Dolan plz
PRZYMUSOWY MAJ-PAŹDZIERNIK 2013.
Jak już wspomniałam, Pola i jej chłopak- Krystian, postanowili mnie wyswatać z jakimś jego kolegą.
Ponoć spodobałam mu się, on jest po zerwaniu, jakoś się dogadacie, przecież jakby co to nie jest od razu uwiązywanie się na stałe.
Taa..
Nie pamiętam za bardzo jak dokładnie się poznaliśmy.
Jak już to celuję, że napisał do mnie na GG, bo jeszcze o ten komunikator się wszystko rozbijało.
Z początku było okej, po prostu zadawał pytania, ja odpowiadałam i ewentualnie zadawałam swoje.
Szykowałam sobie jakiś grunt przed spotkaniem; w gruncie rzeczy, mogę tu wyjść na płytką, liczył się wygląd w jakimś stopniu.
Nie dramatyzujmy, mówi się, że się patrzy na charakter nie na wygląd. Dlatego starałam się wbić w to wszystko jakimś punktem zaczepienia.
Naszym pierwszym spotkaniem było jego podlezienie pod moją szkołę z Krystianem.
Z wejścia mi się nie spodobał, charakter też był dla mnie tragiczny i zupełnie inny od mojego. Nie był to mój typ definitywnie, ale weź się tu odezwij jak zamiast silnej woli masz gumę?
(Koleś na imię miał Kuba, ale będę nazywać go Cymbałem, wyjątkowo napsuł mi krwi)
Cymbał się za mną wlókł, nie nadążał, jęczał, że za szybko idę.
Bo on ciamajda myślał, że siądziemy w parku i będziemy rozmawiać.
Środek tygodnia. Sprawdzianów na pęczki. Czepiający się w domu rodzice, do tego odwiedziny u dziadka, O CZYM WIEDZIAŁ OD POLI I ODE MNIE, a ten imbecyl oczekuje czego? Spaceru aż do zachodu słońca, pocałunku pod pełnią księżyca, seksu w krzakach? Law story w kilka godzin?
Wyjaśniam mu po raz setny, że nie mogę, ledwo powstrzymując się od rękoczynów.
Jakoś go spławiłam.
Do czasu.
Spotkanie za spotkaniem, nijak się go pozbyć, asertywność lvl zero, jego poczucie humoru to dno, jego inteligencja to dno, finezja to dno, gentelmeńskość(what) dno.
Po miesiącu czasu to znaczy w maju, oświadczył mi, że powiedział swojej mamie, że jestem jego dziewczyną.
Chory, upośledzony, czy co?
A ja co? Postawiona przed faktem dokonanym i koniec zero możliwości odwrotu?
Uciekłam więc w maju na wieś, na działkę. Pola z Krystianem poprosili o danie temu Cymbałowi szansy, w końcu co mi szkodzi, może się zakocham, bla bla bla= BULLSHIT.
Z ogromną niechęcią się zgodziłam.
Ten cały w skowronkach już wcale się nie krępuje obejmuje mnie całuje w policzki, oczekując, że dam się w usta pocałować.
Zaznaczę teraz bardzo ważną cechę Cymbała.
Pomijając fakt, że narwany, że ułomny, ale przede wszystkim zboczony.
Tematem numer jeden dla niego zawsze seks.
Ochy achy, bo ty dziewica i jak dobrze, ja będę tym pierwszym, zobaczysz co ja umiem, łoboże, olaboga.
Z początku bawiło mnie to, nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się być obiektem z kontekstem seksualnym dla faceta, dlatego nawet śmieszyła mnie tak jego łatwa podnieta od byle czego, nawet mojego westchnięcia.
Dopiero później stało się to uciążliwe, ale do tego za chwilę.
Cymbał od razu postanowił wpierniczyć mi się w życie z butami, poprzestawiać wszystko, poobmacywać to co nie jest jego.
