7
- Hej.
Greta uniosła głowę. Zauważając kto do niej mówi, westchnęła, przewróciła oczami i chciała się odwrócić.
- Nie, poczekaj.
Cade złapał ją za ramię. Greta z oburzeniem próbowała ją strącić.
- Greta, posłuchaj mnie. Per favore.
Dziewczyna wyrwała się.
- Czego chcesz? - zapytała zdenerwowana. - Najlepiej jakbyś stąd wyszedł. Nie chcę z tobą gadać!
- Greta, błagam - ściszył głos, zauważając, że ich rozmowa staje się obiektem zainteresowania innych.
- Greta, błagam - powtórzyła po nim. - Jesteś...
- Dupkiem, kretynem, idiotą, egoistą. Wiem. Ale chciałbym cię przeprosić.
Greta spojrzała na niego z niepewnością, jakby lękliwie. Odgarnęła gęste loki.
- Nie chodziło mi o konkretnie takie określenia, ale cóż. Przepraszaj.
Cade wyciągnął małe pudełeczko z plecaka razem z pomiętą kartką.
- Mi dispiace tanto essere un tale stronzo. Per favore, perdonami Greta - przeczytał, co jakiś czas unosząc niepewnie wzrok na dziewczynę. Gdy skończył, Greta roześmiała się serdecznie.
- Brałeś to z tłumacza?
- A z czego innego? W miarę wiarygodnie?
Cade wręczył jej pudełeczko i przytulił ją czule. Greta zakołysała się ze śmiechem. Podziękowała mu, nie mogąc powstrzymać chichotu. Podniosła pokrywkę, następnie gwizdnęła z uznaniem.
- Jeżeli zawsze będziesz mi kupował słodycze po kłótni, to możesz być dupkiem nawet przez cały czas.
- Materialistka - szepnął.
- Po prostu lubię słodycze. Dziękuję bardzo.
- Także, chciałem cię przeprosić jeszcze raz. I mam nadzieje, że teraz już wszystko między nami będzie w porządku.
- Też mam taką nadzieję. Zachowałeś się naprawdę chamsko. - Zrobiła kwaśną minę. - No, ale co się stało w przeszłości, niech tam zostanie i nie mąci dzisiaj.
Cade uśmiechnął się półgębkiem.
- Dobrze, że się już odobraziłaś. Potrzebuję pomocy z językiem, a ty wyglądasz na całkiem spoko materiał na nauczycielkę.
- Widzisz to? To są cioccolatini - wskazała na pudełko czekoladek.
- Cioccolatini.
- No, całkiem całkiem. Spora droga przed tobą - uśmiechnęła się tajemniczo, w taki sposób, że Cade'em wstrząsnęły ciarki.
Jakaś dziewczyna ją zawołała, przez co uwaga Grety skupiła się w zupełności na niej. Cade, nie mając co ze sobą podziać przyjrzał się chichoczącej dziewczynie z zeszytem. Według Cade'a była niska, ale dla osoby o jego wzroście siedemdziesiąt procent populacji ma wzrost przeciętnego karzełka. Miała krótkie, niedosięgające ramion gęste, brązowe włosy, z krótką grzywką, rzadko zasłaniającą białe czoło. Przyglądając się jej figurze, Cade uznał, że ubrania są po to, aby uchronić spojrzenie innych ludzi od widoku takiej właśnie sylwetki w negliżu. Prawie się wzdrygnął przyglądając się jej patykowatym nogom w szerokich spodniach w paski, gdy Greta postanowiła ich sobie przedstawić.
- Ty jeszcze tutaj? - zaśmiała się, jakby to był żart wypowiadany przez najśmieszniejszego komika na świecie. - To jest Francesca.
Cade uścisnął niezręcznie chudą dłoń dziewczyny, w czasie gdy Greta przedstawiała go po włosku. Francesca zadała pytanie po włosku, ale Greta odpowiedziała ma nie w pierwszym języku Cade'a.
- Cade jest z Ameryki. Niedawno tutaj zamieszkał.
Chłopak ścisnął niezręcznie wargi. Nie znosił poznawania nowych ludzi ani rozmawiania o nim samym. Francesca pokiwała energicznie głową i uśmiechnęła się sztucznie szeroko do Cade'a. Odwzajemnił gest w niezręczny sposób, zastanawiając się jak taka wychudzona osoba ma jakąkolwiek energię na chodzenie i życie, generalnie. Rozmowa się urwała. Zapanowało niezręczne milczenie, którego Greta albo nie zauważyła albo starała się przełamać. Paplała jak najęta, podwyższając irytująco głos. Tamta żywiołowo kiwała głową, wprawiając kosmyki krótkich włosów w ruch. Jej usta wymalowane czerwoną szminką trwały cały czas w zamkniętym uśmiechu, którego natury Cade nie potrafił ocenić. Sprawiał wrażenie sztucznego ale i życzliwego zarazem. Albo może był niezręczny? W każdym razie Cade starał się niepostrzeżenie opuścić towarzystwo dwóch dziewczyn.
