Rozszczepianie
" -Hubert, tylko tyle masz mi do powiedzenia?
-Słuchaj, ty zawsze histeryzowałeś.
-Bo histeria to moje paliwo, to moje zagłębie energetyczne.
-Słabo mi. Do zobaczenia. Wytrzymaj. Przecież musi być jakiś sens. Ja cię nie opuszczę. Będę przy tobie.
O Boże, ja już tonę."
~Tadeusz Konwicki "Mała Apokalipsa"
Kim zawsze chciałam być?
Prościej chyba odpowiedzieć, kim na pewno zostać nie chciałam.
Nie chciałam być w swoim własnym życiu postacią drugoplanową. Nie chciałam zostać małą, płaczliwą i rozhisteryzowaną kulką blond futra.
Chyba jednak nie zawsze dostajemy to o co prosimy. To nie koncert życzeń.
Nie wiem co sobie wyobrażałam po tym grillu; że niby uda jakby nic się nie stało i dotrzyma obietnicy o odzywaniu się?
Marzenie ściętej głowy!
W sobotę wstawałam z ciężkim sercem.
Przekręciłam się na prawy bok w pościeli wlepiając wzrok w czerwoną diodę dekodera. Czy myśli o mnie tak jak ja o nim? Czy nie popełniłam błędu zachowując się wczoraj jak wielce urażona? Może niepotrzebnie zaogniłam sytuację..
Wyciągnęłam rękę w stronę telefonu, modląc się o to,by w skrzynce znajdowała się wiadomość.
Mój telefon jednak oznajmił mi smutną prawdę: "Brak nowych wiadomości".
Zagryzłam dolną wargę.
Poranek upływał w strasznej ospałości. Powolne ruchy, jakby bolał mnie każdy mięsień w moim ciele. Mało słów, masa myśli. Wstrzymywanie na przemian łez i wybuchów wewnętrznej złości.
Złapałam z nasze wspólne zdjęcie w ramce, które mi podarował. Coś we mnie wyszeptało "Otwórz ramkę".
Złapałam za zabezpieczenia i otworzyłam środek.
"KOCHAM CIĘ!
Co Ci zrobiłem, że wyciągasz to zdjęcie :c ?
Przepraszam <3
Na zawsze Twój Rafał"
Raptownie wciągnęłam powietrze.
Zatkało mnie na amen.
Nieprawdopodobieństwo tego, co znalazłam i to akurat w ten dzień, w takich okolicznościach..to było jak wielki zapalnik goryczy. Twarz wykrzywił mi paskudny uśmieszek.
Na zawsze. Jasne.
Szybko zamknęłam zdjęcie i odstawiłam na biurko. Wpatrywałam się w nasze twarze jeszcze przez moment, po czym położyłam nas twarzą do blatu. Nie byliśmy już tymi samymi ludźmi.
Zadzwoniła Kamyk proponując wyjazd do Kadyn, na plażę.
-Przyjedziemy po Ciebie, oderwiesz się z nami, zjemy frytki.
-Okej, będę gotowa.
I tak mijał dzień do tej 17:30, gdzie siedziałam na krawężniku parkingu, czekając na Kamyka, Wachę i Matiego. Tak, jeszcze pół godziny i zaczynała się impreza. Tak, do tej pory telefon milczał jak zaklęty. Traciłam nadzieję.
Zakręt za zakrętem, chłodny wiatr wdzierający się przez opuszczone szyby w aucie. Słońce oświetlające moją twarz przez korony drzew. Gula w gardle.
Opuszczam nogi, by zatopić się w chłodnym, miękkim piasku.
Od Zalewu wiał silny, porywisty wiatr.
Wlazłam na betonowy most i powędrowałam na sam jego koniec. Siadłam na samym skraju, pozwalając by drobinki wody z uderzających fal siadały mi na skórze i ubraniu.
Moi znajomi siedzieli przy stole na plaży, obserwując mnie z daleka. Cieszyło mnie to, że pomimo tego,że się martwią to pozwolili mi na chwilę oddechu. Między innymi to w nich cenię- respektowanie mojej inności i mojej potrzeby do ucieczki we własne myśli. Wiedzieli, że zawsze, prędzej lub później do nich wrócę.
Z kieszeni bluzy wyciągnęłam i spojrzałam na wyświetlacz. Nic.
Nie bardzo wiedziałam, jak mam się do tego odnieść. Unieść się honorem i olać czy się poddać i pokazać mu, że jestem. Tym razem moje ego przegrało.
>>Baw się dobrze.
<<Dziękuję ;* Sala jest ładna
A co mnie to do k@!#! obchodzi?Chciał mnie wkurzyć, czy ugłaskać? Bo zadziałał tylko w jedną stronę.
Rysy twarzy stężały. Podniosłam się szybko i szybkim krokiem zawróciłam na plażę.
-I jak?- pyta Kamyk
-Sala jest "ładna"- rzucam uśmiechając się sardonicznie.
Oddaliśmy się przyjemniejszym konwersacjom, niż mój syfowaty związek z księciuniem.
