Wstęp do (tragi)komedii
To jest ostatni rozdział z mojego życia, gdzie cokolwiek ma jakikolwiek sens. Wszystko co zdarzyło się ledwo po wejściu w rok 2016, jest jednym wielkim żartem. Wszystko co zdarzy się po tym rozdziale, będzie od Was wymagało skupienia, ponieważ każda historia tam zawarta będzie zazębiała się z poprzedzającymi historiami. Coś co ma początki, ale nigdy nie ma końca.
Tamten wieczór w Mjazzdze, skończył się moim całowaniem się z Szymonem, rozmowy dziwnej treści z Szymonem i jakieś dziwne ustalenie faktu, że jesteśmy razem. Odprowadzał mnie wtedy do domu, a gdy do niego już weszłam, wyświetlacz w moim telefonie pokazywał 4 nad ranem.
Nie mogę powiedzieć, że w tamtym punkcie nie czułam jakiegoś rodzaju szczęścia. Weźmy jednak pod uwagę czynniki, które ja w danym momencie starałam się ignorować, a mianowicie ten wielki, czerwony neon z napisem "Rafał" i mamy przepis na desperatkę, która nawet nie zauważa swojej desperacji.
Na dwa dni przed wyjazdem do Torunia na studia, pojechałam do lokalu, w którym kiedyś mieściło się biuro mojego dziadka. Z racji tego, że akademik nie posiadał lodówki, lodówkę musiałam zwieźć sama, a w biurze dziadek miał małą lodówkę. Jedyne co trzeba było zrobić to ją umyć.
Pojechał ze mną tam Szymon. Umyłam lodówkę i jeszcze przed wyjściem stamtąd siedliśmy porozmawiać. Wiedziałam, kto był jego byłą dziewczyną, zdążył mi to już powiedzieć. Jedyne co mnie ciekawiło, to fakt, dlaczego się rozstali.
- Co poszło między Tobą, a Olą nie tak?
W danym momencie to niewinne pytanie nie miało w sumie żadnego znaczenia dla mnie, ani odpowiedź na nie nie wzbudziła mojej czujności. Dopiero później, odegrało to zupełnie większą rolę.
- Cóż..byłem z nią i bardzo szybko nasza relacja przeszła do łóżka. Złapałem się na tym, że nie mam z nią o czym rozmawiać, ani ona ze mną, a jedynym powodem dlaczego jeszcze z nią byłem, był seks. Zerwałem, bo uznałem, że nie ma to dłużej sensu.
I okej, dostałam odpowiedź i na tym temat mógłby się zamknąć. A jednak gryzło mnie to z zupełnie innej strony aniżeli ktokolwiek by się spodziewał. Nie wiem dlaczego, ale ubzdurałam sobie, że tak jak i ja, tak samo on, nie miał jeszcze żadnych doświadczeń na tle seksualnym. Było to tak abstrakcyjne myślenie, które zaprowadziło mnie nawet w pewnym momencie do cichego i irracjonalnego focha, że ja nie będę pierwsza. Na szczęście udało mi się to w sobie wytłumić.
Każdego w pewnym momencie życia ciągnie do seksu. Mnie nie ciągnęło przez bardzo długi czas. I to nie jest nic złego. Tak samo jak nie widzę nic złego w rozpoczęciu współżycia wcześniej- byle była to odpowiedzialna decyzja, z rozważeniem wszelkich konsekwencji. Poza tym przyznajmy się otwarcie, w momencie, gdy opuszczasz swój rodzinny dom, nie masz zasad narzuconych przez kogoś, a tylko swoje własne, to wszystko czego do tej pory robić nie można było nagle staje się bardzo atrakcyjne. Typu trawka, papierosy, seks czy jeśli byliście ofiarami godzin policyjnych w domu- wracanie nad ranem lub zarywanie całych nocek.
Też wpływ na pewne rzeczy miała bardzo prosta realizacja- to chore kultywowanie "pierwszego razu" jest zupełnie bez sensu. Jakie to ma znaczenie? Żadne. Czy masz 15, 18, 25 lat, nigdy nie można być pewnym, że dana osoba, z którą akurat się jest, będzie już na zawsze. Nikt nie daje takiej gwarancji, a myślenie czy ufanie "na zawsze razem" może być zgubne. Też przecież myślałam, że z Rafałem będę już zawsze. Że pojedziemy na studia razem, że zamieszkamy razem, że kiedyś może założymy tą pseudo rodzinę, hajtniemy się i inne tego typu pierdoły. A jak to wyszło przecież sami wiecie. Owszem, nie można też do straty dziewictwa podejść na zasadzie byle szybko odpykać z byle kim, bo nie na tym rzecz polega. Jeśli czujesz, że chcesz...to po prostu to zrób, bez wmawiania sobie debilnych frazesów.
