Dzień dobry, wszyscy umrzemy
Rudy wychyla głowę z pokoju, z fajką w zębach.
Ja stoję i ryczę, wyglądam jak dziesięć nieszczęść. Widząc go, odwracam się szybko tyłem, łudząc się, że nie zauważył.
-Jeszcze będzie lepiej- mówi- to tylko głupi frajer.
Dosiada się obok mnie na parapecie i spala papierosa nie mówiąc nic więcej.
Jest druga w nocy, jaki jest sens kładzenia się spać? Jeśli teraz się położę będzie to oznaczało, że faktycznie zamknęłam ten temat. Dzień się skończy, a postanowień trzeba się będzie trzymać.
Może zacznij od zablokowania go wszędzie już teraz?
Nie, teraz już nie. Teraz muszę się położyć. Muszę zasnąć. Odpocząć.
Błąd.
Dzwoni do mnie z samego rana. Wyrwana ze snu, zdezorientowana odbieram.
-Halo?
-Odebrałaś..
Przytomnieję i nie wiem co na to odpowiedzieć. Zaczynam swój dzień od agresji. Świetnie.
-Powiedziałam ci wczoraj, dzisiaj ci powtórzę, nie chcę cię w swoim życiu. Nie dzwoń do mnie.
Wyłączam telefon i twarz wciskam w poduszkę, próbując zatrzymać toczący się przez moje ciało płacz.
****
-Stara, ja myślę, że on cię kochał. Tylko się pogubił.
-Olka, poważnie? Jak można się tak "pogubić"?
-Bo ja wiem? Mnie pytasz?
Odgarniam włosy z czoła i podaję jej piłkę, którą ona rzuca do kosza.
-Słuchaj, to wszystko jest dziwne od początku, Asia i ta wiadomość, teraz to wszystko..to wygląda na jakiś dziwny zakład z kumplami. Nie udało się z jedną, to poszedł w drugą. Założyli się o jakieś gumy kulki czy inne rzeczy z czipsów jak gówniarze..
-Justyna! Nie przesadzasz? Od razu tworzysz teorie spiskowe, a to wszystko może być dziesięć razy prostsze. Chcesz sobie dosrać do i tak chujowego samopoczucia tak dla zasady czy co?
Zaciskam usta. Poniekąd ma rację, mam tendencję do dosrywania sobie w momentach, gdy czuję się źle.
Reszta zajęć mija na podawaniu sobie piłki w milczeniu.
Z szatni wychodzę pierwsza i postanawiam iść specjalnie dłuższą trasą przez park.
Telefon zaczyna wibrować i wtedy to się dzieje po raz pierwszy.
Mam wrażenie jakby całe powietrze ze mnie uchodziło, a niebo spadało mi na głowę. Wszystko zwolniło, ja stoję w miejscu i się duszę. Serce tłucze się głośno w klatce piersiowej. Muszę się podeprzeć o drzewo zanim rzeczywistość mnie zgniecie.
Żołądek podjeżdża mi do gardła, a mną targają torsje.
Mam pierwszy w życiu atak paniki i od tamtego punktu, zostają ze mną do dnia dzisiejszego.
Kolejny atak paniki przychodzi podczas zajęć. Znowu dzwoni.
Wychodzę z sali na sztywnych nogach, zamykam się w łazience starając się uspokoić. Co się ze mną dzieje? Nie rozumiem swojej reakcji.
Dudni mi w uszach.
****
Im częstsze ataki tym coraz większa chęć by uciec od siebie. Wygryźć drogę na zewnątrz ze swojej własnej głowy.
Przestałam jeść; nie była to forma protestu, a środek zapobiegawczy- istniało ryzyko, że przy następnym ataku i tak wszystko zwrócę.
Desperacko potrzebuję odbicia. Kogoś, czegoś co zajmie mi głowę; sposobu by nie zostać sam na sam z własnymi myślami.
Na pomoc przychodzi Asia i jej nowy znajomy- Ozin.
Dostaję adres tsa i zaczynam tam wchodzić.
Początkowo siedzę na jakimś kanale sama. Nie ciągnie mnie do poznania bliżej Ozina i jego kumpli, nie ciągnie mnie do niczego. Ozin natomiast nie może wyzbyć się swojej ciekawości- dlaczego ta randomowa typiara godzinami przesiaduje sama na tsie? Zaczyna do mnie wbijać, stopniowo wyrywając mnie ze swojej głowy. Gramy razem rozmawiając przy tym o wszystkim. Mam przeczucie, że jeśli otworzę się przed nim to zyskam przyjaciela. Postanawiam spróbować.
