czy imienia mojej matki. Oddycham głęboko i potwierdzam, że moimi rodzicami jest Bellatrix i Rudolf. Mężczyzna z kieliszkiem w dłoni patrzy na mnie uważnie i nie wiem, czy doszukuje się tego wszystkiego, co odziedziczyłam po matce. A jest tego sporo. Ze zdjęć wynika, że jesteśmy prawie identyczne. To samo powiedział Czarny Pan na naszym pierwszym spotkaniu.

– Wiecie, co się stało po aresztowaniu moich rodziców, także darujmy sobie tą część. Caesar przyszedł do mnie, kiedy skończył Hogwart i był pełnoletni. Powiedział mi prawdę i zaczął uczyć tego wszystkiego, co powinnam umieć. List ze szkoły nigdy do mnie nie dotarł. Po kilku latach Aisha poszła do Hogwartu, a ja zostałam w domu dziecka. W czasie Turnieju Trójmagicznego, Czarny Pan się odrodził i Mroczny Znak zapłonął po raz pierwszy. Nie poszłam na to spotkanie. Na kolejne pięć już tak. Pierwsze spotkanie na jakim byłam, odbyło się w lesie na polanie. Czarny Pan prześwietlił wtedy mój umysł i powiedział, że nie jestem jedyna. Skoro ja przyszłam, to pojawią się kolejni.

– Jacy kolejni?

Po raz pierwszy w czasie tego spotkania odzywa się Snape. Sprawiał wrażenie, że wcale mnie nie słuchał, ale przy ostatnich dwóch zdaniach wydawał się autentycznie zainteresowany. Przez cały ten czas ściskam mocno rękę Caesara tak, że prawie łamię mu palce. Nie jest mi łatwo o tym wszystkim opowiadać. To prawie jak spowiedź przy całkowicie obcych mi ludziach. Żadnego z nich nie znam osobiście i nie wiem, czy mi uwierzą. Chcę tego, ale jednocześnie zatajam przed nimi informację, że mamy pobieżnie stworzą listę osób, które zostały naznaczone w ten sam sposób, co ja. Nie mówię im o tym, że przez lata planowałam, jak zabiję Moody'ego. Ani o tym, że płakałam po nocach ze strachu i tęsknoty za życiem, które pamiętam jak we śnie. Nie mówię o Lucjuszu. Podaję im suche fakty, które mogliby przeczytać w moim przyszłym nekrologu zamieszczonym w gazecie.

– Myślisz, że jestem jedyna?

– Spokojnie, moja droga. Nie wiedzieliśmy o twojej sytuacji, aż do wczoraj. Alastor nigdy nie przyznał mi się, co stało tamtej nocy w twojej rodzinnej posiadłości. Gdybym wiedział, dostałabyś należytą opiekę.

Jaką opiekę? Czy on wie, o czym mówi? Jestem dzieckiem Śmierciożerców, którzy zostali skazani na dożywocie w Azkabanie, za torturowanie Longbottomów po tym, jak w świat poszła informacja, że Czarny Pan nie żyje. Mam wypalony Mroczny Znak. Patrząc na to wszystko obiektywnie i z dystansem, którego nie mam za wiele, jeśli chodzi o tę sytuację. To dobrze, że Moody mnie ukrył. Jednak nigdy nie przyznam tego na głos. Kiedy wstaję z zamiarem wyjścia z tego pokoju, domu i powrotu do miejsca, którego nienawidzę, ale przynajmniej jestem w nim bezpieczna, odzywa się Snape. Również wstaje i poprawia swoją czarną pelerynę, która faluje za nim niczym skrzydła.

– Masz dwa wyjścia: wyjdziesz i zginiesz z rąk Śmierciożerców, albo zostaniesz tutaj i przeżyjesz tę wojnę.

– Nie masz prawa mi mówić, co mam robić.

Severus Snape nie jest moim ojcem, ani nikim bliskim, by mówić, jak mam postąpić w tej sytuacji, którą, notabene, on stworzył. Gdyby nie powiedział Czarnemu Panu, że podejrzewa mnie o szpiegostwo i kontakty z Jasną Stroną, nic złego by się nie stało. Nadal mogłabym służyć Lordowi i mieć większe szanse na przeżycie, niż w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa.

– To, co zrobił ci Czarny Pan, to nic w porównaniu z tym co zrobią ci Śmierciożercy, kiedy cię złapią. Klątwa tnącą to namiastka bólu, jaki cię spotka. Na pewno chcesz być bita, gwałcona, torturowana i umierać u ich stóp, błagając o śmierć? Chcesz im pokazać, że krew, która w tobie płynie i nazwisko, które nosisz, nic dla ciebie nie znaczą? Chcesz im udowodnić, że jesteś nikim?

