Rozdział 4


Czy przyznaje się Pani do postawionych zarzutów?

Tak.

Ton jej głosu był pewny. To jedno słowo spowodowało, że sędziowie mieli niepowtarzalny dowód na to, by skazać ją na dożywocie w Azkabanie. Widziała uśmiech Ministra Magii i jego rozluźnienie po tym jak Rigel przyznała się do winy.

Czy więzień może opowiedzieć o tym, jak została Śmierciożercą?

Zostałam naznaczona.

Nikt z Ministerstwa nie wiedział, jak Lestrange zdobyła Mroczny Znak. Ona sama nie była zbyt chętna, by opowiedzieć o tym światu.

To może o tym jak zginął auror Moody?

Dopiero po tym pytaniu było można zauważyć jakąś zmianę w młodej Lestrange. Nikt nie wiedział jak naprawdę wyglądały ostatnie godziny Alastora Mody'ego. Jego ciało zostało znalezione w starej rezydencji rodu Lestrange. Było zmasakrowane i tylko dzięki sztucznemu oku został zidentyfikowany.


Następne kilka spotkań z Czarnym Panem są pełne lęku i nowych informacji. Do obiecanego ataku na mugolską wioskę nigdy nie dojdzie. Nikt nie wie dlaczego, ale też nie ma odwagi, by się spytać.

Spotkanie jest w tym samym miejscu, co za pierwszym razem. Znowu stoję na polanie w lesie i boję się tak, jak wtedy.

Jest to szóste spotkanie z Lordem. Mam złe przeczucia, ale kiedy w czasie kolacji w sierocińcu czuje, jak mnie wzywa, zrywam się i wybiegam ze stołówki. Aisha biegnie tuż za mną do pokoju. Przytula mnie tuż przed tym, jak się teleportuję i szepcze mi do ucha, żebym wróciła żywa. Wiem, jak bardzo się o mnie boi za każdym razem, kiedy jestem wśród Śmierciożerców.

Obok mnie pojawia się inny czarodziej. Z powodu takiej samej maski, jaką ja mam na twarzy, nie wiem, kto to jest. Kiwa mi głową na powitanie, a ja robię to samo w formie odpowiedzi. Nie odzywamy się do siebie kiedy, kierujemy się w stronę Czarnego Pana. To on pierwszy kłania się i zajmuje miejsce między Śmierciożercami. Robię dokładnie to samo co on. Przez kilka kolejnych minut przychodzi jeszcze pięciu Śmierciożerców. Ostatni z nich, w długich szatach, które poruszają się w rytm jego kroków, po tym jak klęka u stóp Czarnego Pana, coś do niego mówi.

Kiedy taka sytuacja miała ostatnio miejsce, zaczęły lecieć zaklęcia niewybaczalne. Tym razem też nie mam złudzeń, że będzie tak samo. Reakcja Czarnego Pana na słowa, które przekazuje mu ten mężczyzna, jest sto razy gorsza niż ostatnio.

– Wy kłamliwe ścierwa!

Głos Czarnego Pana jest straszny. Lekko syczący, szorstki i tak zimny, że mam dreszcze wzdłuż kręgosłupa, kiedy go słyszę. Każdy stoi na swoim miejscu, z mocno bijącym sercem. Nagle spomiędzy drzew wyłania się Nagini. Legendarny wąż wije się w naszą stronę. Jeśli wcześniej byłam przestraszona, to teraz jestem wręcz na skraju paniki. Nagini jest ulubieńcem Czarnego Pana. Pojawiła się kilka lat przed tym wydarzeniem w Halloween. Już wtedy była wielkim postrachem wśród Śmierciożerców. Chyba najbardziej przerażający jest moment, kiedy Czarny Pan i Nagini rozmawiają w wężomowie. Syczą do siebie, a ja z każdym ruchem warg Lorda mam ochotę zwymiotować. Nie przypomina to żadnego znanego mi języka, a przez to ile różnych dzieci znajdowało się w sierocińcu, mam wrażenie, że osłuchałam się z każdym językiem świata.