-I ty się jeszcze zastanawiasz czy go blokować???Dziewczyno błagam cię!!
Telefon wibruje.
Ledwo oddycham.
-Ja..ja sobie zrobię prezent słuchaj. Ja sobie zrobię prezent na urodziny i jej wszystko wyślę..
-Po co? Znaczy wiesz, ja to rozumiem poniekąd, ale sama sobie robisz dziure w brzuchu.
-A dlaczego ja jako jedyna mam być poszkodowana? Dlaczego on ma prawo wchodzić mi w życie z butami, poprzestawiać wszystko i potem jeszcze..gdzie tu jest sprawiedliwość? Jemu się w życiu NIC nie zmieniło, zupełnie NIC.
-Słuchaj, zrobisz jak zechcesz. Uważam mimo wszystko, że lepiej by było dla Ciebie gdybyś go po prostu spuściła na drzewo.
Noemi podzielała zdanie Ozina.
-Franko, znowu ustawiasz sobie nieistniejące terminy na coś co powinnaś uciąć od razu.
A ja już podjęłam decyzję. Trzymam się jej kurczowo, jak tonący brzytwy. Podświadomie wiem, że ta cała Julia wcale mi nie musi wierzyć, ba z pewnością nie uwierzy nawet z przedstawionymi dowodami. Zasieje to tylko w niej wątpliwość, czy jej związek jest na pewno tak realny jak jej się wydaje. Przez tą wątpliwość zrobi mu piekło i to nie ja od niego, a on ode mnie będzie się odcinał.
****
Gdy nadchodzą moje urodziny czuję się nieobecna.
Przed samym wyjściem z akademika mój telefon zaczyna wibrować.
-Halo?
-Już myślałem, że znowu nie odbierzesz....wszystkiego najlepszego, kocham Cię bardzo Justynko..
-Dzięki, ale naprawdę skończ pierdolić głupoty.
-Czemu ty taka jesteś? Czemu nie potrafisz zrozumieć, że kocham tylko Ciebie?
Odpowiadam mu prychnięciem.
-Czemu traktujesz mnie jak debilkę? Od samego początku? Przyznaję jestem debilką w pewnym stopniu, ale nie wmawiaj mi proszę, agresywnej głupoty! Raz! Raz się można nabrać! Jak długo jeszcze będziesz brnął w to kłamstwo? Mleko już się rozlało, sprawa jest odgórnie przesądzona i zamknięta!
-Nie jest zamknięta! Nie pozwolę Ci zniknąć, bo Cię kocham kiedy to do Ciebie dotrze?!
-Kiedy świnie zaczną latać!- ryczę z wściekłością do słuchawki wzbudzając niemałe zainteresowanie przechodniów.
Rozłączam się.
Czy ja tak dużo wymagam? Ja już nic nie chcę od niego, ja chcę świętego spokoju! Chcę kilku dni, tygodni na to, by na spokojnie sobie samej podłubać w tej dziurze w brzuchu, jego pomocy w tym nie potrzebuję, dziękuję bardzo.
Reszta dnia minęła mi bardzo szybko, przybliżając mi coraz bardziej wykonanie mojego "prezentu".
Zanim jednak zabrałam się za to, postawiłam wpierw na swój spokój umysłowy. Zrobiłam kawę, chwyciłam papierosy i powędrowałam na korytarz.
Gdy wygodnie usadowiłam się na parapecie i odpaliłam fajkę, z pokoju po prawej wysunęła się głowa. Głowa oczywiście miała właściciela, którym był Michał. Raczej dziwny koleś, wychodził czasem zapalić razem z mną Ojcem i Rudym. Czasem zostawał chwilę dłużej porozmawiać, ale czasu z nami nie spędzał. Artysta chyba, ewentualnie aspirujący do bycia odbieranym jako wielce oczytany i artystyczny co w gruncie rzeczy nie jest złe, jemu natomiast nadawało to vibe strasznego snoba.
Kiwnęłam do niego głową na powitanie i już miałam odwracać głowę, gdy wychylił się cały. W świeżo wyprasowanej koszuli..z torbą prezentową.
Co to znowu za cyrk?
Zaraz, czekaj, stop, wstrzymajcie konie! Skąd u diabła wiedział kiedy mam urodziny?
Obejmuje mnie nieśmiało i składa mi życzenia.
Siedzę na tym parapecie jak ten debil, z fajką w zębach, z jego ramieniem oplecionym w mojej talii, gdy na korytarz wychodzi Ojciec.
Wybawienie.
-Blondi! Masz urodziny?
-Ano..
-To wszystkiego najlepszego!