Kiedy naszła na plażę ogromna mgła mimo jeszcze wczesnej pory, postanowiliśmy się zebrać. Zajeżdżając na parking pod moim blokiem, akurat zaczęło się ściemniać. Siedzieliśmy a aucie rozmawiając przyciszonymi głosami.
-No i co, coś jeszcze pisał?
Kręcę głową.
-Nie. Ale się już nie nastawiam, niech sobie robi co chce.
-Kogo ty chcesz oszukać Justa? Przecież widać, że czekasz, telefonu z rąk nie wypuszczasz..
Milknę. Kamyk ma rację. Staram się oszukać samą siebie, niestety z marnym skutkiem.
-A on i tak robi co chce- dodaje Mati.
W tym momencie telefon wbija się na wibracje.
>>Jak tam ;*?
<<Spoko, siedzimy w samochodzie z Kamykami a tam
>>A spoko ;* Kocham Cię skarbie ;* Tęsknię ;(
>>Wybacz kiczka pisała ;/ spać mi się chce ;/
No świetnie. Czyli jego kumpela pisze do mnie to co on powinien. Świetnie! Szkoda, że tego do zera nie odwołał.
Kamyk wyjmuje mi telefon z dłoni.
-Aha?! Nie no, on się robi coraz lepszy!
I don't even...
<<Aha.
>>Ale kocham Cię i tęsknię ;*
Teraz? Teraz to możesz mnie co najwyżej cmoknąć koleś. Serio.
Pożegnałam się z Kamykami i wdrapałam się na drugie piętro.
-No i jak tam było?- zapytała mnie na wejściu mama.
-No spoko, siedzieliśmy jeszcze godzinę tutaj na parkingu.
-A książę?
Wzruszyłam ramionami i poszłam do swojego pokoju. Unikanie tematu Rafała z moimi rodzicami, zaczynało wchodzić mi w krew. Już go nie lubili, a ja nie miałam ochoty na żadne umoralniające gadki z ich strony.
Dopiero po godzinie od ostatniej wiadomości, gdy już w połowie ochłonęłam z pierwszej złości postanowiłam mu odpisać.
<< Ja Ciebie też.
Prawie automatycznie dostałam zwrotkę.
>>Kurwa oblali mnie wódką i mam zniszczone spodnie nie wiem co to za spiryt ;o
Zacisnęłam zęby. Wbiłam szpileczkę.
<<Wiejski.
Tak słaby, podły żarcik. Nie mogłam się jednak powstrzymać.
Nie odpisał mi już nic, ja nie pokusiłam się również o nic więcej.
Tak oto minęła sobota pod hasłem "Gorąca linia kochanie to jedna wielka ściema".
W niedzielę miałam czas na swoistą wegetację egzystencjonalną.
Leżałam przykryta kocem od samego rana, to śpiąc, to wpatrując się w ekran telefonu. Noemi ratowała sytuację, podrzucając mi muzykę, jakieś filmiki, odciągając mnie rozmowami o różnych rzeczach od myślenia.
Przed 15 usnęłam na dobrą godzinę dopóki nie obudziła mnie Noemi.
>>O kurwa.
<<Co?
>>Zdjęcie.
Zamknęłam oczy. Czy chciałam to widzieć? Nie. To dlaczego robiłam odwrotnie?
Odpalam fejsa w napięciu oczekując aktualizacji tablicy.
I wtedy się pojawia. Uwieszona na nim jak na wieszaku. Serce staje mi w piersi. To było dla mnie o wiele za dużo, za dużo jak na ten tydzień, jak na cały miesiąc. Niby nic, w końcu zdjęcia z osiemnastek bywają różne, z różnymi ludźmi, ale to zdjęcie bolało moją dumę zbyt mocno. Moje ego do tej pory jest równe z męskim, a w tym przypadku było bardzo urażone. Nie zawalczył o moją obecność tam. Jedni chcą dawać z siebie 110%,a niektórzy nie chcą dawać z siebie nic.
Przychodzi kolejna wiadomość od Noemi.
>>Franko?
Bada grunt, jak to przyjęłam. Nagle mam ochotę się roześmiać.
<<Bardziej niż kiedykolwiek..nie chce mi się żyć.
Zamykam messengera i wyłączam internet.
Leżę tak chwilę bez myśli, z ogromnym uśmiechem na twarzy. Czuję się dziwnie lekko, jakbym właśnie wygrała los na loterii. A potem mój wzrok przyciąga jego zdjęcie na szafce nocnej. Mocne rysy twarzy i spojrzenie niebieskich oczu spod długich rzęs.
Nieruchomieję. To wszystko dotyczy mnie, to nie jest jakaś gra, w którą można sobie ot tak grać. Na szali leżą moje uczucia do niego, ba każdy centymetr mnie jest na tej cholernej szali. Bo kocham go całą sobą. Nigdy nie analizowałam podstaw tej miłości, nie wiedziałam skąd ona pochodzi, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy, po prostu była. Tak jakby była we mnie od zawsze. A teraz on wystawia to wszystko na próbę. Zastanawiam się dlaczego ja? Dlaczego padło na mnie? Mógłby mieć każdą w tym cholernym mieście, a padło akurat na mnie? Dlaczego? Dlaczego skoro twierdzi, że mnie kocha, nie okazuje mi tego w żadnym stopniu?
