Pierwszy chłód

Wszystko szło świetnie.

Zbliżał się koniec roku szkolnego, a my dzięki umowie na brak kłótni delikatnie rozkwitliśmy.
Były to małe i ładne obrazki naszego związku.
Wspólne spędzanie czasu, spacery, długie rozmowy. Slajdy naszej miłości, które wyryły się w pamięci bardzo mocno.
Faktycznie, cała sprawa między nami nie została wyjaśniona. Noemi wytykała mi naiwność i ślepotę i wiem, że miała rację- chciałam widzieć tylko tą dobrą stronę mojej relacji z nim, nawet jeśli miałam świadomość i dostrzegałam to co było złe.

Jednej rzeczy jednak nie dane mi było przeoczyć czy też tak po prostu odpuścić. To było za bardzo oczywiste i za bardzo realne.

Ale zanim przejdę do rzeczy zahaczę o jeszcze jedną nieprzyjemną sytuację.

20 czerwca rozpoczynały się Dni Elbląga.
W te trzy dni odbywały się różne imprezy, koncerty jakieś atrakcje.
I tak się złożyło, że 21 stwierdziliśmy chóralnie, że idziemy na Wilki i Comę.
Bugi błagała mnie bym jakoś załatwiła obecność Karola, wciąż licząc na to, że spotkania w jego towarzystwie załatwią jej powrót do niego. Dojrzy, że stracił coś co było dobre i wróci.
Zrobiłam to dla niej, w końcu była dla mnie ważna, nawet jeśli doskonale wiedziałam, że Karol nie ma już żadnych planów co do niej.
Był kretynem to fakt, Rafał starał się go obronić stwierdzeniem "tak to jest jak się kogoś zmusza do związku". Jak to zmusza? Owszem sugestywne żarciki, ale to do niego należało podjęcie decyzji, nie do kogoś innego. To on miał swój rozum i powinien z niego korzystać, a nie patrzeć na to co inni sugerują!

Pojawili się wszyscy.
Ruszyliśmy więc w stronę obszaru, gdzie odbywały się koncerty.
Zaczęły się Wilki akurat gdy byliśmy w środku przy wagonach z konkurencjami- wiecie takich jak na amerykańskich filmach, rzuć piłką wygraj miśka.
Poleciała piosenka, którą uwielbiałam od dłuższego czasu i którą często nuciłam Rafałowi.
"Tyle samotnych dróg musiałem przejść by móc...odnaleźć ciebie tu"
Odciągnęłam go od naszej paczki i to z nim chciałam celebrować tą piosenkę, którą tak bardzo utożsamiałam z nami.
On jednak dostał zaćmienia umysłu.
-Chodź do reszty- powiedział dziwnie się spinając.

Sprawił mi dużą przykrość tym. Zresztą nie tylko tym, później trzymał się na odległość, nie bardzo podchodził czy rozmawiał.
Z każdą minutą coraz bardziej zamykałam się w sobie.

-Co się dzieje?-pyta w pewnym momencie kiedy idąc w stronę kebaba zostajemy sam na sam.
-Źle się czuję i to bardzo- odpowiadam, w sumie nie mijając się z prawdą.
On kiwa tylko głową i biegnie do przodu złapać Karola.
Siadamy pod parasolami.
Praktycznie się nie odzywam, wodzę pustym wzrokiem po otoczeniu, odpowiadam na zadane mi pytania.
Jedyne o czym marzę to zniknąć stamtąd.

-Wiecie co, bardzo źle się czuję, będę się zwijać- mówię w końcu wstając.
-No co ty..zostań z nami jeszcze- mówi Kamyk.
-Nie, naprawdę nie wytrzymam dłużej.
-Odwiozę cię- rzuca Rafał i zaczyna wstawać z krzesła.
Powstrzymuję go ręką.
-Dam sobie radę, poważnie, zostań, nie chcę ci robić problemu.

Jeszcze tylko brakowało mi powrotu z nim w jednym samochodzie i krępującej ciszy.
Uparł się jednak. W milczeniu szliśmy w stronę jego samochodu.