Kolejną osłonką tego "pierwszego razu" jest to jaki to on jest okropny i jak później jest lepiej. No niestety, ta zasada również nie istnieje. Dla jednych pierwszy raz może być spoko, dla drugich niekoniecznie. Tak samo późniejsze współżycie. Każdy odbiera to zupełnie inaczej i trudno jest przewidzieć wcześniej, jaki ten pierwszy raz będzie.
Mój był taki sam jak podejrzewam każdy inny pierwszy raz. Po prostu był, żadnych wielkich fajerwerków, fanfar, nagłego przypływu wygórowanych uczuć. Ot zwykła, ludzka czynność.
Co do samych studiów..
Wiadomo nie znałam tam nikogo. Wszyscy byli nowe, otoczenie też obce, wszystko jakieś takie sztuczne, ponaciągane do granic możliwości. Szymon zamknął się w myśleniu pt. "Ja z nimi nie chcę mieć nic wspólnego i wolałbym żebyś ty też nie miała, mamy siebie i to nam wystarczy".
Problem polegał na tym, że mając swoich przyjaciół daleko od siebie, pragnęłam interakcji z ludźmi. Jakiejkolwiek. Bezsensownej paplaniny, w której nawet czynnego udziału brać nie muszę. Nie było to jednak wykonalne z nim przeczepionym do mnie niemalże cały czas. Ludzie też widząc nas razem, nie podchodzili do nas, nie zagadywali. Czułam się jak zwierzę w klatce, a co jak co, ja i klatka nie przepadamy za sobą.
Dodatkowo zaczęło mnie męczyć i nużyć łażenie do Szymona i uskutecznianie tego co niby miało przypominać związek. Nie mieliśmy o czym rozmawiać. Gdy on zaczynał mówić o czymś co go interesuje, okej słuchałam, może czegoś nowego się dowiem. Gdy jednak ja mówiłam o czymś co mi się podoba, coś co mi wpada w kręg zainteresowań, automatycznie urywał rozmowę "bo mnie to nie interesuje".
Z początku było to przykre, z czasem- zaczęło wkurzać. I to wkurzać na poziomie "no zaraz mu wywalę lepę na ryj". Dodatkowo zmuszanie mnie do słuchania JEDYNEJ SŁUSZNEJ MUZYKI i wyśmiewanie, że jestem w słuchawkach, a z nich płynie głos Eminema. Zaczęłam również zauważać, że i on dostrzega chyba tą przepaść między nami i żeby nie musieć się wysilać, zapycha to wszystko seksem. Nie daj Boże jednak odmów mu tego, a strzeli focha, a i tak będzie próbował dalej się dobierać.
Jednak moje gorzkie realizacje, pozostawały tylko gorzkimi realizacjami. Nie mogłam się zdobyć na odwagę, by to uciąć. Przede wszystkim chodziło mi trochę o samotność i to, jak bardzo zostanę wtedy w tym wszystkim sama. Bez znajomych, za chwile pierwsza w życiu sesja..
Przebrnęliśmy w takiej formacji do świąt.
Zjechaliśmy tam relatywnie wcześniej, ponieważ akurat tak ułożyli nam organizacje roku akademickiego. Jeszcze zdarzyła się więc sytuacja wspólnego wyjścia do galerii. Nie pamiętam już dokładnie po co myśmy tam poszli. Pamiętam jednak, że byliśmy tam we trójkę, razem z Michałem jeszcze.
Pamiętam też, że zgłodnieli więc zaciągnęli mnie do Maka.
Zamówili jedzenie i zajęliśmy miejsce przy wolnym stoliku. Wodziłam wzrokiem po obiekcie, zupełnie niezainteresowana rozmową, którą przeprowadzali. Szukałam kogoś znajomego, byle doczepić się na chwile, pogadać o czymś trywialnym. Mieć wymówkę.
Jak to jednak bywa, cud się nie stał.
Zerknęłam na pustą tackę z opakowaniami po jedzeniu.
