16.

Suisen miała miękkie, słodkie wargi. Pocałowała go jeszcze raz.

- Już wystarczy tych pocałunków.

- Jesteś potwornie skąpa - uśmiechnął się i jeszcze raz złączył z nią usta. Obejmował jej pas swoimi dłońmi i od czasu do czasu wędrował nimi w górę lub w dół.

Susien westchnęła, jakby zmęczona i oparła głowę o Cade'a. On objął ją ciaśniej i jeszcze dokładniej czuł każdy skrawek jej ciała. Wdychał jej piękny zapach.

- Wszystko gra?

Nie uniósł twarzy ale czuł, że dziewczyna kiwa potwierdzająco głową. Pociągnął ją na kolana i pozwolił oprzeć się jej na swoim ramieniu.

- Ślicznie ten obraz ci idzie.

Spojrzeli oboje na wysychający portret dziewczynki. Susien czekało jeszcze sporo pracy ale była na jak najlepszej drodze do skończenia jej w najprawdę świetnym stylu.

- Nie mogę się nadziwić, że istnieje ktoś tak utalentowany jak ty. A jeszcze bardziej zadziwiające jest to, że jesteś tak blisko mnie.

Pocałował ją jeszcze raz. Czule i ciepło. USmiechnęła się do niego. Jej duże oczy błyszczały jak gwiazdy i tak samo daleko wydawały się sięgać. Susien wtuliła się w Cade'a, a on z bijącym sercem objął ją silnym ramieniem. Sztywna koszula w paski wydawała się być zimniejsza w porównaniu do jej skóry.

- Za dwa miesiące kończysz szkołę - odezwał się, bawiąc jej wyprostowanymi włosami. - Cieszysz się?

- Nie wiem czy powinnam - odrzekła cicho, wtulona w jego tors.

- Nie wiesz czego chcesz - Cade sam nie miał pewności czy zadał jej pytanie czy stwierdził ewentualny fakt.

- A ty wiesz?

POkręcił głową, wydymając wargi.

- Wiesz co w szkole o tobie mówią?

- Za dużo pytań, Kincade - jej długie palce pogładziły skórę Cade'a. w odpowiedzi objął ją jeszcze czulej, mocniej. Chciał jej dać ochronę, zapewnić bezpieczeństwo. Za wszelką cenę pragnął upewnić się, że wszystko jest u niej w porządku i otrzymuje wszystko co najlepsze, bo tylko na to zasługuje. - Ludzie się nie liczą. Już nie pamiętasz?

Oczywiście, że pamiętał. Słodkie zdanie, będące esencją ich relacji, jeszcze w Nowym Jorku zapisało się tak głęboko w jego sercu, że momentami chciał to wykrzyczeć każdemu w twarz. Czasami powtarzał to sobie jak modlitwę przed snem, odtwarzając w pamięci wszystko co między nimi się wydarzyło.

Ktoś przechodził obok ich drzwi, pute kroki odbijamy się echem od posadzki, były coraz bliższe i miarowo się oddalały. Dwójka była senna, rozluźniona i nie potrzebowała słów żeby się rozumieć. Tak Cade uważał. Gdy był z nią zbędne były słowa. Nie potrzebował niczego ani nikogo innego żeby osiągnąć pełnię szczęścia. Najchętniej zabrałby ją i poleciał do najdlszego zakątka ziemii z dala od wszystkich i wszystkiego. Tylko oni sami. Cade i Susien. Życie byłoby tak piękne.

Mimo wszystko tyle słów cisnęło mu się na język, o tylu rzeczach chciał z nią porozmawiać. Susien była jedyną osobą przy której czuł się sobą, czuł się swobodnie. Ona była jedyną osobą, która go rozumiała i czuł, że on dla niej jest tym samym.

- Co tak mocno pachnie?

- Tuberoza - odrzekła z zamkniętymi oczami. Wciąż była wtulona w niego. Przypominała najpiękniejszą na świecie porcelanową lalkę. - Jeden z uczniów przyniósł ją dzisiaj.

- Bardzo mocny zapach.

- Narkotyczny - uśmiechnęła się.

- Tuberoza jest twoim ulubionym kwiatem - przypomniał sobie rozmowę prowadzoną z nią kilka dni temu. Pokiwała z naiwnym uśmiechem głową.

- I żonkil. Strasznie długo zajęło ci odgadnięcie. Jesteś słaby w te gry.

