Rozdział 6
– Tylko Sami-Wiecie-Kto mógł oznaczać w ten sposób swoich popleczników. Mimo że Alastor Moody był wielkim czarodziejem, nie posiadał takiej praktyki w dziedzinie Czarnej Magii, by tego dokonać.
Minister niczego nie rozumie. Tu nie chodzi o to, kto oznaczył roczne dziecko, ale o czyny drugiej osoby, które wpłynęły na to, kim teraz jesteśmy. Wszystkim tym osobom zabrano wolną wolę i skazano na życie w dobie rozkazów i świadomości tego, że są niewolnikami.
– Ponawiam pytanie, w jakich okolicznościach zginął Alastor Moody i mam nadzieję, że więzień odpowie.
Więzień milczy. Ma przymknięte powieki i widzę, jak walczy, by odzyskać kontrolę nad sobą. Tak samo jak ona, mam świadomość tego, że to jest ostatnia szansa, by coś powiedzieć. Ci wszyscy ludzie powinni poznać prawdę.
– Podczas Drugiej Bitwy o Hogwart, zobaczyłam go, jak walczył z dwoma Śmierciożercami.
Przerywa na dłuższą chwilę, podczas, której nikt jej nie przeszkadza. Reporterzy, sędziowie, cywile – wszyscy milczą. Kiedy zaczyna znowu mówić, słychać jak lekko drży jej głos. Widzę też, jak zaciska palce z nerwów.
– Nie rzuciłam na niego Avady, jak wszyscy myślicie. Nie zginął na terenie Hogwartu w walce tak, jakby chciał. Teleportowałam się z nim do starej rezydencji Lestrange, w której mieszkałam kiedyś z rodzicami. Był wściekły i zły na to, że dał się porwać. Zaczęliśmy walczyć.
– Więc to jest Grimmauld Place?
Caesar kiwa potakująco głową. Nadal nie dociera do mnie to, co przed chwilą usłyszałam. Mam wrażenie, że to jest jakiś cholerny sen. Wiem jednak, że to prawda, bo inaczej nie czułabym takiego bólu. Mimo że dostałam eliksir przeciwbólowy, nadal czuję to nieprzyjemne mrowienie gojącej się rany. Leżę w łóżku, okryta kołdrą przez Caesara i słucham tego wszystkiego, co ma mi do powiedzenia. Czuję, jakbym była nieprzytomna przez trzy miesiące, a nie przez trzy dni.
Kiedy zemdlałam Czarny Pan kazał Severusowi Snape'owi wyleczyć mnie tak, żebym przeżyła. Ale kiedy miał się już ze mną teleportować, dostał kilka razy zaklęciem Crucio, podobno ku przestrodze, by i on nie zdradził. Gdyby tylko Czarny Pan wiedział, że to właśnie Snape jest szpiegiem, to nie leżałabym tutaj. Zrobił też coś z moim Mrocznym Znakiem, który wygląda teraz, jakby był wyblakły. Nikt nie wie, co to oznacza, ale nie to jest teraz najważniejsze. Snape teleportował nas właśnie na Grimmauld Place, gdzie odbywało się zebranie Zakonu Feniksa. Zajęli się naszymi ranami – przede wszystkim moimi, bo Snape uparcie twierdził, że nic mu nie jest – i pilnowali, bym nie umarła w ciągu tych trzech dni.
Wcale też nie chcą mnie wydać Ministerstwu, ale oczekują, że powiem im całą prawdę.
– A ty? Co tu robisz?
Patrzę uważnie na każdy ruch Caesara. Nie wydaje się zaskoczony moim pytaniem, jakby co najmniej się go spodziewał. Wzdycha głęboko i przymyka na sekundę oczy.
– Kiedy Czarny Pan się odrodził, poszedłem do Dumbeldorea i spytałem go, czy gdyby była taka potrzeba, ja i moi bliscy – czyli ty i Aisha - możemy liczyć na jego pomoc. Zgodził się, pod warunkiem, że będą przynosić mu wszystkie informacje, jakie uda mi się zdobyć. Nie powiedziałem, kim jesteś, a on za bardzo nie naciskał. Chciałem w ten sposób zapewnić nam bezpieczeństwo.