Bezwzględny zakaz spotykania się z płcią męską bez jego wiedzy, zakaz spotykania się bez jego wiedzy z przyjaciółmi, a najlepiej jakby on chodził z nami, ale w sumie nie lubię twoich znajomych masz się spotykać tylko z moimi, jakiś chłopak cię dotknie choćby palcem to zdrada i nara, Noemi to debilka nie widzę sensu byś się z nią trzymała, Kamila to debilka, a Kacper jeszcze większy.
Ciśnienie mi skakało i skakałam mu do gardła jak tylko źle mówił o moich przyjaciołach. Zamykał paszcze szybko i próbował odkręcić wszystko widząc moją szarżę wściekłego dobermana, ale i tak wiedziałam swoje.
Nigdy go nie kochałam, a jednak w pewnym momencie skumałam się, że trzeba owe słowo zacząć wypowiadać.
Szczerze mówiąc, wypełniał mi w jakimś sensie czas, by nie musieć myśleć o Kamilu i Pemie.
A mimo wszystko w czerwcu zaczęłam czatować na Kamila pod angielskim, niby "przypadkiem". Chciałam wybawić się z opresji, powiedzieć mu o przedpołowinkach, o moich uczuciach...ii jak to z moimi mowami bywa- nie odzywałam się ani słowem. Obejmował mnie tylko na przystanku przez chwilę bez słowa i szedł w swoją stronę.
W lipcu wydawało mi się, że może rzeczywiście się zakocham?
Byłam więc milusia, zgodziłam się na pewne rzeczy, nie dopuszczając do konktentego aktu.
Potem wyjechałam do Włoch i będąc tam zrobił mi awanturę o okazyjne jaranie fajek na imprezach, które się tam odbywały.
Potem zasugerował szmacenie się, bo nie miał nade mną kontroli i nie wiedział czy kogoś tam nie obracam. Obracać nie obracałam. Po prostu spodobał mi się koleś, mądry, nawet przystojny, kompletnie nieosiągalny, ale można było z nim rozmawiać godzinami bez przerwy.
I od tamtej pory miałam już totalnie gdzieś Cymbała, miałam dosyć, byłam zmęczona ograniczaniem, wiecznym wątem o byle gówno, wiecznie coś, wiecznie to ja lub moi znajomi ssali.
Unikałam dziada, bo to bo tamto, nie mogę nie ma mnie; zresztą i tak nie miałam czasu, dziadek był już w stanie niemalże krytycznym, leżał w hospicjum i siedziałam u niego dzień w dzień, chociaż nic nie mówił i patrzył się gdzieś w przestrzeń.
Z dnia na dzień pod nosem memłałam przekleństwa.
Znowu wyjechałam na wieś byle uciec od niego najdalej, aż w końcu zaczął się rok szkolny.
Oczywiście pierwszy wąt, że mam się z nim spotykać CODZIENNIE.
Chujozy, za przeproszeniem dostałam, chodziłam skwaszona, wściekła, wyciągałam kumpla na dwór, schodziliśmy do wąwozu i darłam się na cały regulator z tej wściekłości.
Rosło mi pod koreczek.
(Btw, powiedziałam Kamilowi co czuję pod koniec lata, ale w końcu nic nie wyszło. On z kimś kręcił, tu cymbał, który się na mnie uwiesił jak jakiś upośledzony.. Generalnie lipton)
Wstyd mi było wszędzie gdzie z nim szłam, wszędzie robił mi obciach swoim zachowaniem.
We wrześniu z Kamą zaprzyjaźniłyśmy się z dwoma dziewczynami z naszej klasy- Bugi i Kamykiem.
I tak oto, dostałyśmy zaproszenie, na domówkę u Kamyka.
Moja pierwsza w karierze.
Oczywiście, że nie powiedziałam Cymbałowi ani słowa o niej, bo wiedziałam, że nie pozwoli mi iść, albo będzie chciał iść ze mną.
So fuck you very much, I'm going alone.
Było bardzo ciepło, letnia pogoda jeszcze dawała o sobie znać.
Z Kamilą poszłyśmy najpierw do Kacpra, który mieszkał dokładnie dom dalej od Kamyka, by on też się wyszykował i byśmy mogli iść grupą.