Staliśmy na przedostatnim skrzyżowaniu, na światłach.
W radiu poleciała Kelly Clarkson z piosenką "Because of you". Nuciłam ją pod nosem smutno zdając sobie sprawę jak wiele wersów mogę przystosować do naszej relacji.
-Lubisz tą piosenkę?-pyta.
-Lubiłam- odpowiadam opierając głowę o szybę.

Wieczorem dostaję druzgocacego smsa:

>> Mogę ci zadać pytanie?
<<Tak?
>> Kogo zobaczyłaś w tłumie?

Czy on mnie naprawdę uważał za taką osobę? Że odwaliłam pokazówkę?
Nie było się przed kim chwalić, że jesteśmy razem.
(Też mi powód do dumy)

Ostatni tydzień szkoły.

Zamknęłam się na Rafała. Przez to oskarżenie zupełnie przestałam cokolwiek odczuwać. Przepełniała mnie obojętność.
Do czasu, gdy zastąpił ją strach.

Jak codzień jechałam tramwajem do szkoły, lecz tym razem wpadłam na mojego kolegę z gimnazjum-Krzyśka.
Krzysiek był od dawien dawana zafascynowanowany rockiem, metalem, lubił to lubił też tą subkulturę, która się kreowała w mieście pod tymi dwoma nurtami.
A u nas w mieście jak co roku z powodu dużej ilości chętnych odbywał się w lato festiwal- Elbląg Rocks Europa, w skrócie ERE.
I właśnie tamtego dnia, w środę, na dwa dni przed zakończeniem roku, a na trzy przed festiwalem wpadłam na Krzyśka.

-No siemasz Franklinku kochany-rzuca tym samym tekstem co zawsze i ściska mnie mocno.
-Cześć Krzysiu- śmieję się.

Wywiązuje się miedzy nami wymiana zdań.
Jak życie? Jak szkoła? Co w lato?

-Franklin będziesz w sobotę na ERE?
-Nie wiem, chyba nie zdążę wrócić, bo jadę na działkę- odpowiadam.
-Oj bądź bedzie fajnie mówię ci, dobre zespoły będą-stara się mnie namówić.
-Zobaczę jeszcze jak to będzie- uśmiecham się ,żegnam i wychodzę na platformę przystanku.

(Tak, w sobotę miałam jechać na działkę (60km za miastem), ojciec miał skosić trawę, a ja miałam pomóc w przerzucenia drewna kominkowego spod wiaty za dom, gdyż niedługo z wiaty miał powstać garaż.)

Miałam w sobie dziwne uczucie niepokoju. Coś mi strasznie nie pasowało, chociaż nie potrafiłam stwierdzić co dokładnie.
Już byłam przy głównym wejściu, gdy z zamyślenia wyrwał mnie klakson.
Odwróciłam się i zobaczyłam Kamyka w samochodzie.
-Poczekaj na mnie!-woła i odjeżdza w stronę parkingu.
Idę za nią.

Trzaska drzwiami od auta i nagle wiem co mi nie grało.

Blednę.

-No hej-uśmiecha się Kamyk-Co się stało?

Żołądek podjeżdża mi do gardła.

-Kamyk..w sobotę jest ERE.
-No bardzo możliwe, a co?
-Mnie nie będzie w mieście, jadę na działkę..
-To już wiem, ale co się dzieje? Co ci chodzi po głowie?
-Kamyk oni poznali się rok temu na ERE. I dam sobie głowę uciąć, że on tam z nią idzie.

Kamyk milczy.
-Fakt to są domysły na tym etapie, ale po nim można się spodziewać wszystkiego! Tylko ja tego nie przetrzymam! Ta akcja na koncercie, to milczenie, zero zainteresowania..Fuck no!
-Spokojnie. Wyciągniemy go w sobotę na miasto nie pójdzie tam. Damy radę okej? Nie stresuj się- uspokaja mnie Karolina.