Wąż pełznie między naszymi nogami. Mogła bez problemu znaleźć się tuż koło swojego pana, ale woli przerażać nas jeszcze bardziej. Czuję, jak jej łuski ocierają się o moje kostki, kiedy slalomem przechodzi przez nie. Nie boję się węży. Nie tak jak Ceasar, który podczas naszego treningu zabił jednego na moich oczach. Ale wąż, którego wyczarowałam na treningu, w porównaniu z Nagini był maskotką zoo, a nie gadem, który może cię zabić w momencie, kiedy wbije zęby pokryte trucizną, w ciało. Śmierć przez truciznę węża jest okropna. Paraliżuje całe twoje ciało. Nie możesz poruszyć małym palcem. Każdy mięsień po kolei przestaje pracować. Czujesz, jak płuca przestają się poruszać, a po chwili to samo staje się z sercem. I umierasz.

Nie powinnam o tym myśleć. Nie w chwili kiedy jeden z śmiertelnych węży jest obok mnie.

– Nagini, będziesz miała dzisiaj kolację.

Przestaję oddychać. Po prostu stoję z płucami pełnymi powietrza.

O Boże, o Boże, o Boże.

Nie jestem szpiegiem. Nie zdradziłam Czarnego Pana. Nie chcę umierać.

– Mój Panie...

Jeden z Śmierciożerców odważa się coś powiedzieć. Nie mam pojęcia kto to, ale głos jest męski. Czarny Pan odwraca się w stronę mężczyzny, który się odezwał. W trzech dużych krokach podchodzi do niego i staje tak blisko, że Śmierciożerca kuli się pod wpływem tego spojrzenia.

– Masz coś do powiedzenia, Nott?

Teodor Nott ma nastoletniego syna w Hogwarcie, który odziedziczył po nim imię. Aktywny Śmierciożerca. Uniknął Azkabanu, razem z wujem Lucjuszem, ponieważ wmówili wszystkim, że byli pod Imperiusem i nie mieli wpływu na to, co robią. Ich rozprawa była jednym wielkim cyrkiem, ale w tym czasie cały magiczny świat stanął na głowie. Ta radość z powodu śmierci Lorda Voldemorta była zbyt duża, by opisać ją słowami. Ja i kilkanaście innych dzieci płakało, bo straciło swoje rodziny. Nie chodzi mi tylko o dzieci Śmierciożerców. Te same straty ponieśli ludzie Dumbeldore'a. Słynny Harry Potter stał się sierotą.

– Mój Panie, wiesz, że ja nigdy... ja nigdy bym cię nie zdradził.

– Wiem, Nott. Jesteś lojalnym sługą. W porównaniu z innymi.

Teodor Nott Senior prawie klęcząc, dziękuje Czarnemu Panu za to, że może mu służyć i powtarza jeszcze kilka razy, że nigdy by go nie zdradził. Reszta Śmierciożerców patrzył na to w milczeniu. Nikt też chyba nie zamierza powtarzać przedstawienia, które zafundował nam Nott.

– Miałem wielkie plany. Razem mieliśmy je realizować. Wspólnie - przez tyle lat - dążyliśmy do tego, aby oczyścić nasz świat ze zdrajców krwi i szlam. Świat, w którym żyjemy, miał się stać NASZYM światem. Dałem wam wszystko. Swoją opiekę, wpływy, cel w życiu, możliwości, szanse na to, by realnie niszczyć szlamy, móc z nich wysysać życie i magię, którą ukradli od nas, czarodziejów czystej krwi. A WY TO TAK ZNISZCZYLIŚCIE.

Nagini podąża za Czarnym Panem. Jest jego cieniem, który syczy z każdym większym ruchem. Nie rozumiem słów Lorda. Nie są skierowane do mnie tylko do Wewnętrznego Kręgu, bo to oni zawdzięczają Czarnemu Panu wszystko, co osiągnęli. Mimo że większość z nich pochodzi z starożytnych czystokrwistych rodów to i tak pragnęli jeszcze więcej. Tacy ludzie zawsze chcą wszystko, dosłownie wszystko, to co ma do zaoferowania im świat. Moi rodzice byli tacy sami i zapłacili za to najwyższą cenę. A ja razem z nimi.

– Mogę dać wam wszystko. Pieniądze, sławę, poczucie sprawstwa i wszystko co tylko byście chcieli. A wy nie umiecie tego docenić. Odwracacie się do mnie, wbijacie mi nóż w plecy, zaczynacie spiskować z moimi wrogami. Zdradzacie mnie.

Później wszystko dzieje się bardzo szybko.

