Chapter X : PHONE CALL

Przed ostatni... trochę mi przykro, ale to nic. Jestem też dumna że wszystko się udało tak, jak chciałam. Gwiazdki i komentarze mile widziane, chcę znać wasze reakcję na ten rozdział, na ten szczególnie. Miłego czytania x

===============

Sobota rano, tak właściwie było już prawie południe, ale Hemmings dopiero co się budził. Luke szukał ramieniem ciepłego, silnego ciała Ashtona, z którym zasnął poprzedniej nocy, jednak miejsce obok było już dawno wychłodzone i puste. Po mężczyźnie został jedynie zapach jego wody kolońskiej i szamponu na poduszce, w której zostało wygniecenie jego głowy. Luke otworzył zaklejone powieki i powoli wracał do rzeczywistości, powoli się wybudzał ze swojego życiodajnego snu i kontaktował z realnym światem. Bardzo powoli. W tempie ślimaka.

Nie rozglądał się po pokoju, po prostu stanął jedną stopą na zimnych panelach i próbował zmusić swoje ciało do całkowitego podniesienia się. Długo było to jedynie przegraną walką, jednak w końcu jego ciało zaczęło współpracować i Luke podniósł się z łóżka, a później kaczkowatym krokiem pomaszerował do łazienki.

Miał dobry humor, jedynie nieprzyjemne uczucie, pozostałość po poprzednim wieczorze uwierała mu i to sprawiało, że powoli złość się do niego dostawała. Ale miał na to radę, dlatego, następnym jego przystankiem było sypialniane okno, gdzie czekał jego upragniona dawka trawki, która od razu, gdy się zaciągnął, wykształciła na jego ustach delikatny uśmiech.

Kolejnym przystankiem była kuchnia, gdzie spodziewał się zastać Irwina, który pichci im śniadanie, jednak gdy tylko tam dotarł, dostrzegł puste pomieszczenie i zero śladu śniadania, zero śladu Irwina, żadnej kartki, ani nawet brudnego kubka po herbacie.

Kompletna pustka. Cisza i spokój.

Westchnął, będąc zawiedzionym takim obrotem spraw. Cóż. Musiał iść dalej, do przodu i nie zatrzymywać się z powodu tak błahego. Może po prostu Irwin się spieszył i dlatego nic nie powiedział. Tak, to na pewno pośpiech. I on dalej go kocha.

Przetarł oczy i sam z siebie zrobił sobie śniadanie. Kubek gorącej herbaty i jajecznica z tostami i bekonem.

Luke nie jadł śniadań odkąd wyprowadził się na swoje. Nie, inaczej. Odkąd został wyrzucony z domu i zmuszony żyć na własną rękę. Ale dzięki interwencji Ashtona, którego nagle, ku zdziwieniu samemu sobie, wpuścił do swojego życia, a ten zaczął układać mu powoli życie.

Mężczyzna wpoił w niego znaczenie śniadania, ograniczenie alkoholu czy imprez, a nawet samej marihuany i tytoniu. Dbał o niego i Luke zdawał sobie z tego sprawę, jednak dalej czuł się ograniczany. Nie tęsknił bardzo za imprezami, bo spędzał czas z Irwinem, ale reszta kontrolowanych przez Ashtona aspektów jego życia była jak smycz, za którą tylko Irwin może pociągnąć albo poluzować, by dać mu więcej swobody.

Usiadł na kanapie w salonie, gdzie walały się koce i poduszki. Nie miał siły ani ochoty doprowadzić tego do sterylnego, czystego stanu, więc usiadł pomiędzy tym bałaganem, otulając się kocem i rozejrzał się po pomieszczeniu.

Patrząc na poduszki, ułożone w małe sterty, na koce rozrzucone po całej długości kanapy, na okruszki prażonej kukurydzy, gdzieś pomiędzy wgnieceniami, jego myśli znów uciekły do Ashtona, do ich wspólnego wieczoru, ich czasu świętowania prawie miesiąca razem. To było coś wielkiego, naprawdę wielkiego i Luke cieszył się, że mógł spędzić wieczór wraz z nim, przy romantycznych filmach, przy popcornie i walce na poduszki.

