Ciepło z domieszką

I tak w tej niedomyślności swojej własnej i strachu przebrnęłam przez pół piątku, a w drugiej połowie stałam już pod bramą targową z Asią i Bugi, przebierając nogami z zimna i ze stresu.
Byłam wściekła, a może rozżalona po tym całym ambarasie w przemijającym tygodniu; w sumie i jedno i drugie u mnie sprowadza się do zamknięcia się w sobie i odcięcia bodźców z zewnątrz.
Specjalnie ustawiłam się tyłem do starówki, jakby przeczuwając skąd nadejdzie.
Asia zauważyła go pierwsza.
Przygotowywałam się na tę rozmowę psychicznie i fizycznie, twarz miałam całą ściągniętą od zaciskania zębów.
Jednak tu spotkało mnie minimalne rozczarowanie, nie podszedł do mnie ze słowami "Musimy porozmawiać", ani nic z tych rzeczy; przyszedł objął Asię i Bugi, a na końcu już dłużej, mnie.
Czyli co, zamierzał przemilczeć temat, bo się cyka ze mną gadać o czymś, czy może wcale nie zamierza mi ułatwić nie stresowania się?
W zasadzie na jedno wychodziło.
Poszliśmy pod Nafisa, sądząc, że już w środku poczekamy na resztę przy ciepłej herbacie. Aczkolwiek lokal był zamknięty, a Kamyk z Wachą i Frytek z Karoliną poprosili by na nich poczekać przed Nafisem i wtedy coś wymyślimy.
Odsunęłam się na maksymalną odległość od Rafała i oparłam się o ceglany murek.
Coś tam włączałam się do rozmowy, żeby nie było, że jest coś nie tak, ale było nie tak.
Nie zwracał na mnie uwagi.
Tak się bawimy? Okej koleś, to spoko.
Zareagowałam aż nazbyt entuzjastycznie na przybycie Kamyków i Frytków i od razu przyczaiłam się w pobliże Karoliny.
Postanowiliśmy sprawdzić parę pubów, gdzie będzie nam lepiej, mając na uwadze, że dołączy do nas później jeszcze para pogodzonych buraków- Kama i Kacper.
Padło na Highlandera.
Jednakże jak tylko weszliśmy do lokalu okazało się, że dolne piętro jest wypełnione po brzegi. Górne natomiast składało się z jednej długiej kanapy wąskiego przejścia pomiędzy nią, a barem i niczym więcej. Wacha i Frytek z Karoliną postanowili przebiec się na drugi koniec starówki do One Life'a, sprawdzić czy tam jest miejsce. Tymczasowo więc reszta została na owej kanapie. Siadłam tuż obok Kamyka, koło mnie dosiadł się Rafał mimo, że bliżej mu było siąść z drugiej strony. W sumie siedzieliśmy w niezbyt zręcznej ciszy, przerywaną raz po raz moją nieudolną próbą nawiązania dziwnego tematu z Kamykiem, byle wyprzeć z głowy zażenowanie i skrępowanie. Z opresji wybawiła mnie Asia, która zaczęła rozmowę razem z Rafałem, a ja z Kamykiem miałyśmy wolną rękę na przyciszoną rozmowę.
-I co? Rozmawialiście?
-Nie, jeszcze nie, ale szczerze wątpię w tą rozmowę.
-No co ty..poczekaj, na pewno pogadacie.
Pokiwałam głową niezbyt przekonana.