"Jeżeli ktoś nie kocha cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego serca i ponad siły."
A czy ja go kocham, czy to tylko kwestia przywiązania?
Nie wytrzymuję długo i znowu odpalam internet. Czekają mnie dwie wiadomości. Jedna jest od niego, druga od Noemi.
Odczytuję najpierw tą od Noemi.
>>Współczuję. Z jednej strony to wygląda half-assed z drugiej ta łapka na ramieniu..
<<Daj mi spokój
>>okej okej
Ogarnia mnie jeszcze większe, jeszcze bardziej nieuzasadnione zmęczenie.
Klikam w jego ikonkę.
Wysłał mi tylko naklejkę z potworkiem, który pokazuje serduszko.
Ochłap miłości, od niechcenia.
Wpatruję się w tą wiadomość, jakby czekając na kontynuację, której nie ma.
Na ekran spadają moje łzy.
Pozwalam im płynąć. Ten jeden jedyny raz. Niech płyną.
W końcu przed snem odpisuję mu to co myślę.
<<Not true.
Nie sądzę by się połapał w tym co miałam na myśli. Było to szerokie ominięcie tego co chodziło mi akurat po głowie. O tym, że wcale mnie nie kocha.
Nie rozumiałam tylko dlaczego ze mną był. Dlaczego nie pozwolił mi odejść po tym śmiesznym ultimatum? Odejść nim na to było za późno?
Położyłam się do łóżka, marząc o tym,by to wszystko było tylko złym snem.
Poniedziałek nie przyniósł żadnych rewelacji. Umówiłam się z nim na kawę po moich i jego zajęciach i w sumie tylko na tym stanęło.
Ponieważ zdążyłam sporo ochłonąć, szłam tam na spokojnie. Wiał mocny wiatr, jego dłoń zacisnęła się na mojej i szybkim krokiem kierowaliśmy się do kawiarni.
Zamówiłam herbatę on kawę i siedliśmy przy wolnym stoliku.
Rozmawialiśmy ot tak, o niczym szczególnym. On nie poruszał tematu imprezy, ja też nie. Coś we mnie jednak gorzkniało z każdą minutą spędzaną przy tym naszym stoliku.
Herbatę dostałam w małym kwadratowym dzbaneczku, pod którym w tym samym kształcie była filiżanka. Rafałowi strasznie się ona spodobała. Kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia, zrzucił do mnie w żartach:
-Pakuj do torebki i znikamy-uśmiecha się do mnie szeroko.
Unoszę brwi i uśmiecham się kpiąco.
-Jakieś dziwne nawyki się ciebie przyczepiły od soboty- odpowiadam nie mogąc się powstrzymać od odniesienia do złodziejskiej natury jego kochanej przyjaciółki.
-Od soboty..?W sobotę nic nie kradłem..-zaczyna zdezorientowany-Ale ty jesteś wredna- dokańcza, gdy w końcu pojmuje sens mojego zdania.
Przerzucam torebkę przez ramię i patrzę mu prosto w oczy.
-Ona też.
Nie czekając na jego reakcję idę do wyjścia.
Wychodzę na zewnątrz, daję się smagać kroplom deszczu po twarzy. Muszę nabrać ogromne hausty powietrza by uspokoić gotującą się we mnie agresję. Po chwili Rafał dołącza do mnie.
-Powiesz mi dlaczego jest wredna?- pyta rzucając mi zaciekawione spojrzenie.
-Ty naprawdę tego nie widzisz, prawda?
Kręci głową uśmiechając się szeroko.
Obrzucam go zmęczonym spojrzeniem.
-To..powiesz mi?
-Nie ma to sensu. Ty się irracjonalnie zezłościsz i obrazisz, ja się zezłoszczę i obrażę- odpowiadam mu zrezygnowana.
Gdy stajemy razem na przystanku, przysuwa się do mnie bardzo blisko. Nosem mizia mnie po policzku.
-No prooszę..dlaczego jest wredna?
-Samo zdjęcie jest dowodem-mamroczę powoli tracąc cierpliwość.
Odsuwa się ode mnie na chwilę,by przyjrzeć się mojej twarzy.
-A o to chodzi-chichocze, jakby była to najbardziej zabawna rzecz na świecie- Nie dodała tam zdjęcia tylko ze mną, to tobie wyświetla się tylko jedno,bo nie masz jej w znajomych.
Przymykam oczy.
-Mhm- mruczę całkowicie nieuspokojona.
Zdjęcie, tapeta w telefonie, urodziny Mady, jej urodziny.
To WCALE nie było uspokajające.
-No dobra a co jeszcze?-pyta
Na moje szczęście(lub nie) podjeżdża tramwaj.
Całuję go w policzek na pożegnanie.
-Do zobaczenia-mówię.
-Do zobaczenia- odpowiada uśmiechając się słodko.
Wlepiam wzrok w nieokreślony punkt za oknem. Dopiero teraz dociera do mnie fakt, że posunęłam się za daleko ze swoją szczerością na temat Elki. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moja szczerość zostanie wykorzystana przeciwko mnie.