- ...szybciej się tak nauczysz, Cade.
Słysząc swoje imię Cade przeklął niepostrzeżenie pod nosem i przerwał proces wycofywania się.
- Mogłabyś powtórzyć? Odleciałem - odchrząknął. Kątem oka zauważył jak Fransceca wpatruje się w niego swoimi dużymi oczami z niepewnością. Cade'owi przez chwilę wydawało się, że dojrzał w nich nawet cień lęku. Odwrócił się speszony.
- Co dwie głowy to nie jeden. Nie mam zielonego pojęcia, jak wy tam w Ameryce mówicie - wtrąciła. - Mówiłam, że jestem przekonana, że Francesca będzie chciała ci pomóc we włoskim.
Uśmiechnęła się w ten swój typowy sposób i klepnęła koleżankę w łopatkę. Później nachyliła się do Cade'a i szeptem dodała:
- Francie nie mówi zbyt dobrze po angielsku.
Mina Grety wyglądała na całkowicie przybitą i jakby właśnie powiedziała, że rozbiła ulubioną wazę swojej matki niż to, że znajoma średnio rozumie angielski.
Cade mimowolnie przytaknął, nie wiedząc jak Greta chce żeby zareagował. Wzruszył obojętnie ramionami i podniósł wzrok na Francesce, wpatrzoną w niego piwnymi oczami jakby z wrogością albo strachem. Szybko się odwróciła, spoglądając na podwórze za brudną szybą.
- Znaczy - zaczął niepewnie - jestem przekonany, że we dwoje, ty i John, pomożecie mi wystarczająco.
- No właśnie nie! - Prawie krzyknęła w ekscytacji, rozkładając ręce jakby grała w jakąś grę dla dzieci. - Ona nie mówi po angielsku, więc nie będziesz mógł oszukiwać. Nie dogadasz się z nią, inaczej niż po włosku. No chyba, że znasz francuski!
- Okropny język - westchnął niechętny dziwnym planom Grety.
- O i super! Teraz muszę uciekać. Słodyczami nie mam zamiaru się dzielić.
Zaśmiała się i z czymś w rodzaju mruczenia pocałowała Francescę w polik, poklepała Cade'a kilkukrotnie w pierś, powtarzając "pa pa" i zniknęła robiąc wielkie zamieszanie wokół swojej osoby. Cade popatrzył przez chwilę jak znika za rogiem wąskiego korytarza, po czym odwrócił się do wciąż stojącej obok niego dziewczyny. Chciał coś powiedzieć, bo jego intuicja towarzyska tak mu nakazywała, jednak ona z lekceważeniem odwróciła się, jawnie go ignorując. Cade zwymyślał ją trochę w swojej głowie i odszedł jak najdalej potrafił. Musi przetrwać cały dzień, a na sam koniec, niczym wisienka na torcie, ma trening, przy czym wszyscy mają swoje miejsca i każdy element jest dopięty na ostatni guzik, a on ma tak być trzecią, niepotrzebną ręką, robiącą jedynie wielkie zamieszanie.
***
- Non capisco Italiano.
Z przestrachem szybko odpowiedział, zaraz po tym jak wbiegł spóźniony na niewielką halę. Dwójka mężczyzn w podeszłym wieku krzyknęła do niego, zbliżając się mozolnymi krokami. Przełykając ślinę z przestrachem, podbiegł do dosyć szerokich postaci.
- Jestem Cade - niepewnie bąknął starając się brzmieć tak, jak poleciła mu Greta. Wciąż miał małą obawę, że Greta wcale nie uczy go poprawnego słownictwa, a wszystko to co nowego poznał jest różnymi wariantami przekleństw.
- Ta, wiemy.
Niższy, bardziej krępy zlustrował go bezlitośnie wzrokiem. Cade patrzył się wszędzie byle nie na czerwoną, świecącą się twarz, przypominającą do złudzenia spłaszczony świński ryj.
- Umiesz grać? - w końcu się odezwał, wyrywając zestresowanego Cade'a z głębokiej krainy przeróżnych myśli.
- Pardon?
- Pytałem, czy umiesz grać - powtórzył, patrząc surowym wzrokiem.
- Ttak. - Cade miał żywą nadzieję, że zrozumiał o co jest pytany. Zdecydował się na lakoniczną odpowiedź z wiadomych względów.
- Nie umiesz gadać?
- Może trener powtórzyć?
- Wszystko już jasne. Nie ma potrzeby powtarzać.
Cade nie zrozumiał co tamten powiedział ale rozluźnił się nieco. Zaczerwieniony człowiek posłał mu serdeczny uśmiech i poklepał go po ramieniu.
Drugi, znacznie przystojniejszy i wyższy, który dotychczas nie wypowiedział żadnego słowa również mu się przyglądał. Po chwili szybko rzucił mu piłkę i lodowatym tonem powiedział:
- Zobaczymy na co cię stać.