Ten się niby szykował, a w rezultacie ściemniał- mecz oglądał, biegał po domu wpierniczał śliwki.
A nam z nudów odbiło, posprzątałyśmy mu pokój, pobuszowałyśmy po internetach i w końcu mogliśmy pójść.
Na miejscu poznałam resztę ponoć stałej ekipy imprezowej. Madę, Kasię, Karolinę, chłopaka Kamyka- Wachę, jej brata Matiego, Kamila aka Frytka. Oprócz tego był jeszcze Net i Jasiu (Mateusz, ale Jasiu).
Zaczęliśmy zabawę. Picie, śmianie się zwierzanie, tańczenie.
Kacprowi odbiła szajba, nawalił się ostro.
-Słuchajcie mnie wszyscy! Ja..Ja się ożenię z Kamilą, wszyscy tutaj są świadkami!
Po czym pobiegł do łazienki i już do końca imprezy go nie widziałam.
To co oświadczył było słodkie. Przesadzone, fakt, prowymiotnie słodkie i owszem, ale mimo wszystko.
Kama promieniała przy nim. On przy niej też.
To mi się właśnie w nich najbardziej podobało, to niczym niezmącone szczęście. Wspólna egzystencja; utopia, która ma prawo bytu.
"Tak ma to wyglądać." - myślałam za każdym razem patrząc na nich. Stanowili wzór, stanowili fundament tego czego się chce od życia- znalezienia kogoś kto będzie dopełniał i wypełniał to życie w każdym momencie.
O 23 przyjechał po mnie ojciec i wróciłam do domu.
Następnego dnia zmuszona do wyjścia z Cymbałem, zastanawiałam się czy go nie wkurzyć.
Na samą myśl o wkurzeniu go, uśmiechnęłam się pod nosem.
Oznajmiłam mu więc o imprezie u Kamyka, że byłam, bawiłam się świetnie.
Obraził się co było widać, ale z ryjem wyskoczył dopiero na GG.
(Kozak w necie pizda w świecie?)
Scena rodem z "Trudnych spraw", podjeżdżająca trochę pod taką patologię rodzinną gdzie kobieta nie ma nic do powiedzenia.
A resztą..wkleję oryginalny tekst :D
Spoiler alert : będzie zabawnie zapnijcie pasy.
" nie masz prawa odejść z gg
teraz kurwa pisze PISZE KURWA MAC I CICHO ! W NIC CI KURWA NIE WIERZE NIE WIERZE CI ZE TAM Z NIKIM SIE NIE CALOWALAS ANI NIC zachowałaś sie jak szmata, idiotka i tyle"
Śmiechłam hardo, a kierowca autobusu wstał i zaczął klaskać.
Debilizm tego człowieka nie miał żadnych granic; najlepsze w tym wszystkim był fakt, że kiedy na tydzień przed imprezą dostałam zaproszenie i sama nie wiedziałam czy rodzice mnie puszczą-powiedziałam mu o zaproszeniu. Co usłyszałam?
NIE IDZIESZ.
Hahahaha dolan plz!
Obrażony, niewiadomo co, zawstanawia się czy nie zerwać.
Jakoś nie podjęłam tematu, owszem to dziwne tak bardzo nienawidzić człowieka i dalej udawać miłość do niego, ale na tamten czas tak serio serio? Bałam się go. Pod wieloma względami był niebezpiecznym psychopatą, furiatem.
Blisko bywało, by mnie nie uderzył, czy też moich znajomych.
Przykładowo: za zdradę uznawał moment jeśli na przywitanie jakiś chłopak mnie obejmie.
(Pomijając fakt, że idąc tym brakiem logiki to zdradziłam go hohohoho niezliczoną ilość razy)
Noemi jest lesbijką, nigdy się z tym nie kryła, ale też nie afiszowała się z tym.
I jak na tamten czas, zdarzyło nam się przytulić (co było rzadko i raczej w kwesti "Ja nie dam rady?") , zaciskał zęby i robił mi awanturę.