Biorę głęboki wdech i na tym wdechu ląduję w piątku.
Byliśmy zaproszeni do Bugi na osiemnastkę. Robiła ją w lesie, pod wiatą z racji, że było ciepło i można było skorzystać.

Szłam z Kamilą do Bażantarni rozmawiając standardowo o Rafale.

-I co wiesz czy on w końcu idzie na ERE?

-Nie mam pojęcia. Nie odezwał się słowem. W ogóle średnio się odzywamy do siebie. Jakoś nie mam ochoty po tej akcji z koncertem..Ale on i tak nie wie oczywiście, co się stało. On po prostu się nie odzywa.

-A nie możesz zostać i też pójść na ERE i jeśli tam go z nią zobaczysz to mu po prostu wygarnąć?

-Gdybym miała taką możliwość, myślisz że bym nie skorzystała? Nawet nie wygarnąć, bo nie będę robić melodramatycznej sceny, ale pójść tam z Noemi...

-Z Noemi? Przecież ona by mu przywaliła!

-Wiem. Zrobiłaby to za mnie, bo ja chyba nie mam takich jaj.

Kama kiwa głową. Dochodzimy do wiaty i stajemy z resztą zaproszonych w kółku, otaczając Bugi.

Odśpiewaliśmy sto lat, złożyliśmy jej życzenia i zaczęliśmy zabawę.

Czułam się spięta i ostrzeliwana spojrzeniami Rafała i Karola.

Denerwuje mnie to. Gotują się we mnie same negatywne emocje, przez co znowu głos wskakuje mi na oktawę wyżej.

Chodzę po tak zwanym obiekcie od człowieka do człowieka, zastanawiając się co ze sobą zrobić. Jestem uwięziona w dwóch światach, w tym prawdziwym i swoim własnym w umyśle. Wszystko krzyczy. Muzyka za głośno, ja za głośno, ludzie za głośno. Nie mogę przestać krążyć.

Podchodzi do mnie Frytek.

-A wy co? Nie rozmawiacie?

-Nie, nie rozmawiamy. Olewał mnie cały tydzień, dodatkowo ta akcja z koncertu..Nie chcę z nim rozmawiać póki jestem wściekła.

-Pogadać z nim?

-No co ty, nie chcę. To nie ma sensu. Zaperzy się tylko i nic z tego nie będzie..

Gdy w końcu słońce zaczyna zachodzić, a ja stoję tuż przy strumyku z Agnieszką rozmawiając o mojej przyszłej imprezie osiemnastkowej, kątem oka dostrzegam go idącego w moją stronę.

Już nie wiem o czym mówię, gubię sens słów, mam wrażenie, że dziamgam w zupełnie innym języku.

-To ja was zostawię- mówi Aga, po czym odwraca się i idzie w stronę reszty towarzystwa.

Stoimy w milczeniu. Obracam w dłoniach butelkę piwa, czekając na cokolwiek.

-Jesteś zła?

No shit Sherlock.

-Jestem Rafał.

-Przepraszam, że się nie odzywałem..I przepraszam za to co napisałem po koncercie, myślałem..-urwał wpatrując się prosto w moje oczy.

O dziwo ani nie chce mi się płakać, ani nie jestem zła. Jestem wyczerpana. Zmęczona do granic możliwości.

-Przepraszam.- powtarza i zmniejsza dystans między nami.

Pragnę się do niego przytulić, a jednak duma każe mi stać w miejscu jak słup soli. Robi kolejny krok do przodu i obejmuje mnie czule. Uśmiecham się na ten gest. Jest mi relatywnie lepiej, nawet biorąc pod uwagę zepchniętą gdzieś głęboko myśl o ERE.

Chwytamy się za ręce i oboje z bananami na twarzy wracamy do towarzystwa. Wszyscy uśmiechają się na ten widok. Ludziom ulżyło, atmosfera się oczyściła.
Śpiewamy,tańczymy, pijemy. Tu się całujemy, tam się przytulamy, jeszcze gdzie indziej leżymy na sobie przysypiając. Ale to było takie puste, bezuczuciowe. Bardziej samotne, jak na to teraz patrzę. Jakbym macała się z nim przez ścianę?