Moja pasywno-agresywna postawa w kawiarni była początkiem góry lodowej, na którą statek "Rafał" usilnie obrał kurs. Za wszelką cenę chciał się dostać do moich myśli, ale nie po to, by mi pomóc odegnać złe wyobrażenie, a po to, by móc w nich jeszcze bardziej namieszać.
To on się kładł na ogromnych drzwiach, a mnie pozwalał zamarzać w zimnej wodzie. Ironia losu..
Ledwo dotarłam do domu, a już otrzymałam od niego wiadomość.
>> To skoro nie tylko to, to co jeszcze ;)?
Widzę, że cudownie bawisz się moim kosztem.
Dobrze niech mu będzie. Wygrał. Poddaję się. Co będzie to będzie.
Nie będę tu przytaczać mojego złożonego smsa, szczerze mówiąc nie pamiętam go dobrze.
Wiem, że napisałam mu to co widzę w jej zachowaniu niestosownego i wytknęłam mu to, co on bagatelizował od dawna- moje stanowisko.
Napisałam dokładnie to czego się obawiam: że jest zdolna do wszystkiego i nie zdziwiłabym się gdyby podstępem na nim wymogła powrót do siebie. A przecież (zaznaczając to po raz setny) nie chcę go stracić. A już na pewno nie przez nią.
Tylko zgadnijcie co? Albo moja merytoryka ssie, albo on miał braki w myśleniu.
Oberwał mi się, że on nie jest rzeczą, którą można się bawić (nie no spoko, tylko szkoda, że mną to już można) i generalnie olaboga jestem wielce urażony, nie będę z tobą rozmawiał.
Super. Wieczór spędziłam chlipiąc w poduszkę.
A to co mnie czekało..
Kolejnego dnia wstałam i automatycznie sięgnęłam po telefon. Nie wiem czego oczekiwałam, bo od niego to już dawno niewiele można było oczekiwać. Od jakiegoś czasu przestał wysyłać mi "Dobranoc" i "Dzień dobry", czy miłe wiadomości w środku nocy. Plus teraz był stan wojenny, więc czego ja oczekiwałam?
Oczywiście, poprzedniego wieczoru starałam się przeprosić (good job za kilka słów PRAWDY serio dziewczyno serio?!) ale nie uzyskałam żadnych rezultatów.
Do szkoły poszłam okablowana słuchawkami i zapętlonymi smutami.
I tak cały dzień.
Wieczorem napisałam mu po prostu : Kocham Cię.
I tu nadziałam się na swój własny nóż.
Wysłał mi zrzut ekranu z niedzieli.
Potworek z serduszkiem i moje "Not true".
Triumfował nade mną. Zgniatał resztki godności, maltretował nerwy i uczucia.
>> True.
Nie mogłam nic przełknąć przez kolejne dwa dni. Włosy ze stresu wypadały mi na garście. Praktycznie się nie odzywałam.
Dziewczyny zarządziły mi interwencję.
Zanim zdołałam wymknąć się biegiem ze szkoły zatrzymały mnie.
-Justa, musimy pogadać-zaczęła Bugi.
-To nie może tak wyglądać, nie jesz, nie odzywasz się prawie do nas- mówi Kamyk, a reszta kiwa głową potwierdzając jej słowa.
-Serio chcesz się tak męczyć? Serio chcesz by cię ta relacja z nim pożarła? Praktycznie już jesteś nieobecna..Ten wasz związek zaczyna być toksyczny..
Uniosłam się honorem.
Nie był toksyczny!
Nie mógł być...prawda?
-To tylko chwilowe nieporozumienie-staram się silić na spokój walcząc ze łzami.
-I ile takich nieporozumień jeszcze będzie?-szepcze Kama- Ile jeszcze przetrzymasz?
Milczę. Sama zadaję sobie to pytanie.
-Justa, pomyśl logicznie, to cię zabija..Po prostu przemyśl to, czy jesteś w stanie brnąć w to dalej-kończy Bugi widząc, że nie wyciśnie ze mnie więcej słów.
Kiwam głową, macham im ręką na pożegnanie zarzucam kaptur na głowę i wychodzę na deszcz.
Mam ochotę w nim utonąć.
Zmienić się w kałużę. I tak już byłam kupką chodzącego nieszczęścia, więc co za różnica?
Dom, lekcje, angielski.
Pozwalam sobie na delikatne snucie scenariuszy. Marzenie, by Rafał pojawił się po moim angielskim, by przygarnął mnie do siebie i po prostu przytulał, przytulał. Żeby obiecał, że wszystko będzie dobrze.
Rzeczywistość jednak była odmienna i zaserwowała mi przesiąknięte wilgocią powietrze i chłodny wiatr.
Powiedziałabym, że mnie to zawiodło, ale prawda była taka, że zdążyłam się przyzwyczaić. Tak już po prostu było.
Tego samego wieczora się do mnie odezwał. W końcu doszliśmy do jakiegoś porozumienia, nawet jeśli to porozumienie polegało na ominięciu tematu Elki. Czułam jak jakiś ciężar spada mi z serca.
Był mój. Chciał ze mną wciąż być.