Po chwili dołącza do nas Marlena i Rudy. Otwieramy wino i puszczamy je w obieg.
Miło jest nie myśleć, miło jest zatrzymać czas w głowie na moment, miło jest pić wino i podtapiać to co uparcie jest na wierzchu. Miło jest patrzeć na Rudego, który usilnie stara się mnie rozbawić. Ogólnie Rudy jest miły...
Wplatam palce w jego włosy. Uśmiecha się dziwnie, ale nie zgłasza sprzeciwu.
Wchodząc do pokoju kilka godzin później, czuję ból w klatce piersiowej; jakbym przez cały czas wstrzymywała oddech. Powietrze boleśnie rozsadza mi płuca, gdy kładę się w końcu do łóżka.
Nie mogę zasnąć.
Nie mogę się też zmusić do wysłania jej wszystkich screenów. Cofa mi się zawartość żołądka na samą myśl, że mam to zrobić.
Wstaję, narzucam szlafrok i po cichu wychodzę na korytarz. Niemal zderzam się z Romanem pod drzwiami.
-Ty nie śpisz?
Kręcę głową przecząco i już mam go ominąć gdy odzywa się znowu.
-Chcesz porozmawiać?-pyta, chociaż w jego ustach brzmi to trochę jak stwierdzenie.
I tak nie śpię, równie dobrze mogę pomyśleć na głos.
Wysłuchuje mojego monologu na spokojnie zmywając naczynia. Zatrzymuje się w pół talerza gdy docieram do punktu wysłania jej zdjęć.
-A ty się nie boisz, że będziesz tą złą?
-Jaką znowu złą Roman?
-No wiesz, tą która rozbija no?
Rzucam mu ciężkie spojrzenie.
-Poważnie? To ma być moje zmartwienie? Przecież pakując się w tę historię, znając prawdę, można to tak ująć, że z pełną odpowiedzialnością jestem tą złą.
-Noo nie bardzo. Nie powiedział ci, więc tak od początku to nie.
-A to nie, to jasne skoro mi nie powiedział to mogę udawać debilkę-rzucam kwaśno.
-Nie rozumiesz mnie..dla kogo ty to robisz? Dla niej czy dla siebie?
-Oczywiście,że głównie dla siebie!
-O to to! I wyjdziesz na tą złą!
Trzymaną w dłoni ścierkę do naczyń rzucam z wściekłością o blat.
-Roman, a ty byś tak mógł? Być podeptanym w ten sposób i pozwolić mu żyć dalej tak jak żył? Bezpiecznie? Dlaczego to ja mam być znowu..dlaczego to tylko ja mam się tym truć? Dlaczego on ma sobie wieść życie takie jak do tej pory, wracać do mnie non stop z pustymi frazesami, a potem iść do niej jak gdyby nigdy nic?! Dlaczego wiecznie to tylko JA mam nadstawiać policzek, a gdy plują uśmiechać się ładnie i mówić, że deszcz pada?!
Roman patrzy na mnie w ciszy, ewidentnie przeczekując mój wybuch agresji.
-Nie będzie tak..nie zezwalam na spokojne życie i torturowanie mnie w systemie ratalnym. A ona..ona mnie guzik obchodzi! Niech wie, że jej życie nie jest takie hop siup, a człowiek z którym jest nie jest do końca tym, za jakiego go ma.
-Uwierzy ci?
Ładuję ręce w kieszenie szlafroka.
-Nie.
-Więc po co?
-Dla mojego świętego spokoju.-odpowiadam cicho i zanim zdąży zapytać co to oznacza wychodzę z kuchni.
Tuż przed zaśnięciem komponuję wiadomość do niej z fake konta na instagramie i wysyłam.
Niech się dzieje co chce.
*****
-Odczytała?-pyta Olka po niecałym tygodniu od wysłania wiadomości.
Jak na zawołanie mój telefon zaczyna wibrować.
-Jak widać nie- odpowiadam spokojnie, pokazując jej ekran.
-Naprawdę sądzisz, że jeśli odczyta to zrobi mu taką jazdę, że się przestanie odzywać?
Uśmiecham się do niej.
-A ty, będąc w jej wieku, byś nie zrobiła takiej jazdy, nie weszłaby regularna kontrola?
Wzrusza ramionami, ale po twarzy widzę że mam rację.
*****
Umawiamy się z Olkami na picie u nich 3 grudnia. Nie chcę nocować. Potrzebuję wrócić do akademika i rano obudzić się z kacem przeżyć to w samotności.
Próbują mnie namówić, ale stawiam się okoniem.
Spiłyśmy się we trzy jak ostatnie szpadle. W trakcie gdy stawiałam się do pionu zadzwonił mój telefon. Hanys?