-Siedźcie tu, ja idę to odnieść- rzuciłam, chwytając tackę.
Moja chwila wolności. W momencie, gdy odkładałam tackę na stosik, moje spojrzenie powędrowało na rosnącą kolejkę do fast fooda. Szczególnie przykuł moją uwagę jakiś dziwnie znajomy profil twarzy.
Stałam tam może z minutę, starając się połączyć fakty. Nagle mnie uderzyło. Top Market!
Tak jakby czytał mi w myślach, w momencie, gdy tylko dotarło do mnie, że to on, akurat właśnie wtedy odwrócił się twarzą w moją stronę. Spojrzał na mnie i przez chwilę starałam się wstrzymać oddech, jakby to miało zagwarantować mi niewidzialność. On też potrzebował chwili by zrozumieć na kogo właściwie się patrzy. Uśmiechnął się kiwając głową.
Skinęłam również i na sztywnych z ekscytacji nogach i o twarzy czerwonej jak dojrzały pomidor odeszłam w stronę stolika.
Niech tylko Asia się o tym dowie. Padnie z tego mojego głupiego farta.
Zgodnie z moimi przewidywaniami, Asia piała z zachwytu.
>>JA SIĘ PYTAM JUSTA JAKIM CUDEM CI SIĘ TO ZDARZA!! I JESZCZE JA WCIĄŻ NIE WIERZĘ, ŻE DAŁAŚ MU WTEDY SWÓJ NUMER!!
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wbrew pozorom lato było dobrym czasem..
Jeszcze tego samego wieczoru leżałam na podłodze u siebie w pokoju, bijąc się z myślami. Zadzwoniłam do Olki.
- Olka, ja już nie mogę. Ja się męczę. Tego się po prostu przeżyć nie da, to jest jakiś koszmar, ja nic od niego już nie chcę! Nie potrafię już odnaleźć w sobie tego czegoś, co było na początku, zatapiam się w sobie, zamykam!
-To SKOŃCZ to. Będziesz czekać aż się przyzwyczaisz? Wtedy już na pewno nie odejdziesz! Będziesz się dusić w czymś czego nie chcesz.
Olka miała rację. Problem leżał we mnie. W mojej nieumiejętności zrywania, w moim strachu przed samotnością, strachu przed ponownym zostaniu z Rafałem zamieszkującym moją głowę.
Podchodziłam do tego jak ofiara przemocy domowej do partnera/ki (ach, ta poprawność polityczna) "nie, on/a się zmieni, to jest ostatnia szansa obiecał/a że wszystko się zmieni".
Zadzwoniłam do Kamyka pogadać dłużej.
- I wiesz, spotykając się w Toruniu z Agnieszką, zadała mi pytanie, czy wróciłabym do Rafała, czy chcę, żeby wrócił. A ja...
-Wiem. Znam odpowiedź, znam ją nawet nie pytając o to Ciebie. I to jest najgorsze, bo wiem, że tak. Czasami nachodzi mnie ochota na spotkanie z nim. Tak wiesz, siąść, pogadać. Zapytać się po co mu to wszystko było. Dlaczego postąpił tak, a nie inaczej jeśli chodzi o relacje między wami. Dlaczego popsuł też relacje z nami wszystkimi?
-Jak to dlaczego? Kamyk, on był przecież wielce obrażony, że powiedziałaś mi z kim pisał na urodzinach Agnieszki! On nie chciał z wami się trzymać, bo nie kryliście mu pleców, tak jak jego paczka. Bo stwierdził, że niesłusznie stajecie w mojej obronie.
-Proszę Cię. Kto normalny, widząc co on robi, stanąłby po jego stronie?
Rozmawiałyśmy jeszcze długo, o różnych rzeczach. Ustalałyśmy również szczegóły Sylwestra, który miał się odbyć u niej w domu.
No właśnie..Sylwester.
Kwestia Sylwestra została poruszona przez Szymona po raz pierwszy jakoś pod koniec października. Powiedziałam mu zgodnie z prawdą, że dla mnie Sylwester nie jest jakimś wielkim dniem i jeśli chodzi o spędzanie Sylwestra, to chcę go spędzić z ludźmi, z którymi czuję się w 100% komfortowo- moimi przyjaciółmi. Dodatkowo zaznaczyłam, że wiem, że on chce spędzić Sylwka ze swoimi i nie zamierzam go na siłę ciągnąć do siebie, zwłaszcza, że wiedziałam, że bawić się dobrze nie będzie. Niby dotarło. Niby.
