Ciep..no przecież wiecie
Leżąc już w swoim łóżku, niezbyt kontaktująca ze zmęczenia, czułam nieokreślone, łaskoczące od środka uczucie.
Szczęście złapało mnie za ręce i uśmiechnęło się szeroko, wprowadzając w kolejny rok. Tym szczęściem był sam Rafał, a kolejny rok miał być naprawdę moim.
Problem polegał na tej..nicości. Nieokreślonej przestrzeni między nami, która powstała w Sylwestra. Czy to była miłość, czy tylko tak zwany one night stand? Uległość pozorom, uległość chwili? Miałam taki mętlik w głowie. Co dalej?
W czwartek i piątek jako chyba jedyna szkoła w mieście musieliśmy iść do szkoły. Miało to być nam później wynagrodzone przy okazji matur i testów gimnazjalnych(prawie 3 tygodnie wolnego).
-To..jesteście razem?- na wejściu zapytała Kamyk.
-Ja..nie wiem. A jesteśmy? Nikt tego nie powiedział.
-A czy tak zachowują się koledzy? No pomyśl. Jesteście razem.- rzuciła Bugi, starając się podciągnąć mój lekko zdezelowany nastrój.
Ale dopiero Kamila potrząsnęła moim światem; omal nie udławiłam się własnym językiem, kiedy opowiedziała mi fragment sylwestra, gdy ja byłam na górze, a Rafała wywiało na dół na dłużej.
Teraz nawiążę do pewnej rzeczy z Sylwestra- była to impreza składkowa. Każdy miał przynieść coś do jedzenia. Rafał postanowił, że zrobi rogaliki z wróżbą i dotrzymał słowa. Cały wieczór szukał jakiejś karteczki którą wsadził w te mini rogaliki, nie chciał mojej pomocy w poszukiwaniu.
I wtedy kiedy zniknął mi na dłużej, stał przy stole i otwierał ciasteczka jedno po drugim. Dołączyła do niego Kamila.
-Co ty robisz?
-Szukam jednej karteczki dla Justy.
-Mogę ci pomóc, tylko powiedz mi czego mam szukać.
-Z napisem "Kocham Cię".
Kama zamarła z rękami nad stołem i popatrzyła na niego lekko nieprzytomnym wzrokiem. W skupieniu nawet nie oderwał wzroku od ciastek.
Kiedy to usłyszałam, poczułam się jakbym dostała czymś w głowę. Rozumiem zakochanie, zauroczenie, jeden pies, jak zwał tak zwał, ale tak wcześnie? Znamy się tylko miesiąc!
Fakt, faktem, karteczki nie znalazł, nie powiedział tego również. Skąd więc ten pomysł? Nagły impuls?
Co ważniejsze, skoro odczuł impuls, to ja też powinnam go odczuć prawda? A czy odczułam? Czy na tę chwilę, jestem w stanie stwierdzić coś takiego?
CO TO ZNACZY KOCHAĆ?
Jak to jest, z tą miłością? Wypracowana, nienachalna, czy spontaniczna i gwałtowna?
Delikatnie chciałam wysłać Asię, na przeszpiegi.
Wyszło z tego tyle co nic, on też nie był niczego pewien..
Nie ma co, niezła sytuacja.
Kolejne spotkanie w sobotę, żadne z nas nie porusza tematu, bawimy się świetnie, kawa, herbata. Do kawiarni wchodzi starsze małżeństwo.
Rafał łapie mnie za rękę.
-To my za 40 lat.
Uśmiechnęłam się do niego. To takie słodkowate i miłe jednocześnie, że pomyślał o tym. Takie filmowe. Jak każdy moment z nami.
Jednak gryzł mnie ten brak określenia się. Tak bezosobowo i już? Musiałam to załatwić w trybie NOW, zwłaszcza, że kolejny tydzień zapowiadał się osobno. Ja, jako że postanowiłam dołączyć do Kamy i angola u Danusi na początku roku szkolnego miałam zajęte wtorki i piątki od 18:30 do 20, on w środę i czwartek wykłady na prawo jazdy, dodatkowo on jeszcze zapisał się na wolontariat przy WOŚP- czyli weekend też z bańki. Jeśli nie ja, to on się chyba nie ruszy?