Impreza trwa, a ja gorzknieję od środka. Wrze we mnie tyle myśli. Co z ERE? Pójdzie? Nie pójdzie? Co jeśli tak? Obiecałam coś sobie przecież, jeśli kiedykolwiek wybierze ją ponad mnie to odchodzę. Czy będę w stanie spełnić tą obietnicę?

Koło 1 w nocy przyjechał po nas ojczym Rafała. Zabrał mnie, Rafała i Karola by rozwieźć do domów. Na tylnim siedzeniu siedziałam z Karolem. Rozmawialiśmy przyciszonymi głosami.

-Powiedziałaś mu, że jutro jedziesz?

-Nie, a co to zmienia? Powiedziałby mi, że nie ma dla mnie czasu i poszedłby na ten koncert z Elką i tak!

-Justyna, masz mu powiedzieć.

-Karol do chuja, nie ma sensu! I tak go nie zatrzymam. I tak zrobi co będzie tylko chciał..

Karol wysiadł. Jechaliśmy w stronę mojego domu.

Nagle coś do mnie dotarło. Słowa Rafała z połowinek.

"Elka zawsze siedziała z tyłu sama, bo mi nie zależało [..]"

Siedziałam z tyłu sama.

Samochód zatrzymał się w mojej okolicy.

-Dziękuję, dobranoc.- pożegnałam się z ojczymem Rafała- Dobranoc Rafał.

-Pa.-rzucił nie wychodząc z auta.

Zrobiłam parę kroków do przodu i usłyszałam, jak odjeżdżają.

Pusta ulica, oświetlona jasnym pomarańczem lamp. Ja totalnie osłupiała, z tępym bólem w klatce piersiowej. Natychmiast pożałowałam, że się z nim godziłam.

Fakt, to mogło nic nie znaczyć. A z drugiej strony, takie rzeczy się zapamiętuje, a gdy później odbiega to od rzeczywistości powstaje problem- czy się tym przejmować, czy się nie przejmować?

Karol uspokajał w smsach.

"Słuchaj to nic takiego, to o niczym nie świadczy..A co do jutra, nie sądzę by był tak głupi by tam pójść za twoimi plecami"

Serio? A ja sądziłam, że był na tyle głupi, by spróbować mnie oszukać.

Zapomniał jednak, że już kilka razy mu się to nie udało. A ja i mój zmysł Sherlocka, wcale nie ułatwialiśmy mu zadania.

Jak wyglądała sobota?

Z samego rana wstałam i z ciężkim sercem spakowałam rzeczy na wyjazd. Dojechałam na działkę, zaczełam przydzieloną mi robotę. Gdzieś koło 12 niepokój zmienił się w złość. A jak rozładować złość? Przedźwignąć się nosząc o wiele za dużo drewna na raz. Brać się za ciężkie logi i turlać je ze złością w inne miejsce.
O 14 byłam już po wszystkim. Poszłam do domu na piętro, położyłam się i z wyczekiwaniem wpatrywałam w telefon. Nic. Zero odzewu.
Napisałam do Bugi.

>> Pls organizujcie coś, zaznaczcie obecność obowiązkową, błagam byle tylko tam nie poszedł.
<<Spokojnie Justa, ogarniemy temat.

Chwilę potem napisałam do Noemi.
>> Noemi, jeśli dziewczynom się nie uda go zatrzymać, pójdziesz na ERE go wypatrzyć? Czy z nią tam jest?
<<Jasne, pójdę, przy okazji mu przypierdole :D
>> Nie Noemi. Masz mu się nawet nie pokazać. Ja po prostu muszę wiedzieć czy tam z nią jest nic więcej.

Po jakimś czasie dostaję przeklejone słowa Rafała w wiadomości od Bugi.

"Poradzicie sobie beze mnie, umówiłem się na ERE już rok temu."