-Hal..*hik* o?
-No cześć Justynka!
-Hanys?
-Ja żem Cię tak dawno nie słyszał, że pomyślałem, że zadzwonie do Ciebie!
-Mmmh *hik* wiesz co to nie jest najlepsza pora na *hik* rozmowę..
-No słyszę, że jesteś nie w stanie- śmieje się-dobrze, to jutro zadzwonię i pogadamy!
Dziewczyny patrzą na mnie pytająco.
-Koleś..w sensie kumpel Pata..w sensie może nie kumpel, ale po zerwaniu z Patem on z nim dużo grał i czasu spędzał to ja nie wiem co on tak jak filip z *hik*...filip..-nie dokańczam, bo myśli odpłynęły mi w stronę tego cholernego imienia, a palce same zaczęły przesuwać się po ekranie.
-NIEEEE!- ryknęła Mała Olka i runęła na mnie z całej siły wytrącając mi telefon z dłoni.
Impet z początku mnie ogłusza. Stłumione przez alkohol bodźce z otoczenia docierają do mnie wolniej niż zazwyczaj, więc dopiero po chwili czuję ból.
Olka złazi ze mnie z jękiem.
-Nie dzwoń głupia babo..- duka w powietrze.
-Nie zadzwonię! Obiecuję.
Wyjście od nich na mroźne powietrze stawia mnie bardziej na nogi. Odzyskuję jasność umysłu i wszystko nagle staje się jasne.
Przecież to oczywiste!
Wiadomości na instagramie były rzeczą nową, one dopiero raczkowały! Oznaczało to w dużym skrócie, że ja nie obserwując jej z mojego fake konta, a ona nie obserwując mnie, nie dostała powiadomienia o wiadomości! Musiałaby wejść w skrzynkę, by wyświetliła się jej moja wiadomość, a to oznaczało, że kompletnie z niej nie korzysta...
Na szybko weszłam na fake konto i pod pierwszym zdjęciem z brzegu zostawiłam jej komentarz "Zajrzyj w wiadomości".
*****
Rozmawialiście kiedyś z osobą bezdennie głupią? Taką, która ubiera lewy but na prawą, a prawy na lewą i się debilnie upiera, że to ty jesteś całe życie w błędzie? Taką, która nawet jak usłyszy w dobre argumenty, założy nawet te buty tak jak to powinno wyglądać, ale w życiu się nie przyzna do błędu w swoim myśleniu? Desperacko się przy tym zatnie...
Taka była Julia.
Wysyłając screeny, napisałam jej również kilka słów od siebie. Napisałam jej, że nie chcę by odebrała to jako atak na siebie, że ja to wysyłam, bo mi jest źle, a nic nie znaczyłam, natomiast on ją robi w jajo totalne i marnuje nam obu czas.
"JA JESTEM Z NIM SZCZĘŚLIWA I BĘDĘ NIE ZEPSUJESZ MI TEGO"
I tak osiągnęłam to co chciałam. Wzbudziłam w niej wątpliwość, która zaowocowała tym, że zniknął z mojego życia.
Telefon upiornie milczał, social media nie istniały, na steamie również pustka.
I miało mi to niby pomóc, a teraz bez tego miałam wrażenie, że tonę.
Nie Justynko. Nie toniesz. To chwilowe. Nic się nie dzieje. Tak miało być i tak jest dla Ciebie lepiej. Tak jest dla Ciebie lepiej. Powtarzaj to sobie.
Więc powtarzam to sobie, zanosząc się żałosnym płaczem, dzień po dniu.
******
-On wróci mówię Ci.
Przestaję dłubać widelcem w misce i podnoszę wzrok na Sierściucha.
-Grozisz mi?- odpowiadam siląc się na żartobliwy ton.
Odchyla się do tyłu na krześle.
-Informuję. Wróci, jak tamta przestanie go pilnować.
Mówił dokładnie to o czym myślałam. Czego się też trochę obawiałam, a co było tak naprawdę w bliżej lub dalej nieokreślonej przyszłości.
Widmo, które gdzieś tam ciągle się czaiło za plecami.
Jeśli miałabym wybrać jedną rzecz, którą Rafał zrobił dobrze, to byłoby to zerwanie. Raz, a porządnie. Jak plaster oderwać. Okazał mi tym nadwyraz duże miłosierdzie i oszczędził resztkę nerwów, które mi wtedy zostały.
Odsuwam miskę od siebie.
-Chcesz? Ja nie mogę.
-Żryj, przecież ty nic nie jesz!
-Nie chcę..