Okazja nadarzyła się dzień później, u Kamyka na wieczorze filmowym. Zebrały się wszystkie pary, weszliśmy na górę, zajęliśmy miejsca. Siedzieliśmy we dwoje na wielkiej pufo-poduszce, taka wypełniona groszkiem, czy coś w ten deser, pewnie wiecie o co mi chodzi.
Głaskał mnie po ramieniu, po włosach. Nawijał sobie na palec moje kosmyki, raz za razem, od nowa i od nowa. Przygarnął mnie do siebie i trwaliśmy tak przez cały wieczór. Mój strach i niepewność odebrała mi radość z tych chwil. Jedyne co chodziło mi po głowie były słowa Bugi: kim my kuźwa dla siebie jesteśmy? Co to jest?
W podupadłym nastroju wróciłam do domu i zapowiedziałam, że idę spać.
Ale oczywiście nie poszłam.
Zapowiadała się długa rozmowa z Noemi, wałkowanie tematu karteczki, jak go podejść, co z tym zrobić...Jakim jestem frajerem, że wiedząc jaka jest sytuacja nie ruszyłam rozmowy o nas i tym kim jesteśmy.
Temat też spadł na Julkę, a zrobię wzmiankę, gdyż jest to dosyć ważne dla późniejszej historii.
Otóż przy tworzeniu listy osób na połowinki, z początku każdy określał się czy przychodzi sam, czy z kimś. Lista więc wyglądała- imię/nazwisko+osoba towarzysząca.
Na tamtą chwilę nie potrzebowali danych osób towarzyszących, a tylko poglądową liczbę osób obecnych na imprezie.
Oczywiście Julka widząc, że idę z kimś zaczęła węszyć. Na całe szczęście nikt nie wiedział za dużo, toteż nie było od kogo wyciągnąć informacji.
Potem jakby chciała mi dopiec (bezskutecznie lel) ogłaszała wszem i wobec jak świetnie przyjaźni się z Przemkiem, że aż zabiera go na połowinki jako osobę towarzyszącą. Chyba myślała, że będę zielona z zazdrości, a mnie to wisiało i powiewało, miałam przecież kogoś o niebo lepszego.
Potem zrobiły się schody. Trzeba było znowu zrobić listę, ale również z nazwiskami osób towarzyszących. Ponieważ lista była klasowa, i na jednej przerwie główne organizatorki przepisały naszą klasę i oddały kartkę, poprosiłam dziewczyny ode mnie, by wykorektowały Rafała na wszelki wypadek. I miałam cholerną rację!
Jak tylko usłyszała, że lista jest w klasie rzuciła się na nią. Te jej wygibasy były śmieszne. Nie dość, że dziewczyny przezornie zamazały imię, to potem skorektorowały; kretynka próbowała pod światło odczytać litery.
Byłam zadowolona z rezultatu jaki uzyskałam. Przynajmniej nie miała żadnych szans by wejść mi w paradę po raz setny.
I wracając do głównego wątku, znalazłam w końcu w sobie dziwnego rodzaju odwagę, by rozpocząć temat z Rafałem, jeszcze tej..nocy.
>>Kurcze nie cierpię tego tak ale wątpliwe szanse że się zobaczymy
Co my, kim my właściwe teraz dla siebie jesteśmy bo chyba się pogubiłam delikatnie..
<< Ja osobiście myślałem, że skoro zachowujemy się jak para, to jesteśmy parą.. Jeśli źle myślałem, wyprowadź z błędu. Nie mogłaś mnie gdzieś zaciągnąć u kamyka ?
Czyli byliśmy jednak razem. Czyli jednak.
Nie wiedziałam, czy się skakać po łóżku z radości, czy też popłakać się ze szczęścia. To była taka ulga, taka potwornie duża ulga. Odeszło ode mnie całe to zestresowanie jakie w sobie dusiłam od Sylwestra.
Została tylko jedna, jedyna sprawa, której nie byłam pewna...
Mijały dni.