Pamiętam jedynie poruszenie wśród wszystkich Śmierciożerców. I jakby na sygnał, z każdej strony zaczęły się sypać wzajemne oskarżenia. Jeden oskarżał drugiego, najlepsi przyjaciele zaczęli oskarżać się nawzajem. Ludzie, którzy są związani ze sobą więzami krwi, są gotowi bezpodstawnie kogoś posądzić o zdradę, tylko dlatego żeby móc ocalić własne życie. Kilka osób mówi nazwisko Snape, na co Czarny Pan reaguje. Obraca się w stronę Śmierciożercy, który przyszedł razem ze mną. Mężczyzna stoi spokojnie i nie widać, żeby się przestraszył oskarżeń, które na niego spadają.

– Mój Panie, jeśli jestem zdrajcą, to czy bym do ciebie wrócił? Czy wierzył w twoje odrodzenie? Czy powierzył swoje życie w twoje ręce po raz kolejny?

– Wiem, Severusie, mój oddany sługo. Ale nie zapomnijmy o tym, jak błagałeś o życie pewnej szlamy.

Nie mam pojęcia, o czym lub o kim jest mowa. Nie jestem jednak tak głupia, by o to spytać. Jak wrócę, to muszę z Caesarem to przedyskutowywać. W naszej sprawie liczy się każdy szczegół, bo to on właśnie może nas przybliżyć to znalezienia wszystkich osób, które tak, jak ja, zostały naznaczone.

– Panie, nie zapomniałem o tym, ale staram się, żeby ten błąd nigdy więcej nie decydował o mojej dalszej służbie u ciebie.

Czarny Pan, nie odpowiada. Zamiast tego patrząc się w oczy Snape'a, przegląda jego myśli. Trwa to trochę dłużej, niż się spodziewam i zaczynam się znowu denerwować. Pamiętam to, co mówił mi Caesar dwa tygodnie wcześniej. Opowiedział mi o Severusie, Ślizgonie półkrwi, który dzięki swojemu talentowi do Eiksirów i Czarnej Magii, zdobył uznanie Czarnego Pana. Był na każde jego wezwanie, starał się, żeby nikt nie podważał jego wierności i tego, że niezasłużenie zdobył Mroczny Znak. Zapytałam go wtedy, czy jakikolwiek Śmierciożerca jest na tyle odważny lub, jak kto woli, głupi, żeby zdradzić. Odpowiedział mi, że nie.

– Jestem pod wrażeniem, Severusie.

– Dziękuje, Panie.

Snape klęka na jedno kolano i schyla głowę w dół.

***

Później jest tylko ból. Cholerny ból. Nie wiem, co się dzieje, ale widzę różdżkę Czarnego Pana skierowaną w moją stronę. Zaklęcie Niewybaczalne powoduje, że klękam na kolana, krzycząc z bólu. Czuje, jak mój każdy mięsień jest rozrywany. W żyłach płynie ogień zamiast krwi. Z każdą sekundą pod zaklęciem jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że kości zaraz zaczną się łamać jedno po drugim. Jak zapałki w pudełku. Przez łzy widzę, jak ktoś się do mnie zbliża. Czarne szaty prawie zakrywają gołe stopy Czarnego Pana.

– P-panie... dla-dlaczego?

Gardło mam tak wyschnięte z powodu krzyków, że ledwo udaję mi się cokolwiek powiedzieć. Nie mam siły podnieść się z ziemi, by przestać leżeć u stóp Czarnego Pana. Ciągłe drgawki, nie ustępują, mimo że zaklęcie się skończyło.

Nie wiem, gdzie mam różdżkę. Nie użyłabym jej przeciwko Czarnemu Panu, bo nie mam tyle odwagi czy mocy.

– Zdrajcy zasługują na wszystko, co najgorsze. Zasługują na śmierć.

Serce bije mi jak oszalałe.

Nie zdradziłam.

Nie zdradziłam.

Nie zdradziłam.

To jedyna myśl jaką jestem w stanie wyprodukować. Chce mi się płakać, bo dociera do mnie, że tutaj umrę. W tym ciemnym, zimnym lesie, w otoczeniu obcych ludzi, którzy będą mnie torturować, aż nie padnę z wyczerpania.

– A teraz, pokażcie na co was stać.

Krzyczę jeszcze głośniej niż przed chwilą, płaczę, tarzając się w leśnej ściółce. Wbijam palce w połamane gałęzie tak, że mam krew na rękach. Śmierciożercy są w tej chwili jak wampiry, które zauważyły krew u swojej ofiary i pragną jej jeszcze więcej. Słyszę ich śmiech po tym, jak każdy z nich po kolei atakuje mnie klątwami. Jedna z nich łamie mi prawą nogę i nie wiem, czy to omamy, czy naprawdę słyszę, jak kość przebija mi skórę, wydostając się na zewnątrz. Później klątwa tnąca, a może coś innego powoduje mocno krwawiącą ranę na boku. Cały ból promienieje teraz z dwóch miejsc. Wokół mnie jest strasznie dużo krwi. Zbyt dużo.