Kolejny tydzień upływał w spokoju. Nikt się z nikim nie szarpał, nie kłócił, nie wracał do tematu Elki.
Net zdał prawo jazdy 11 czerwca (po setnym podejściu- tak możesz mnie zabić, że to piszę, ale pamiętaj że mam za dużo haków na Ciebie mój drogi xD) i z tej okazji postanowił zaprosić kilka osób do siebie na piątek 13-opicie prawa jazdy i oglądanie meczu siatki.
Serio, to było najbardziej niezręczne zaproszenie jakie kiedykolwiek dostałam.
Net stał z rękami za plecami, kręcąc jedną nogą w miejscu i miną jakby miał ochotę uciec.
-No..robię takie spotkanie u siebie, bo zdałem prawko i mecz to byśmy obejrzeli..
-Okej. A mogłabym wziąć Rafała?
-Jasne!-przytaknął zbyt entuzjastycznie, ciesząc się zapewne, że ta rozmowa się skończyła.
No to teraz pozostał wątek tego, jak zaciągnąć tam Rafała. Pałałam bardzo mocną niechęcią do informowania go o jakimkolwiek wyjściu, stresowało mnie to nadmiernie.
A jednak zarzuciłam tematem i uzyskałam odpowiedź twierdzącą-tak, chętnie będzie mi towarzyszył.
I tak kiedy nastał piątek, spotkaliśmy się na godzinę przed pójściem do Neta.
Chodziliśmy po starym mieście, potem zaciągnął mnie na bulwar przy Kanale Elbląskim.
Kręciło się tam sporo ludzi, takich jak my, leniwych spacerowiczów.
Rafał ciągnął mnie za rękę, uparcie prowadząc do jednej z ławek.
(Gwoli wyjaśnienia, ławki te były umieszczone pomiędzy dwoma ogromnymi, kwadratowymi donicami, o które można było się oprzeć.)
Rozsiedliśmy się wygodnie, ja oparłam się o jedną ściankę, on o drugą naprzeciw mnie.
Słońce świeciło mu w twarz.
Patrzyłam na jego bladą jeszcze cerę i te mocne niebieskie oczyska. Uśmiechał się wesoło w moją stronę.
Przez chwilę czułam się jakby świat poza nami nie istniał. Tak, to najbanalniejsze stwierdzenie jakie tylko może być, ale dokładnie tak się czułam.
I kiedy tak celebrowałam to, że jestem z nim,że trafia się jedno z lepszych popołudni jak dotychczas, mój wzrok przykuł napis tuż przy ramieniu Rafała, który on właśnie usilnie starał się zakryć plecami.
"Rafał i Elunia ♡"
Za duży zbieg okoliczności, by to było przypadkowe.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie wybrał tej ławki specjalnie; jakiś chory test na moją samokontrolę.
Zbladłam, uśmiech mi zelżał. Odwróciłam wzrok.
Gadaliśmy o różnych rzeczach, śmialiśmy się jak głupi jakby ten incydent nie miał wcale miejsca. Ale miał.
I pomimo tego, że nic nie znaczył- ot widmo jego przeszłości, nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że zaprowadził mnie tam celowo. Sadystyczna maniera ranienia innych?
Albo inaczej: sadystyczna maniera ranienia MNIE?
Najgorsze było jednak dopiero przede mną.
Poszliśmy do Neta. Większość ekipy już była obecna, więc tylko dołączyliśmy.
W salonie zajęliśmy miejsce na kanapie, otworzyliśmy piwo i oddaliśmy się rozmowom o niczym.
Ni z tego ni z owego telefon Rafała zaczął dzwonić.
Nie zdążył odebrać, lecz ja zdążyłam zobaczyć kto dzwoni.
Ona.
Popatrzyłam na Kamę, ona na mnie i bez słów zrozumiała sytuację.
Czy to się kiedyś skończy?
Spięłam się. Nie miałam ochoty już na rozmowę z Rafałem, nie miałam ochoty siedzieć obok niego. Telepało mną od środka, ze złości, z rozpaczy. Nigdy nie chciałam być zazdrośnikiem, a teraz z każdą kolejną sytuacją na zazdrośnicę wychodziłam!
Przesiadłam się na podłogę na drugi koniec pokoju pod pretekstem oglądania meczu, przy okazji rozmawiając z Bugi o niczym konkretnym. Śmiałam się z żartów, chociaż mój śmiech był sztuczny i podsycany smutkiem. Głos mi się łamał, wskoczył o oktawę wyżej. Brzmiałam jak histeryk tuż przed rozklejeniem się.
Jednak do płaczu było mi daleko.
Rafał obserwował mnie ukradkiem z kanapy, rzucając mi krzywe spojrzenia co jakiś czas.
Chwila, w której puściły mi nerwy nastąpiła bardzo szybko.
Wyszłam do toalety i nieopatrznie zostawiłam telefon na stole. Każdy chyba jest świadomy tego czym to grozi w gronie śmiszków?
Kamila wybierając pierwszy kontakt z którym wymieniałam smsy wysłała wiadomość :"I want sex now".
Jedyne czego nie zarejestrowała to fakt, że moimi ostatnimi wiadomościami nie były wiadomości z Noemi tylko...z moim ojcem.