Ostatnie słowa zabolały najbardziej. Patrzę na ziemistą twarz mężczyzny. Jego duży, haczykowaty nos i czarne oczy. Cienie pod oczami są jeszcze większe niż moje, a to ja byłam ostatnio torturowana prze bandę idiotów. Włosy w kolorze podobnym do mojego, opadają mu na twarz i wydłużają jeszcze bardziej rysy twarzy. Dopiero teraz mogę mu się uważnie przyjrzeć, chociaż może zamiast tego powinnam odpowiedzieć mu na te wszystkie słowa. Widziałam go jedynie ubranego w czarne szaty i srebrną maskę Śmierciożercy. Może i kolor ubrań nie różnił się niczym od tych, co ma obecnie na sobie, ale twarz wykazuje więcej uczuć. W oczach też widzę pewną pogardę i rzucane mi wyzwanie. Nie mam zamiaru dać mu wygrać, ale wiem, że ostateczna potyczka nie będzie w tej obskurnej kuchni, tylko na polu bitwy. Wszystko zostanie zakończone w czasie ostatecznej walki w tej wojnie. Pewnego dnia będę mierzyć do niego i rzucać śmiercionośne klątwy, aby zabić. I udowodnię mu, że nie jestem nikim.

– Może i Czarny Pan, zostawił cię przy życiu, ale zmienił kolor twojego Znaku na szary - co symbolizuje zdrajców, którzy wywinęli się śmierci, ale Śmierciożercy ci tego nie wybaczą. Zagroziłaś ich rodzinom, naraziłaś na zdemaskowanie, wtrącenie do więzienia i utracenia pozycji, na którą walczyli od poprzedniej wojny. Jak cię zabiją, będą mieli pewność, że ich nie wydasz, bo w grobie będziesz milczeć.

– Zapomniałeś tylko, że to nie ja jestem szpiegiem.

Może powinnam do niego mówić z większym szacunkiem, ale w obecnej sytuacji nie mam takiego zamiaru. Severus Snape jest zdrajcą, a ja za to płacę. A on ma prawo mi jeszcze mówić, że Śmierciożercy mnie zabiją, bo sądzą, że zdradziłam. Jeśli taki los spotka mnie za niewinność, to czego może się spodziewać Snape, który okłamuje Czarnego Pana, Dumbeldore'a i samego siebie. Wobec kogo jest w takim razie szczery? Czy nasza rozmowa ma jakiś sens, skoro obie strony mają coś do ukrycia? Wątpię.

– Posłuchaj mnie głupia dziewczyno, nie ma znaczenia, które z nas jest szpiegiem, tylko kto z nas przeżyje tę wojnę. A teraz musisz zdecydować, w jaki sposób chcesz umierać. Jak zdrajca czy jako wiedźma, która walczyła o swoje.

– Na pewno nie jak tchórz.

Wyrzucam z siebie te kilka słów i odwracam głowę w bok. Nigdy nie uważałam się za tchórza, ale jeśli te wszystkie rzeczy, o których mówił Snape okażą się prawdą, nie wiem, czy to wytrzymam. Mimo kilku lat ostrych treningów, nadal jestem słaba. Ta rana na boku jest tego świetnym dowodem.

Mężczyzna chyba się poddaje w próbie wytłumaczenia mi tego, w jakim beznadziejnym położeniu się znajduję. Ja bez rozmowy z nim wiem o tym doskonale. Wychodzi z pomieszczenia, mocno trzaskając drzwiami. Stoję na środku kuchni z rękami założonymi na piersi i staram się uspokoić swój oddech i poszarpane nerwy.

– Smarkerus, zawsze był melodramatyczny.

Prawie zapomniałam o tym, że naszej wymianie zdań przysłuchiwał się Caesar, Dyrektor i ten obcy mężczyzna, który jest wyraźnie zadowolony, że Snape wyszedł stąd wkurzony. W jego oczach dostrzegam iskierki radości, a na ustach pojawia się psotny uśmiech. W tym momencie wygląda kilkanaście lat młodziej. Za to Dumbledore i Ceasar są wyraźnie zdenerwowani.

– Kim ty, kurwa, w ogóle jesteś?

Pytanie opuszcza moje usta, zanim je do końca przemyślam. Mężczyzna uśmiecha się jeszcze szerzej, odstawia kieliszek na blat stołu i podchodzi do mnie w kilku szybkich krokach. Kiedy wyciąga w moją stronę rękę – dokładnie tak samo jak Hermiona w pokoju – patrzę na niego nieco podejrzliwie.

– Syriusz Black, twój kuzyn, który ostatnie dwanaście lat spędził w Azkabanie.