-Nawet nie chcę słuchać tego, że nie jesteś głodna! Masz jeść i chuj- mówi z naciskiem i podsuwa mi miskę z powrotem.
Wzdycham głęboko i zabieram się za dalsze dłubanie.
******
Nie wiem skąd, ale wstępuje we mnie niespodziewanie energia w niedzielny poranek. Nie mogę tak trwać w kuckach skulona przed światem! Pora się porządnie otrząsnąć i posprzątać. Cholera co za syf..
Poruszam się po pokoju jak w amoku, sprzątając bałagan, wynosząc rzeczy do pozmywania, robię pranie za praniem, układam na półkach, składam ciuchy, prasuję.
Marcelina obserwuje mnie delikatnie zdumiona.
-Dobrze..?
-Zajebiście- odpowiadam i z hukiem odstawiam kubek z kawą na blat.
Sprawdzam telefon po raz pierwszy od kilku godzin. Czeka na mnie jedna zaskakująca wiadomość.
Jacek.
Tak, ten Jacek z Badoo, ten Jacek, który przypominał Kamila, ten Jacek, z którym nic nigdy nie wyszło.
Marszczę brwi.
>>Słuchaj, ja bym Cię chciał przeprosić.
<<Za co? Przecież nie masz mnie za co przepraszać?
>>Za to, że się do Ciebie po tej randce już nie odezwałem. Nawaliłem na całej linii, nie dałem temu szansy się rozwinąć..
<<Ale naprawdę, nie masz za co przepraszać!
>> Słuchaj daj mi szansę to naprawić! Druga randka, co ty na to?
<<W porządku, nie mam nic przeciwko.
>>Kiedy masz czas?
Druga randka po niemal roku..
Nie wiem kto był bardziej zdesperowany on czy ja.
Umówiliśmy się na czwartek po 17.
*****
W czwartek rano przed zajęciami, na korytarzu złapałam się z Rudym.
-Randkę mam dzisiaj!- oznajmia dumnie puszczając do mnie oczko.
-No co ty? Ja też- odpowiadam uśmiechając się szeroko.
-Dobra, to się jutro umawiamy. Zrobisz naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz-mówi sloganem z reklamy i oboje wybuchamy śmiechem.
*****
Jadę tramwajem i jestem zestresowana. Na to wszystko dostałam okres więc ogólnie jestem bombą zegarową czekającą na wybuch.
Wiem, że nie czeka na mnie na przystanku, chociaż tyle dobrego. Muszę nabrać bardzo dużego oddechu, bo najbliższe godziny spędzę na jego wstrzymywaniu.
Wysiadam na przystanku i kieruję się w stronę przejścia.
Jeszcze masz szansę obrócić się na pięcie, wsiąść w powrotny i wrócić do domu.
Przechodzę na drugą stronę ulicy i wchodzę w uliczkę między blokami.
Nie docieram nawet do końca uliczki, gdy z cienia wyłania się Jacek.
-Hej- mówi i przytula mnie na powitanie.
Zaskoczona stoję jak słup soli.
-Nie spodziewałaś się co?
-Hej..no, nie spodziewałam się. Nie mówiłeś, że po mnie wyjdziesz!
-Chciałem Cię zaskoczyć.
-To Ci się udało- mamroczę.
Niby go już znam. Niby tę pierwszą randkę mamy już za sobą, niby to nie powinno być tak napięte jak struna; inaczej, to ja nie powinnam być tak napięta jak struna. Jego stres nie zżerał w najmniejszym stopniu, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Zrobił mi herbatę i wybrał film. Litewski. Podobno dobry, ale przyznam się szczerze nic z niego nie pamiętam zupełnie. Moja uwaga była rozproszona po całym pomieszczeniu, bo czułam jego wzrok na sobie od samego początku. Małe zaszczute zwierzątko, które jest obserwowane przez drapieżcę z niebezpiecznie bliskiej odległości.
Kąciki ust mi drgały, coraz bardziej wykrzywiając się w uśmiech.
-Kurwa mać- szepcze i nim zdąże zareagować, jednym zdecydowanym ruchem łapie mnie za podbródek przysuwając swoją twarz do mojej.
Całujemy się dłuższą chwilę, po czym on nagle odsuwa się ode mnie gwałtownie.
-Całować się z Tobą to przyjemność..
Nie wiem co na to odpowiedzieć więc milczę gapiąc się na niego głupawo.
Nie mówiąc już nic więcej zaczyna się do mnie bezczelnie dobierać.
Stopuję go w przedbiegach.
-Stop. Nie mogę.
-Czemu?