Myślałam, że ją normalnie zadziabam!
Dobrze, że mój ojciec nie znał angielskiego, bo tłumaczenie się z tego byłoby o wiele trudniejsze niż się później okazało, ale nauczka na przyszłość została- brać telefon nawet do łazienki!
I kiedy tak stałam podenerwowano-rozbawiona w Rafale nagle obudziły się instynkty miłosne.
Podlazł do mnie z wyciągniętymi ramionami chcąc mnie przytulić.
I to podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody.
Odskoczyłam do tyłu opierając się o drzwi do kolejnego pokoju i rzuciłam mu prosto w twarz nienawistne "Spadaj".
W salonie zapadła niezręczna cisza.
Miał minę jakbym dała mu w twarz.
Szok, ból, niedowierzanie?
Opuścił ręce i zawrócił na swoje miejsce na kanapie.
-Too...kto się pisze na degustację nalewki?-zapytał gospodarz i od razu wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i po chwili wrócili do rozmów.
Oddychałam ciężko, jakbym przebiegła przed chwilą maraton.
Czułam pewnego rodzaju satysfakcję; czyli potrafię mu dopiec, potrafię zrobić mu choć raz to samo co on mnie.
Zgnieść jego uczucia jak kartkę papieru i rzucić w kąt. Zmemłać godność.
Zadarłam nosa nadając swojej mimice wyraz obojętności.
-Rafał..proszę idź do niej...-doleciał mnie nagle szept Bugi.
Odruchowo mój wzrok powędrował za źródłem dźwięku.
Napotkałam jego wzrok.
Miał takie wściekłe spojrzenie i gdzie normalnie przeraziłabym się i próbowała sytuację załagodzić, tak tamtego wieczoru jedyne co z siebie wydusiłam to kpiący uśmieszek.
Nie mogłam przewidzieć, że już wtedy obmyślał zemstę na mnie.
Posiedziałam jeszcze pół godziny i stwierdziłam, że pora się zwijać do domu jeśli chcę złapać jeszcze jakiś kurs do domu bez konieczności wracania taksówką.
Tym razem postanowiłam nie popełniać tego samego błędu co przez poprzednie takie imprezy i zapytałam go siląc się na spokój, czy idzie ze mną.
Przytaknął.
Ubraliśmy się, właśnie zaczynaliśmy się żegnać, gdy do głowy przyszedł mi kolejny fantastycznie głupi pomysł.
"Na pożegnanie przytulę Neta, o tak to będzie spzileczka w jego stronę."
I rzeczywiście tak zrobiłam, ale nie uzyskałam nic prócz niezręczności sytuacji- ja czułam się fatalnie, Net czuł się głupio, a Rafał miał to gdzieś.
Wyszliśmy przed blok i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę głównej ulicy.
Szedł tuż obok, a jednak żadne z nas nie odezwało się słowem.
Na przystanek weszliśmy przed czasem.
Zdziwiło mnie to, że stał tam ze mną w milczeniu, a nie zostawił mnie tam samej. Przyzwyczaiłam się do bycia poniewieraną, zostawianą, olewaną. To była zaskakująca nowość.
-Powiesz mi o co ci chodzi?-rzuca w końcu gniewnie.
-O nic-cedzę przez zęby.
No tak on nigdy nie wie! Biedaczek, nigdy nie ma pojęcia co robi źle! On jest taki cudowny i bez skazy, a ja się czepiam bezpodstawnie!
Nie miałam za grosz ochoty się tłumaczyć.
Trzeba być ciężkim debilem by siedzieć tuż obok swojej dziewczyny i pisać z niedoszłą, ba nawet więcej-po wielu prośbach i groźbach nawet nie uszanować chociażby tego, że sobie nie życzę, by mi tą ich relacją wachlował przed nosem!
Zaśmiał się w wyjątkowo paskudny sposób.
-No tak, zapomniałem, tobie nigdy o nic nie chodzi.
Zacisnęłam szczęki.
Podjechał tramwaj, odwróciłam się w jego stronę, by go pożegnać na odwal (swoją drogą to akurat było dosyć miłe, jakkolwiek to nie brzmi- że mimo faktu iż się kłóciliśmy zawsze ten element, na odwal ale zawsze, zostawał. Zawsze na pożegnanie się obejmowaliśmy)
lecz ten wyminął mnie i wsiadł do tramwaju.
Wsiadłam zaskoczona również.
Zamierzał jechać ze mną i kłócić się w nieskończoność?
Siedliśmy na wolnych miejscach.
-To powiesz mi w końcu?
-O nic mi nie chodzi.
-To świetnie jak o nic; obrażaj się o to nic dalej.
Prychnęłam.
Na kolejnym przystanku wstał.
-Jak będziesz chciała gadać to pisz, cześć-rzuca przez ramię i wychodzi.
Zostaję sama.
Nie zakładam słuchawek, pozwalając by miarowe stukanie tramwaju wciągnęło mnie w trans.
Nie wiem czy byłam już spokojna, czy jeszcze zła.
Przede wszystkim ogarniało mnie zmęczenie.
Poranek znowu był ciężki.
