Capitulo 4

ZOSTAW GWIAZDKĘ ALBO DZIKI KOZIOROŻEC ODGRYZIE CI USZY
--------

*Ed POV*

Zostaliśmy sami. Zwracam swój wzrok w stronę Kuby, który uważnie przegląda w szufladach prywatne rzeczy Alvaro. Podchodzę do niego i z zainteresowaniem zaglądam mu przez ramię, a on niespodziewanie odwraca się w moją stronę i odpycha mnie od siebie. To było tak nagłe, że myślałem, że latam.
- Co patrzysz? Nie bądź taki wścibski - po jego słowach doznałem chwilowego laga mózgu. Wydawało mi się, że to on grzebał w tych szafkach pierwszy, ale nie chciałem się z nim sprzeczać, gdyż ma on skłonności do wywoływania niepotrzebnych kłótni. Nie mija chwila, a Kuba ucieszony wyjmuje z szuflady kilka małych dokumentów.
- Ed! Patrz! - krzyczy, dusząc się ze śmiechu, a ja tym razem boję się podejść i zostaje w bezpiecznej odległości. Blondyn pokracznie idzie do mnie, omal nie potykając się na płaskiej powierzchni i nie przestaje się śmiać. Jest czerwony jak antylopa.
- Alvador na tym zdjęciu wygląda jak dziewczynka! No patrz! - uderza mnie w ramię, żebym spojrzał. Jest dzisiaj wyjątkowo agresywnym borsukiem. Decyduję się rzucić okiem na trzymaną w ręku legitymację szkolną. Zaczynam dławić się ze śmiechu. Próbujemy złapać powietrza w płuca niczym dwa śledzie wyrzucone na suchy brzeg oceanu. Śmiejemy się bezgłośnie, uderzając w uda rękoma, jak jakieś psychiczne foki, aż orientujemy się, że legitymacja nie należała do Alvadora, a do jego współlokatorki. W ciszy mierzymy się wzrokiem niczym żubry na polowaniu. Robi się niezręcznie i Kuba podchodzi do szuflady, chowając dokumenty z powrotem. Wraca do mnie, stając tuż obok i nachodzą mnie wątpliwości czy nie zechce uderzyć mnie ponownie. Chłopak jednak stoi pogrążony w powadze jaka nas otacza i dłuższą chwilę patrzy się za okno.
- No to... Ten no. Jak ci się tu podoba? - mój mózg nie nadąża za zmianą tematu, jaką wprowadził blondyn. Analizuje jego pytanie, nim odpowiadam:
- Ee nie narzekam.
- A co byś powiedział na małe przemeblowanie? - spogląda się na mnie, poruszając brwiami.
- A czemu nie? - również poruszam brwiami w odpowiedzi.

Zaczynamy przesuwać meble, co chwila wybuchając śmiechem, gdy któraś szafka wydała się dla nas za ciężka. Zdejmujemy telewizor z komody i mało nie upuszczamy go na podłogę, bo Kubie zadzwonił telefon i postanowił go odebrać. Zaczyna gadać coś po polsku ze swoją mamą, a ja cały czas muszę trzymać czterdziesto-calowy telewizor praktycznie sam.
- A nic, siedzę sobie w Berlinie - robi przerwę, w której kobieta po drugiej stronie mówi coś szybko i niezrozumiale - Aaaa... Kto ze mną jest? No słuchaj, Krzyśka nie ma. Maciek? Nie jego też nie ma. Jestem z - blondyn zerka na mnie - Edem Sheeranem i Alvadorem Solero... Tak, tak chodzi mi o Álvaro. Tak... Tak to ten od "Sofia". Czy chcę pierogi? Jasne, wyślij pocztą, podam ci adres - chłopak toczy jeszcze kilkuminutową dyskusję z rodzicielką podczas gdy moje ręce cierpią najprawdziwsze katusze. Gdy chowa telefon do kieszeni, spogląda na mnie i mówi z entuzjazmem:
- Sorry zapomniałem, że trzymasz telewizor - no miło Kuba, szkoda że nie wiesz co przeżywały moje ręce. Stawiamy telewizor na przesuniętej w odpowiednie miejsce szafce i z dumą oglądamy pokój.
- Kolejne pomieszczenie?- proponuję. Blondyn kiwa entuzjastycznie głową i podąża za mną krok po kroku do małej łazienki. Po drodze mijamy przeciągającego się w korytarzu kota. Otwieramy szufladę pod umywalką i oszołomiony spoglądam na masę kosmetyków upakowanych jeden na drugim.
- Po co Álvaro to wszystko? - pytam, potrząsając stojącym obok Polakiem.
- To Aitany przygłupie! - zdejmuje zirytowany moje dłonie ze swoich ramion i patrzy na mnie jak na największego debila, a przecież on też nim jest. Kuba wzdycha cicho i zaczyna przewracać przedmioty w szufladzie, precyzyjnie oglądając każdy z osobna. Nagle wyciąga jeden z podstawowych elementów damskiej torebki i usiłuje zrozumieć na czym polega jego użycie.
- Narzędzie tortur - komentuje po chwili, pocierając brodę dwoma palcami.
- To zalotka idioto. Służy do podkręcania rzęs - tłumaczę.
- Sam jesteś idiotą - mruczy pod nosem po czym głośniej dodaje:
- A skąd ty niby wiesz takie rzeczy, hę?

