Czy ktoś może mi wskazać wyjście?

Zanim zaspokoję Waszą ciekawość dotyczącą Top Marketu, musimy cofnąć delikatnie czas.

Gdy dostałam się oficjalnie na studia i zostałam przyjęta do akademika, moim kolejnym krokiem było odnalezienie grupy mojego roku. Nie było to jawet specjalnie trudne, w zasadzie nie było trudne wcale, gdyż to ta grupa znalazła mnie.
Było tam sporo osób, bo ponad siedemdziesiąt, jednak to nie przeszkodziło mi wystalkować przynajmniej 1/4 z nich. W ten sposób dowiedziałam się, że na roku bedę miała chłopaka z Elbląga- Szymona.
Nie znałam go osobiście, po prawdzie nie znałam go wcale. Kojarzył go natomiast Net, chociaż teraz nawet nie pamiętam skąd.
Stwierdziłam, że to fajna sprawa nawet, przynajmniej w tym obcym mieście, na obcej uczelni będzie ktoś z tego naszego grajdoła.

Idąc do Kota na spotkanie urodzinowe, będąc zestresowaną, a jednocześnie podekscytowaną sytuacją z ochroniarzem, nie myślałam, że ten wieczór obróci się w ten sposób, prowokując wydarzenia, o których wolałabym zapomnieć.

Jako że już wtedy popalałam od czasu do czasu, do Olki szłam uzbrojona w paczkę papierosów- jagodowe Lucky Strike, takie jakie lubił Rafał.
Kupowałam je chyba odruchowo, bo innych nie znałam, a może było to w pewnym sensie uwarunkowane tęsknotą za nim samym, z której wciąż nie potrafiłam się otrząsnąć.

Jedno piwo, drugie, śmiechy, otwieranie prezentów, rozmowy o wszystkim i o niczym.
W pewnym momencie postanawiam wyjść na zewnątrz zapalić.

Wspominałam już wcześniej o jednej nieplanowanej imprezie u Krzysia, mojego kolegi z gimnazjum, jeszcze jak byłam z Rafałem.
Wychodząc wtedy od Krzysia, na klatce schodowej minęłam się z kilkoma osobami, które docierały właśnie na miejsce. Jedna z nich, chłopak, którego kojarzyłam z widzenia, ale nigdy nie poznałam osobiście- Michał, zaczepił mnie wtedy.

-Hej! A gdzie idziesz?
-Muszę już iść  niestety!
-To wróć do nas później!

Rzecz jasna nie wróciłam.

Wychodząc przed pub, spotkałam Michała.

-O cześć- woła, podnosząc się z krzesła i przytulając mnie na powitanie.
-Hej-mówię, delikatnie zdziwiona, że po roku mnie pamięta.

Siadamy oboje do stolika i zaczynamy rozmawiać.

-A jak matura ci poszła?
-No wiesz, z matmy mogłoby być lepiej, ale tak to nie narzekam, zdane to zdane.
-No czaję..ja to jeszcze rok do matury, też się zastanawiam czy do niej podchodzić, czy też nie.

Moją i jego uwagę przyciąga schodzący po schodach na dół tłum.
Tłum podchodzi do nas i okazuje się, że to jego znajomi. Jest wśród nich wysoki, chudy i łysy chłopak w okularach i skórzanej kurtce.
(Michał zarówno jak i jego koledzy należeli do grupy metalowców- lub jak ja wolę to nazywać KUCÓW)
Dosiadł się do nas do stolika korzystając z okazji, że paliliśmy, podczas gdy reszta towarzystwa weszła do środka lokalu.

-Justyna Szymon, Szymon,Justyna- przedstawia nas sobie Michał.

W głowie rodzi mi się pytanie, czy to nie jest ten Szymon..

-No dobra, a jaki kierunek wybrałaś i gdzie?- Michał podejmuje rozmowę w miejscu w jakim ją zostawiliśmy.
-Filologia angielska w Toruniu.
Szymonowi drga brew. Ja już wiem.
-O! No to widzisz, nie będziesz sama, bo Szymon tutaj również idzie na ten sam kierunek do tego samego miasta- śmieje się, jakby to było coś bardzo zabawnego.
-Oh, naprawdę?- udaję zaskoczoną, chociaż zaskoczona wcale, a wcale nie jestem.

Szymon kiwa głową twierdząco, przyglądając mi się z zaciekawieniem.