O tak człowieku masz rację, jestem hetero, ale zdradzam cię z Noemi because fuck you that's why.
Dodatkowo dołączał się czynnik samotności, której bałam się cholernie. A tak przynajmniej z kim poszarpać się mogłam.
***
Szykowaliśmy z Polą i Kacprem oraz Bugi i Kamykiem, prezent na 17 Kamy.
Jednak na dzień przed, kiedy byłam wywołać zdjęcia potrzebne do prezentu, spokój przerwał telefon.
Dziadek zmarł.
Z początku nie poczułam nic. Głosy gdzieś odpłynęły, a jedynym dźwiękiem był szum mojej własnej krwi. Potem nagle wszystko przyśpieszyło, zrobiło mi się przeraźliwie zimno.
To koniec.
Ale nie napiszę o tym więcej; mimo upływu czasu, to wszystko wciąż jest bolesne.
***
Tak dociągnęłam zmęczona do października.
W październiku, moja klasa zarządziła wycieczkę do Wrocławia, kilkudniowa; pociąg, hostel i te sprawy.
Okej, on oczywiście naburmuszony,bo jadę, ale miałam to gdzieś.
Jechałam odpocząć, zabawić się z przyjaciółmi.
Pojechaliśmy więc i zaczęliśmy balować. Pierwsza impreza- spoko, w stanach lekko śmiesznych i baardzo chwiejących siedzieliśmy w pokojach.
Z Noemi śmieszki, bo pierwszy raz widziała mnie nawaloną, a nawalona ja prosto szła tylko przy ścianie udając postać z gry (Deus Ex) i rechotała jak głupia.
Na następny dzień na kacu cała ekipa, poszliśmy zwiedzać miasto.
Zaczęłam dostrzegać dziwne zachowanie pomiędzy Noemi a Natalią aka Batmanem, bardziej ze strony Batmana. Jakieś przytulaski, za rączki tego typu rzeczy.
Zaczęłam się więc zastanawiać, czy może nie jest zainteresowana Noemi i postanowiłam przekazać jej moje spostrzeżenia.
Noo nie powiem, żeby to się dla mnie dobrze skończyło!
(Z góry dzięki Noemi za kopniaki)
Jednak sama zaczęła zwracać na to uwagę i zaczęła się wielka rozkmina nad tymi gestami.
Kolejna impreza odbyła się dwa dni później, w ostatnią noc przed wyjazdem.
I na tej imprezie poległam tragicznie..
Znowu picie, toasty, chichranie się, olaboga.
A jako że Net z nami był..
-Michaaał..cy ja speleme?
-Tak.
-Niemoszlife.
I tak kilka razy.
Od Noemi dostałam zjebki za bycie z Cymbałem, Kama jako supporter. Bezwzględny nakaz zerwania po powrocie.
I nagle kiedy już byłam mocno nie wstanie, stwierdziłam: Pora Netowi powiedzieć, że mi się podoba.
Dziewczyny asekurowały mnie do pokoju Neta. Weszłyśmy.
-Michał..oseusmariamatko..Michał..ja ci muuuszeł coś poffiezieć.
-Tak?
-Michał..ale ty nie rozmiesz..ja ci muszee po-po-POWIEDZJEĆ.
-Okej..o co chodzi?
Na to wszystko wpadła w równie złym stanie Kamila, pada na podłogę przy naszych kolanach i zaczyna swój monolog.
-Ja..nie, zaraz, wy..macie moje błogosławieństwo! Ja was tak lubię...wy tacy cudowni..ups, chyba mi niedobrze- w jednej chwili zerwała się na nogi i wytoczyła się na korytarz.
-No tak..bo ja cię bardzooo lubię- wymemłałam z siebie po tym cyrku -ale tak baardzo baaardzo.
-Posłuchaj, teraz nie jest czas byśmy rozmawiali na ten temat, ani ty, ani ja, nie jesteśmy w stanie...porozmawiamy jutro dobrze?