Zbywam jego pytanie i sam również zaczynam przeglądać całkiem pokaźną kolekcję damskich specjałów, poprawiających ich wygląd. Eh, jesteśmy strasznie poszkodowani w tej sytuacji. Jak kobieta jest brzydka to się umaluję i będzie ładna, a jak facet jest brzydki, to jest po prostu brzydki. Wzdycham cicho nad swoim losem, ale Kuba nie zauważa tego. Jest zbyt pochłonięty wyciskaniem odrobiny fluidu na dłoń.
- Ee nie mój kolor - mówi po chwili.
- Jasne, że nie twój. Twoje dłonie są szare od tuszu - parskam śmiechem, a chłopak mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu.
- A ty wyglądasz jakby obsrał cię jednorożec. Dlatego właśnie wolę czarno-białe tatuaże - Kuba wygląda całkowicie poważnie i przez chwilę przemyka mi przez myśl, jak ktokolwiek może zachować powagę mówiąc słowo "obsrał". Skutecznie odrywa mnie jednak od przemyśleń brzdęk tłuczonego szkła. Blondyn z szeroko otwartymi oczami patrzy na rozlany po podłodze w odłamkach szkła z opakowania podkład.
- O nie i co my teraz zrobimy Ed? - zaczyna panikować i klęka przy rozlanym produkcie, usiłując pozbyć się go z pomocą chusteczek.
- Nie płacz nad rozlanym podkładem. Aitana ma tego zdecydowanie za dużo - wzruszam ramionami i odwracam się za siebie na leżący na podłodze przy prysznicu dywanik, który nagle wygląda niezwykle kusząco - Mam pomysł! - wykrzykuję i przesuwam dywanik na plamę z podkładu.
- Idealnie! - Kuba klaszcze w dłonie uradowany i zaczynamy cieszyć się jak dwa małe pingwinki na widok powracającej z polowania matki.

*Álvaro POV*

Wodzę wzrokiem po oknach mijanych kamienic i delikatnie zagryzam policzek od środka. Próbuję na nowo skupić się na tym co mówi blondynka koło mnie, ale nie wychodzi mi to i po chwili jedynie słyszę:
- Álvi? - dziewczyna staje przede mną, zagradzając mi drogę i pstryka palcami przed nosem - Jesteś jakiś nieobecny. O czym tak myślisz? - łapie mnie za dłonie, a ja schylam się do niej delikatnie, w pośpiechu myśląc nad odpowiedzią na zadane pytanie. W końcu nie powiem jej, że myślę o dwójce idiotów, którzy coś sobie uroili i zamierzają ze mną mieszkać.
- Trasa i te sprawy.. - wymyślam na poczekaniu. Silę się na uśmiech, który z początku jest mocno naciągany, ale wraz z chwilą, w której głęboko spoglądam w jej ciemne oczy, zmienia się on w naprawdę szczery gest.
- Martwią ciebie bilety? Przygotowania? - pyta z wyrozumiałością w głosie, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni. Zerkam na nasze ręce i dostrzegam jak jej wzrok wędruje tuż za moim, by potem pokryć swoje oczy radosnymi płomykami.
- Powiedzmy, że coś w tym stylu - rzucam, powracając do spokojnego spaceru po centrum - Ale to nie istotne - dodaję, uprzedzając jej kolejne pytania. Sofia podnosi ręce w geście obronnym i lekko przytakuje na znak, że nie będzie roztrząsywać tematu.
- A ty linchis [czyt. linczis]? Jak było dziś w studio? - zaczepiam o nowy obiekt rozmowy, by rozładować ten niepokój związany z całą sytuacją, mającą miejsce w moim mieszkaniu.
- Bardzo dobrze. Nagraliśmy drugi głos do nowego kawałka i dokończyliśmy pracę nad ,,Segundas partes entre suicidas" - rzuca coś szybko, a ja znów nie potrafię się skoncentrować na tym, co do mnie mówi. Krótko przytakuję głową, nie wiedząc zbytnio o czym mowa.
- To co? Idziemy do ciebie? - klaszcze entuzjastycznie w dłonie, a ja tylko zaciskam zęby i błądzę wzrokiem gdzieś na wysokości wysoko położonych balkonów.
- A może tak do ciebie?
- Nie, chodźmy do ciebie - nalega, a mi kończą się argumenty. W sumie nie podałem żadnego ze stresu, bo po co, jeśli ona wie kiedy kłamię. Przełykam ślinę i w ciszy przytakuję. Ciągle czuję jej wzrok na swojej twarzy, ale nie mam odwagi, by odwrócić się w jej kierunku. Przecież zauważy, że jestem zdenerwowany.
- Álvi? - nie mija chwila, a kolejny raz słyszę jej ciepły ton, co zwiastuje następne próby wyłudzenia informacji - Na pewno wszystko gra? - dopytuje.
- Tak - ucinam temat.