- W inne gry jestem o wiele lepszy.

- Nie wątpię.

Uniósł ją i mocno pocałował. Nie była mu dłużna. Jego palce wplotły się w jej gęste włosy, potem zjechały do ramion i zsunęły pasiastą koszulę.

Gdy całowała jego szyję, przed oczami Cade'a pojawilo się wspomnienie Gejszy z chińskiego miasta oraz para niosąca farby i tuberoze. To napełniło go niewyjaśnionym niepokojem. Starając się o tym zapomnieć, odchylił mocnym pociągnięciem za włosy jej głowę i pocałunkami stwarzał ścieżkę po jej szyi.

Niepokój jednak nie ustał.

- Twój najbliższy meacz jest...?

- W sobotę.

Cade musiał odchrząknąć. Zapach tuberozy, pomieszany z wonią czegoś bardziej zmysłowego przeplatał się z unoszącym się aromatem farb i kurzu. Dochodziła siedemnasta i uliczny hałas wtargnął się przez uchylone okno. Gdy Cade zamknął oczy, miał wrażenie, że jest znowu w Nowym Jorku. Czuł się tak samo doskonale jak wtedy. Z dala od nękających go problemów i całego świata. Jednak ta tuberoza nie pozwalała zaznać mu całkowitego spokoju. Najgorszym w tym wszystkim było to, że na jednej z prac wiszących na sznurku zauważył ibshdbioevbjd - symbol japońskiego BSILCgeiwyl. Poczuł niewyjaśniony dyskomfort, który Susien zauważyła ale przez pewnien czas nie komentowała.

- Nie denerwujesz się meczem. Znowu problemy w rodzinie?

Doskonale rozumiał co przez problemy w rodzinie dziewczyna miała na myśli co jeszcze bardziej go zdołowało.

- Nie. to nie to. Nie wiem tak naprawdę o co chodzi.

SPojrzała na niego bystrymi oczami. Były ciepłe, Cade widział w nich troskę, czuł, że mógł nim zaufać. Ale oprócz tego zauważył coś, czego nazwać nie mógł i gdyby dłużej się nad tym zastanawiał mógł zmienić bieg zdarzeń, co później sobie przez bardzo długi czas wypominał.

- Zadomowiłeś się w tej szkole?

- Twoja obecność dodaje mi otuchy.

Cade uśmiechnął się i liczył, że na twarzy ukochanej również zauważy ten sam wyraz, ale ona pozostała bez wyrazu.

- Widziałam twoich przyjaciół. Tego wysokiego chłopca z czarnymi włosami, wychudz...

- Oni nie są moimi przyjaciółmi - szybko zaprzeczył, czując jak oblewa się czerwienią.

- Wyglądaliście na bliskich sobie.

- Ale to nie jest prawda.

Susien uniosła się z jego ciała, dzięki czemu Cade mógł wstać.

- Oni są... To nie są moi przyjaciele. Czasami z sobą rozmawiamy, jak nie ma nikogo lepszego obok. - Po chwili dodał - Tym lepszym kimś jesteś ty.

Spojrzał na nią, ale ostatnie zdanie nie wywołało w niej takiej reakcji na jaką liczył. De facto, nie wywołało żadnej zmiany w mimice, tak jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie.

- Co robisz we Włoszech? Dlaczego nie zostałaś w Stanach?

- Nie czujesz tej aury sztuki tutaj? Gdy idziesz ulicami widzisz renesansowe budowle, wszystko wygląda jak magia. W tym kraju żyło i zmarło tylu wspaniałych artystów. Leonardo da Vinci tu się urodził, Giuseppe Amisani, Roberto Ferri, Vittorio Reggianini.

- Lista się nie kończy - odparł posępnie, patrząc na poniszczone drzwi.

- Dokładnie. Tu jest tak pięknie. Nigdzie indziej tak dobrze mi się nie malowało - mówiła z entuzjazmem.

Podeszła do niego i objęła go.

- Włochy nie są twoim miejscem. - Cade poczuł delikatny pocałunek na ramieniu.

- Moje miejsce jest tam, gdzie jesteś ty. Nigdzie indziej.

Subtelnie złączył ich dłonie. Gdy była tak blisko czuł spokój. Mimo to fala smutku zalała go gwałtownie, jakby na znak.