Patrzę na niego, nie odzywając się i nawet nie zmieniając wyrazu twarzy. Caesar chciał nas chronić. Chciał, żebym z Aishą była bezpieczna, gdyby cokolwiek mu się stało. Przez sekundę chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Przecież ja robiłam to samo. Chciałam zapewnić im bezpieczeństwo i dlatego chodziłam na spotkania Śmierciożerców.
– Pamiętasz, jak powiedziałaś nam o planowanym ataku na mugolską wioskę? Zapytałem cię czy wiesz, która to wioska będzie. Gdybym przekazał to Dyrektorowi, to jakoś by pomogli i nie musiałabyś zabijać niewinnych osób, bo Czarny Pan miał taki kaprys, który musi się spełnić.
– Pamiętam.
To jedyne, co mówię, bo nie wiem co jeszcze mogłabym powiedzieć. To wszystko jest takie pochrzanione. To nie my powinniśmy decydować, kto przeżyje, a kto umrze. Nie możemy bawić się w bogów, będąc zwykłymi śmiertelnikami. Nawet jeśli jesteśmy czarodziejami.
– Chciałem ci już dawno powiedzieć, ale jak miałem wytłumaczyć, że ze strachu o wasze życia, poszedłem do człowieka, którego uważałem za wariata? Wtedy wydawało mi się to jedynym dobrym wyjściem.
– Gdybyś tego nie zrobił, byłabym już martwa. Ocaliłeś mnie.
Mówię to najdelikatniej, jak to możliwe. Taka jest prawda i te słowa płyną prosto z serca. Gdyby Caesar nie poszedł do Dumbledorea, a Snape przybył ze mną na zebranie Zakonu, gdzie był również Dare, to nie pomogliby mi, tylko od razu wydali Aurorom.
Nie mówię słów podziękowania. Nic by one nie zmieniły, a poza tym jak można ubrać w słowa bezwzględną wdzięczność, którą czuje się do drugiej osoby. Dług życia to coś, czego nie można tak po prostu spłacić.
Caesar powoli kładzie się na drugiej połowie łóżka. Leżymy obok siebie i patrzymy w sufit. Żadne słowa nie są już potrzebne. Wszystko zostało powiedziane i w końcu mogę odpocząć. Wszystko nie tak miało wyglądać. Każda nawet najdrobniejsza rzecz ulegnie teraz zmianie.
***
Wieczorem coś się dzieje. Caesar mi nic nie mówi, ale krzyki, które słychać, są wystarczającym dowodem. Nadal jest ze mną w pokoju i nawet nie wstaje, kiedy to wszystko zaczyna przypominać jakąś rodzinę kłótnię z całą masą obelg.
– To tutaj normalne.
Wznoszę wysoko brwi w zdziwieniu na takie stwierdzenie. Nie odzywam się. Nagle drzwi do pokoju otwierają się i staje w nich dziewczyna z masą loków na głowie. Ma na sobie sweter w niebieskie paski i patrzy przerażona na naszą dwójkę.
– Hermiona?
Caesar jest zdziwiony jej obecnością tutaj, a dziewczyna zaczyna się czerwienić kiedy odkrywa, że leżymy razem w łóżku. Caesar i tak zaraz wstaje, i w kilku krokach staje obok dziewczyny. Przyglądam jej się z zaciekawieniem. Jest w wieku tej rudej, ale tak bardzo się różnią, że na pewno nie są siostrami.
– Caesar, jesteś potrzebny na dole. Syriusz przesadził z alkoholem i zaczął się kłócić z obrazem swojej matki. Profesor Moody już wyszedł, a Pan Weasley został pilnie wezwany do Ministerstwa i nie ma nikogo, kto byłby w stanie go uspokoić.
– Kim jest Syriusz?