O kurwa, serio?
Czy to jakiś mało zabawny żart? Ukryta kamera? Mamy Cię dla ubogich? Znowu?
Wygrałam honorowego slapa po twarzy za naiwność?

Nie wiedział, że wyjechałam i zamierzał iść z nią na koncerty BEZE MNIE? BEZ ODEZWANIA SIĘ DO MNIE?

Starałam się uspokoić. Za cholerę nie mogłam.
Godzina 16 wybiła. O 17 zaczynał się event.
Nie mam mowy tak nie będzie.
Zamierzał mnie po prostu w sobotę olać i uznać, że skoro "nie wiem" to mu się to śliźnie?
To się grubo przeliczył.

>> Dziękuję za kolejny dzień olewania kochanie :) Miłej zabawy na koncercie z Elką.
<<Dopiero wstałem..

No jasne, tu też chciał kłamać? A o 14 to pewnie duch z Bugi rozmawiał. I duch komentował randomowe posty na fejsie (aktywność się wyświetlała, a jako że mi się nudziło to przeglądałam internety).

Dalej potoczyło się szybko. Wymiana zdań, jego wiadomość do mnie, że lepiej mi bez niego i miłej kontynuacji życia samej, moja zgryźliwość, że to jemu jest lepiej beze mnie co widać on daily basis..
Siedziałam zaryczana przed telefonem.

Prawda jednak jest taka, że gdybym mogła teraz przetransportować się w tamten okres strzeliłabym sobie samej w pysk.
Nie to nie, nie ma sensu się szarpać o osobę, dla której tak niewiele znaczysz! Ba, nawet nie to, że niewiele-w sumie nic, absolutnie nic nie znaczysz. Trzymał mnie w garści, sądząc wtedy całkiem słusznie, że się poddam i pozwolę mu na wszystko byle tylko mnie nie zostawiał. Czułam, że jeśli odejdzie to moje życie się zatrzyma. Nie dostrzegałam, że pozwalając mu wejść sobie na głowę, życie dla mnie i tak przystopowało. Bo tak naprawdę żyłam tylko w "szczęśliwych" momentach, a resztę przeczekiwałam.

Dodatkowo wtedy wszystko miałam jak na dłoni, nie chcąc się do tego przyznać. Wybrał ją. Wybrał ją, ponad mnie. Chociaż [śmiech] jakby na to spojrzeć inaczej to wybrał ją nie informując mnie o tym.

Nie mogłam sobie jednak dać tego przetłumaczyć. Rozum wrzeszczał, serce wyło, chlipało..Jedna wielka galareta.
Napisałam do Karola.
Karol zadzwonił do Rafała.

"No generalnie jest zły, ale powiedział że szkoda tego pół roku razem i nie chce końca."

Łał, co za szok.
Ale nie chciał końca.

Chcąc niechcąc, musiałam wyjawić wszystko rodzicom. W przeciągu godziny zebraliśmy się z działki i pognaliśmy z powrotem na Elbląg.

Noemi poszła na ERE, tak w razie gdyby jednak mnie okłamał i mimo wszystko tam poszedł. Nie było go tam jednak.

Osobiście czułam się jak po spotkaniu trzeciego stopnia z czołgiem. Niesmowicie mnie wszystko bolało, każdy mięsień, każda komórka ciała. O tyle lepiej, że już przestałam wyć jak dzikus. Łzy mi się skończyły.

O 21 umówiłam się z nim na starym mieście na rozmowę. Rozmowa, w zasadzie o niczym, teoretycznie miała cokolwiek ustalić, a wyszło zupełnie na odwrót.
Co tu było do ustalania? Że mnie ojebał? Że po raz kolejny postanowił zrzucić na mnie winę całkowicie?

Nogi miałam jak z waty, stres sięgał górnej granicy. Na skraju szaleństwa.
Szłam bulwarem i dostrzegłam go na ławce. Oczywiście, na TEJ ławce.
"Rafał i Elunia"
Czysty przypadek, czy wybrał ją specjalnie?