Tydzień na wariackich papierach, ja w szalonym pędzie i on również z prawkiem, wolontariatem na WOŚP, ze mną. Padały kolejne bariery między nami, miałam wrażenie, że poznaję jego nawyki, jego stronę taką surową, najmniej udawaną ze wszystkich. Czułam się dziwnie, gdy rzucał przy jakiejś rozmowie czy mam jakieś pytania o jego życie. Wiecie, w celu poznania się bliżej. A ja w takich momentach przybierałam barwę pomidora i czułam się pusta w środeczku, co ja mogłam zapytać? Nigdy nie poznawałam w ten sposób człowieka, zawsze to wychodziło naturalnie, podczas spotkań, rozmów. Nabierało się wtedy wprawy w wzajemnej "obsłudze", patterny zachowań i takie tam różne. A tu? Tak nagle z głupia frant "Masz jakieś pytania?". Oczywiście, że mam. Tylko nie umiem ich zdać. Nie potrafię ich sformułować w pytanie.
Kiedy nadeszła niedziela z WOŚP-em, z rana siadłam i spisałam list. Ładny, klarowny list. O tym jak bardzo go...uwielbiam. Za to, że jest, że mnie wspiera, że jest moim powodem do uśmiechu. Takie ckliwe, romantyczne, babskie badziewie. (Pod tym względem jestem beznadziejna, bo robię takie listy do tej pory).
I to nie byłby normalny wieczór bez nutki filmowej. Czyli jak każdy moment spędzony z Rafałem.
Siedzieliśmy z Kamykami, Frytkami, Kamą i Kacprem w Highlanderze. Od słowa do słowa zrobiło się późno, za niedługo miało być światełko do nieba (ci którzy nie wiedzą: fajerwerki). Rafał pisał, że na światełko się do mnie wyrwie. I na 5 minut przed wystrzałami szybkim krokiem przeciskałam się przez tłum w poszukiwaniu Rafała. Przystanęłam na chwilę, szukając telefonu, gdy ktoś z szaleńczym impetem objął mnie z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Rafała ukrytą częściowo pod kapturem. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on uniósł mnie i zakręcił wokół własnej osi. Śnieg zaczął padać obficie. Fajerwerki wystrzeliły tuż nad naszymi głowami. Pocałowaliśmy się.
Do kieszeni ukradkiem wsunęłam mu złożony na cztery list, licząc na to, że tego nie poczuł.
Wracając do domu, byłam na wpół przytomna. Nie wiem, gdzie miałam umysł, gdzie szybowały moje myśli. Było mi nijak, pusto. Tak jakby mnie wcale nie było. Wysłałam mu na dobranoc smsa, by sprawdził kieszeń. Odpisał mi późno w nocy. Generalnie ochy i achy, jakie to słodkie, jakie miłe i jak bardzo jestem kochana. Znowu zasypiałam z bananem na twarzy...
Kolejny tydzień przeleciał pod hasłem "szukam sukienki na połowinki, bo mnie coś strzeli" i oczywiście "Rafał olaboga". Nurtowało mnie wciąż i wciąż to jego "Kocham Cię" w Sylwestra. Nie potrafiłam tego rozgryźć żadną siłą, a przecież na tym polegało moje życie. Na przesadnej analizie i w końcu dochodzeniu do poprawnego wniosku. Gorąco zrobiło się pewnego wieczoru.
Na wstępie wyjaśnię: kilka lat temu, nie wiem ile nigdy się tym aż tak bardzo nie interesowałam, powstał kawałek rapera B.R.O- Love. Ci którzy mieli z tym kontakt, wiedzą już o czym mówię. Kawałek sam w sobie nie jest zły, w dużym skrócie mówił o zmaganiach wewnętrznych kolesia, który stara się powiedzieć swojej dziewczynie, że ją kocha. Problem tylko, że nie potrafił, bał się etc.
Jest tam parę charakterystycznych tekstów, po których można rozpoznać całą piosenkę.
I kiedy w rozmowie, nagle wypalił:
"Tak często brakuje mi snu"
Myślałam, że padnę na zawał. Zerwałam się na równe nogi, odrzuciłam telefon pośpiesznie na drugą stronę łóżka, jak gdyby mnie poparzył. Serce biło jak oszalałe, a w głowie rozległa się muzyka.