Resztę drogi spędzamy w ciszy i tylko co jakiś czas wymieniamy się pojedyńczymi spojrzeniami, które nieziemsko mnie stresują. Wątpię by Sofia zaakceptowała pomysł przyjęcia ich do mojego mieszkania. Pomyśli, że jestem jakimś debilem. Po paru minutach wchodzimy powoli do kamienicy i przedostajemy się na odpowiednie piętro schodami, bo Sofi jest strasznie energiczną i upartą osobą. Otwieram drzwi, biorąc głęboki oddech. Uchylam je przed blondynką i odwracam wzrok, nie chcąc widzieć tego, co jest w mieszkaniu. Rozlega się babski pisk i słyszę tupanie, kiedy Sofi biegnie korytarzem. Odwracam się gwałtownie i dostrzegam jak podekscytowana dziewczyna podnosi kota od tego menela.
- Aaaa! Álvi kupiłeś mi kotka? - zerka na niego - Jeszcze lepiej, wziąłeś go ze schroniska! - wykrzykuje radośnie.
- Co ty robisz z moim kotem? - pyta Ed, który staje w drzwiach salonu. Dochodzi do tego, czego najbardziej się obawiałem. Konfrontacja.
- On po prostu już się strasznie przywiązał do tego kota i wiesz - wymyślam na poczekaniu, płynnie zaczynając mówić po angielsku.
- Nie prawda. To ja go zdobyłem od... - rzucam się na niego, aby nie powiedział ani słowa więcej. Sofia obserwuję wszystko z szeroko otwartymi oczami i delikatnie uniesionymi brwiami. Głaszcze kota, by po chwili z wyrazem lekkiego obrzydzenia na twarzy zdjąć naklejkę od banana z jego grzbietu. Zapada chwilowe milczenie, które przerywają głośne kroki Kuby, który wychodzi z... Zaraz. Z mojej sypialni? Chłopak gwiżdże głośno, mierząc wzrokiem zaskoczoną Sofię. Mentalnie przygotowuję na najgorszy tekst jaki mogę usłyszeć.
- Uu, Álvaro może przedstawisz nam swoją Shawty* - Czy to już był ten najgorszy tekst? Sofi uśmiecha się jedynie lekko.
- Sofia, dziewczyna Álviego.
- A to szkoda - blondyn marszczy brwi i nim zdążę się wtrącić dodaje - Ja jestem Kuba.
- Dobra, dobra, starczy tego poznawania się. - rozdzielam ich, nim Sofia zdąży przybliżyć się i pocałować go w policzek na przywitanie.