Miałam milion powodów dlaczego nie, głównym był oczywiście okres. Razem z tymi przeciw, w głowie jednak miałam również te nieszczęsne, migoczące w tle "za", do których niechętnie chciałam się przyznać.
-Mam okres.
-Nie..żartujesz?
Kręcę głową coraz bardziej rozbawiona.
Nie ma co sobie oczu mydlić oboje wiedzieliśmy co tak naprawdę ta randka miała na celu. Ja się jeszcze mogłam łudzić, mamić jakimiś pustymi frazesami podsuwanymi mi pod nos o jakiejś drugiej szansie, błędach...ale rzeczywistość była jaka była.
Atmosfera trochę siadła, co wywołało u mnie parsknięcie śmiechem.
Zmarszczył brwi i położył się obok mnie.
Wodził palcami po mojej szyi, ramionach, brzuchu, by chwilę później zasypać te same miejsca całusami. Zostawił mi na szyi ogromne malinki.
-Ja wiem czego ty potrzebujesz..-mruczy mi w skórę.
Oho, to będzie dobre.
-Jesteś jak..biała, niezapisana kartka, która potrzebuje ciepła, bliskości żeby zacząć tą kartkę zapisywać, otwierać się na świat..
O cholera, ale mu peron odjechał grubo!
Jaka kartka, jaka niezapisana, pijany czy jak? Ledwo udaje mi się powstrzymać wybuch śmiechu.
Jego dalsza myśl zostaje ucięta przez dzwoniący telefon.
Podnosi się by odebrać, a ja wykorzystuję ten moment by naciągnąć na siebie z powrotem koszulkę.
-Um..teraz? Tak zaraz?Dobra, to czekam.
Rzucam mu pytające spojrzenie.
-Moi znajomi zaraz tu będą..-mówi niepewnym tonem, a ja pojmuję aluzję.
-Jasne- odpowiadam i w pośpiechu zbieram swoje rzeczy.
Obserwuje moje ruchy w milczeniu, po minie wnoszę, że mimo wszystko wolałby inaczej to rozegrać. Osobiście mi jest wszystko jedno.
-Przepraszam głupio wyszło- odzywa się w końcu, gdy stoję w przedpokoju zakładając płaszcz.
Wymuszam uśmiech.
Boże, jestem zmęczona.
Podchodzi bliżej i ujmuje moją twarz w swoje dłonie.
-Obiecaj, że wrócisz-szepcze patrząc mi prosto w oczy.
-Wrócę- kłamstwo spływa mi po języku z lekkością.
Całuje mnie i w tym momencie dzwoni domofon.
Odrywam się od niego otwieram drzwi i zbiegam na dół. Na parterze mijam się z grupą nieznanych mi osób- zakładam, że to ci znajomi.
Podmuch mroźnego pwietrza niemal ścina mnie z nóg. Dzwonię do Olki.
-I jak?
-Za 40 minut będę u Ciebie z winem, wszystko ci opowiem!
******
Oglądam się w lustrze.
Mam wrażenie, że w ciągu jednego wieczoru postarzałam się o kolejne 10 lat.
"Obiecaj, że wrócisz"
Co to za jakiś szantaż? Co to za jakaś obietnica, wymuszenie, guilt trip za to, że dzisiaj nic nie wyszło?
Potrząsam głową gwałtownie odsuwając od siebie myśli.
Nie chce mi się spać mimo późnej pory. Postanawiam posiedzieć na oknie;
uzbrojona w szlafrok, słuchawki i fajki wędruję na korytarz.
Oparta łokciami o parapet patrzę się tępo przed siebie. Nagle czuję czyjś niespodziewany dotyk na mojej łydce. Zimny prąd przechodzi przez moje ciało, odwracam się zaskoczona i staję twarzą w twarz z wyszczerzonym Rudym.
-Hej- mówię, ściągając słuchawki- Jak randka?
Wskakuje na parapet i odpala papierosa.
-A weź daj spokój! W ostatniej chwili okazało się, że zabiera ze sobą koleżankę więc musiałem zadzwonić po kumpli. Obie okazały się tak okropnie NUDNE, że się zerwaliśmy w pewnym momencie i poszliśmy do baru na szoty..a Twoja?
Opowiadam mu krótko co się działo, na dowód odsłaniając szyję pokrytą malinkami.
-I co? Wrócisz jak obiecałaś?- pyta, patrząc na mnie bardzo uważnie.
-W życiu-odpowiadam i również spoglądam na niego.
Sekundy nagle rozciągnęły się w czasie.
Rudy jest fajny.
-Ja się idę położyć, bo już mi się siedzieć nie chce. Idziesz jeszcze pogadać?- rzuca do mnie schodząc z parapetu.