Kilku wysokich chłopaków przyglądało się jego grze. Z początku plątały mu się trochę nogi ale w połowie nabrał większej pewności i szło mu niemal jak po maśle. W koszykówkę grał bardzo rzadko, skupiając się w szczególności na futbolu, który był jego miłością od momentu gdy skończył dwanaście lat.
- Szybciej, szybciej - krzyczał czerwony trener.
Cade'owi powoli brakowało tchu w piersiach, ale wytrwale biegł między słupkami następnie starając się trafnie rzucić do kosza. Dźwięk gwizdka i nowa runda. Rzuty wolne.
Ustawił się pod koszem i oddał celny rzut. Usłyszał gwizdek.
- Błąd przejścia! Jeszcze raz!
Wszystkie oczy wlepione były w niego, chłopcy mniej więcej w jego wieku przyglądali mu się, zaabsorbowani jego grą. Cade'owi wydawało się, że co poniektórzy z nich wyśmiewają się z niego, ale starał się o nich nie myśleć. Pomimo trzęsących się dłoni, ustawił się poprawie i rzucił. Błędu nie popełnił, ale do kosza nie trafił. Czując jak poliki się czerwienieją i pot wstępuje na czoło przykryte brązową czupryną, złapał piłkę, wycelował i nareszcie trafił. Z małych i w większości zdewastowanych trybun usłyszał pomruk aprobaty. Jeszcze jeden rzut i jego męczarnie przerwał dźwięk gwizdka.
- Chodź no tutaj - czerwony trener machnął na niego dłonią.
Powoli, idąc jak na ścięcie Cade ustawił się koło mężczyzny z siwiejącymi włosami. Spojrzał na jego niską postać z obawą i rezygnacją. Całkowite ośmieszenie się, dziękuję bardzo, trzy razy nie, pomyślał ze zgryzotą. Niski człowieczek wlepił w niego surowe spojrzenie wyblakłych oczu, świdrując nim dziury w przepoconym ciele osiemnastolatka. Cade pragnął zapaść się w tamtej chwili pod ziemię.
- Ragazzi, cosa ne pensate? - zawołał w stronę trybun. Poleciały tubalne, niejednorodne głosy, niemogące się zlepić w całość i dojść do porozumienia. Cade czuł się jak na ścięciu. W końcu jakiś śmiałek wstał, coś krzyknął, kończąc wypowiedź śmiechem, trząsającym jego chudym ciałem. Znowu powstało małe zamieszanie, gdy jakaś grupa krzyknęła nareszcie jednorodną odpowiedź, reszta zawtórowała chórem. Siwiejący mężczyzna z czerwoną twarzą wesoło im odpowiedział i w końcu odwrócił się do Cade'a.
- No! Stefano Ricci - z szerokim uśmiechem potrząsnął dłoń Cade'a. - W prawdzie nie grasz jak Troy Bolton, ale wyjdziesz na ludzi. Witamy w drużynie!
Wesoło zawołał, trybuny porwały się radosnym emocjom i krzykom.
- Jeszcze jedna rzecz - ściszył głos, przybierając poważny ton. Cade słuchał z biciem serca, nie wiedząc czy to od wysiłku, emocji czy ze stresu związanego z nikłą znajomością języka. - Nie schrzań szansy.
Odsunął się ze śmiechem i poklepał mocno Cade'a po plecach. Cade uśmiechnął się słabo. Był wykończony. Drugi trener przedstawił się tak szybko, ze Cade'a nie zdążył zwrócić uwagi na jego nazwisko, mocno uścisnął go za rękę i po chwili kilku chłopaków z drużyny przyszło uścisnąć dłoń czy przybić piątkę z nowym członkiem grupy. Cade szybko podziękował. Chciał jak najszybciej zniknąć z oczu, a przede wszystkim z centrum zainteresowania. Stefano, widząc że Cade jest zmęczony z wysiłku, pozwolił mu zająć miejsce na trybunach i przyglądać się grze pozostałych chłopców.
Cade'owi czas ten sporo dłużył się. Może tym bardziej dlatego, że wszytko mimowolnie przypominało mu o jego życiu i pozycji w Stanach Zjednoczonych. Nie chciał, ale wciąż nieświadomie każdą rzecz porównywał. W grających z energią chłopakach widział swoją drużynę. Tą, w której miał być w tym sezonie kapitanem. Patrząc na zegarek uznał, że wszyscy jego znajomi właśnie w tej chwili zbierając się do szkoły. Ciekawiło go ile już grali meczy i jak im idzie. Jeden z młodych koszykarzy przypominał mu gestami i wyglądem skrzydłowego z jego drużyny. Z nieprzyjemnym bólem Cade domyślił się, że pewnie tamten zajmuje teraz jego pozycję kapitana. Myślał o tej głupiej rzeczy przez cały mecz. Oddałby wiele gdyby mógł stanąć jako kapitan w meczu swojej drużyny. Tak bardzo zależało mu na tej roli, której nie zdążył nigdy odegrać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top