18.

Nawet się nie odwróciła, gdy wszedł do pokoju.

- Gdybym był mordercą to juz dawno leżałabyś martwa.

- Ale nim nie jesteś.

- Zawsze można to zmienić - pocałował ją w szyję. Zwrócił uwagę na jej ubranie, które jak zawsze podkreślało zalety jej sylwetki. Chwycił ją w pasie, czując pod palcami jej skórę. Miał ochotę z miejsca zdjąć ten niepotrzebny materiał. - Po co masz na sobie ubrania, skoro jedyne co robią to kłopot?

- Jestem przekonana, że trochę wysiłku nie zrobi ci problemu - W końcu odwróciła się do niego. Była tak blisko, że jej twarz musnęła skórę Cade'a. - Ponadto nie sądzę, że paradowanie nago w szkole jest dobrym pomysłem.

- I tak za chwilę, będziesz tak paradować, więc co robi ci różnicę? - Zanurzył twarz w jej włosach. Jej zapach był taki pociągający.

- Twoja obecność przede wszystkim.

Jego dłonie szybko znalazły się tam, gdzie znaleźć się chciały. Ubrania następnie były w miejscu, gdzie nie były przeznaczone. A oni robili to, na co najbardziej mieli ochotę. Cade znowu dostał to, co chciał. Spokój. Ciepło. Jej szybki oddech. Ją całą. W tamtej chwili, kolejny raz była jego. I to go najbardziej satysfakcjonowało. Chciał ją. tak jak ją właśnie miał.

 Podobały mu się jej rozmarzone oczy, jej lekkie rumieńce, długie włosy w nieładnie. Najbardziej jednak podobało mu się to, jak idealnie zbudowana była. Tak, to przede wszystkim. Każde jej zaokrąglenie, wgłębienie, wszystko.

Spojrzała na zegarek.

- Trener nie jest niezadowolony z twojej ciągłej nieobecności?

- Czy ty mnie właśnie wypraszasz?

Uszczypnął ją z uśmiechem. Powoli ubrała się.

- Wszystko pomięte - pokręcił głową z teatralną dezaprobatą. - Lepiej byłoby gdybyś wcale tego nie ubierała.

Popatrzyła na niego spod rzęs z zadziornym uśmiechem, ale niezaprzestała czynności. Kiedy już każdy centymetr jej ciała był zasłonięty, Cade odwrócił głowę, zajmując wzrok czymś ciekawszym.

- Zaraz zaczną schodzić się dzieciaki. Nałóż coś na siebie - rzuciła, szukając czegoś za biurkiem.

- Nie możesz po prostu zamknąć drzwi na klucz i ich nie wpuszczać? - Podszedł do niej od tył i szorskimi dłońmi zaczął rozmasowywać jej skórę na szyi. Susien nie odpowiedziała, więc ze zrezygnowaniem ubrał się.

- Mucha i Klimt byli niesamowici. - Usłyszał rozmarzony głos.

Susien wyciągnęła małe repliki dwóch obrazów. Były staranne i bardzo dobrze zrobione.

- Ty je zrobiłaś?

- Złoto i te przyćmione barwy są niesamowitym połączeniem. I te wszystkie figury, kamyczki - Susien zdawała się nie słyszeć żadnego słowa Cade'a. Zauważył u niej tak nienaturalny wyraz twarzy, że instynktowanie się odsunął. Wyglądała jak postać nieziemska, jakby jej stopa nigdy nie stanęła na gruncie świata realnego. - A ta kobieta, wokół arabeski, kwiaty. Niesamowite.

Drżącą ręką lekko dotykała replik, jak niewidomy chcąc poznać fakturę nieznanego przedmiotu.

- Ciepłe kolory. Żywe, ale zgaszone. Błyszczące złoto - szeptała, jakby w transie.

Cade nachylił się. Mówiła cicho, zmienionym tonem. Czuł się jakby był w mrocznym lesie. Wszystko ucichło, jedynie jej dziwny głos wprowadzał nastrój snu i niepokoju. Gdyby miał ją opisać, to wydawała mu się, że żyła za jakąś mgłą. Gdzieś indziej. Mówił do niej spokojnie, ale ona straciła z nim zupełnie kontakt.

Nie zauważyli cienia, który pojawił się za szybką w drzwiach. Uchyliły się ze skrzypnięciem, stanął w nich kędzierzawy chłopiec. Widząc dwójkę pochylającą się nad obrazem, zaskoczony cofnął się gwałtownie. Jednak nie zamknął drzwi. Uchylił na tyle, że był w miarę niewidoczny ale obejmował wzrokiem biurko i parę przy nim. Jack ze wszystkich sił wytężał wzrok i słuch, aby móc usłyszeć lub chociażby wyczytać coś z ich ust. Z zaskoczenia serce biło mu jak oszalałe.