Dłoń Ashtona sunęła w górę jego ramienia, gdy siedzieli na tej kanapie, przytuleni do siebie ciasno, pod puchatym kocem, oglądając Dirty Dancing.

Jego palce pieściły skórę Luke'a, jedynie muskając jego szyję i ramię swoim dotykiem. To było tak subtelne i delikatne, idealnie wpasowując się w romantyczny nastrój, który się pomiędzy nimi pojawił. Ich dotyki, splecione ze sobą nogi pod kocem, ciepło ciała tuż obok, muśnięcia wargami o wargi tego drugiego, inicjując dyskretne całusy.

Now I've had the time of my life
No, I never felt like this before

Uśmiechy na ich ustach, gdy ponownie ich wargi spotykały się ze sobą w połowie drogi, jak ich palce splotły się ze sobą. Stopa Ashtona przykryła stopę Luke'a, delikatnie gładząc ją, chroniąc tym samym przed światem zewnętrznym i jego złem oraz niebezpieczeństwami.

Te pocałunki, dotyki, objęcia sprowadziły tylko do jednego, oczywistego zakończenia. W końcu ich pieszczota stała się mocniejsza, namiętniejsza. Luke przeniósł się na kolana Ashtona, gdzie ocierał się o niego, sprawiając, że ich przyrodzenia stawały się twardsze i większe, aż w końcu Ashton bez słowa podniósł się wraz z Hemmingsem, oplatającym jego biodra nogami, całującym jego szyję z czułością.

Jego telefon spadł pomiędzy poduszki, a ich dwójka zniknęła na schodach, a później za drzwiami sypialni, skąd dobiegały głośne jęki, dźwięk obijających się o siebie dwóch ciał i skrzypienie sprężyn łóżka.

To wszystko, powrót tego wspomnienia i widok telefonu leżącego dalej w tym samym miejscu, sprawiły, że sięgnął po niego i wybrał numer swojego chłopaka, słuchając sygnałów, by na koniec usłyszeć głos sekretarki, zamiast utęsknionego głosu mężczyzny.

Luke zrezygnowany spojrzał na wyświetlacz i ponownie wybrał jego numer z listy kontaktów, by kolejna jego próba dodzwonienia się do Irwina zakończyła się flaskiem.

Jeszcze straszniejsza i większa fala smutku i zawiedzenia zalała go do tego stopnia, że Luke stracił ochotę na wszystko, na śniadanie, obiad, kolację, na wyjście z domu, na filmy, czy książki a nawet na słuchanie muzyki z gramofonu. Wszystkie chęci i plany na ten dzień zostały spłukane przez tę falę żałości, która go zalała i dlatego z kocem na ramionach podniósł się z kanapy, ze zbierającymi się w oczach łzami i ignorując przygotowane śniadanie i herbatę poszedł na powrót do swojej sypialni, gdzie zamknął się na cały dzień, siedząc na parapecie swojego okna, paląc jeden papieros za drugim, wsłuchując się w śpiew ptaków, który teraz wydawał się aż nazbyt melancholijny. Z telefonem na kolanach, czekając na jakąkolwiek, nawet najokropniejszą wiadomość od Irwina.

***

Za oknem zrobiło się ciemno, mocniejszy wiatr wiał w jego twarz, gdy dalej, bez żadnej zmiany siedział na parapecie, co chwilę łapiąc za telefon i dzwoniąc do Ashtona, który ani razu nie odebrał, a z czasem połączenia od Luke nawet nie dochodziły, a blondyn słyszał zamiast denerwujących sygnałów, komunikat głoszący, że wybrany numer jest poza zasięgiem.

Wyłączył telefon. Ashton Irwin, jego chłopak, wyłączył telefon? Bez żadnego wyjaśnienia, czemu tak go nagle znienawidził, skoro wieczorem było romantycznie i tak się kochali, a teraz? Gdzie zniknęła ta wielka miłość?

Luke był zły, był smutny, zawiedziony i te wszystkie negatywne emocje nie znikały z biegiem czasu, a jedynie nasilały się, aż urosły do wielkości góry lodowej. Luke się martwił o Ashtona, ale również był zwyczajnie zły na Irwina.

