Rozdział 19
- Czy oskarżona chce coś jeszcze dodać?
Nie mogę patrzeć na Ministra Magii. Nie mogę patrzeć na cierpiącą Rigel. Dlatego chowam twarz w dłoniach i modlę się o koniec tego wszystkiego. Wiem jednak, że to dopiero początek. A najgorsze – moje zeznania będą dopiero za dwa tygodnie. Dzisiaj jest przesłuchiwana tylko Rigel.
- Proszę mi powiedzieć panie Ministrze... czy chciał pan kiedyś się zemścić? Nie chodzi mi o zemstę za nieudany żart, ale o zemstę, którą pielęgnował pan latami?
- To nie ja siedzę teraz na miejscu dla oskarżonych panno Lestrange.
- To nie znaczy, że jest pan niewinnym obywatelem.
Z Potterem się mijamy. Przez dwa tygodnie zdążyliśmy wyrobić sobie odpowiednią metodę schodzenia na posiłki i siedzenia przy jednym stole. Następnego dnia po tym jak Potter chciał mnie ukarać, zapukał do drzwi naszego pokoju i powiedział, że Ron opowiedział mu wszystko na mój temat. Wzruszyłam wtedy ramionami, bo skoro rudy głupek powiedział mu o mnie wszystko co wiedział i to co sobie dopowiedział, to nie mam nic do dodania. Obraził się wtedy i trzasnął drzwiami tak mocno, że aż podskoczyłam mimowolnie.
- Rigel?
- Mhmmh?
Leżymy z Aishą na łóżku, ponieważ żadna z nas nie ma ochoty wstać na śniadanie. Poza tym jest zbyt wcześnie. Nie mam pojęcia co może dziewczynie chodzić po głowie od razu po obudzeniu.
- Tylko proszę nie gniewaj się na mnie....
Zawsze po takich słowach zaczynam się denerwować. Jeszcze tylko brakuje tego magicznego zdania, że musimy porozmawiać, a już na pewno dostałabym zawału serca. Odwracam się szybko na bok, by móc bez problemu spojrzeć na jej twarz. Przestraszone oczy patrzą prosto na mnie. Aisha bierze głęboki wdech i wyrzuca te kilka zdań jak karabin maszynowy.
- Na początku byłam na niego tak zła, że cię zwyzywał na dzień dobry, że chciałam mu to wszystko wykrzyczeć w twarz, bo nikt nie ma prawa obrażać mojej przyjaciółki. Ale w końcu po prostu powiedziałam mu wszystko i chciałam żeby cię przeprosił. Potem zaczęliśmy rozmawiać o Cedricku, Hogwarcie i pracach domowych. Okazało się, że jest naprawdę miły i nienawidzi swojej sławy i boi się co będzie na rozprawie i od września w szkole. I... i on mi się podoba od trzeciej klasy, Rigel. A teraz mam szansę poznać nie Chłopca-Który-Przeżył, a Harry'ego. I naprawdę... nie chcę tego przed tobą ukrywać. Proszę, powiedz coś!!
Aisha miała łzy w oczach kiedy spowiadała mi się z tego wszystkiego. Z początku nie wiedziałam o co chodzi. Domyśliłam się od pierwszego zdania, że chodzi o Pottera, ale cholera jasna to, że Ramsay zakochała się w sławnym chłopcu...
Dziewczyna ciągle czeka na moje słowa, a cisza się przedłuża. Patrzę na jej łzy w oczach i lecące po policzkach, które swoją przygodę kończą na poszewce poduszki. Nie mam pojęcia co mam jej powiedzieć. Mam jej dać swoje błogosławieństwo?
- Rigel...ja...przepraszam...
- Za co ty mnie przepraszasz?
Mówię trochę podniesionym głosem, ale cholera jasna, nie rozumiem za co Aisha chce mnie przepraszać. Nie zrobiła nic złego do cholery!
- Nie jesteś zła?
Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja już nie mogę tego znieść. Podnoszę się szybko z łóżka i staję przy oknie. To ulubione miejsce Caesara w tym pokoju, ale całe szczęście jego tu nie ma.
- Boże święty Aisha, o co ja mam być zła? O to, że podoba ci się chłopak w twoim wieku, który pakuje się w kłopoty za każdym razem kiedy tylko coś się dzieje? O to, że nienawidzi Śmierciożerców czyli mnie? O to, że wykrzyczał mi prosto w twarz, że powinnam zginąć, a tydzień później ta sama osoba prawi ci komplementy? O to, że wątpię byśmy byli w stanie normalnie porozmawiać, bo ten idiota jest do mnie uprzedzony. O to, że możesz przez niego zginąć, bo Czarny Pan z jakiegoś powodu go nienawidzi? Jestem wręcz, kurwa, przeszczęśliwa!