Na dwa dni, bądź trzy, przed samym Sylwestrem pada pytanie do której chcę być u Kamyka. Marszczę brwi, bo pytanie jest dziwne.
>> Jak to do której? Do rana?
>> Jak do rana? Myślałem, że posiedzimy tam trochę i pójdziemy do Kuby...
Ręce mi opadły. Skąd on takie założenie wyciągnął?
>> Przecież Ci mówiłam, że Sylwester nie jest dla mnie nie wiem jaką okazją i że nie musimy spędzać go razem. Ja nie będę wychodzić w trakcie imprezy i iść bo jedyny autobus od Kamyka już jeździć nie będzie, na drugi koniec miasta.
Strzelił focha. Ja też strzeliłam, chociaż nie miałam na co tak naprawdę. Wychodziłam na czysto z tej sytuacji, mówiłam mu o Sylwestrze, wiedział, że Sylwester bez Kamyków, Frytków, Kamy nie jest dla mnie Sylwestrem. Przynajmniej jeszcze wtedy tak myślałam, dopóki jeszcze byłam zamknięta w toku myślenia licealistki.
Koniec końców, poszedł tam ze mną. O 24 miał się zmyć.
Siedział w rogu kanapy, patrząc się przed siebie, gdyby nie fakt, że ludzie w przerwie od tańczenia siadali obok i rozpoczynali rozmowę, pewnie siedziałby całkiem sam. Ja wiem, że teoretycznie mój chłopak, ja wiem, że teoretycznie powinnam się nim zajmować. Tylko, że ja nie po to tam przyszłam, by okupować kanapę. Za playlistę przyjęliśmy stare hity, zagraniczne i polskie, trochę hitów disco polo (nikt nie lubi, każdy zna, a przy alkoholu i chęci do tańczenia całkiem nieźle załatwia sprawę). Nie trudno więc zgadnąć, dlaczego jego mina wyglądała jakby ktoś mu łajno podsunął pod nos.
Kamyk i Wacha pokłócili się trochę. Nie było to nic nowego, w tamtym okresie po alkoholu oboje obrażali się na siebie za głupoty. Kamyk została na dole rozjuszona, Wacha czmychnął na górę.
Dołączyłam do niego.
Siedział na drugim piętrze schowany pod suszarką z ciuchami.
Zaczęliśmy rozmawiać o pierdołach, zapewniłam go kilkukrotnie, że kłótnie o pierdoły pod czas imprez nijak się mają do uczuć jakimi się nawzajem z Kamykiem darzą.
Nie wiem jakim cudem ta rozmowa nagle zeszła na mnie i Rafała.
-Ja Cię przepraszam..naprawdę. Gdybym ja wcześniej wiedział jaki on jest..wyglądaliście tak dobrze razem!
Zacisnęłam usta, żeby się nie rozkleić.
-Wacha, to nie Twoja wina. Nikt tego nie mógł przewidzieć. Mnie boli, że Was też wystawił. Ciebie. Zna Was dłużej ode mnie. Myślałam nawet czy się od Was nie odciąć żeby on mógł..-głos zaczął mi się łamać, a Wacha przygarnął mnie do siebie w momencie gdy wybuchnęłam płaczem.
-Justa, no co Ty. Nigdy byśmy Cię nie zamienili! Nigdy.
-Tęsknię za nim..
-Wiem..jeśli tylko chcesz, mogę do niego napisać i..
-To nic nie zmieni.- mówię odsuwając się by otrzeć łzy.
Wacha tylko kiwa głową.
Dwa domy dalej odbywała się druga impreza- Olki, siostry Kacpra.
Była tam Noemi z Batmanem, a jako, że tuż przed Sylwestrem z Noemi była sytuacja alarmowa pod tytułem "prawie odleciałam po dragach", czekała mnie konfrontacja.
Ubrałam się i poszłam tam.
Przywitała mnie Ola i wprowadziła do salonu. Wszyscy obecni, których znałam i znali mnie przyszli się przywitać.
W kuchni zastałam Noemi i Batmana.
Najpierw objęłam Batmana, potem z Noemi zrobiłyśmy standardowe przywitanie.
Noemi zdjęła okulary.
-No dobra, miejmy to za sobą, zasłużyłam. Wal.
Pokręciłam tylko głową.