Stan, w jakim Luke skończył dzień, był żałosny. Naprawdę żałosny. Hemmings zgasił ostatniego papierosa z paczki, rezygnując z dopalania go i zamknął okno, trzaskając nim głośno. Zakopał się pod swoją kołdrą, która dalej paniała ciałem Ashtona Irwina, co nie pomagało, a jedynie doprowadziło mężczyznę do płaczu, podczas którego zasnął, wykończony okropnym dniem.

Może jednak popełnił błąd, tak bardzo się przywiązując?

***

Budzenie się w środku nocy, nigdy nie należy do przyjemnych momentów, a szczególnie, gdy budzisz się z powodu ogromnego smutku. Palący żal w gardle sprawił, że znowu chciało mu się płakać. Miał ochotę wyć do księżyca i przeklinać wszystkich, którzy pozwolili mu doprowadzić się do takiego cierpienia. Ale przecież nikt nie był winny, tylko sam Luke.

Sięgnął po telefon, nie widząc ani jednej wiadomości od Irwina i starając się to zignorować, zadzwonił do Hooda. Był środek nocy, ale nie obchodziło go to, bo Calum zawsze odbierał, co było jego wielką zaletą. Tak było i teraz kiedy Hemmings po drugiej stronie słuchawki usłyszał zaspany głos swojego przyjaciela i jego "Co tam?".

Luke Hemmings chciał złamać zasady. Dlatego o godzinie 2:30 w niedziele, wyciągał Mulata na imprezę ich życia, jak to błyskotliwie nazwał, starając się brzmieć naturalnie i wcale nie na smutnego i zapłakanego.

I właśnie takim oto trafem, zupełnie przypadkiem już pół godziny później tańczyli na parkiecie w zawsze przez nich obleganym klubie, z kubeczkami alkoholu w dłoniach, co nie ukrywajmy, znacznie poprawiło Hemmingsowi popsuty wcześniej humor.

Znowu muzyka huczała mu w uszach, alkohol piekł lekko w przełyk, a zapach dymu i potu drapał w nozdrza, ale on to kochał. Bardzo kochał, dlatego nie przeszkadzało mu to, a właśnie przeciwnie, dodawało mu to otuchy i leczyło złamane serce.

I impreza trwała, oni tańczyli, popijali alkohol i bawili się, jak najlepiej mogli, paląc blanty, a później korzystając z przyniesionego po kryjomu towaru. To był moment w życiu Luke'a, kiedy tracił kontrolę, żeby zapomnieć, że coś złego w ogóle się stało.

Taki stan u Hemmingsa nie przychodził często, ale, jak już się pojawiał, zawsze miał złe skutki i coś musiało się zjebać jeszcze bardziej. Dlatego będąc na mocnym haju, pod wpływem procentów i dodatkowo złości, nie kontrolując tego, co robi i myśli, pocałował Hooda, wplatając palce we włosy z tyłu jego głowy i ciągnąc za nie, co im obu sprawiło przyjemność.

Ocierali się o siebie, będąc w tym transie, zawładnięci działaniem substancji, które już krążyły w ich ciele. Całowali się mocno i namiętnie, a ich ciała reagowały na każdy ich ruch w oczywisty sposób, więc nim się obejrzeli stali już przed klubem, czekając na zamówioną ciężką męczarnią taksówkę, która zawiozła ich do domu Hooda.

Luke znał ciało Caluma bardzo dobrze, wiedział, jak się zmienia, jak reaguje. To Hood był jego pierwszym razem, w wielu rzeczach, a więc również i w tej dziedzinie. Pamięta, jakby to było wczoraj, a nie 6 lat temu.

Pamięta swoją pierwszą domówkę i chłopaka z roku wyżej, u Brada, który był jak chodzący testosteron, ale Luke był na tyle podniecony faktem, że ktoś go zaprosił na taką imprezę, że nie myśląc za wiele, od razu się zgodził.