Rozdzwonił się telefon Kamyka- One Life pusty, mamy przychodzić.
Ruszyliśmy więc.
Przyczepiłam się do Kamyka sądząc, że przy niej dam radę już nie myśleć i się nie denerwować. A jednak..nie wyszło. Moje udawanie skończyło się na za głośnym, zbyt przesadnym śmiechu, roztrzęsionym głosie i wyłamywaniu palców.
W lokalu zeszliśmy na dół i zajęliśmy miejsca. Pech chciał, że zostałam poproszona o zajęcie miejsca przy Rafale, przy którym akurat nie miałam ochoty siedzieć. Po prostu nie widziałam w tym dłużej wyróżnienia, czy nawet samej przyjemności, tylko obowiązek, na dodatek przykry.
Widziałam całą sytuację w beznadziejnych kolorach: zamierza mi powiedzieć, że mnie po prostu nie chce, a ja i moje upośledzenie będziemy to przeżywać jak żaba okres.
Zaczęliśmy grupowo rozmawiać, ustalać info co do sylwestra, co kto robi, jak z alkoholem, ceną domku, który chcieliśmy wynająć na jakiejś wsi pod miastem.
Wychyliłam się specjalnie by uczestniczyć w rozmowie, jak najmniej zwracając uwagi na Rafała.
Jednak nie udawało mi się to zbytnio. Też się wychylił i w przeciwieństwie do mnie, chciał zwrócić moją uwagę na niego. Udało mu się to, jakimś cudem wygrał.
Poszli z chłopakami po piwo, kiedy wrócił w szlance miał dwie słomki. Zadałam mu pytanie, czemu tak, wtedy udzielił mi rozbrajającej odpowiedzi:
"To tak jakbyś chciała to wziąłem dwie"
Serce zaczęło się zmieniać w rozpływającą się,  bezużyteczną, tętniącą masę.
Zaczęły się uśmieszki, łaskotanie, szeptanie między sobą.
Wyciągnęłam zgodę na połowinki i długopis   i położyłam na stole przed nim.

-Co ty podpisujesz? Uważaj może to pakt z diabłem!- zawołał Frytek, powodując, że zaczęliśmy się śmiać.
Rafał podniósł wzrok na zebranych pomachał świstkiem i z dumą ogłosił:
-Podpisałem akt ślubny!
Zapadła dziwna milisekundowa cisza, po czym rozmowy potoczyły się znowu własnym torem. We mnie natomiast przewracały się bebechy.

Gdy zbliżała się 20 i Kama z Kacprem dali znać, że idą, a Asia, że wraca do domu- zaoferowałam, że wyjdę z Asią i odbiorę tamtą dwójkę.
Nie chciałam uwzględniać Rafała w naszych planach z Asią, bo mogłabym porozmawiać z Kamą o swojej frustracji.
Niestety, on zerwał się z miejsca i stwierdzil, że idzie z nami.
No przecież mu nie zabronię prawda?
Pożegnała się z nami Asia na zewnątrz, a my wolnym krokiem szliśmy w stronę katedry, gdzie mieliśmy odebrać Kamę i Kacpra.
Spięłam wszystkie mięśnie, jakbym przygotowywała się do skoku życia, czekając na te magiczne słowa "a więc". Albo cokolwiek w tym stylu.
No tylko tyle, że się nie doczekałam.
Nawijał o pierdołach, takich, że nawet nie wyłapywałam o czym mówi.
Przytakiwałam, uśmiechałam się, coś tam zarzucałam, ale myśli miałam sprzężone wokół jednego.
Jak tylko Kama i ja popatrzyłyśmy na siebie między nami wywiązał się telepatyczny dialog:
[Już po?]
[A wygląda jak po?]
Wzięła mnie pod rękę i w milczeniu wracaliśmy do pubu.
Siedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać na nowo.
Z Kamą i Kacprem z początku, używając konspiracyjnych imion o całej sytuacji pomiędzy mną, Rafałem, Endi i Dominiką aka małpiszonem, nawijaliśmy przyciszonymi głosami.
Rafał rozmawiał z Kamykiem i Wachą, na domiar złego niezbyt cicho, wobec czego urywki dolatywały do moich uszu. Coś o głupich znajomych, jego uczuciach do mnie, tego, że on tak nie zostawi. Przez cały czas trzymaliśmy się wtedy za ręce.

Zaczynałam wpadać w panikę. Ton głosu mi się zmienił na wyższy, śmiech wydawał się bardziej histeryczny.
Żeby to zminimalizować Kacper wciągnął mnie w rozmowę o Eminemie, ciekawostek z jego życia,  analiza tekstów i inne tego typu rzeczy. Udało mu się mnie rozluźnić i nawet wkręcić.
Jednak sprawdzając sobie tramwaj koło 20:50 okazało się, że mam go 21:07 (ah ta kochana godzina policyjna).
Raptownie wstałam i oznajmiłam, że muszę znikać.
Nagle odechciało mi się rozmowy z Rafałem. No nie i koniec, miał szansę nie skorzystał, trudno się mówi i tyle.
No właśnie...tylko on miał z lekka inne plany.
- Odprowadzę cię.
Machnęłam ręką na znak zgody.