"Tak często brakuje mi snu, nie wiem jak ci powiedzieć - I love you"
Czy to się działo naprawdę? Czy to co myślę, że było, było rzeczywiście tym, o czym myślę? Czy to przypadkowa zlepka słów, czy zamierzony zabieg? Nie zamierzałam drążyć tematu. Jedno było pewne- jeśli on tego jasno i wprost nie powie, to ja się nie zdobędę na to nigdy w życiu. Przez lata nauczyłam się jednego z autopsji niekoniecznie mojej, ale przedwczesne wyznanie miłości i to przez dziewczynę, nie skończy się dobrze. Przecież to by wyglądało jakbym za nim latała, jakby mnie zależało bardziej niż jemu!
Dziewiętnastego stycznia przyszedł do mnie po raz pierwszy do domu. Był pierwszym chłopakiem, którego przedstawiłam rodzicom, pierwszym chłopakiem na którym zależało mi do tego stopnia, by wpuścić go do swojego azylu. Siedzieliśmy zamknięci u mnie w pokoju, gadając śmiejąc się, drocząc. Ot, zwykłe spotkanie przeplatane całusami. Ustawił nam status "w związku" na fejsie i pomimo, że to było beznadziejnie głupie posunięcie, obwieszczanie światu tego naszego bycia razem, było to również miłe z jego strony. Całkowicie jego inicjatywa. Czyli chciał się mną pochwalić. Chyba.
Im bliżej do połowinek, tym bardziej mi odbijało. A jeśli się nawalę? Nie, ta opcja nie wchodzi w grę. Czyli nie piję wcale, bądź piję mało. A jeśli on mi to powie? Czy jestem w stanie odpowiedzieć mu to samo? Czy rzeczywiście czuję, to co myślę, że czuję, czy też ubzdurałam to sobie, tylko i wyłącznie dlatego, że tak trzeba i tak by wypadało?
Na dwa dni przed zwierzyłam się ze swoich obaw Bugi.
-No ale jak to..? To ty go nie kochasz? Nie odpowiedziałabyś mu, gdyby chociażby dzisiaj powiedział Ci to prosto w oczy?
-Nie mam pojęcia Bugi. Właśnie w tym rzecz- ja nie wiem co czuję.
W czwartek na dzień przed imprezą zaryzykowałam i wysłałam mu w rozmowie " I ♥ U".
"I ♥ U 2 skarbie, ale porozmawiamy o tym jutro"
Jak to jutro porozmawiamy?
O Boże, toż to są najgorsze słowa, jakie można usłyszeć!
A co jeśli mnie już nie chce? Co jeśli się wycofa? Co jeśli powie to słynne i nudne zdanie : Zostańmy przyjaciółmi?
Bebechy w środku mi latały. Okrutnie.
I tak nastały połowinki.
Umówiliśmy się, że przyjdzie do mnie na godzinę przed autobusem, którym mieliśmy jechać do Edenu. Przed Edenem jeszcze mieliśmy iść do Biedry, gdzie umówiliśmy się z Noemi i Batmanem, że Rafał jako pełnoletni kupi Noemi whisky.
Przyszedł, zlustrował mnie, powiedział, że ładnie wyglądam, strzeliliśmy sobie focie w lustrze, jakoś minął czas i poszliśmy na busa.
Coś tam gadaliśmy, ale odpowiadałam urywanymi zdaniami, spiętym z nerwów głosem. Kiedy on w końcu ruszy TEN temat?! Kiedy przestanie trzymać mnie w nerwach? (Nigdy, hun, nigdy)
Weszliśmy na salę. Zajęliśmy sobie ładnie miejsca za stołem. Od prawej Kacper i Kama, ja i Rafał potem Bugi i Karol (jeszcze nie para, ale kombinowali). Na przeciwko mnie Noemi i Batman. Na drugim krańcu stołu siedziała Laura i Julcia. Julcia samotnie, bo Pemo który się pojawił poleciał do swojej ekipy- Michał, Kamil i reszta "jego ludzi".
Nie czułam jakiejś nienawiści ani nic wobec Przemka, po prostu był mi obojętny zupełnie.
Z rozmowy z Kamilą wyrywa mnie głos Rafała.
-Zobacz, twój ukochany tam stoi.
Nie rozumiem o co mu chodzi, do chwili jak zauważam Przemka stojącego przy kontuarze, biorącego kieliszki. Marszczę brwi i odwracam się w stronę Rafała.
-Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo nie powtórzę tego drugi raz. Jedyny ukochany jaki znajduje się na tej sali w tej chwili, siedzi przede mną.