Zadaję to pytanie z taką szybkością, że aż sama jestem w szoku. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że to imię już gdzieś słyszałam. Nie pamiętam jednak, gdzie i kiedy, a wydaje się to ważne. Kiedy żadne z nich mi nie odpowiada i tylko patrzą na siebie, postanawiam popełnić ten sam głupi błąd i wstać z łóżka. Odrzucam kołdrę i prawie udaje mi się usiąść na łóżku, ale zostaję powstrzymana.
– Masz leżeć i nigdzie się stąd nie ruszać.
Czuję, jak popycha mnie z powrotem na poduszki i przykrywa kołdrą. Nie jestem małym dzieckiem, które żeby zasnąć potrzebuje opatulenia i bajki na dobranoc. Może i jestem w gorszym stanie, ale nie na tyle, by przykuwać mnie do łóżka.
– Caesar, zostaw mnie. Chcę zobaczyć, co się dzieje i mam gdzieś to, czy się na to zgadzasz.
– Ostatnim razem prawie zemdlałaś.
– Czuję się lepiej.
Nie mam już zawrotów głowy, rany zostały zasklepione, posmarowane jakimiś maściami i owinięte w nowe bandaże. Dostałam również całą masę eliksirów i to dzięki nim czuję się, jakbym była całkiem zdrowa. Jest naprawdę dobrze, ale nikt mnie nie chce słuchać.
Patrzę na Caesara z wściekłością wypisaną na twarzy, bo wiem, że przegrałam. Ta dziewczyna nadal stoi w progu i patrzy na nas nawet wtedy, kiedy Caesar pochyla się nade mną i całuje w czoło, co jest w sumie tak niepodobne do niego, że aż jestem w szoku.
– Proszę cię, nie zmarnuj tego, że udało im się cię uratować. Nie wybaczę sobie, jeśli zginiesz.
Dopiero kiedy wychodzą, pozwalam sobie na to, żeby łzy leciały mi po policzkach. W końcu dociera do mnie to wszystko. Zostałam niesłusznie oskarżona o zdradę. Torturowana. Prawie zgwałcona przez innego Śmierciożercę. Uratowana przed śmiercią przez Czarnego Pana, który jako jedyny mógł to wszystko przerwać i to właśnie zrobił. Przetransportowana przez prawdziwego szpiega do miejsca, gdzie spotyka się Zakon Feniksa. Leczona przez osoby, które wydawało mi się, że są moimi wrogami. Przez trzy dni walczyli o moje życie obcy ludzie. Obudziłam się. Wzięłam trzynastolatkę za zakładniczkę . Widziałam Moody'ego. Dowiedziałam się, co Caesar zrobił, by nas chronić.
To wszystko ciągle i ciągle powtarza się - obrazy i strzępki słów odbijają się echem w mojej głowie. Nie wiem, co się dzieje, kiedy oddycham spazmatycznie, ale powoduje, że boli mnie cała klatka piersiowa. Przez to wszystko jeszcze bardziej zaczynam płakać, kiedy dociera do mnie, w jakim jestem stanie. Mimo że wcześniej się widziałam, ile mam na sobie bandaży, to nie docierało do mnie, że pod nimi kryją się prawdziwe rany. Moje kości, skóra zostały potraktowane jak zapałki, którymi można się bawić, łamać i podpalać. Mam zmiażdżone wszystkie palce prawej ręki. Ranę na brzuchu, która ciągnie się przez cały bok i pewnie jest to klątwa tnąca. Kość udowa i piszczelowa w lewej nodze zostały wręcz wyrwane ze swoich miejsc i przebiły się przez mięśnie i skórę, wydostając się na wierzch. Żebra są połamane i posiniaczone. Na plecach mam obtarcia, które są wynikiem tego, że zostałam rzucona na drzewo i zjechałam po konarze prawie gołym kręgosłupem. Mroczny Znak na lewej ręce też jest obandażowany, bo, podobno, zaczął krwawić i przestał dopiero wtedy, kiedy zostałam wprowadzona w stan śpiączki. Na szyi widać ślady palców od duszenia. Jest jeszcze rana, którą zrobiłam sobie sama, kiedy walnęłam głową w klamkę. Ślady krwi z mojej twarzy zostały usunięte, ale drobna blizna nad brwiami została.