-Nie Noemi. Nie ma sensu.- powiedziałam obejmując ją- Kocham Cię debilu, nie rób tak więcej.
-Ja też Cię kocham Franek.
W Noemi zawsze było coś kojącego. Fakt, często irytowała, ale przy niej i jej głosie rozsądku, którego ja do tej pory nie posiadam bądź jest zbyt cichy by mieć znaczenie, uspokajałam się. Nagle wszystkie sprawy stawały się takie proste i oczywiste. Wiedziałam już, że nie ma opcji muszę zerwać z Szymonem. Najlepiej już, natychmiast. Tylko..no właśnie to Sylwester.
Poczekam aż wrócimy do Torunia..
O północy wyszliśmy wszyscy na zewnątrz. Grupa domku A i domku B zmieszała się ze sobą, wzajemnie składając sobie życzenia.
Patrząc na wybuchające fajerwerki obejmowałam Kamę.
Może ten rok będzie dobrym rokiem?
Powrót do szarego Torunia z jeszcze bardziej szarego Elbląga był dosyć przygnębiający. Dodatkowo zbliżała się moja pierwsza sesja w życiu, a tym bardziej egzamin z łaciny, której nienawidziłam z całego serca. I wisiała nade mną chmura myśli popędzających do zerwania.
ZRÓB TO, ZRÓB TO, Z R Ó B T O B A B O!
Unikałam spotkań z Szymonem. Nie chciałam siedzieć obok niego na zajęciach, niby przypadkiem dając się zablokować z dwóch stron w rzędzie. Ustawiłam sobie deadline, na kolejny wtorek( który to nie wiem, ale wiem że był styczeń) po zajęciach. On wpadł na podobny pomysł.
Wychodząc z sali po ostatnich zajęciach, jakoś straciłam rezon i odwagę. Chciałam jak najszybciej uciec z uczelni i zaryglować się w pokoju.
Niestety, dogonił mnie kawałek za uczelnią.
-Justyna możemy porozmawiać?
Oho, błagam zerwij ze mną za mnie, pliska?
-No?
-Jesteś taka inna od jakiegoś czasu..zupełnie się ode mnie oddaliłaś. Wróciła ci depresja?
Okej zanim pójdziemy dalej tym tropem, winna wam jestem wyjaśnienie. Celowo nie opisałam swojego stanu po Rafale, bo było to pasmo...użalania się nad sobą. Ponieważ było to pasmo, gdzie nie miałam chęci wstawać z łóżka. Gdzie nie chciałam jeść dniami, albo jadłam za cały pułk wojska. Gdzie wracając do domu po szkole i korzystając z nieobecności rodziców, kładłam się na podłodze i wyłam jak ranne zwierzę. Te pierwsze stany wycia długo nie przechodziły. Później zmieniły się w otępienie. I tak zostało. Nigdy nie chciałam nadać temu nazwy depresji. Wstyd przecież się przyznać, że ma się depresję przez chłopaka, dodatkowo w takim wieku z całym życiem przed sobą. Dopiero parę lat później zorientowałam się, że moja depresja nigdy nie powstała za sprawą Rafała. Była na długo przed nim, a on, czy jak zobaczycie później ktoś jeszcze, byli tylko zapalnikami do depresji, która przez znaczny czas pozostaje w stanie uśpienia bądź czuwania. Skąd się tak naprawdę wzięła mogę się tylko domyślać. Nigdy nie poszłam po pomoc. (Może to był błąd?)
-Słuchaj ty MUSISZ iść do psychologa i MUSISZ być szczęśliwa.
Oh hell no, deeply offended!
JA NIC NIE MUSZĘ. Co najwyżej mogę. Fakt nie byłam za szczęśliwą osobą, ot takie nic, zwyczajne. Nikt nie musi być szczęśliwy. Bo to jest nakładanie na siebie presji w sferze życia, na którą często nie masz wpływu. Trząść się z nerwów, bo muszę być szczęśliwa, skakać z nim po pierdolonej tęczy, uśmiechać się i ochać i achać?
Mam być szczęśliwa, bo on tak mówi?
Niestety on zaczął ryczeć.
Ja wiem, że łzy męskie i damskie niczym się nie różnią. Łzy to łzy.