Uśmiecha się delikatnie, ewidentnie zadowolony z odpowiedzi.
A mnie trochę to boli. Tak jakby nie wierzył w moje uczucia do niego. Uczucia...
Gaśnie światło, zaczyna płynąć muzyka. Rafałowe oczy błyszczą w mroku, jego ręka na moim karku przyciąga mnie do niego i zaczynamy się całować. Jakaś część mnie krzyczy, że jestem głupia i naiwna. Uciszam ją szybko, uciszam na dobre kilkanaście miesięcy.
Liczy się tylko tu i teraz, ja Rafał, stroboskopowe światła oświetlające raz po raz nasze twarze.
Kama wyciąga mnie na chwilę do łazienki. Po drodze spotykam Michalinę, koleżankę z klasy, którą na początku roku potrącił samochód, wobec czego rehabilitacja uniemożliwiła jej naukę w naszej klasie. Od wypadku, aż do samej matury miała nauczanie indywidualne.
Porozmawiałyśmy chwilę, po czym dowiedziałam się, że Julcia widząc mnie i Rafała całujących się, stwierdziła "No Justyna z chłopakiem już się liżą".
No. Także ten. Hejtuję otwarcie.
Wyciągam go na parkiet. Tańczy świetnie, całuje w tym tańcu jeszcze lepiej. Wszystkie znajome oczy spoczęły na nas. Lśnię, promienieję szczęściem przez każdy por mojej skóry. Ja pierniczę, przecież to jest jak wygrana na życiowej loterii!
Nachyla się w moją stronę w pewnym momencie.
-Justa! Masz w sobie coś dziwnego, coś co mnie przyciąga i nie pozwala o Tobie zapomnieć..Ja nie wiem czy cię kocham, a jestem człowiekiem, który lubi wiedzieć!
Przytulam się tylko do niego.
Jak to, nie wie czy mnie kocha?
Either you love me or not? Żadnych półśrodków, prawda?
Przecież nie można być trochę w ciąży..
Dobra, dobra, ja się czepiam, a wewnątrz siebie przeżywam tę samą rozterkę.
Piosenka dobiega końca, Kamila podbiega o coś mnie zapytać. Puszczam Rafała.
Kończę rozmowę z Kamą, rozglądam się za nim i co widzę?
Dominikę aka Tom Riddle, tańczącą jakiś wyuzdany taniec z Rafałem.
Krew mnie zalewa.
-Nie powinnaś..khem jakoś tam wejść i interweniować?-pyta stojąca obok Kasia.
Wzruszam ramionami odwracam się i wychodzę na taras, ochłonąć i zmarznąć. I najlepiej wymazać z głowy obraz Voldemorta ocierającego się o kuźwa MOJEGO chłopaka!!!!!!!
Na taras wbija Noemi, która mnie szukała, od kilku minut. Z uwagą słucha sprawozdania, mówi bym mu powiedziała co myślę o tym czymś z tym małpiszonem i jakoś ruszyła temat tego "nie wiem czy cię kocham". Tyle że we mnie zamknęła się jakaś zapadka, która kazała mi zdystansować się i zamknąć. Nie wypuścić z siebie emocji.
Wchodząc do sali z powrotem, podchodząc do stolika, nie zauważam ani Karola ani Rafała. Wracają chwilę później z kolejną butelką wódki.
Siadam dalej od niego, pozwalam ludziom zająć moje miejsce przy nim, byle tylko nie mieć z nim doczynienia, bo wybuchnę różnokolorową wściekłością.
Wyczuwam nagle, że świdruje mnie wzrokiem. Podnosząc swoje oczy na niego widzę, że chce bym podeszła. Podchodzę, przytulamy się. Z głośników rozlega się nagle "Bara bara bara bere bere bere", a on przekrzykując hałas mówi:
-Oooo musimy iść, to moja pierwsza piosenka, z pierwszej domówki u Kamyka!
Ciągnie mnie za sobą na parkiet. Tańczymy, znowu jakbym odzyskała wiarę w to wszystko. Zero trosk, zmartwień. Jakby cała poprzednia sytuacja nie miała miejsca. Po tym leci "Bo ty jesteś zajebista" co oczywiście śpiewa mi do ucha.