Rudy jest fajny.
-Jasne-odpowiadam i daję się zaprowadzić do środka za rękę.
Rudy zamyka drzwi na klucz.
******
Gdy w końcu kładę się spać jest już prawie rano.
Na wyrzuty sumienia będzie jeszcze czas, spokojnie.
*******
Wyrzuty przychodzą zaskakująco szybko.
Mijam się z Rudym na korytarzu. Nie mówi mi "cześć", na mój widok opuszcza nisko głowę i szybko znika w pokoju.
Stoję osłupiona jego zachowaniem.
Naprawdę? Teraz będziemy udawać, że się nawet nie znamy?
Stało się, trudno, decyzje zostały podjęte zeszłego wieczoru i ich nie odwrócę. Nie musimy z siebie robić pary, ale chociaż rozmawiać jak ludzie to chyba można?
Budzi się we mnie delikatna agresja, która trwa do wieczora, gdy zderzam się z nim w pokoju Ojca.
Rzuca mi spłoszone spojrzenie, mamrocze cześć pod nosem i po chwili nieznośnej dla niego ciszy ewakuuje się do siebie.
Ojciec patrzy na mnie przekrwionymi od zielska oczami i podaje mi bongo.
-Zauważyłaś, że Rudy ma postrzał na szyi?
Krztuszę się lekko.
-Co ma?
-Malinkę.
Wypuszczam dym z płuc.
-Ode mnie.
-CO?- zanosi się śmiechem- To dlatego się tak nagle stąd zmył?
Obdarzam go ciężkim spojrzeniem.
-Nie wierzę, Blondi i Rudy!
-Cicho bądź! Poza tym nie wydarzyło się to o czym myślisz!
-Ale COŚ było?
-Tak. I już zaczynam żałować biorąc pod uwagę, że zamiast rozmawiać normalnie to teraz ucieka na sam mój widok.
-Ale jak to się w ogóle stało?
- Jak, jak..a jak dzieją się takie rzeczy?
-Pijani byliście?
-On tak. Ja nie aż tak.
Zapada cisza, a ja zamykam oczy na chwilę, zapadając się troszkę mocniej w narkotyczny stan.
-On Ci się podoba?-ciszę przerywa niespodziewane pytanie Ojca.
-Mhm- mruczę, nie otwierając oczu- ale i tak bym nie chciała z nim być.
*******
Jacek wypisuje do mnie niemal codziennie od naszego spotkania. Cały czas naciska na kolejną "randkę". Cały czas znajduję dobre wymówki.
Gdy któregoś wieczoru dzwoni orientuję się, że nie mamy sobie nic do powiedzenia. Nie jest osobą, której chciałabym opowiedzieć swój dzień. Nie jest osobą, której cokolwiek chciałabym powiedzieć. Nie jest Filipem.
To nie jest ten sam telefon, nie jest Filipem. Ta myśl paraliżuje mnie w pół słowa. Jezu, on nie jest Filipem! O to w tym wszystkim chodzi!
Ozin stara się zrozumieć moje rozterki, jednak nie przychodzi mu to łatwo. Dla niego wszystko jest jasne, sprawa zamknięta i niepotrzebne jest to całe drążenie tematu. Według niego powinnam iść dalej, żyć, korzystać.
-Słuchaj, ty się sama do tego kolesia zrażasz! Odcinasz sobie drogę do tej znajomości z pełną świadomością! Bo nie jest NIM. Kurde, dziewczyno NIKT nim nie będzie i bardzo dobrze!
Umawiamy się, że przyjedzie do mnie na Sylwestra do Torunia. Nie chciałam być sama, a on i tak nie miał nic do roboty.
*****
Ostatni dzień w akademiku przed świętami. Od rana jestem już spakowana, autobus jednak mam dopiero po południu. Siedzę na oknie z kubkiem kawy rozmawiając z Ojcem, który właśnie zaczyna się pakować.
Niespodziewanie obok mnie dosiada się Rudy.
Ojciec rzuca mi tylko znaczące spojrzenie i wraca do pakowania ubrań.
-Ja wam puszczę co znalazłem ostatnio, bo to jest taka perełka, że masakra- mówi Rudy i wyciąga swój telefon z kieszeni. Łączy się w sekundę z głośnikiem przyczepionym do paska jego plecaka i chwilę pózniej korytarz wypełniają pierwsze dźwięki muzyki.
When will I see you, see you, see you again?
Uśmiecham się do niego, a on po raz pierwszy od dwóch tygodni uśmiecha się do mnie.
Oboje bujamy się w rytm muzyki.