Wychodząc na zewnątrz oboje się spięliśmy, mimo że on starał się silić na jak najbardziej luźny ton.

-Mordko muszę ci się do czegoś przyznać. Zanim się z tobą spotkałem, zrobiłem coś głupiego.

(Całował się na bank.I mnie nie chce.)

-Aha?

-Całowałem się. Nie chciałem tego, głupio wyszło..ale to nic dla mnie nie znaczyło, zupełnie nic. I chcę żebyś wiedziała, że to z tobą chcę się dalej spotykać. Pytanie tylko brzmi, czy ty też będziesz chciała o tym zapomnieć i dalej się ze mną spotykać?

Zatkało mnie.
Że co proszę?
Nie to, że nie wierzyłam, uwierzyłam w momencie jak tylko powiedział te słowa "Całowałem się", ba, nawet wiedziałam z kim- Małpiszon.
Boże, czemu? Dlaczego, dlaczego,dlaczego?
Okej, nie byliśmy razem, nie miałam żadnych praw, on zobowiązań..nie znaliśmy się jakoś znowu długo, a zabolało mnie to, jak cholera, wypisz, wymaluj ból.
Czas zamarł i w ciągu milisekundy odbyła się ostra wymiana zdań między mną, a..mną.
"-Cudownie. Zajedwabiście. Czemu ja tego w ogóle słucham?
-Bo ci zależy, inteligencie.
-Nieprawda.
-Zależy ci. Słuchasz, bo ci cholera jasna zależy.
-To nie jest prawda.
-Nie? To powiedz mu żeby spadał. Powiedz mu wszystkie przykre rzeczy jakie ci teraz krążą po głowie. Zrań tak, jak on ciebie.
-Kiedy ja nie mogę...
-Co cię powstrzymuje?
-...zależy mi.
-Jemu też.
-Nie sądzę.
-Duhh, dziewczyno, czy ty myślisz, że gdyby mu nie zależało, to zadałby sobie tyle trudu, by ci o tym wszystkim powiedzieć? Krótka piłka, decyduj."

I podjęłam decyzję.

-Tak. Chcę zapomnieć razem z tobą.

(Doprawdy, kto by się tego spodziewał)

Chwycił mnie uradowany w ramiona i mocno przytulił. Cmoknął symbolicznie w czoło.

Staliśmy tak, przytuleni, zawieszeni w czasie i przestrzeni. Nic się nie liczyło, tylko on, ja i nasze bijące serca. W końcu jednak otrząsnęłam się z tej euforii i przypomniałam sobie o tramwaju. Odsunęłam się od niego, uśmiechnięta spojrzałam mu w oczy. Byłam szczęśliwa, tak czy inaczej, bez względu na to co przed chwilą usłyszałam. Ta świadomość miała do mnie dotrzeć dopiero po powrocie do domu i rozmowie z Kamą i Kacprem.

Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę przystanku. Tramwaj jak to zawsze- spóźniał się niemiłosiernie, ale jakoś nie zwracałam na to uwagi. Przytulaliśmy się, śmieszkowaliśmy, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym konkretnym. Nawet nie zwróciliśmy uwagi na otaczający nas, wgryzający się w każdy por odsłoniętej skóry, mróz. Dzieliliśmy się tą chwilą, jedną z pierwszych wspólnych, prawdziwych chwil. 

Boże, ktoś po raz pierwszy odwzajemnił uczucie i to rzeczywiście ktoś na kim mi zależało. Boże, jak zajebiście. 

Tramwaj podjechał, a ja dostałam buziaka w policzek. Odwzajemniłam się tym samym. Podobało mi się to, powolność tego wszystkiego, nie wszystko na raz. Małe kroczki, w tonie oczywistych rzeczy. Nawet pomimo tempa jakie sobie narzuciliśmy po całych dwóch tygodniach, to i tak dla mnie miało postać zupełnie inną, zupełnie inne znaczenie. 

W domu odezwało się dotąd milczący głos rozsądku.

-"Oszalałaś?"

-Oszalałam- rzuciłam na głos w pustkę, zachodząc w głowę co tak naprawdę postanowiłam.