Pokiwałam głową przymykając oczy, czując jak każdy mięsień moim ciele wiotczeje, a umysł próbuje namówić mnie do uśnięcia.
Do pokoju wparowała Bugi i Noemi i poprosiły Neta o pomoc w mojej eskorcie do pokoju. Trzymał mnie mocno pod rękę i położył do łóżka.
Z automatu wróciły mi siły i wstałam.
Cofnął się, znowu położył mnie na łóżku i...i tu na moment urwał mi się film. Czarna dziura, nic, zero. Od dziewczyn dowiedziałam się, że wstałam raz jeszcze, a on raz jeszcze się zawrócił- tym razem stał ze mną na środku pokoju, przytulając się, po czym położył mnie do łóżka.
(Do trzech razy sztuka?)
Nagle film mi wraca.
Leżę na tym łóżku z zamknietymi oczami i z całych sił walczę z helikopterem w głowie.
Wszystko mi wiruje; mam wrażenie, że wnętrzności mi się przewracają na lewą stronę i z powrotem.
Po tej żmudnej, 5-cio minutowej walce w końcu się poddaję. Rzucam się w stronę pustej reklamówki i wiadomo co się dzieje.
Nie mając za bardzo co z nią zrobić, chwiejnym krokiem dobijam do okna, uszy reklamówki przytrzaskuję ramą w zamyśle mając plan wyniesienia reklamówki do kontenera pod hostelem z samego rana.
Kładę się znowu, przykrywam po sam czubek głowy kołdrą i błagam o brak dalszego ciągu tego helikoptra.
W tym momencie do pokoju wchodzi wychowawczyni i druga nauczycielka, która pojechała z nami jako dodatkowy opiekun.
Te najbardziej trzeźwe z nas, czyli Kamyk i Bugi oraz Pola (Kama zgon w łazience), zaczęły z nimi rozmawiać. Nasz pokój został posądzony o bycie źródłem hałasu, mimo, że nikt się od dobrych 15 minut nie odzywał.
Żeby jakoś udobruchać nauczycielki i wyjaśnić dlaczego się tak zbunkrowałam, mówią im o moim wyznaniu "uczuć" do Neta.
W tym oto momencie, coś sobie ubzdurałam, że jak się nie odezwę to wyjdę na pijaną i wszystko się wyda.
Podniosłam głowę.
-Ale psze pani..pani nie rozmie..ja go tak lubie..
Wychowawczyni i babka od edb parsknęły śmiechem.
- Ty, ale ty jesteś nawalona!
Załapałam swój błąd i wysepleniłam:
-Wsale nie- po czym z powrotem nakryłam głowę kołdrą.
Poprosiły nas byśmy poszły już spać i wyszły. A ja byłam wdzięczna ogromnie, że trafiły nam się tak wyluzowane babki.
Rano nie miałam kaca, chyba, że moralniaka za wyznanie prawdy Netowi.
Z drugiej strony, przecież nie powiedziałam mu, że chcę z nim być, ani, że go kocham. To tylko stwierdzenie oczywistego faktu, że mi się podoba, nic więcej, nic poza tym.
Nie miałam kaca..bo wciąż mnie jeszcze trzymało.
Mnie i Kamę. Trzy godziny jazdy pociągiem i ta ciągła głupawka włączająca się w różnych momentach.
I w końcu w Olsztynie, gdy czekaliśmy na naszą przesiadkę, Net zebrał się w sobie i odciągnął mnie na bok.
Nogi się pode mną ugięły, masz babo placek...
Rozmowa wyszła spokojnie.
Wyjaśnił mi, że póki co nic z tego, że mnie lubi, ale nie jest gotowy na dziewczynę.
Pokiwałam głową, że rozumiem, nawet nie starając się wyprowadzać go z błędu.
Wróciłam do dziewczyn, zaraz padła setka pytań, które zbyłam.
Po prostu miałam już dosyć.
I do tego jeszcze Cymbał, którego wypadałoby się pozbyć.