-Cholera! Zaraz się spóźnię!- zrywa się nagle na równe nogi- Do zobaczenia po świętach- mówi i przytula mnie mocno.
-Do zobaczenia po świętach-odpowiadam, gdy jest już na schodach, wiedząc że mnie nie usłyszy.
Ojciec udaje, że nic nie widział.
Jestem mu za to wdzięczna.
When will I see you, see you, see you again?
********
-Po tych wszystkich Twoich typach, nie wierzę, NIE UWIERZĘ, że ten Ozin przyjeżdża do Ciebie jako KUMPEL. Na bank się przeruchacie, a jak nie to chociaż przeliżecie!
-Sierściuch, kurwa, czy ja nie mogę mieć KUMPLA? Ty chyba nim jesteś, a żeśmy się ani nie przeruchali ani nie pocałowali!
-Bo ty to ty. I ja to ja. To co innego.
Zaczynam się śmiać.
-To jest to samo!
-Dobra, rób co chcesz, ale pamiętaj, że Cię ostrzegałem.
Nie był jedyną osobą, która myślała identycznie. Obie Olki podzielały jego zdanie.
******
Wracając po świętach do niemal pustego akademika całe napięcie ze mnie uszło. Nie musiałam dłużej udawać, że wszystko jest super, że ja się czuję super. Ledwo zamknęłam za sobą drzwi od pokoju, a łzy leciały mi już strumieniami.
Siadłam na podłodze na samym środku i wyłam.
Wyłam, bo serce mi się rwało do Filipa. Wyłam, bo wiedziałam, że co by się nie działo nie mogę ponownie otworzyć tego etapu ponownie.
Wyłam, bo Elbląg wyciągnął ze mnie wszelkie siły psychiczne i znowu poczułam się jak te dwa lata temu-leżąc na podłodze swojego pokoju i wyjąc bezgłośnie za kolesiem, którego to gówno obchodziło.
Muszę to jakoś przeżyć, chryste panie, muszę to przeżyć.
******
Nie ma we mnie cienia stresu w Sylwestrowy poranek, nawet mimo myśli, że przecież widzieć się będę z Ozinem po raz pierwszy w życiu. Nie ma we mnie cienia strachu o tą groźbę Sierściucha; mam w sobie niewyjaśnione pokłady wiary.
Ozin wynajął pokój w motelu na obrzeżach Torunia, bo tylko tam zostało się miejsce. Po skończonej pracy miał przyjechać po mnie- mieliśmy pojechać tam, posiedzieć do północy, obejrzeć fajerwerki i miałam wrócić do akademika.
Tylko, że nie wróciłam.
Ozin był gadułą straszną, nawet gorszą ode mnie. Przegadaliśmy całą noc do rana pijąc wino i kątem oka oglądając Sylwestra z Polsatem.
-Słuchaj jest już tak późno, że bez sensu żebyś wracała do akademika. Prześpimy się kilka godzin i odwiozę Cię, okej?
-Okej-odpowiadam.
Próbuje mnie wsadzić do łóżka, samemu robiąc sobie posłanie na podłodze. Nie zgadzam się na to i w ramach protestu kładę się na podłodze obok niego.
Nie wiem dlaczego, ale uznaję to za dobry moment wieczoru, by się zacząć rozklejać jak stara podeszwa.
-Ozin ja..tak strasznie mi go brakuje..- szepczę, wkładając mnóstwo siły w to by się nie rozbeczeć.
-Wiem mała..wiem.- odpowiada i przyciąga mnie do siebie.
Zasypiamy przytuleni.
Rano odwozi mnie do akademika, jemy szybkie śniadanie i on ucieka z powrotem do domu. Odprowadzam go do auta i macham mu na pożegnanie.
Jestem spokojna. Od wielu dni jestem po prostu spokojna.
*******
Styczeń to taka sinusoida. Raz jest lepiej, raz gorzej.
Noemi mówi, że i tak dobrze mi idzie, bo obstawiała, że się złamię i wrócę do niego.
Czuję się jak po wypadku; uczę się chodzić na nowo.
Pod koniec miesiąca mój ojciec ma urodziny, więc jadę do Elbląga.
Gdy wysiadam na dworcu, mój telefon wbiruje, informując mnie o nowym powiadomieniu.
Odblokowuję ekran.
"Nowe zaproszenie do znajomych: Steam"
Przecież wiem.
Przecież ja już wiem.
Odpalam.
Frey wrócił.
"Zostaliśmy sami, na spalonej ziemi, za ostatnim mostem. Nikogo już nie ma, życie jest za nami, kocham Cię jak Rosję"
~J. Żulczyk "Informacja zwrotna"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top