Uspokajam się nieco dopiero wtedy, kiedy z korytarza słychać czyjąś rozmowę. Rozpoznaję głos tej dziewczyny – Hermiony, Caesara i jakiegoś pijanego mężczyzny. Później są pojedyncze kroki, które zatrzymują się tuż przed drzwiami do pokoju, w którym jestem. Najszybciej jak jestem w stanie, ocieram policzki z zaschniętych śladów łez i odwracam się plecami do drzwi. Leżę w łóżku, czekając, aż coś się stanie. Drzwi uchylają się delikatnie.
– Chciałam...
Hermiona zaczyna coś mówić, ale przerywa. Staram się oddychać spokojnie i miarowo, tak jakbym spała. Oczy mam zamknięte, ale czuję pod powiekami świeże łzy. Słyszę, jak drzwi zamykają się z powrotem, ale nadal udaję, że śpię. Jestem tak cholernie zmęczona tym swoim atakiem paniki. Nie mam siły nawet inaczej się ułożyć, bo jest mi niewygodnie ze względu na to, że przygniatam swoim ciałem prawą rękę. Przekręcam się dopiero po kilkunastu minutach takiego leżenia i to dlatego, że drzwi otwierają się po raz kolejny. Tym razem staje w nich Caesar. Patrzę na niego, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Wiem, że nie wytłumaczy mi tej całej sytuacji, nie powie, kim jest Syriusz – osoba, którą skądś znam, ale nie mogę sobie przypomnieć, kim on dla mnie jest. Mam do Caesara kilka pytań, ale żadne nie przechodzi mi przez gardło.
– Powinnaś iść spać. Jutro będą chcieli z tobą porozmawiać.
Nie muszę pytać, kto będzie chciał mnie przesłuchać. Rozmową nie będę mogła tego nazwać, bo wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądać. Ale przynajmniej wiem, na co się nastawić.
Caesar stoi oparty o framugę drzwi i patrzy na mnie. Widzę, jak jest zmęczony. Ma wory pod oczami i pogniecioną koszulkę. Włosy nie układają mu się całkowicie, a wiem, jak lubi o nie dbać.
– Gdzie jest łazienka?
– Chodź zaprowadzę cię.
Powoli wstaję z łóżka asekurowana przez chłopaka. Jedną ręką trzyma mnie pod żebrami, ale nie na tyle nisko, by naciskać na ranę na boku. Moją rękę kładzie sobie na karku, przez co jest dość mocno pochylony. Stawiamy małe kroki, bo to Caesar narzuca tempo. Jest mu pewnie niewygodnie, bo cały ciężar mojego ciała jest na nim.
– Poradziłabym sobie sama.
Mówię to dopiero, jak przechodzimy przez próg pokoju. Na korytarzu pali się tylko jedna lampka i w sumie to jest ciemno. Nie mam pojęcia, w którą stronę się kierować. Mam nadzieję tylko, że nie będziemy musieli schodzić po schodach, bo przysięgam na swoją różdżkę, że siłą mnie nie zmuszą, by po nich zejść. Wtedy zgodzę się nawet na to, by Caesar mnie po nich zniósł.
– Musisz się oszczędzać. A ja wolę mieć pewność, że nie zemdlejesz po drodze.
Uśmiecham się delikatnie, kiedy dociera do mnie, że przez kilka najbliższych dni Caesar będzie moją prywatną pielęgniarką. To cholernie miłe, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś się mną tak zajmował. Zawsze powtarzałam, że poradzę sobie sama i nie potrzebuję jałmużny.
Całe szczęście kierujemy się w drugą stronę, w głąb korytarza, gdzie jest jeszcze ciemniej. Caesar mruczy ciche Lumos i na końcu jego różdżki pojawia się mały, niebieski płomień. Nie idziemy za długo, bo korytarz jest krótki, a łazienka jest naprawdę blisko.