Syriusz. Black. Te dwa słowa coś aktywują w mojej głowie. Dawno zapomniane słowa, które usłyszałam przez przypadek, kiedy podsłuchałam rozmowę wujka Lucjusza i cioci Cyzi z rodzicami. Mówili o parszywym zdrajcy, który zhańbił ród Blacków, jednocześnie wielbiąc pod niebiosy niejakiego Regulusa i mówiąc, że to uratuje rodzinę od zagłady. Niewiele z tego rozumiałam i wydawało mi się, że wyparłam to ze swojego mózgu. Miałam wtedy trzy lata i bardziej, niż sprawy dorosłych, interesowały mnie zabawki z Zonka, które zawsze przynosił mi wujek Rabastan – starszy brat taty.

Jak wszystko się zmieniło.

– Rigel Lestrange, ale to już wiesz.

Ściskam jego dłoń na tyle mocno, by wiedział, że nie jestem słaba, ale też na tyle delikatnie, by nie poczuć uczucia odrętwienia w obandażowanych palcach. Jego uścisk też jest mocny. Zaraz jednak odwraca się do mnie tyłem i idzie w kierunku jednej z szaf, które stoją w kuchni.

– Powinniśmy uczcić to jakże miłe rodzinne spotkanie, nie?

Nie rozumiem jego gorzkiego tonu, ale przytakuję. Dumbledore i Caesar naraz zaczynają coś mówić, ale nie wiem co. Patrzę na każdy ruch, jaki wykonuje Syriusz podczas nalewania alkoholu do kieliszków. Czerwone wino leci prosto z odkręconej butelki, tańcząc na ścianach szła. Jego włosy zasłaniają mu kark. Jest lekko pochylony i przez cienką koszulkę prześwitują mu niektóre kręgi kręgosłupa oraz żebra. Jest cholernie chudy. Wygląda trochę jak wrak człowieka, który udaje jednak, że nic mu nie jest.

Dumledore podchodzi do Blacka i ściska lekko jego ramię. Ręka Dyrektora zostaje natychmiast strzepnięta. Syriusz coś do niego mówi, ale zbyt cicho bym mogła usłyszeć. Reakcja starszego mężczyzny jest prawie natychmiastowa. Wychodzi z kuchni, po drodze kiwając głową na mnie i Caesara. Zostajemy w trójkę.

Do moich rąk zostaje wręcz siłą włożony kieliszek. Trzymam go niepewna, co teraz nastąpi. Syriusz stuka lekko szkłem o szkło i wypija wszystko na raz. Ja sama podnoszę powoli kielich i przykładam do ust.

Smakuje truskawkami, których szczerze nienawidzę. Upijam, jednak mały łyk. Kiedy Caesar w końcu się odzywa, dziękuję za to niebiosom, bo szczerze nie wiem, co by było dalej. Sytuacja jest dość dziwna i mam wrażenie, że tylko Syriusz o tym nie wie lub udaje, że tego nie dostrzega.

– Profesor Snape, ma rację Rigel. Musisz zdecydować, po której stronie staniesz.

Naprawdę, jeśli to jedyne, co Caesar mógł powiedzieć w tej chwili, to lepiej żeby się zamknął. Przymykam oczy i wypijam kolejny łyk wina. Smak jest nadal obrzydliwie truskawkowy, ale sama świadomość, że to alkohol, jest już pocieszająca. Cała ta sytuacji jest do dupy i nie wiem, jak z tego wyjść tak, żeby wszystkiego nie zniszczyć za pierwszym dotknięciem. Jakbym do tej pory robiła wszystko idealnie.

– Więc...Kim jest Regulus?

Kiedy pytanie opuszcza moje usta już wiem, że popełniłam błąd. Twarz Syriusza Blacka zastyga w ciągu sekundy, by w następnej szczęka zacisnęła się tak mocno, że boję się, że połamie sobie zęby. Kiedy mężczyzna nie odpowiada, podchodzę do stołu i siadam na swoim wcześniejszym miejscu. Może i adrenalina powoduje, że stoję na nogach dłużej, niż byłabym w stanie, ale ból promieniujący z kilku miejsc na ciele powoduje, że mam dość.

- Regulus był moim młodszym bratem i Śmierciożercą. Kiedy umarł, moja matka straciła całkowicie nadzieję na to, że starożytny ród Blacków przetrwa. Jakby coś więcej, niż głowy skrzatów i ideologia krwi miały dla niej znaczenie.

Przytakuję delikatnie głową, bo nie mam pojęcia co na to odpowiedzieć. Czy wszyscy w tej rodzinie muszą być, tak popaprani?



                                                                                       ****

Rozdział miał się pojawić w czwartek, ale Ada miała małe opóźnienie w sprawdzaniu. Oby treść wynagrodziła czekanie. Jestem ciekawa jakie macie wyobrażenia relacji Syriusz-Rigel patrząc na ich pierwsze spotkanie. Nie ukrywam, że lubię ich razem i w planowaniu kolejnych rozdziałów mam do nich duże plany. 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top