Była jedna sytuacja podczas wyjazdu do Wrocławia, kiedy on akurat przywidział sobie rozmowę jak wychodziłam z klasą na miasto. A jeszcze wtedy nie miałam internetu w telefonie, więc wifi w hostelu było moim ratunkiem.
Wywiązała się sprzeczka(no jakżeby inaczej), podczas której na moją odpowiedź, że nie mogę pisać, bo mam zbiórkę to dostałam "to nara".
Często żaliłam się Poli, bo ona z Krystianem się z nim przyjaźnili, przynajmniej wiedziałam, że Krystian może na niego wpływać.
Zaraz po tej sytuacji z "nara" pokazałam to Poli, wyśmiałam gnoja.
Po powrocie i rozmową Poli z Krystianem, wywiązała się kłótnia pomiędzy nimi, z racji tego, że wersja Cymbała zupełnie inna od mojej.
Wkurzyłam się nie na żarty, zrobiłam zrzuty ekranu i posłałam Krystianowi.
Krystian się wkurzył, pokłócił się z Cymbałem, przy czym wyszło, że nie pierwszy raz przekręca prawdę, by to on wyszedł obronną ręką.
Pomęczyłam się z nim jeszcze tydzień.
Nie chciałam chodzić za rękę, to mi ją siłą wyrywał z kieszeni zostawiając siniaki na nadgarstkach od ściskania, szarpał mną; kiedy nie chciałam się całować i odwracałam głowę to mnie zmuszał.
Miarka się przebrała, stwierdziłam, że więcej się z nim nie spotkam, walę to wszystko na ryj. Napisałam mu, że mam go dosyć, mam dość bycia ograniczaną, mam dość zakazów, nakazów, zmuszania do wszystkiego, monotematyczności, że go nie kocham i nie będę kochać oraz że przytulałam się ze znajomym z klasy i to z nim zamierzam wiązać nadzieje.
Oczywiście nie obyło się od tekstów typu, jak to on mnie kocha, jaką szmatą bez uczuć jestem; generalnie jedna wielka olaboga.
Najważniejsze jednak było to, że odzyskałam upragnioną wolność, w końcu po miesiącach niewoli.
I wpadłam w listopad, z dala od Julki, która jak się okazało, namawiała Przemka już od grudnia żeby ze mną nie był (a dowiedziałam się od niego samego, bo zaprzyjaźniliśmy się...powiedzmy), która koniecznie musiała wywęszyć co takiego zaszło pomiędzy mną, a Netem we Wrocławiu.
Do tego Net traktował mnie jak bombę wybuchową, która jeśli tylko zostanie zaniedbana eksploduje.
Więc z czystego serca, starał się jak mógł, był blisko na tyle bym czuła obecność, ale nie na tyle, by nazwać to jakoś konkretniejszą interakcją.
I tak czułam się podle, bo zależało mi na nim i nie bardzo wiedziałam w co ręce wsadzić, przy tym mezaliansie.
I trochę mnie to wszystko bolało, częściej w randomowych momentach zaczynałam płakać.
Starałam się jak tylko mogłam, żeby tego nie widział, ale i tak się zorientował, bo sam podbił do Kamyka i Bugi mówiąc, że musi ze mną pogadać z racji mojego stanu.
I do rozmowy doszło, ale takiego klasycznego bullshitu to ja w życiu nie słyszałam; rozbawił mnie tym niezmiernie.
Gadka szmatka, on nie jest gotowy, skupić się chce na nauce, studiach, maturze.
Ouch.
No cóż.
Listopad miał się zakończyć imprezą andrzejkową u Kamyka.
I wszystko byłoby jak zwykle gdyby nie spotkanie kogoś kto zawrócił mi w głowie i na koniec zniszczył mi psychikę, doprowadzając mnie do punktu, w którym znajduję się dzisiaj.
Od Autorki :
Guys,
Kolejny rozdział może mi sprawiać trudności i to ogromne, więc za opóźnienia, które mogą być absurdalnie duże- przepraszam.
W każdym razie, dzięki za obecność i czytanie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top