Na samym końcu przed zejściem z parkietu leci coś co utyka mi w głowę na długo.
"All the things I know right now
If I only knew back thenThere's no gettin' overNo gettin' overThere's just no gettin' over you"
Tym razem to ja śpiewam, podskakując jak szalona.
Uśmiechnięci w cholerę wracamy do stołu, siadając obok siebie.
Rafał nachyla się w moją stronę i całujemy się delikatnie.
Kiedy odrywamy się od siebie, słyszę:
-Chcesz to usłyszeć teraz, czy na trzeźwo?
(Serce mi bije)
-O czym mówisz?- zgrywam debila
-Justyna, kocham Cię. Jesteś jedyną dziewczyną jaką pokochałem, reszta była mi obojętna, ale z Tobą jest inaczej, kocham Cię i chcę z Tobą być. Proszę nigdy mnie nie opuszczaj..
Wziął głęboki oddech i odezwał się zanim zdążyłam przetworzyć w moim małym móżdżku.
-A teraz ja Cię zapytam..Kochasz mnie?
-Ja..kocham. Kocham Cię. Bardzo.- wyszeptałam przerażona tą nagłą lekkością serca.
Samo przyszło. Tak bałam się tego,że temu nie podołam, że nie dam rady udźwignąć tego słowa i konsekwencji ciągnących się za tym, a jednak kiedy przyszło co do czego potrafiłam.
Z naprzeciwka wszystko obserwowała Noemi. Kiedy uzyskała odpowiedź wzrokową ode mnie, nachyliła się nad stołem w kierunku Rafała.
-Ja wam szczęścia i miłości życzę Kokos, ale jak ją skrzywdzisz, to cię zapierdolę. Pamiętaj.
Rafał uśmiechnał się.
-Nie będzie takiej potrzeby- powiedział ściskając mnie za rękę.
Osobiście byłam zaskoczona, takie zdanie z ust Noemi? Pojęłam ważną rzecz- ona rzeczywiście była moim przyjacielem. Cieszyłam się więc podwójnie.
Martwiło mnie tylko, że następnego dnia może to odwołać. Typu, napiłem się, strzeliło mi to o głowy nie zwracaj na to uwagi. Lub nie będzie tego pamiętać. Przedstawiłam mu swoje obawy, lecz zamiast zapewnienia, dostałam suchym i beznamiętnym:
"Wiem co czuję"
Obraził się, zostawił mnie samą, omijał. Czemu wtedy to mi nie dało do myślenia?
Czy człowiek zakochany od razu musi być też człowiekiem głupim? Zaślepionym, głuchym i obdartym ze zdrowego rozsądku? Tak bardzo chciałam gonić za nim, za tą "miłością", że nie dostrzegałam, bądź nie chciałam dostrzec tego wszystkiego co się wokół mnie działo?
Po jakimś czasie znowu tańczyliśmy, znowu było słodko i przyjemnie. Przeprosiłam go, chociaż nie miałam w sumie za co. Wątpliwości to ludzka rzecz, a rozmowa z drugą osobą o pewnych sprawach to nie jest przecież zbrodnia. Przecież na tym polega związek głównie, na tej cholernej,szczerej rozmowie.
Zbieraliśmy się do wyjścia powoli, stojąc przy oknie obejmując się, czekając na ojczyma Rafała, aż przyjedzie.
Ponad jego ramieniem widziałam Julkę wpierdzielającą paluszki i wgapiającą się w nas jak w obrazek. Roześmiałam się głośno na ten widok.
Chwilę później siedzieliśmy już na tylnym siedzeniu z Rafałem i nawalonym Karolem.
Karol wysiadł, Rafał wciąż siedział obok mnie, trzymając mnie za rękę.
-Kiedyś jak Elkę odwoziłem zawsze siedziałem z przodu, a ona z tyłu. Nigdy mi na niej nie zależało bym siadał obok niej. Nie chciałem-szeptał, a we mnie serduszko rozrastało się do ogromnych rozmiarów.
Odprowadził mnie pod klatkę, objął mocno i na odchodne powtórzył jeszcze raz:
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też Rafał.
Wtedy to miało tak ogromne znaczenie, zdawałoby się,że to znaczenie przerastało formę nad treścią. Bo słowo to jednak tylko słowo. I niedługo miałam się o tym przekonać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top