Dopiero kiedy wchodzimy do środka i Dare zapala światło, które mnie na chwilę oślepia, widzę ten przepych. Podłoga i ściany zostały wyłożone czarnym marmurem, który świecił w świetle lampy. Kran do umywalki i wanny miały taki sam kształt węża, jaki był w pokoju, w którym leżę. Wszędzie tam, gdzie się dało, było widać złoto. Pomieszczenie było cholernie duże jak na łazienkę i mimowolnie zaczęłam porównywać go ze swoim pokojem w domu dziecka.
– Wow.
To jedyne, co udaje mi się powiedzieć. Caesar nie jest zdziwiony wnętrzem łazienki. Możliwe, że tak wygląda cała reszta domu. Gdzie przepych i bogactwo widać z daleka. Nie czuję się dobrze wśród takich rzeczy. Przez całe życie mieszkałam w sierocińcu, gdzie nie zawsze było najlepiej. Ale czego można się spodziewać po jednym z kilkunastu domów dziecka w Londynie.
– Lepiej żebyś się dzisiaj nie kąpała, bo maść jeszcze się nie wchłonęła, a poza tym nie dam rady sam zmienić ci bandaży na suche.
Kiwam potakująco głową. W szafkach zauważam kilkanaście damskich kosmetyków. Pewnie należą do Hermiony i Ginny.
– Poczekam na ciebie na korytarzu i wrócimy do pokoju.
Caesar powoli odsuwa się ode mnie, a ja za to opieram się o ścianę. Tuż przed wyjściem wyczarowuje mi ręcznik i podaje. Później jest tylko skrzypienie zamykanych drzwi. Powoli, nadal trzymając się ściany, podchodzę do lustra. Kiedy na nie spoglądam, w pierwszej chwili nie poznaję siebie. Moje loki, które najczęściej traktuję Ulizaną – prezentem od Aishy – są teraz jedną wielką szopą. Może i nie mam śladów krwi na twarzy, ale nadal mam zaczerwienione oczy od płaczu. Caesar musiał wiedzieć, że płakałam, ale nawet się nie zająknął na ten temat. Pod okiem mam również dużego fioletowego siniaka, który chyba nawet nie jest posmarowany maścią. Warga jest rozcięta w dwóch miejscach, które dotykam opuszkami palców. Mam całe opuchnięte i wysuszone usta. Następnie dotykam każdej pojedynczej ranki, którą mam na twarzy. Jest ich całkiem sporo. Ale tak naprawdę to poddaję się dopiero wtedy, kiedy widzę w odbiciu siniki na szyi. Odcisk dłoni, która trzy dni temu zaciskała się na moim gardle, jest doskonale widoczny. Jestem jakby w letargu. Moja dłoń układa się w ten sam sposób, co łapa mojego niedoszłego oprawcy i wtedy zaczynam krzyczeć. Łzy zaczynają na nowo lecieć mi po policzkach. Upadam na podłogę, ciągle krzycząc. Caesar wpada do łazienki. Następne, co czuję, to jak zabiera moją rękę z gardła i przytula. Szepcze mi do ucha, żebym się uspokoiła.
– On...chciał...chciał mnie...
Łykam powietrze urywkami, bo nie potrafię normalnie oddychać. Jąkam się i cała trzęsę. Bogowie, jestem taka słaba. Tak łatwa do rozbicia. W taki prosty sposób można mnie zniszczyć.
Caesar głaszcze mnie po włosach, plecach i cały czas trzyma w ramionach. Czuję jego zapach i słyszę słowa pocieszenia, które docierają do mnie, jak zza ściany. Dare bierze mnie na ręce i podnosi z zimnych kafelków. Kiedy wychodzimy z łazienki, czuję wlepione we mnie dwie pary spojrzeń. Widzę w nich litość i współczucie, którego tak bardzo nienawidzę. Którym się brzydzę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że są one w pełni zasłużone.
****
Chciałam wstawić rozdział już wczoraj, ale jakoś nie wyszło xd. W tym tygodniu pojawi się jeszcze jeden rozdział i mam nadzieję, że coś też uda mi się napisać, bo niedługo znowu wracam na uczelnie.
Piszcie w komentarzach jak wam się podoba rozdział i ogólnie historia, bo z przyjemnością czytam komentarze czy patrzę na kolejną gwiazdę, wyświetlenie.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top