Miłość czy coś ten tego tam
Well, pierwszą rzeczą wymagającą wyjaśnienia są moje udziwnienia życiowe.
Jestem osobą strasznie "kochliwą", zakochuję się szybko, mocno i niestety, najczęściej w niewłaściwych facetach.
Pierwszą przygodę z tym potworem w sobie przeżyłam w podstawówce.
Tak, wiem, wiem, co to za zakochanie, przecież to strasznie dziecinne, niedorosłe i na pewno nie to.
O jaaaa, przecież doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że to było gówniarskie strasznie, bezsensowne i nie należy tego definiować uczuciem. Ale jeśli nie nadasz temu nazwy to co to w sumie było?
Przemek był z równoległej klasy. W sumie nasze klasy, "a" i "d" nigdy się nie lubiły, dlatego nagła zmiana w naszych stosunkach w 6 klasie była czymś niezwykłym.
Przemek. Oj podobał się tej małej mnie bardzo, aczkolwiek nie chciałam nic z tym robić. Wstyd, nieśmiałość. A on zaczął rozmawiać ze mną, zagadywał, jechaliśmy razem do szkoły. Wszystko było cudownie, sielanka.
Do czasu.
Niektórzy wybitnie obserwowali moje poczynania wobec czego zaczęli dostrzegać zmiany w moim zachowaniu.
Kiedy ich przypuszczenia zaczęły się sprawdzać, podzielili się tym z Przemkiem.
I nagle Przemek ucichł. Przestał zagadywać. Przestał chętnie rozmawiać. Ewidentnie mnie unikał.
A ja? Kompletnie nieświadoma niczego wciąż i wciąż zastanawiałam się czemu ten imbecyl nagle przestał być.
Ohhh ależ oczywiście, że się dowiedziałam. Ja miałabym się nie dowiedzieć?
Ja miałam i mam uszy i oczy wszędzie, szpiegów zaufanych oraz ludzi, których trzeba było sprytnie podejść by wydobyć informacje.
(Cóż, właśnie poznaliście moje dwie cechy, spryt i skromność. )
Kiedy już dobrnęłam do sedna całej sytuacji, witki mi opadły.
Goddamn it co za ludzie, wtf. Łazić i paplać.
Okej można, ale z głową.
Chociaż w sumie to paplanie było zrobione pod publike, dla większej uciechy, by tylko coś się nie udało. Zawiść dzieciorów nie zna granic.
Otóż co poszło w eter? A no mianowicie iż go "kocham", "szaleję" i co to nie ja jeszcze robię.
Niewiele mogłam z tym zrobić. W sumie nie zrobiłam nic.
Szczerze mówiąc to nawet nie starałam się zaprzeczyć, po prostu zagubiony dziecior, z czymś nieokreślonym w łepku i tyle..
I w końcu po wielu tygodniach milczenia nadarzyła się sposobność by porozmawiać.
Wracaliśmy spokojnie do domu w milczeniu.
Do dzisiaj pamiętam to okropne uczucie, kiedy on był tak blisko a mimo to nic nie mówił.
I kiedy w końcu zebrałam się w sobie by coś powiedzieć, on odezwał się pierwszy.
- Dlaczego nic nie mówisz? Zawsze taka wesoła, rozgadana jesteś a teraz co hm ?
O. Mój. Boże.
-Aaa tak jakoś. Wiesz, koniec roku zaraz, już wakacjami żyję i zmęczona dzisiaj wyjątkowo jestem, niezbyt się wyspałam- potok wstrzymywanych słów wysypał się ze mnie ja lawina.
- Ah. A jedziesz gdzieś konkretnie?
-Niee na razie nie, rodzice coś tam szykują, ale nie za bardzo wiem co. Równie dobrze mogłabym wylądować znowu w lesie z harcerzami.- uśmiechnęłam się.
-Widziałaś tą akcję w szatni z tamtym chłopakiem?
-Nie, a co się stało?
-Zgubił worek z butami i płakał, szatniarka z nim siedziała.
-Biedny...
Dobra moment, stop.
Zastanawiacie się pewnie nad jedną rzeczą. A mianowicie jak to się stało, że pamiętam o czym rozmawialiśmy.
Ja pamiętam WSZYSTKO. Znaczy się, wszystko co jest mało ważne, bezużyteczne i należałoby o tym zapominać. A jednak nie, moge zachować w pamięci bezwartościowe słowa kogoś kto się nigdy nie pojawi w moim życiu więcej, a nie potrafię zapamiętać po co wychodzę z pokoju do kuchni.
Szliśmy więc, noga za nogą, rozmawiając o szkole, o ludziach. O niczym konkretnym.
Kolejne tygodnie minęły spokojnie, rok szkolny przepłynął. Czerwcowe powietrze nabierało ciepła by oficjalnie otworzyć sezon letni.
W myślach wracałam do chłopca, którego już nigdy miałam nie zobaczyć.
Nawet nie zdawałam sobie wtedy sprawy, jak bardzo byłam w błędzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top