Rozmowa spada na wymienianie informacji dotyczących uczelni, rejestracji na zajęcia, przedmiotów, ludzi, których mamy na grupie i jakie dokładnie będzie to towarzystwo. Jakie to miasto jest małe, jak szybko można znaleźć ludzi w nim! To jednocześnie przydatne, a zarazem przerażające. Ilu ludzi w ten sam sposób znalazło mnie? Czy przy poznawaniu ludzi w tym mieście można było cokolwiek ukryć? Jakikolwiek szczegół ze swojej przeszłości?

Pożegnałam się z nimi i wróciłam do swoich w środku. Spędziłam tam jeszcze z godzinę, może półtorej i wróciłam do domu. Trochę byłam zawiedziona, że Top Market wciąż się nie odzywał. Zaczęłam kwestionować wszystko co widziałam przez całe lato. Może on po prostu cisnął ze mnie, jak taki przegryw jak ja biega od domu do sklepu i tak w kółko, bez żadnego konkretniejszego celu? 

Bardzo szybko usnęłam. Gdy rano otworzyłam oczy i w nadziei sięgnęłam po telefon, czekało na mnie jedno nieodebrane połączenie z czwartej nad ranem.  Nieznany numer. Wnętrzności mi się zakotłowały. 

Okej Justyna, ogarniamy się. Nie wiesz, czy to Top Market więc się nie rozpędzaj za bardzo! Zresztą dlaczego miałby dzwonić dopiero o czwartej?! Nad ranem?! Z drugiej strony jeśli to pomyłka..jeśli to pomyłka to w bardzo ogromnym zbiegu okoliczności. Niezależnie od tego czy to pomyłka, czy nie, trzeba będzie oddzwonić i się dowiedzieć.

Akurat nadarzyła się okazja by wyjść z domu i spokojnie zadzwonić. 

Byłam w drodze z empiku do domu, trzymając w dłoni telefon i próbując przezwyciężyć swój strach. 

Nim zdążyłam się rozmyślić, kliknęłam "Połącz". Teraz nie było już odwrotu.

Osoba po drugiej stronie odebrała połączenie.

-Halo? Dzień dobry, dzwoniono do mnie z tego numeru w nocy..- zaczynam nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć.

Nikt jednak nie udziela mi odpowiedzi. Słyszę dużo szumu, jakieś głosy, kilka piknięć.
Rozłączam się spanikowana.

Może to nie był wcale Top Market?
Z kolei odgłosy w tle wskazywałyby na sklep. Było to dziwne, a zarazem ciekawe.
Szłam wolnym krokiem do domu, a w mojej głowie narodził się plan.
A gdyby tak pójść do Top Marketu skitrać się między półkami, obserwując ochroniarza i wykręcić numer?
Mój jakże genialny plan miał ogromne luki- jakim cudem udałoby mi się skitrać, a już tym bardziej po wczorajszym daniu mu swojego numeru? Ciekawość walczyła z wewnętrznym zażenowaniem. Może to jednak nie był dobry pomysł, by wykonywać ten krok? Przecież to prowadziło donikąd.
Jeszcze dużo mówiłam i myślałam o Rafale, czekała mnie wyprowadzka z tego paskudnego miasta..więc na co mi to wszystko?
Nim się spostrzegłam, stałam już przed drzwiami sklepu.
Westchnęłam. Teraz nie było już odwrotu.
Ścisnęłam klamkę, aż pobielały mi knykcie.

Ledwo przekroczyłam próg, mój wzrok napotkał spojrzenie ochroniarza.
Nie wiem, czy byłam tak daleko w swoich myślach, czy byłam już tak zrezygnowana- kiwnęłam mu tylko głową i wolnym krokiem wlazłam między półki. Postanowiłam nie realizować swojego planu, chwyciłam dwa jogurty i wodę, po czym ruszyłam do kasy.
Czułam na sobie jego wzrok i nawet to nie było w stanie w danym momencie mnie jakkolwiek ruszyć. Nie obdarzając go już żadnym spojrzeniem, wyszłam na zewnątrz.

Cały entuzjazm kręcący się wokół Top Marketu, jakoś ze mnie uleciał. Ten brak odzewu potraktowałam trochę jako swoją porażkę, coś na co porwać się nie powinnam. Czy, niezależnie od tego jak absurdalnie to brzmi, nie byłam już na takie zabawy za stara? 