Gniew buzuje mi w żyłach razem z krwią. Czy Aisha jest normalna? Jak mogła, właśnie teraz – na początku wojny – zakochać się w osobie, która jest uznawana za idealnego wojownika do walki z Czarnym Panem? Czy ona nie rozumie, że dla tych kilku chwil przyjemności może zmarnować sobie resztę życia? O ile w ogóle przeżyje, ale o tym nie jestem w stanie teraz myśleć. Zawsze sobie wmawiam, że to ja nie przeżyje tego wszystkiego, a Aisha będzie miała dzieci, dom i męża, których do jasnej cholery nie może być zasrany Harry Potter!
- Myślałam, że może...
- Co myślałaś? Czy ty w ogóle myślałaś? Aisha, do cholery jasnej!
Odwracam się do niej z mordem w oczach. Patrzę na jej skuloną postać na środku łóżka. Nadal jestem na nią wściekła, ale udaje mi się przyhamować uczucia. Wzdycham głęboko i przecieram twarz.
- Przepraszaaaaam...
Zawodzenie Aishy jest chyba w tym wszystkim najgorsze.
- Dlaczego właśnie on, co?
Siadam koło niej i przytulam mocno. Staram się ją uspokoić i głaszczę delikatnie po włosach i plecach. Boże, nie chciałam żeby przeze mnie płakała.
- I dlaczego ja nic nie wiem, że Harry Potter podoba ci się od trzeciej klasy, mhm?
Słyszę ciche parsknięcie śmiechem od strony dziewczyny i wiem, że teraz będzie już lepiej. Ale niech lepiej sam Merlin trzyma tego chłopaka pod swoją peleryną jak go dorwę i pokaże co to znaczy siostrzana troska.
***
Po dzisiejszych porannych rewelacjach jestem tak nabuzowana emocjami, że jedyne co mnie ratuje przed kolejnym wybuchem to wizja treningu z Caesarem. Pierwszym od czasu tortur i przybycia tutaj. Przez cały wczorajszy dzień przygotowywaliśmy jeden pokój żeby móc tam trenować. Wyłożenie matami wszystkich ścian i okien było pomysłem chłopaka. Kiedyś tak trenowaliśmy – jak miałam 13 lat i po raz pierwszy złamałam sobie rękę podczas upadku. Jeśli teraz do tego wróciliśmy to nadopiekuńczość Caesara znowu powróciła. Mogę liczyć na taryfę ulgową i ćwiczenia rozciągające przed każdym treningiem przynajmniej przez dwa miesiące.
- Gotowa?
Przytakuję na pytanie Caesara i staję naprzeciwko niego. Jego strój treningowy jest taki sam jak zwykle. Dresowe spodnie i zwykła podkoszulka. We mnie natomiast wmusił ochraniacze na ręce i kolana. Te same, które miałam jak uczył mnie jeździć na rowerze.
- Pamiętasz jeszcze jak się rzuca zaklęcia? Czy chcesz zacząć od Wingardium Leviosa?
- Ha ha ha.
Znienacka atakuję chłopaka zaklęciem rozbrajającym, by udowodnić mu, że krótki urlop nie odebrał mi wszystkiego. W ostatniej chwili stawia niebieską tarczę ochronną, na co prycham cicho. Zawsze tak jest. Caesar czeka do ostatniej chwili z obroną, by przeciwnik mógł mieć nadzieję, że zaklęcie trafi i wygra. Ja natomiast po tylu latach jestem już do tego przyzwyczajona i czekam na kontr-atak.
- Chciałem żebyś trochę się rozciągnęła przed tym wszystkim. I przypomnieć ci zasady.
Zaraz potem rzuca zaklęcie żądlące, przed którym udaje mi się uskoczyć w bok. Jestem teraz bliżej dziury, która powstała kiedy wyjęliśmy drzwi z zawiasów, bo nie wiedzieliśmy jak zabezpieczyć klamkę. A Caesar bał się, że z moim szczęściem właśnie na nią wpadnę.
- Jakie zasady? Przecież nie ma żadnych zasad.
Tak było od początku. Dare twierdził, że w prawdziwej walce nie będzie ukłonów, dawania kobiecie pierwszej rzucić zaklęcie i przepisowych trzech kroków. Będą za to niewybaczalne i mnóstwo krwi.
- Tym razem prosiłbym bez węży.
Moje zaklęcie wiążące trafia go i widzę jego wzburzenie kiedy gruba lina oplata mu się wokół lewego przedramienia. Zaraz ją jednak odwiązuje przez co mam czas by rzucić kolejne zaklęcie. Tym razem szybkie Expelliarmus załatwia sprawę. Caesar ląduje na materacu położonej na jednej ze ścian, a jego różdżka upada w rogu pokoju. Przywołuję ją Accio i podchodzę do chłopaka z uśmieszkiem triumfu na twarzy.