Kolejna wznosi mnie do góry i powoduje, że z zawrotną prędkością uderzam plecami w konar drzewa. W głowie huczy mi okropnie i wiem, że zaraz umrę. Mroczki przed oczami powodują, że czuje się, jakbym się czegoś naćpała. Ledwo oddycham i leżę tak, jak upadłam, bo nie mam siły się ruszyć. Słyszę ich śmiechy i wyzwiska rzucane w moją stronę.

Jakiś mężczyzna podchodzi do mnie i schyla się, by zobaczyć moją twarz. Jego obrzydliwy uśmiech widzę jakby po wypiciu Ognistej Whisky. Obrazy nakładają się na siebie i zamiast jednej twarzy widzę ich z dziesięć. Nie rozumiem co do mnie mówi, a później krzyczy. Nie dociera do mnie nic, oprócz jednej myśli.

Nie zdradziłam.

Ostry ból, kiedy czuję ciągnięcie za warkocz, wyrywa mnie z otępienia. Rękami umoczonymi we własnej krwi sięgam do rąk oprawcy. Coś krzyczę, ale nie ma to największego sensu. Znowu wracam na środek koła stworzonego ze Śmierciożerców. Nie widzę Czarnego Pana, jego czerwonych oczu i różdżki wymierzonej we mnie. Żałuję, że nie mogę zginąć od szybkiej Avady.

– A teraz, zobaczymy, jaka mała z ciebie dziwka.

Sens słów dociera do mnie z dużym opóźnieniem. Tak naprawdę to z letargu wyrywa mnie moment, kiedy czuję zaciskające się palce na moim udzie. Zaczynam krzyczeć i wierzgać nogami. Chcę wstać i uciec. Błagam, zgodzę się na kolejną serię Crucio, tylko mnie nie ruszajcie. Staram się jakoś odczołgać od niego, ale jedno mocniejsze pociągnięcie za nogi powoduje, że jestem jeszcze bliżej mężczyzny niż przed tym, jak zaczęłam się wyrywać.

– Kurwa.

Uderzenie w twarz powoduje, że krew mam nawet w ustach. Włosy zasłaniają mi widok i kiedy wykrzywiam twarz w grymasie bólu, nikt tego nie widzi. Czuję, jak jego ręce przesuwają się po całym moim ciele. Suną powoli ku górze. Pochyla się nade mną i zaciska palce na gardle. Wystarczająco mocno, że czuję ból w momencie, kiedy chcę przełknąć ślinę.

Wiem, co się zaraz stanie. Mam świadomość też tego, że nikt mi nie pomoże. Nikt nie stanie w mojej obronie, bo myślą, że jestem tylko małą zdrajczynią i zasłużyłam na to wszystko. Mylą się. Chcę zacząć płakać, bo czuję strach większy niż kiedykolwiek. Kiedy pierwszy szloch uwalnia się z mojej klatki piersiowej i łzy pojawiają się w moich oczach, słyszę głos Czarnego Pana.

– Dość, Parkinson.

Mężczyzna natychmiast patrzy na Czarnego Pana, który stoi za mną. Zanim jednak puszcza rękę z moje gardła, pochyla się nade mnie i przyciska swoje usta do moich. Brutalnie, z agresją i jedynie po to, aby pokazać mi - chociaż w ten sposób, że gdyby Czarny Pan mu nie przeszkodził, zrobiłby to inaczej - że ma nade mną kontrolę.

Słyszę, jak Czarny Pan coś mówi, ale nie mogę rozróżnić słów. Coraz trudniej jest mi utrzymać świadomość i kiedy czuję ból w ręce, nie jestem w stanie nic zrobić.

Ostatnią rzecz, jaką pamiętam, jest moment, kiedy słyszę, jak Śmierciożercy się deportują i myśl, że mogę już umierać.



                                                                                              ****

Piszcie w komentarzach jak wrażenia po rozdziale 😊 I chciałam bardzo podziękować za gwiazdki, które zostawiliście przy komentarzach. 

Do następnego, 

Demetria 1050

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top