Przyszedł tam sam, nie znał prawie nikogo, ale i tak starał się bawić choć trochę i nie przejmować się, że musi to robić sam. A bynajmniej sam bawił się przez 25 procent domówki, ponieważ to właśnie Calum podszedł do niego z dwoma butelkami piwa i zagadał do niego, zaczynając ich znajomość od "Nuda co?", na co przystał z delikatnym kiwnięciem głową, bo tak, było nudno i na szczęście, nie tylko do niego to dotarło.

Od tamtego momentu bawili się razem, nie odstępując się na krok. Pili razem, tańczyli, a później razem zniknęli w jednej z sypialni w domu Brada. Luke był przerażony i podniecony w tym samym momencie. Nie wiedział, jak się to robi, nie wiedział, czy chce to robić z chłopakiem, ale z kolejnymi pocałunkami, które umówmy się, nie należały do najlepszych w jego życiu, ale i tak są teraz sentymentalnym trofeum na jego małej półce chwały, chciał tego coraz bardziej i dlatego pozwolił się rozebrać i prowadzić przez tę sytuację przez Hooda.

Ułożyli się na wielkim łożu z baldachimem i całowali się, dotykając wzajemnie by poznać swoje ciała, a gdy Luke zaczął panikować, w momencie, kiedy kulminacyjny moment był coraz bliżej, Calum uspokoił go delikatnym pocałunkiem w czoło i miłymi słowami, które o dziwo serio podbudowały przerażonego nastoletniego wtedy Hemmingsa.

Tak jak dzisiejszego wieczoru, Calum założył gumkę i wsunął się w niego ostrożnie, dbając o wcześniejsze rozciągnięcie Hemmingsa, a nawet o lubrykant. Calum Hood zawsze był do tego przygotowany i mimo upływu lat, ta zasada dalej funkcjonowała i jego przyjaciel wyjął tę małą buteleczkę i wylał płyn na swoje palce, by później poruszać nimi w jego wnętrzu.

Hood zawsze był delikatny, na początku, a później zmieniał się w bestie, która rozrywała Hemmingsa, ale to lubił, a gdy proszki, które wzięli, tłumiły ból, nasilając w zamian przyjemność, tym bardziej nie miał nic przeciwko szybkim i mocnym ruchom bioder przyjaciela. Nie wiedział nawet, kiedy obaj osiągnęli orgazm i przytulali się do siebie, mimo klejących się od potu ciał. Oddychali ciężko przy swoich uszach, aż nim się obejrzeli, zasnęli wtuleni w siebie.

***

Budząc się rano, zupełnie nago, ze swoim przyjacielem na poduszce obok, z bólem głowy, kacem i piekącymi pośladkami, gdy teoretycznie i w praktyce również ma się chłopaka, można się nieźle przestraszyć.

Z Luke'iem naprawdę nie było inaczej, bo Hemmings planując imprezę, nie miał zamiaru nikogo zdradzać. I nie miał powodu, by się jakoś usprawiedliwiać, bo sam wiedział, że postąpił źle i zjebał po całości, będąc gorszym chłopakiem niż Irwin, który po prostu nie oddzwaniał. Po prostu go ignorował.

I dlatego, mając jeszcze jakieś uczucia, miał wyrzuty sumienia, wielkie wyrzuty sumienia, ale Calum również. Tkwili w tej żałości razem, ale to powoli odpuszczało, a po tygodniu zniknęło całkowicie, ponieważ czemu Luke miałby się przejmować, skoro mimo tysiąca prób dodzwonienia się do Irwina, sytuacja się nie zmieniła?

To był już oficjalny koniec ich związku, nie ważne, jaką wiadomość by nie dostał w przyszłości, Luke już zdecydował, że nie będzie walczył o coś, co umarło nie z jego powodu, a tej drugiej strony.

Dlatego myśląc dalej swoim poprzednim torem, zapakował torbę i pojechał do firmy, by nagrać kolejny film. Musiał to wszystko odreagować, jakoś zniwelować dziwne uczucie pustki w sercu, takie uczucie jakby ktoś zabrał kawałek serca i po prostu postanowił go nie zwrócić.