- Następnym razem ja będę pierwszy!

Na gwałtowne uderzenie i okrzyk dwójka odwróciła się, zaalarmiona. Chłopiec spanikował i jeszcze szybciej trzasnął drzwiami, chowając się w korytarzu.

- Co jest, Jack?

- Nic, Noah.

Noah popatrzył się na niego z niepokojem, pomieszanym ze strachem. Jack był blady i prawie dyszał.

- Co jest, zobaczyłeś ducha? - wychylił się, chcąc otworzyć drzwi. Jack powstrzymał go. Usłyszeli jak ktoś szybko zbliża się do wyjścia.

- Szybko, szybko - gorączkowo starali się znaleźc kryjówkę. Okurzone drzwi, na lewo od schodów okazały się być otwarte. Ciężko było je dojrzeć.

Gdy jedne drzwi się zamykały, drugie się otwarły i na korytarz wyszedł Cade. Miał pomarszone w konsternacji czoło, co chłopcy łatwo dostrzegli.

- To jest...?

- Stul dziób.

Przymknęli drzwi żeby chłopak ich nie zobaczył.

To jest Cade? Co on by tutaj robił? Jack chciał odsunąć bardziej drzwi, ale za bardzo się obawiał, że zostanie zauważony. Cade rozejrzał się w okół, szybko wszedł do pomieszczenia i po dwóch sekundach wyszedł z niego, ale Jack nie dostrzegł gdzie poszedł, bo w wąskim korytarzu pojawili się uczniowie na zajęcia z rysunku.

- Psia krew - Noah sapnął za Jackiem. Wyszli powoli z kryjówki. Jack miał zszokowaną minę. Nic nie trzymało się kupy.

- Operacja "Kapeć" musi zostać przyśpieszona - zwrócił się do Noah. Wyciągnął swój notesik i przejrzał go jeszcze raz. Miał tylko małe strzępy, ale był pewny że wszystko szybko ułoży się w logiczną całość. Zapisał datę i godzinę kiedy Cade wyszedł z sali. To co zobaczył musi zostać jak najszybciej z kimś skolsultowane.

Gdzie był numer do Giovanniego?

- Cześć wam.

Zdjął plecak i podał dłoń siedzącym osobom.

- Jestem Jack, to moi kumple. Noah, Pedro i Martina.

- Siadajcie - Greta z wymuszonym uśmiechem zaprosiła ich na ławkę. Jack zmęczenia i lekkiej niechęci na jej twarzy nie spostrzegł, będąc zbyt zaaferowanym zadaniem które miał zamiar wypełnić.

- Jestem bratem Cade'a, co pewnie, kurde, wiecie - W trackie mówienia wyciągnął swój notes i długopis. - Masz ważna sprawę do załatwienia, nie pytajcie jaką.

Jack mówił z niesamowitym przejęciem, jakby był conajmniej agentem FBI i miał w tajemnicy przesłuchać świadków zamieszanych w morderstwo. Jego kompania, składająca się z młodych, niedojrzałych nastolatków, o twarzach jeszcze dziecięcych milczała i potakiwała w skupieniu słowom Jacka. Giovanni uśmeichał sie głupkowato. Nie wiedział o co dzieciakom chodzi, ale wyglądali naprawdę zabawnie i i=strasznie go intrygowali. Greta wciąż była z nim w złych stosunkach, a wielki dyskomfort był niemal wypisny na jej czole. Poczekali aż Jack rozłoży swoje rzeczy i wyjaśni dlaczego chciał się z nimi widzieć.

- Jesteście przyjaciółmi mojego brata?

- Tak - z pewnością odpowiedział Giovanii dudniąc długimi palcami w porysowaną pisakami ławkę. Unikał wzroku Grety, która robiąc to samo znacznie ułatwiała mu zadanie.

- No i super. Chciałem z wami pilnie porozmawiać - odchrząknął i głęboka zmarszczka pojawiła się na jego czole. - Czy ktokolwiek z was - objął wzrokiem zebrane towarzystwo - zauważył jakieś zmiany w osobie Kincade'a?

- W sensie - cichy głosem odezwała się, siedząca na końcu, Francesca. Jack skupił teraz na niej zwój wzrok.

- Czy spostrzegliście jakieś zmiany w jego zachowaniu na przestrzeni ostatnich miesięcy?