Czego jeszcze wtedy nie wiedziałam, to to, że sprawa z ochroniarzem jeszcze nie była zamknięta.

Dochodziła 23, gdy niespodziewanie mój telefon zabrzęczał. 

Sms. W ułamku sekundy moje serce zaczęło szamotać się jak opętane w klatce piersiowej.

Tak. Top Market zdecydował się napisać. Jednak co ciekawe, numer, z którego dostałam wiadomość, był inny niż ten, który dzwonił o czwartej nad ranem.

Top Market był miły i uprzejmy, na ile biorącpod uwagę okoliczności można być miłym i uprzejmym. Przede wszystkim na wstępie zaznaczył, że ma dziewczynę, tym samym ostudzając mój entuzjazm. Jednak, trzeba się odnieść do tego sprawiedliwie- powiedział to od razu, nie chował tego po kątach. Chociaż też fakt, Elbląg jest na tyle małą mieścinką, że prawda szybko wyszłaby na jaw.
Przyznał również, że mu się bardzo spodobałam i że pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się, by w tym samym czasie zadziało się to w obie strony.

>>Chciałabyś się poznać, czy lepiej by było jeśli urwiemy kontakt?

To było dosyć ciekawe pytanie. Z jednej strony ciekawił mnie, z drugiej..z drugiej miałam obraz Rafała przed oczami. Wiedziałam, że skoro on mi się podoba, skoro ja mu się podobam..to nie wróży nic dobrego. Nie należałam nigdy do typu dziewczyn, które ładowały się tam gdzie jej nie chcą, bądź nie jest potrzebna. Podejrzewałam, jak ta dziewczyna musiałaby się czuć, ponadto jak ja będę się czuć, jeśli nie daj Boże ta dziwna fascynacja Top Marketem przekształci się w zauroczenie. Znowu ta druga?
Gorzko odbija mi się nasz polski film "Nic śmiesznego" w tym momencie.

<<Nie wiem czy nie lepiej by było, gdybyśmy urwali kontakt

>>Właściwie..to chyba masz rację.

Pisaliśmy jeszcze moment po czym zapadła cisza.
Oficjalnie wątek z ochroniarzem dobiegł końca.

To zabawne, od tego momentu minęły już trzy lata, a ja wciąż nie mam pojęcia jak ma na imię. Nie próbowałam się z nim już nigdy kontaktować.
Kto to wiedział, że los może mnie jeszcze zaskoczyć?

***

Szymon.

Po tym jakże niefortunnym spotkaniu w Czarnym Kocie, dostałam od niego zaproszenie do znajomych. Takie ot, zwykłe, nic konkretnego.
Gdyby jednak nie fakt, jak mocno spragniona uwagi byłam, jak bardzo potrzebowałam odwrócenia swoich myśli od Rafała (za którym wciąż tęskniłam), od tej śmiesznej farsy z ochroniarzem, pewnie nie zawracałabym sobie głowy Szymonem. A jednak, nieświadoma swoich motywów, odezwałam się pierwsza.
Od słowa do słowa..zaprosił mnie na spacer.

Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz- kiedy masz zbyt dużą przerwę w wykonywaniu pewnych rzeczy, trudniej jest się do nich na nowo przyzwyczaić. Dla mnie dzieje się tak na przykład z jazdą na łyżwach, kiedy nie jeżdżę przez długi czas, a później ląduję na tafli, czuję się jak sarenka ucząca się chodzić. Lub ten czas gdy po zimie wsiadasz na rower i potrzebujesz minuty by się znowu dostosować. Tak samo działa na mnie flirt i "randki"- gdy następuje zbyt długa przerwa, zupełnie nie wiem co mam robić.

Dlatego moją reakcją na ten spacer była panika. W co się ubrać? Odwalić się jak szczur na otwarcie kanału, czy może to nie jest randka sama w sobie i lepiej nie pajacować? Chryste Panie, czemu do życia nie dostajemy instrukcji obsługi?!

Bądź co bądź, wybrałam opcję na luzie. Kolejna panika nastąpiła gdy dotarłam na miejsce spotkania.

Szymon siedział na ławeczce skręcając papierosa, ubrany..w koszulę. Przez chwilę rozważałam ucieczkę. Ja w dżinsach i czarnej ala koszykarskiej koszulce z napisem "Brooklyn". Paranoja. A jednak dało mi to też jasno do zrozumienia, że jest mną zainteresowany, bo w końcu kto się tak odwala na zwykły spacer po tym szarym, małym mieście?