Ale nie miałam czasu rozstrząsać tego- dzień wcześniej urodziła się moja siostra i pędziłam na złamanie karku do szpitala by zobaczyć się z nią i z moją mamą.
Tam niespodziewanie odezwał się do mnie.
Niby nic, a jednak mnie to ucieszyło.
Miałam wrażenie, że tą bitwę wygrałam, chociaż wcale tak nie było.
Umówiliśmy się na popołudnie.
Jadąc tramwajem zawarłam z moim sumieniem pakt, że tematu poprzedniego wieczoru postaram się uniknąć jeśli się da. Nie miałam ochoty na kolejne spięcie o Elkę, nie chciałam psuć tego co żeśmy ledwo co naprawili i stało na słowo honoru. Pomyślałam sobie: "Okej, przyjmę to na klatę, przełknę jak paskudne lekarstwo. Kocham go, poświęcę się na rzecz naszej dobrej relacji".
Czekał na mnie na przystanku przy placu Jagiellończyka.
Wysiadłam i uśmiechnęłam się do niego, lecz kiedy chciałam go przytulić odepchnął mnie mocno.
-Spadaj- powiedział uśmiechając się mściwie.
Starałam się nie zmienić wyrazu twarzy, ale w środku czułam się jak wszystko we mnie pęka po raz kolejny na małe kawałki. Był jak niesforne dziecko, które wbrew prośbom o ostrożność dalej przewracał ten sam posklejany wazon.
Opuściłam ręce i odwróciłam wzrok.
-Idziemy się przejść?-pytam drżącym głosem.
-Dobrze-odpowiada lekkim tonem.
Najwidoczniej spodobała mu się moja reakcja.
Lubił widzieć jak się męczę ze sobą.
Długo szliśmy przed siebie w milczeniu.
Nie mogłam znieść tego dystansu między nami, ale nie żałowałam ani trochę tego jak dzień wcześniej zareagowałam. Nie i koniec. Pewnych rzeczy się po prostu nie robi! Nie robi się, a już na pewno nie osobie, którą rzekomo się kocha.
Był tak blisko, a jednak dzieliła nas niewidzialna bariera stworzona z naszej urażonej dumy.
-To o co ci wczoraj chodziło? Powiesz mi dzisiaj?
-O nic Rafał naprawdę- kłamię- Miałam zły humor.
-A to ciekawe, bo zanim poszliśmy do Michała to miałaś świetny humor. Rozmawiałaś z każdym, tylko nie ze mną. Nawet się do mnie nie zbliżałaś.
Milknę.
-Naprawdę, źle się czułam wczoraj- upieram się przy moim i tak już zdemaskowanym kłamstwie.
Kiwa głową i milkniemy.
-Chodźmy na tramwaj i podjedźmy do McDonalda, zjadłbym coś.
Zgadzam się na propozycję.
Zagradzam mu drogę i staram się wytrzymać jego zimne spojrzenie.
-Przytul mnie- mówię cicho.
-Spadaj- wymija mnie i odchodzi parę kroków.
Stoję w tym samym miejscu zaciskając pięści, by tylko się nie rozpłakać.
-Miło prawda?- mówi.
Nie odpowiadam.
Miałam ochotę, zawrócić, odejść i nie oglądać się za siebie. Nie zrobiłam tego jednak, byłam zbyt słaba psychicznie, by odwrócić się od niego. Zamiast tego zrobiłam coś, czego nikt by się nie spodziewał, a Noemi zabiłaby mnie na miejscu, gdyby przy tym była.
Przeprosiłam go za mojego focha o nic. Nie zmieniło to niczego, ani sytuacji, ani jego nastawienia do mnie, bo domyślał się, że mój foch posiadał drugie dno.
-Wiesz co..jak znajdziesz powód focha to się odezwij.
-Czyli inaczej nie będziesz ze mną rozmawiał?
-Nie.
Super.
Zanim opiszę resztę tego spotkania musicie coś wiedzieć.
Fakt nie jestem z tego dumna, najchętniej nigdy bym się w to nie bawiła, ale zrobiłam to. Skorzystałam z marnego zagrania kartą "oko za oko". Kiedy jechałam tramwajem na spotkanie napisał do mnie niespodziewanie..Pemo. O coś się pytał, nic konkretnego, jak życie,czy jesteśmy szczęśliwi. Przyjaźni z tego już nie było, ale utrzymaliśmy kontakt jako taki. I kiedy przestaliśmy, wpadłam na bardzo durny i dziecinny pomysł. Postanowiłam, że Olka do mnie zadzwoni w momencie jak będziemy w restauracji, ale zamiast Olki wyświetli mi się "Pemo".
-Zjedz coś ze mną- mówi, gdy już stoimy w kolejce.
Mnie jednak zupełnie zatkało. Choćbym nawet chciała cokolwiek zjeść- nie mogłam.
-Nie, dziękuję.
Siadamy przy wolnym stoliku.
Wymieniamy pojedyncze zdania, chociaż częściej milczymy, nie patrząc sobie w oczy.
Za oknem zaczyna padać deszcz.
Mój telefon brzęczy na stoliku.
Ostatnia wiadomość od Pema.
-Z kim piszesz?