Zdradził. Nie zdradził. Nie jesteśmy razem. Być może nie będziemy.

Przyznał się. Co z tego? To coś zmienia? Jestem takim człowiekiem, który rzadko kiedy zapomina(nie da się nie zauważyć). Masochistycznie kolekcjonuję krzywdy sobie wyrządzone, delektując się każdą blizną pozostawioną po kimś na moim życiorysie. A on właśnie mnie naciął. Mała, niewidoczna prawie ranka. Zaledwie zadraśnięcie.

Aż zadraśnięcie.

Nagle straciłam rezon. Całe to pozorne szczęście uleciało ze mnie w jednej chwili, padłam na łóżko zrezygnowana i z tylko jedną myślą : Nie jestem ważna. Nic nie znaczę.

Niewypowiedziany strach sparaliżował przepływ myśli.

Co ja najlepszego wyprawiam? Zakochuję się w kimś tak niestałym, niepewnym, w ogromnym znaku zapytania, migoczącym mi przed nosem.

Kama i Kacper stworzyli konwersację i zasypali mnie pytaniami co i jak. Okazało się, że wiedzieli o wszystkim. Wiedzieli już od tygodnia, ale nie chcieli mi nic mówić, obiecali to Rafałowi. Pozwolili mu samemu załatwić sprawę. 

J:Po co on mi to wszystko mówił, skoro nic nas nie łączy???

KAMA: Boże, Justa no błagam cię, może on coś do ciebie czuje??? I zależy mu na tobie..nie chce cię stracić przez taką...hmm głupotę.

J: Bez sensu. Komu przy zdrowych zmysłach na mnie zależy?

KACPER: Zależy.Widać jak z tobą pisze bez przerwy, całymi dniami, aż czasem to nawet przesyt :D

KAMA: Nawet jak to nam opowiadał, to widać było, że okropnie się z tym czuje..

J: Taaa, a w środę i czwartek to co to było?

KACPER: Justa, nie spierdol tego. Bo się wkurwię i zrobię trzodę!

Czuł się okropnie źle..Nie chciał tego. Wybrał mnie. Wybrał mnie.

Who cares, mogę być teraz naiwna jak cholera, że pcham się w coś takiego. Who cares rly...

Zdecydowałam i zdania nie zmienię, nie ma odwrotu.

Kamyk później powiedziała mi, że wrócił do nich przeszczęśliwy. A kiedy powiedziała mu, że cieszy się, że będziemy razem (wow), odpowiedział:

-JA TEŻ.

Wpadłam więc jak śliwka w kompot, w środek czegoś z niczego, zmierzając w nieokreśloną przez nikogo przyszłość.

Minął kolejny tydzień przepisany w całości z nim, przegadany na wszelkie sposoby z dziewczynami. To był ostatni tydzień przed przerwą świąteczną, dodatkowo on wyjeżdżał z miasta do rodziny na święta, dlatego nasze spotkanie padło na 20 grudnia- piątek.

Biłam się z myślami do czwartku, kupić mu prezent, czy też nie? A jeśli wyjdę na kompletną debilkę i się z tym wygłupię? No owszem, to nawet może być miły gest..ale czy nie za szybko? Znamy się przecież tak krótko (khem, przypomnieć połowinki buraku ty jeden, wariatko?)..

Stanęło jednak na tym, że kupiłam mu koszulkę, nabitą w butelkę. Czerwona, z białym nadrukiem : "I'm not Santa, but you can still sit on my laps!". Raz się żyje w końcu?

I w sumie kupiłam ją mając wiecej "przeciw" niż "za" na swojej tajemniczej liście w głowie. Do ostatniej minuty przed spotkaniem miałam szereg wątpliwości. No właśnie..miałam.

Umówiliśmy się na 18, na placu Jagiellończyka. Planowo mieliśmy iść na spacer, ale w momencie, gdy wsiadłam do tramwaju jadąc już na spotkanie, rozpadał się deszcz. Miałam tylko nadzieję, że nie zmoknie stojąc na tym placu pod niczym, tylko schowa się pod dach przed wejściem do kina, które stało tuż przy placu. Jadąc tym nieszczęsnym tramwajem zadzwoniła do mnie moja koleżanka z gimnazjum, prosiła o rady sercowe, no i oczywiście podpytać się co u mnie. Gadałam z nią do momentu jak dobiegłam do tego kina; w mroku i bardzo słabym oświetleniu placu, dodatkowo ten rzęsisty deszcz- nie byłam w stanie niczego zobaczyć, aczkolwiek w pewnym momencie mignęła mi postać w kurtce i to był ten moment gdy zdecydowałam się pożegnać z koleżanką i pobiec w stronę tego moknącego gamonia.