Wyruszyliśmy w drogę i w sumie to on więcej mówił niż ja. Chyba zdawałam sobie sprawę, że wcale a wcale nie łączy nas ze sobą zupełnie nic, oprócz kilku wspólnych znajomych. Jednak z jakiegoś powodu ignorowałam ten fakt. Być może traktowałam to jako wielki, środkowy palec wystawiony w stronę Rafała i całego świata.

"PATRZCIE NA MNIE, JAK SOBIE ŚWIETNIE RADZĘ W TYM ŻYCIU!"

Rzeczywistość była smutniejsza niż chciałabym przyznać. W końcu to ja spędziłam ostatni rok na płaczu, ściąganiu się w dół, wspominaniu i jeszcze więcej płaczu za Rafałem.

Noc była ciepła i bezchmurna. Siedzieliśmy na ławce, on skręcał fajki, gadaliśmy w sumie o bzdurach, na tyle nieistotnych, że nawet ich nie pamiętam.
Pamiętam natomiast inne rzeczy. Pamiętam to, że jego kumpel Kuba zadzwonił i zaprosił nas do siebie. Pamiętam, że zgodziłam się, bo i tak nie miałam co robić, a powrót do pustego mieszkania nie robił tu za opcję. Pamiętam, że czułam się tam nieswojo. I to nie dlatego, że gadali o czymś, o czym nie miałam zielonego pojecia. Raczej przez to, że odstawałam. Nigdy nie przynależałam do żadnej grupki, nie lubię grupek, nie lubię etykiet. Brzmi to trochę hipstersko, ale cóż. Lubię rozmawiać z różnymi ludźmi. Nawet z ludźmi, za którymi nie przepadam, z bardzo prostego powodu- mogą się kiedyś przydać. (To z kolei brzmi kijowo, jakbym szukała zysków w każdej znajomości, co nie jest prawdą.)

Oni natomiast byli typowymi kucami. Death metal, najebki, debilny humor, który..okej mnie łatwo rozbawić. Mnie bawił koleś na którymś obozie, który łaził i z poważną miną pytał "Czy bawi panią słowo..BAGIETKA?". Ale humor kuców nie jest ramowym humorem. Jest..tragiczny i o ile tragiczne żarty nie są mi obce, o tyle stawiam je specjalnie..a nie nieświadomie.

Dodatkowy fakt mojego dyskomfortu- ja prawie nie znałam Szymona, Kuby tym bardziej. O czym rozmawiać z ludźmi, których totalnie nie znam, a puszczają death metal jako podkład do programu telewizji Trwam? Siedziałam więc milcząc, modląc się o to, by nikt nie zadał mi żadnego niewygodnego pytania,na które musiałabym się wykrzaczyć. Na ratunek przyszło mi coś zaskakującego...Kuba wyciągnął z szuflady sreberko.

-Dobra to co palimy?

Szymon rzucił mi pytające spojrzenie.

Delikatnie przewróciło mi się w żołądku. Czyżby to był ten dzień, kiedy w końcu spróbuję zielska?

-Znaczy wiecie, ja nigdy nie paliłam, ale spróbować mogę.- odpowiadam siląc się na luźny ton głosu, chociaż całe moje ciało jest spięte z ciekawości przed nieznanym.

Och ile bym dała by była wtedy ze mną Noemi! 

Kuba i Szymon zwinęli blanta i wyszliśmy na balkon. Zaciągając się po raz pierwszy myślałam, że zdechnę. Marihuana ma kwaśny, niezbyt przyjemny zapach, smak jeszcze gorszy i wysusza całe usta jakby tydzień bez wody się łaziło po rozgrzanej pustyni. Dym wżera się w gardło i płuca, o wiele gorzej niż fajki. 

Długo nie musiałam czekać na efekt. Powieki stały się cięższe, świat jakby spowolnił. Zrobiło mi się ciepło. Przede wszystkim zniknęłam w głąb siebie, zupełnie wyłączyłam się z otoczenia. Już nie przeszkadzało mi to, że się nie odzywam do nich słowem, bo nie słyszałam o czym mówią. Odsunęłam się głęboko w swoje myśli, na tyle, by móc całkowicie zignorować otoczenie.