-Z Pemem- mamroczę niewyraźnie.
-O, co u Kamy?- pyta, rozumiejąc "Pemo" jako "Kama".
-Nie piszę z nią teraz.
-A z kim?
-Z Pemem- rzucam odważniej patrząc mu prosto w oczy.
Na jego twarzy na chwilę gości zdziwienie, po czym znowu wraca do obojętnego wyrazu.
Zapada cisza po raz kolejny.
I wtedy zadzwoniła Olka.
Na moim wyświetlaczu napis "Pemo", a w jego oczach dostrzegam jeszcze większe zaskoczenie i ból? Rozczarowanie?
Rzucam kilka nieskładnych słów do słuchawki i kończę rozmowę.
I znowu milczymy.
Wpatruję się w pogodę za oknem, oczekując myśli, które nie nadchodzą.
-Mów coś- denerwuje się.
-Podobno mam się nie odzywać.
Przewraca oczami.
-O co ci chodzi..
Poddaję się.
-No pomyśl..
-Jak ja pomyślę, to tylko jedno przychodzi mi do głowy.
-No właśnie.
-O nią?
Wzdycham głęboko.
-Już wiesz co...rób sobie co chcesz, ale nie rób tego przy mnie.
-Nie rozumiem, co ja takiego zrobiłem?
-Wczorajszy telefon..wiesz, to nie jest słabe i bardzo nieprzyjemne.
-To dlaczego mnie przepraszałaś?
-Ponieważ mam dość tego tematu, nie chcę go więcej ruszać, nie chcę do niego wracać od nowa i od nowa-mówię,a w myślach dodaję: "Bo ty i tak nic nie rozumiesz".
-Rafał to trudne dla mnie, naprawdę i nie chcę marnować czasu i nerwów na myślenie o tym.
-Teraz to ja mam wyrzuty sumienia, poświęciłaś się...Tylko nie wiem dla kogo. Dla siebie czy dla mnie.
Nie skomentowałam tego.
Prawdą jest, że w tym ruchu była nuta egoizmu, on mnie nie oszczędzał, nie musiał,bo to do mnie należała odpowiedzialność za swój stan umysłowy. Nie mogłam pozwolić, by cała ta sytuacja mnie połknęła w całości. Natomiast nie poświęcałam się dla niego. Dla nas.
-Justyna, nic mnie z nią nie łączy i raczej nie będzie łączyło.
To "raczej" zadziałało na mnie druzgocąco. Po raz pierwszy zachciało mi się potężnie płakać. Wstrzymałam oddech na chwilę, mrugając rozpraszając nagramadzające się łzy.
Uśmiechnęłam się smutno.
-Raczej.
Gwałtownie odchylił się do tyłu na krześle.
-Nie będzie NA PEWNO łączyć. Proszę cię nie łap mnie teraz za słówka!
A za co miałam łapać? Ze słów składają się zdania do cholery! Nie potrafił być ze mną szczery, to czego miałam się chwytać jak nie jego pieprzonych słów?!
-Zatem ci powtarzam, nie mam ochoty drążyć jej tematu.
-To co będziemy udawać, że ona nie istnieje, że jej nie ma?
-Tak, dokładnie to mam na myśli.
-Słabe to...Nie wiem, mam zmienić jej nazwę na "Marcin" żebyś nie widziała,że z nią piszę?
O Boże. Tak dziękuję kochanie, znowu nic do ciebie nie dotarło.
W tym momencie dostaje smsa.
Na krótki moment nasze spojrzenia krzyżują się nad stolikiem, on wyszczerza się do mnie, a ja mam ochotę stamtąd uciec. Sięga po telefon,a ja znowu kieruję swój wzrok na okno.
Wyciąga rękę z telefonem w moją stronę, pokazując mi triumfalnie wyświetlacz.
"Mama"
Nie było mi głupio ani nic. Nie zakładałam, że to ona pisze, bez przesady nie tylko ona ma telefon i nie tylko ona może do niego napisać. Sam fakt, że chciał żebym myślała, że to Elka mnie bolał.
Chwilę później staliśmy już na przystanku autobusowym czekając na jego busa. Nie patrząc na siebie, stojąc w znacznej odległości, jakbyśmy byli zupełnie obcymi ludźmi dla siebie.
Nachylił się w moją stronę niespodziewanie.
-Przepraszam, że nie rozumiem twojego problemu- szepcze mi na ucho.
Zapina mi bluzę i kurtkę widząc, że się trzęsę, przytula mnie mocno i wsiada do autobusu.
Zostaję sama z mętlikiem w głowie.
Podjeżdża mój autobus, wsiadam. Odczytuję smsa od niego, którego dostałam tuż pod jego odejściu.
>> :*
<<Kocham Cię.
>>Ja Ciebie też.
<<Ale?- piszę,badając jak bardzo zły jest na całą sytuację.
>>Wiesz co nie odzywaj się w tym momencie do mnie...
Ręce mi opadły.
Zadzwoniłam do niego. Pogadaliśmy chwilę i wymusiłam na nim obietnicę- nie kłócimy się.
Nie muszę mówić, jak bardzo ta obietnica była nierealistyczna?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top