Jednak kiedy wbiegłam na plac nie zauważyłam nikogo. 

No przecież nie mógł rozpłynąć się w powietrzu tak zupełnie! Co za absurd, pusty plac i nikogo nagle. Może miałam omamy? Gdzieś daleko w alejce na drugim końcu placu zamajaczyła mi postać. Z początku myślałam, że to on, ale po wnikliwszej obserwacji stwierdziłam, że to jakaś kobieta z dzieckiem na rękach. Trochę mnie to zdziwiło, matka z dzieckiem spacerkiem w deszczu? Szurnięte babsko..

Rozdzwonił się mój telefon. Dzwonił oczywiście Rafał.

- Halo? Rafał, chyba cię zgubiłam..gdzie jest...- urwałam, widząc jak z mroku wyłania się owa "matka z dzieckiem".

Pomarańczowe światło latarni pada na sylwetkę, obejmując ją w całości i zdradzając tożsamość. Nie rozłączając się odjęłam słuchawkę od ucha. 

Patrzyłam prosto w roześmianą twarz Rafała, trzymającego pod pachą jasnego, ogromnego miśka. 

Serce stanęło mi w gardle.

To było jak z filmu, my dwoje, deszcz, skąpani w świetle latarni. 

-eś.-dokończyłam swoją urwaną myśl i oboje rzuciliśmy się na siebie, przytulając się najmocniej na świecie.

W jego ramionach zamknęłam na chwilę oczy. 

Czy to się działo naprawdę? Tak serio, serio? Bo czuję się jak we śnie..

Wręczył mi zwierza, ja chwyciłam go pod ramię i ruszyliśmy w stronę multikinowskiej kawiarni.

Siedzieliśmy na czerwonych kanapach, gadaliśmy, on jadł popcorn oczywiście próbując mnie namówić na jedzenie z nim (hahahahahhahaaaaaa nie.), śmialiśmy się. Walnęliśmy sobie zdjęcie (wyjątkowo paskudne kreski miałam na oczach, god damn it , kto mnie tak wypuścił z domu), wspominaliśmy jakieś rzeczy z przeszłości.

W pewnym momencie zrobił coś co bardzo mnie rozbawiło, a jednocześnie było słodkie. Nagle zniżył głos i oparł głowę o moje ramię.

-No wiesz..Miś lubi jeść brokuły, szpinak, gotowane..płatki z ciepłym mlekiem koniecznie, bo lubi jak się płatki rozwalają na taką..papkę..

Wyszczerzyłam się.

- Nie lepiej płatki do blendera wrzucić i tak je rozciapać?

Nastała chwila ciszy.

-Jesteś genialna- odchylił się by popatrzyć mi w oczy, uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

Dałam mu koszulkę, ucieszył się, powiedział, że całe święta w niej przechodzi. ( Co rzeczywiście zrobił)

Dziwnie mi się wracało po tym wszystkim do domu. Dziwnie lekko, szczęśliwie. Serce jak mały, nadpobudliwy szczeniak, biło oszalałym tempem. Pod klatką dostałam paniki. Jak ja wejdę z tym miśkiem do domu lol?

Weszłam. Ojciec popatrzył na mnie na miśka.

-Padlinę przyniosła!

Przycisnęłam do siebie mocniej pluszaka i ruszyłam do pokoju.

W pokoju zauważyłam dopiero co ma wyszyte na brzuszku: I love you.

Oczywiście, mogło to być przypadkowe, z racji, że w okresie świątecznym, walentynkowym sklepy dostają fioła na punkcie tego typu rzeczy, ale było coś w tym wszystkim do tej pory na tyle dziwnego i nieprzypadkowego..

Ale pomijając to, słowo się rzekło, klamka zapadła.

Byłam zakochana, chyba po raz pierwszy tak poważnie jak teraz. A co było najlepsze? Z całkowitą wzajemnością. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top