Wyciągnął swoje przeciwsłoneczne okulary i nonszalanckim ruchem wytarł je o rękaw, dając im czas na namyślenie się. Później uniósł podbródek spoglądając na nich z filmową miną, a'la znudzoną. Trójka wyglądała jak struta. Giovanii miał skrzyżonawe dłonie, Greta również przyjęła zamnkiętą pozycję, a Francesca wyglądała jak dziewczynka oskarżona o kradzież lalki. Nawet jej oczy w promieniach słońca wyglądaly na zaszklone. Jack w domu ponownie obejrzał filmiki o czytaniu z mowy ciała i teraz pewnie spoglądał w swój notes za kilka centów, sprawdzając zgromadzone w nim informacje z YouTube.

- Więc? Namyśliliście się?

Niemrawe kręcenie głowami nie dało mu zbyt wiele odpowiedzi. Jego towarzysze siedzieli za jego plecami z groźnymi minami. Jack ubrał swoje tanie okularki na nos i cmoknął w zniecierpliwieniu.

- Znaczy - Giovanni rozciągnął nogi. Szykuje się do odpowiedzi, Jack delikatnie pokiwał głową. Czyli opłacało się zawalić sprawdzian z chemii na rzecz tych filmików. - Ostatnio nasze relacje się trochę... popsuły.

- Popsuły, mówisz? - Jack i trójka za nim pokiwała powoli głowami. Detektyw pochylił się w stronę przesłuchiwanych. - Kontynuuj.

Znowu odkaszlnął.

- Ostatnim czasem...

- A będąc trochę bardziej dokładnym? - przerwał mu, szybko przygotowyjąc długopis.

- Kurde - namyślił się - Trzy, może cztery tygodnie? Nie jestem pewien.

- Mhm - szybko nakreślił w notesiku - Proszę mówić dalej.

- Jak już mówiłem, ostatnim czasem tak, rzadziej, się z nim widuję, widujemy. - Jack zauważył, że rozmówca bardzo ostrożnie dobiera słowa. Pewnie jest pierwszym podejrzanym!

- Kiedy widziałeś się z nim ostatni raz?

- Znaczy, chodzimy do jednej szkoły, więc teoretycznie mijam się z nim na korytarzu. Ale kilka dni temu spotkaliśmy się.

- Kiedy?

Wzruszył ramionami i bąknął "niedawno".

- Młody, po co ten cały teatrzyk? Bo ja tak właściwie - Gion zamilknął gdy Jack spiorunował go wzrokiem spod jego okularów.

- Jeszcze jakieś, kurde, uwagi?

- Nie, nie.

- Dobrze, kurde. Mów bo się nie doczekam odpowiedzi.

Francesca odezwała się, skupiając na sobie uwagę małego gangu.

- Cade znika tak na przerwach. Nawet nie wiemy czy jest w ogóle w szkole.

Jack zapisał to szybko.

- Ciekawe, ciekawe. A jakieś zmieny humoru?

- Raczej nie - chuda dziewczyna pokręciła wątpiąco głową. Greta czując wzrok Jacka obojętnie wzruszyła ramionami.

- Dawno nie gadaliśmy.

Wzrok kryjący się za czarnymi plastikowymi szkiełkami trafił kolejno na Giovanniego.

- Zależy.

- Od?

- Znaczy, nie zmienił się. Powiedziałbym raczej, że Cade bardziej się na nas otworzył i jest weselszy i gadatliwszy niż poprzednio.

Jack uśmiechnął się tajemniczo. Czyli nie tylko jemu to się wydawało.

- Mówicie, że rzadko rozmawiacie - Dla lepszego efektu Jack przekartkował notatnik - Czy Kincade oodnjd ma nowych znajomych?

Francesca potrząsnęła głową.

- A może ma takich o których nie wiecie?

Zastanowili się ale reakcja była taka sama jak na poprzednie pytanie.

- Zastanówcie się, bardzo bym was prosił, a teraz przejdźmy do następnego pytania.

Małe karteczki były puste, ale Jack i tak w nie spojrzał, udając że wybiera następnie zapytanie.

- Cade uczęszcza na jakieś inne zajęcia oprócz koszykówki?

- Nie, raczej nie.

- Jesteście pewni?

- Nie, ale chyba nie chodzi na żadne.

- Matteo też jest z nim na koszu i nie ma prawie w ogóle czasu na cokolwiek a co dopiero mówić o innych zajęciach.