Działają na mnie łzy moich przyjaciół. Mojej siostry. ALE PRZEPRASZAM BARDZO FACET, KTÓREGO ZOSTAWIASZ PO OBEJRZENIU FILMU AKCJI NA 3 MINUTY BO SIKU, WRACASZ A ON PUŚCIŁ SOBIE JAKIEŚ TAŃCZĄCE KURCZAKI DO SMUTNEJ MUZYCZKI, RYCZY WCIŚNIĘTY W RÓG KANAPY TWARZĄ TO NIE FACET.
(Tak samo jeśli zaczyna ryczeć, bo och ach jak ja Cię strasznie kocham, że aż chlip. Ale to inna historia i na nią przyjdzie czas)
(Ja swoich łez nienawidzę. Dlatego nigdy się do nich nie przyznaję. Dlatego jeśli już przyjdzie mi się rozpłakać to na krótko.)
Cały misterny plan w pizdu, jak ja mam z nim zerwać jak on tu teraz ryczy jakby ktoś miał mu zaraz nogę uciąć.
Na moje szczęście znalazłam idealną lukę, która mogła posłużyć jako częściowe zamknięcie tematu.
-TAK! To znaczy tak..depresja..yy..ja potrzebuje czasu..czasu tak, żeby się uporać..daj mi czasu..
-Okej.
Łatwo poszło.
Kolejne tygodnie mijały w zawrotnym tempie.
Ludzie z roku zauważyli, że nie trzymam się już za bardzo z Szymonem więc nieco śmielej do mnie podchodzili i zagadywali. Głównie Martin i dwie Olki, które na potrzeby historii będę nazywała Małą i Dużą( jedna jest niska, druga cholernie wysoka). Takim sposobem zostałam zaproszona na wspólny wypad na stare miasto.
Poszliśmy do Muzyka, małego lokalu w piwnicy, gdzie piwo studenckie tanie, a również i klimatycznie w środku. Nie dało się nie zauważyć, że ludzie zaczajają się na zadanie mi konkretnego pytania. Pierwszy zadał je Wojtek.
-Ej a tak w sumie..ty jesteś z Szymonem czy nie?
-No właśnie. Od początku tak razem razem, a teraz tak jakby..wcale?
Uśmiechnęłam się do butelki piwa, którą właśnie skubałam z etykiety.
-No byliśmy. Przyjechaliśmy tu razem, ale szczerze mówiąc to się nie ułożyło. Nie jesteśmy razem.-odpowiedziałam delikatnie tylko mijając się z prawdą.
Wszyscy zebrani pokiwali głowami ze zrozumieniem.
Szymon oczywiście czasem tam pisał, ale nie miałam ochoty na rozmowy, więc odpowiadałam "tak", "nie" lub czymkolwiek co by ucięło rozmowę.
Akurat zdarzyło się tak, że wracałam na weekend do domu, kiedy napisał.
>> Wpadniesz do mnie jutro na film?
<<Nie. Jutro jadę do domu.
>>Beze mnie?
A co ja już nie mogę do domu pojechać, wtedy kiedy mi się podoba?
>>Myślisz o nas czasem?
<<Egzaminy niedługo. O tym myślę.
>>Aha. Czyli o mnie wcale?
CHRYSTE PANIE GOŚCIU JAKIE TY MASZ PRIORYTETY?
Pozostawiłam to bez komentarza.
W tamten weekend postanowiliśmy wyjść grupowo do Czarnego Kota na piwo. Grupa okazała się spora, bo jeszcze wzbogacona o Noemi, Joza- kolegę Neta, który pomagał Asi rozkręcać streama (dla nieuświadomionych, streamy są różne, w kontekście Asi ma się to tak: Asia na promocji świątecznej kupiła grę Counter Strike: Global Offensive, za namową założyła twitcha, gdzie streamowała to jak gra w tą grę- będzie o tym więcej później) i Aleksa, znajomego Olki, którego znałam już wcześniej z raczej zabawnych okoliczności.
Gadaliśmy, śmialiśmy się, piliśmy piwa.
Siedząc tak w tym małym kąciku, oświetlonym tylko blaskiem świecy na stole, czułam się dobrze.
Wszyscy dziwnym trafem zebrali się o tej samej godzinie. Wysypaliśmy się przed pub.
Jozu palił ze mną papierosa. Zapatrzył się na chwilę w przestrzeń, po czym zupełnie przytomnie spojrzał na mnie i powiedział zdanie, którego nigdy nie zapomnę.
-To będzie dziwny rok.
Nawet nie wiecie, jak bardzo miał rację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top