- Po prostu... Włochy nie kojarzą mi się ze sztuką, tylko z ucieczką. Tęsknie za tym co miałem poprzednio - pocałował jej dłoń. Poczuł jak dziewczyna wtula się w jego plecy. - Ale z drugiej strony nie chcę tam wracać. To co się stało z moim ojcem...

Zagryzł mocno zęby i zacisnął powieki starając się powstrzymać niespodziewaną potrzebę płaczu.

- Chciałbym do tego wszystkiego wrócić. Cofnąć czas. Żeby był, tym kim był. Przynajmniej takim jak ja go widziałem i znałem.

Cicho przeklął. Nie planował tego mówić. Nie chciał tego czuć. Nie chciał tęsknić. Gdyby tylko mógł to wydrapałby sobie swoje serce i wypruł z niego wszystkie te piękne wspomnienia, a zaraz po tym całe gorzkie rozczarowanie. To już nie był jego ojciec. Nie ten człowiek.

Mimo że chciał w te słowa uwierzyć, to nie potrafił. Cholernie go bolały i jeszcze ociekały krwią.

Stał, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

- Susien, jesteś moja?

- Cade - westchnęła i odsunęła się od niego.

- Odpowiedz mi - odwrócił się. - Co z nami? Powiedz tylko słowo, a ja odda, ci się tobie w całości. Co ja mówię...

Złapał ją na ramiona. Ona była do niego odwrócona, wędrowała wzrokiem po obrazkach dzieci oraz po jej własnych reprodukcjach słynnych obrazów.

- Już jestem cały twój. Oddałem ci wszystko co miałem. Susien, odwróć się proszę.

Zrobiła to. Jej oczy były jeszcze piękniejsze. Musiała unieść twarz żeby móc spojrzeć na Cade'a. Nachylił się i złożył na jej jasnych ustach delikatny pocałunek, jakby składał razem z tym całe swoje serce.

Cade spostrzegł jak przez sekundę się uśmiecha. Ponownie poczuł spokój na sercu. Chciał ją mieć całą. Na własność. I w tamtej chwili jeden fakt, niczym rdzawy hak przeszył jego serce.

- Nie jesteś już z nim, prawda? - Mimo że znał odpowiedź, to łudził się, że usłyszy to, co najbardziej chciał. Jego imię nie mogło mu nawet przejść przez gardło.

Zamrugała kilkakrotnie i zdjęła dłoń, którą trzymał na jej policzku.

- Cade, nie rozumiesz tego.

- Czego nie rozumiem? - miał ochotę wybuchnąć w jednej sekundzie i gdyby to nie była ona, to faktycznie nie powstrzymałby swoich agresywnych emocji. - Wciąż z nim jesteś, tak? Po tym wszystkim? Mając świadomość tego co oboje do siebie czujemy?

Podkreślił ostatnie pytanie. Susien odwróciła się i zaczęła się powoli ubierać.

- Gdzie się wybierasz? - mimo że starał się jak mógł to jego głos i tak był głośniejszy i twardszy niż zwykle.

- Zwyczajnie się ubieram Cade. Jesteśmy tutaj już zbyt długo.

- No i?

Doskoczył do niej i chwycił za pasiastą koszulę, tak, że Susien nie mogła jej ubrać.

- Dyrekcja może się zaniepokoić tym, że codziennie tak długo zostaję tutaj.

- Możemy iść gdzie indziej, Susien - gorączkowo ją zapewnił. Nie zdając sobie sprawy klęczał przed nią, trzymając w pięści skrawek jej koszuli.

Pokręciła głową.

- Dlaczego? Zawsze jesteśmy tutaj. W żadnym innym miejscu. Nie wychodzimy z tej zatęchłej sali.

Złapała go za policzek i odpowiedziała cicho, ale z emocją, którą Cade wyraźnie usłyszał.

- Bo tutaj i tylko tutaj jest dla nas miejsce.

Znowu się pocałowali. Delikatnie, a zmysłowo.

- Susien, moje miejsce jest przy tobie. Czy na tym parnym strychu, czy w Nowym Jorku czy gdziekolwiek indziej.

- Cii, już zamilcz. Mówiłeś to wcześniej.

- Więc, co z nim?

Susien wzięła głęboki oddech. Cade od razu pożałował zadania tego pytania. Miał wrażenie, że ją bardzo zabolało.

- Nie odpowiadaj. To nie ważne. On wcale nie jest ważny.

- Jest kimś innym, Cade. Ubierz się. Już dawno powinieneś wrócić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top