Zanim wyszłam w drogę powrotną do domu, Szymon jeszcze pokusił się o zaproszenie mnie na koncert swojego zespołu w Mjazzdze, mający się odbyć następnego dnia. Trochę mi to nie było na rękę, biorąc pod uwagę, że miałam niby narzucone z góry, by jechać z rodzicami na działkę, a z drugiej strony chciałam iść. Problem rozwiązał się sam, pytaniem rodziców czy chcę czy nie chcę jechać. Wybór był oczywisty.

Z samego rana pojechałam na stare miasto do Mjazzgi, kupić bilet. Jak się okazało, to nie był koncert tylko zespołu, w którym grał Szymon, ale również inne zespoły metalowe. Nie wiem naprawdę co mnie podkusiło, by się tam pojawić biorąc pod uwagę fakt, że metalu, a tym bardziej ciężkiego strawić nie mogę i to na o wiele wyższym poziomie niż disco polo. 

Późnym popołudniem znowu pojawiłam się na starówce. Wszystkie kuce stały jeszcze przed Mjazzgą, pogrążeni w rozmowach. Dołączyłam do Kuby i Szymona. Naprawdę nie miałam za wiele do powiedzenia. W większości były to po prostu odpowiedzi na ich nieporadne pytania, festiwal tzw "krindżu"( ang. cringe- zażenowanie). 

Koncerty się zaczęły, my zajęliśmy miejsce w środku baru. Z tego wieczoru nie pamiętam absolutnie niczego innego jak napieprzanie bez ładu i składu w instrumenty i darcie mordy do mikrofonu ku uciesze widowni. Może dlatego tyle piją, bo na trzeźwo te wrzaski ledwo można znieść. (Tylko żartuję, każdy ma prawo do słuchania co mu się podoba, tak długo, dopóki nie próbuje tego narzucić innym. Ma to dokładnie takie same zasady jak religia- jesteś wierzący/a? Nie narzucaj wiary innym. Jesteś ateistą/ką? Nie narzucaj swojego światopoglądu innym.)

Największy problem zaczął się koło 22. Może i moich rodziców nie było w domu, ale wciąż oczekiwali, że maksymalnie 23 będę w domu i dam im o tym znać. Od zawsze mnie to irytowało, nawet mimo pełnoletności, nic nie było mi wolno. 

Dodatkowy problem stanowił dojazd ze starówki do domu. Ostatni autobus odjeżdżał 22:18, nic innego już w Elblągu po tej godzinie nie uświadczysz. Niby jest linia nocna, która jedzie raz na milion godzin. Pierwsza jest 0:33, a kolejna dopiero 3 coś z minutami. Szybka kalkulacja w głowie i postanowiłam zaryzykować smsem do mamy o treści "Jestem w domu". Powinno przejść prawda? A ja posiedzę jeszcze trochę, by na ten nocny 33 minuty po północy zdążyć.

Udało się. Mama odpisała "ok" i to by było na tyle. Miałam wolną rękę. 

Jedyne czego nie zakładałam to fakt, że powrót do domu zajmie mi o wiele dłużej.

Koncert zespołu Szymona się skończył, cała grupka wyszła na zewnątrz i z nieznanych mi powodów siadła na chodniku pod klubem. Michał pojawił się magicznie przy nas, wyciągając z plecaka najgorszy trunek na ziemi- Amarenę. 

Sikacz poszedł w obieg między nas. 

Nagle Szymon zniknął mi z oczu prawdopodobnie w momencie gdy zajęłam się zdawaniem relacji drogą smsową Kamie. Byłam wstawiona, niespełna rozumu i bezdennie głupia- poszłam go szukać. Znalazłam go na schodach prowadzących na dół do klubu. Rozmawiał z jakimś znajomym. Zauważył mnie i podszedł bliżej. Zawisł nade mną jak kat nad duszą, waliło od niego piwem, zielskiem i fajkami. (Ktoś mi może powiedzieć co jest w tym urokliwego?) Pocałowaliśmy się. 

Chora upośledzona czy jak?

Gdy oderwaliśmy się od siebie, na szczycie schodów stał Kuba i Michał. Oboje wyszczerzeni jakby dostali szczękościsku. 

Jedno jest pewne:

Za dużo relacji rozpoczęłam tylko jednym, bezsensownym całusem. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top