Jack odchylił się. To co w takim razie mógł robić Cade na strychu z jego nauczycielką? Jack postarał się sięgnął jak najdalej wstecz pamięcią, ale nie mógł sobie przypomnieć żeby Cade kiedykolwiek wykazywał jakieś zainteresowanie sztuką. Nie rysował, raczej nie śpiewał, nie pisał wierszy. No chyba że robił to przed nim w ukryciu. Ale to absolutnie nie pasowało do jego wizerunku. Cade był wysportowany i na tak wielkiego durnia wykazywał całkiem przyzwoity poziom błyskotliwości. I to było tyle. Imponował mu, bo imponował, ale to temat na całkowicie inny czas. Jedyny kontakt ze sztuką, oprócz lekcji w szkole, stanowił rysunek o wielkości kartki zeszytowej, który wisiał naprzeciw drzwi, zaraz obok okna w jego pokoju. Jack rzucił na niego okiem jak jeszcze mieszkali w Stanach, ale bardziej zwrócił uwagę w Mediolanie. Gdyby nie to przypadkowe spojrzenie w jego pokoju w ich poprzednimm domu, to teraz na pewno nigdy nie zwróciłby na niego uwagi i nawet niezapisałby się w jego pamięci. Tylko że to jest zwykły rysunek, malutki, ciemny, nieżywy. Oprócz dwóch wspomnianych wcześniej sytuacji nigdy nie przykuł jego uwagi. Może jednak powinien wpaść póxniej do pokoju brata i przyjrzeć się rysunkowi?

Spojrzał na notatki i chaotycznie zapisywane hasła. To bezsensu. Co taki bazgroł może mu powiedzieć? Nonsens. Nie trzyma się kupy, a on, jako aspirujący detektyw nie może tracić czasu na takie bzdurne poszlaki, które jedynie odwacają uwagę od ważniejszej sprawy. Humor Cade'a gwałtownie poprawił się całkiem niedawno, a skoro Jack rysunek przyuważył już w Stanach, nie może on mieć większej wartości niż zwyczajnie estetyczną i dekoracyjną. Zero wpływu na aktualny stan brata. I tego niech się trzyma. Jako śledczy musi mieć otwarty umysł i myśleć logicznie.

- A ten człowiek o którym przed chwilą wspomniałeś Giovanni...

- Matteo?

- Dokładnie, Matteo. - Szybki wpisik - Gdzie mógłbym go teraz zastać?

- Jest z Cadem na treningu. Kończą tak przed piątą, bo jutro mają mecz. Normalne kończą się wcześniej.

- Okej, a mógłbyś napisać mi do tego Matteo'a adres e-mail? ALbo numer telefonu chociażby?

Giovanni z rozbawieniem posłusznie wpisał informacje do podsuniętego zeszytu.

- Czy Matteo przyjaźni się z Cadem?

- Raczej nie.

- Cade jest zamkniętym człowiekiem. Tak przynajmniej myślę - Francesca oblała się rumieńcem w kolorze jej szminki, jakby powiedziała coś conajmniej nieprzyzwoitego.

Jackowi nagle zaświeciła się lampka w głowie.

- Kurde, chwila - nagle ożył - Co ty powiedziałeś?

- Że Cade jest.. - Francesca zaniepokoiła się i rumieniec na białej skórze przybrał purpurową barwę.

- Nie ty! Ten chłopak. Kończą trening przed siedemnastą?!

- Tak - ostrożnie, niemal z konsternacją odpowiedział. Był zdiwiony czego nie ukrył w swoim grymasie.

- Ile razy mają mecze? Jak często tyle zostają?

- Z tego co wiem to raczej ostatni lub przedostatni trening przed rozgrywkami jest tak długi, ale nie dam sobie ręki uciąć. Normalne trwają godzinę zegarową lub trochę ponad. Tak przynajmniej twoerdzą moi znajomi.

Jacka dosłownie zaczęła boleć głowa od prędkości i natłoku myśli. Trening mają dwa, trzy raz w tygodniu według Giona. To dlaczego Cade, skoro trening kończy najpóźniej o siedemnastej, a ze swoimi przyjaciółmi ostatnio w ogóle się nie widzi, przychodzi do domu dopiero wieczorem?!

Jack tak gwałtownie wstał, że ławka za nim się przewróciła. Chaotycznie wrzucił swoje rzeczy do plecaka i spiesząc się niesamowicie, jedynie szybko odwrócił się do swoich zdezorientowanych rozmówców i powiedział formalnym tonem.

- Dziękuję bardzo za współpracę.

Po czym zniknął, nie zważając nawet na swój mały gang.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top