Nigdy nie robił czegoś takiego. Wchodząc do pokoju, w którym nagrywali, czekało na nich dwóch, naprawdę przystojnych mężczyzn. Dwóch. Nie jeden. Dwóch. Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i odniósł swoje rzeczy na ich miejsce, by później po prostu wejść w kadr i praktycznie od razu rozpocząć grę.

Nie znał ich imion, ale w swojej głowie nazywał ich Facet Jeden i Facet Dwa. Jakże kreatywnie. Ale jakoś musiał. Ich dłonie były ciepłe i miękkie, idealnie pasując do wielkości jego pośladków, gdzie zaciskały się co chwilę. Ich usta pieściły jego szyję, zostawiając tam szalik z malinek.

Nie musiał długo czekać, aż ich dłonie zacisnęły się na jego lokach i ściągnęły go w dół co wykonał z gracją i erotyczną precyzją, bardziej wypinając się w stronę jednego z nich, Faceta Jeden.

Palce Hemmingsa sprytnie i zwinnie odpięły zamki ich spodni i zsunął je do samych kostek, liżąc ich przyrodzenia przez firmowe bokserki. Wirując szybko językiem, starał się dać im obu po równo przyjemności jednak i tak mimo to któryś domagał się więcej i więcej. Dlatego też Luke mu to dawał, nawet jeśli musiał przerywać szybką pracę ustami na penisie tego drugiego, by odwrócić głowę i robić to samo jeszcze lepiej i zawzięciej na penisie pierwszego i tak w kółko, aż nie miał w ustach obu, a jego twarz nie była cała w ślinie i nie bolała od ciągłego poklepywania.

Gdy byli widocznie blisko, gdy ich przyrodzenia były bardzo twarde, duże i nabrzmiałe, ich silne ramiona oplotły się wokół niego i uniosły go bez najmniejszego problemu, jakby ważył tyle, co piórko.

Uśmiechnął się i wypiął w ich stronę, już dawno będąc nago. Był również rozciągnięty, dobrze wiedząc, że czeka go coś wielkiego. Dlatego jedynie jedno drobne ukłucie bólu przeleciało od jego kości ogonowej, ale równie szybko, jak się pojawiło, tak zniknęło, zastąpione przez ogromną przyjemność.

Gdy Facet Jeden pieprzył go szybko i mocno, wyciskając z Hemmingsa jęki godne aktora porno, Facet Dwa pieprzył jego usta równie mocno, przez co krztusił się przez jego wielkość, ale również przez penisa w nim.

Odbijał się mocno i szybko od ich ciał, aż nie zamienili się stronami i teraz Facet Dwa pieprzył go jeszcze szybciej niż jego poprzednik, przez co Luke już nie tylko jęczał i krzyczał, ale również płakał z przyjemności.

Gdy skończyli, wszyscy na pewno byli usatysfakcjonowani, aktorzy, a nawet inni z ekipy, którzy zajmowali się kamerami i wszystkimi innymi duperelami. Luke był totalnym bałaganem, nie mogąc nawet odnieść się z materaca i to było to, czego było mu trzeba, by znowu poczuć, że żyje.

***

Hemmings dotarł do domu z wielkim, a może i nawet ogromnym trudem. Ale jakoś mu się to udało. Mimo bólu i zmęczenia wdrapał się do swojej sypialni dopiero teraz sprawdzając swój telefon.

Jego serce przyspieszyło swoje bicie, twarz poczerwieniała ze stresu, a oczy dziwnie się zamgliły, jak dostrzegł wiadomość od tej jednej osoby. To nie mogła być prawda, to musiał być żart albo zwidy, a może Luke już smacznie spał, a to wszystko było jedynie durnym snem.

Ale nie. To była prawda. Wiadomość tam była i brzmiało cały czas tak samo absurdalnie, jak minutę wcześniej.

Ashton : Przepraszam Cię, skarbie. Musiałem wyjechać, nie spodziewałem się tego, ale dostałem wiadomość od szefa na ostatnią chwilę. Przepraszam bardzo, że nie dzwoniłem i nie pisałem. Musiałem wyłączyć telefon. Przepraszam. Kocham cię

Ashton

Luke podjął już ostateczną decyzję. Ważną. Znaczącą. Jedyną. Tę ostateczną decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top