Siadłam obok, zachowując dystans. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Tak, ja nie miałam odwagi chociaż nie ja tu byłam winna!
To nie ja zamierzałam go okłamać.

Lecz zamiast postawić tym razem na swoim, położyłam uszy po sobie jak pies.

-Rafał..ja nie chcę końca-szepczę, wbijając sobie paznokcie w skórę, by się nie rozbeczeć.
-Ja też nie chcę-odpowiada.
Milczymy dłuższą chwilę. Wpatruję się w taflę wody przed nami. Do moich uszu docierają dźwięki koncertu.
-Dlaczego ty mi to robisz? Dlaczego po raz kolejny ona, dobrze wiesz jak to sie kończy. Dlaczego nic nie wiedziałam tylko musiałam się domyślać?
-Powiedziałaś, że nie chcesz wiedzieć że z nią piszę, czy się spotykam-odpowiada uśmiechając się.

Zatkało mnie. Raz, ze względu na absurdalność sytuacji, dwa przez jego postawę i trzy..czyli takich rzeczy mogło być więcej.
Czaszka mi pęka z bólu.

Przyjął swoją postawę obronną, to znaczy wymierzać we mnie moje własne obawy, słabości. Za cel ustawił sobie zranienie mnie do żywego.

Próbowałam. Próbowałam nie dać się złamać, nie pozwolić by mój głos nie drżał, by łzy nie leciały ciurkiem. Próbowałam na spokojnie przedstawić swoje stanowisko, podejść do tego jak najbardziej dyplomatycznie.
W pewnym momencie postanowiłam wyjść nawet ze swojej comfort zone.
Okej, skoro podobno każdy związek to kompromis to trzeba coś w końcu ustalić.

-Dobrze, skoro tak, to poznaj mnie z nią. Spotkajmy się we trójkę. Udowodnię sobie, że przesadzałam i nigdy więcej nie będzie tematu.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie. Bo to nie ma znaczenia.

No to rzeczywiście dużo mi to dało. W cholerę dużo.
Jak miałam z nim współpracować skoro wcale nie chciał?

-Nie będzie tak, że mi ustawisz z kim mam się zadawać, a z kim nie.
-A czy ja ci cokolwiek ustawiam? Fakt o nią się rzucam najbardziej i dobrze wiesz dlaczego, ale ty masz to gdzieś. Dominiki też nie trawię, Daniela, czy kiedykolwiek powiedziałam ci, że masz zerwać z nimi kontakt? Nie!
-Dominika to inna sprawa.
-No właśnie nie! To jest dokładnie ta sama sprawa.

Znowu zapada cisza. Jestem spięta.

-To co, to koniec?-pytam w końcu, wlepiając pusty wzrok w kostkę brukową.
-Nie chcę końca.-odpowiada cicho i milknie.

Czas na mnie.

-Muszę iść.
-Odwiozę cię.
-Nie dzięki. Nie chcę robić problemu.
-Nie robisz..
-Pojadę tramwajem- postanawiam.

Nie chcę spędzać z nim kolejnych, przepełnionych przygnębiającą ciszą chwil. Nie jest mi to potrzebne do życia. Ba, to tylko pogorszyłoby moją sytuację.

Idziemy przez stare miasto obok siebie. Milczymy. Tak bardzo pragnę złapać go za rękę, poczuć bliskość, cokolwiek co dałoby nadzieję, że to nie jest przekreślone na amen.
Napięcie ze mnie schodzi i nie mogę już powstrzymać płaczu. Przepływa przeze mnie ogromna fala goryczy.
W jednej chwili zalewam się łzami na środku chodnika.
Przystaję i zakrywam twarz rękami, starając się uspokoić.
Przytula mnie, najpierw bardzo mocno szepcząc "Nie płacz proszę", po czym jakby przypomniał sobie o tym, że powinien być wobec mnie obojętny, rozluźnia uścisk.
Ściska mnie w klatce piersiowej.

Chwilę później wsiadam do tramwaju.
Jadę do domu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top