- I kto tu wyszedł z wprawy?
- To tylko pierwsza runda, mała wiedźmo.
I Caesar ma racje. Kolejne trzy rundy przegrywam rozłożona na łopatki. Jestem cała spocona i z zaczerwionymi policzkami z wysiłku. Nie mam siły nawet poprawiać po raz tysięczny rozwalającego się kucyka więc pozwalam włosom tworzyć istny chaos. Patrząc się na wyłożony materacami sufit mam ochotę się śmiać, ale nadwyrężone żebra po zaklęciu łaskoczącym, nie pozwalają mi na to. Nie pamiętam kiedy ostatnio trenowaliśmy rzucanie przeciwnikiem o wszystkie ściany łącznie z sufitem, ale Caesar chyba chciał do tego wrócić skoro nawet tam są te białe materace, przez które mam wrażenie, że jestem w psychiatryku.
- Napisałaś list?
Wzdycham głęboko. Dare pyta się mnie o to samo przez dwa tygodnie, a moja odpowiedź jest taka sama. Nie, nie napisałam. Tak naprawdę to powstała już pięćdziesiąta wersja tego jednego listu do Dracona. Ale nie umiem pokazać ich Caesarowi. Wszystkie są zbyt emocjonalne, przesiąknięte moimi emocjami i mną samą. Nawet nie wiem kiedy, ale zaczęłam to traktować jak moją prywatną spowiedź tylko, że zamiast księdza po drugiej stronie konfesjonału mam pióro i pergamin.
- Wiesz, że nie. Jak napiszę to ci dam znać.
Leżymy jeszcze tak przez kilkanaście minut, dopóki Caesar nie podnosi się powoli i udaje w moją stronę. Mam nadzieję, że kieruje się w stronę drzwi, które są zaraz obok mnie. Jednak on staje nade mną i wypowiada głośno i dokładnie akcentując każdą sylabę zaklęcie diagnozujące. Rozpoznaję je, bo przez cały ten czas pani Pomfrey prawie się z nim nie rozstawała mojej obecności. Podczas jednej wizyty umiała je rzucić trzy razy, byle tylko upewnić się, że wszystko w porządku. Jakby moje gówno warte zapewnienia jej nie przekonywały.
- I co doktorze, jestem zdrowa?
Widzę ten błysk w oku Caesara zanim jeszcze odpowiada.
- Powinna się pani stosować do zaleceń i dużo odpoczywać. Następne badanie będzie jutro, a do tego czasu proszę zjeść wszystkie posiłki.
- A co się należy za wizytę?
Pytam z szerokim uśmiechem na ustach. Jeśli Dare chce się pobawić w niegrzeczną pacjentkę i doktorka, to nie ma problemu. Podnoszę się lekko na łokciach, by mieć lepszy widok na nadal stojącego nade mną chłopaka.
- A co jest w stanie mi pani dać?
Caesar pochyla się i przybliża swoją twarz do mojej. Patrzy się prosto w moje fioletowe oczy. Mimowolnie przygryzam wargę.
- Wszystko, panie Dare.
Tym razem to ja robię kolejny ruch i przysuwam się do przodu. Caesar tym razem nie odpowiada tak szybko tylko obserwuje co robię. Ja sama nie mam pojęcia co wyczyniam. Po prostu chyba się z nim droczę. Po prostu chcę zobaczyć jak on na to wszystko reaguje. Po prostu chcę go sprawdzić. I przy okazji samą siebie.
Chcę pocałować swojego najlepszego przyjaciela. Swojego obrońcę. Swojego Anioła Stróża.
- Przeszkadzam?
****
Na początku Rigel nie miała tak reagować na wieści od Aishy. Miało być całkowicie inaczej, ale wszystko wyrwało się podczas pisania. W sumie, czemu Rigel nie miałaby tak zareagować? I chciałam też pokazać, że ona nie zawsze jest taka kochana i wyrozumiała w stosunku do Aishy i Caesara.
Chciałam pokazać relacje Aishy i Harry'ego, ale cholera jak ja mam to zrobić jeśli pisze w pierwszej osobie? Jedyne co mi przychodzi do głowy to fakt, że Rigel będzie ich podglądać w jednej scenie, ale to jest takie ciut słabe...
Poza tym chciałam was zaprosić do zaobserwowania mojego nowego opowiadania o nowym pokoleniu Harry'ego Pottera pod tytułem Wyścig życia, który jest na moim profilu. Będzie to coś mniej poważnego i szybciej aktualizowane niż Portret :P
Poza tym jest nowy opis Portretu :D
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top