Blondynka patrzy na mnie, marszcząc jedną brew i widzę w jej wzroku, że oczekuje wyjaśnień. Należą się jej.
- Nic mi nie powiesz? - pyta, ale łagodnym, z lekka zdziwionym głosem, wskazując chłopaków kiwnięciem głowy. Wzdycham cicho i gdy usiłuję zabrać głos, Ed wcina mi się w pół słowa.
- Bo ten, my i Alvador zespół zakładamy!
Mam ochotę poraz kolejny zapaść się pod ziemię. Zapewne dostałem wypieków na twarzy i wyglądam jak zawstydzone dziecko. Co za zażenowanie...
- Czemu nic mi o tym nie wiadomo? - mówi już bardziej pretensjonalnie Sofia, jakby nie potrafiła uwierzyć w to, co przed sekundą do niej dotarło. Chcę zacząć się bronić, przepraszać, wyjaśniać, ale mina Sofii kompletnie zbija mnie z tropu i sprawia, że milknę.
- To wspaniały pomysł! - rzuca ucieszona, przytulając mocno chłopaków, a ci śmieją się w głupi sposób. To jest chyba jakiś żart jeżeli moja dziewczyna popiera ich towarzystwo. Gdy ta spogląda na moją reakcję, uśmiecham się sztucznie, ukazując szereg białych zębów. Nigdy nie byłem zbyt dobrym aktorem, więc moja mina nie mogła wyglądać wiarygodnie.

W końcu rezygnujemy z dalszej rozmowy w przedpokoju i całą grupą wchodzimy do salonu. Zatrzymuje się w pół kroku i rozglądam oniemiały.
- Zrobilismy małe przemeblowanie - rzuca od niechcenia Kuba.
- Zrobiło się tutaj jakoś więcej przestrzeni _ komentuję pod nosem i uważnie przypatruję się pokojowi.
- No wiesz, odpowiednie ustawienie mebli to podstawa, jeżeli chcemy powiększyć optycznie pomieszczenie - blondyn mówi bardzo poważnie, ale uśmiecha się szeroko.
- Nie prawda. Po prostu wyjebaliśmy stolik za okno - Odwracam się ze zdumieniem, przerażeniem i złością w jednym. Ze świstem nabieram powietrza i podbiegam do drzwi balkonowych, szarpiąc za klamkę.
- Spokojnie Álvi - Sofia nieudolnie próbuję opanować śmiech, który ogarnął ją po słowach Eda. Posyłam jej mordercze spojrzenie i w końcu wychodzę za balkon. Opieram się o barierkę i zerkam w dół. Na ziemi leży złamany na pół stół. Nim udaje mi się zareagować, znikąd pojawia się ucieszony Bezdomny i bezczelnie ucieka z resztkami mojego stolika. Stoję tak przez moment w ciszy, obserwując jak menel z długą brodą wystawia mi środkowego palca i tylko czuję jak Ed pokrzepiająco klepie mnie po ramieniu.
- Takie rzeczy się zdarzają..
Odwracam bardzo powoli głowę w kierunku rudzielca i marszczę brwi.
- Możesz mi wyjaśnić skąd Bezdomny wiedział gdzie mieszkam? - pytam, gdy dociera do mnie teoretyczny absurd tego zdarzenia. Rudzielec zaczyna cicho pogwizdywać i drapać się po plecach, co tylko daje mi kolejny powód do bezsilnego schowania twarzy w dłoniach.
- Może wywęszył po zapachu - Ed stara się zabłysnąć inteligencją, ale jak zwykle polega.
- Nie przejmuj się Álvi, ten stolik i tak już był stary, ze śladami po gorących szklankach kawy - blondynka usiłuje ratować sytuacje chłopaków, ale prawdę mówiąc ja już nawet nie mam siły na to, by być zły. Wzdycham i wracam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to Sofia tuląca do siebie szarego kota w przejściu.
- Jak go nazwiemy? - pyta, zbliżając się do mnie z szerokim uśmiechem, a ja lekko drapię się za uchem. Na ten moment nic nie przechodzi mi przez myśl, ale świadomość, że cieszy ją ten sierściuch, poprawia mi humor.
- Nie wiem, trzeba się jeszcze zasta.. - przerywam, obserwując jak Sofia wymija mnie, by otworzyć drzwi balkonowe, przez które wbiega zatrzaśnięty wcześniej Ed.
- Serio musiałaś to zrobić? - pytam z wyrzutem. Blondynka obrzuca mnie groźnym spojrzeniem, a ja podnoszę ręce w geście obrony i zmęczony siadam na kanapie. Dziewczyna prędko się do mnie przysiada, a wraz z nią (na moje nieszczęście) Kuba i Ed.
- Macie jakiś pomysł na imię dla kotka? - pyta poraz kolejny, obdarowując chłopaków ciepłym uśmiechem.
- Dorian! - rzuca oświecony Kuba, a ja omal nie parskam śmiechem na ten absurdalny pomysł nazwania zwierzęcia.
- Ale to.. - zaczynam, ale nie jest dane mi dokończyć, bo podekscytowana Sofi urywa moją wypowiedź.
- Cudowny pomysł! - krzyczy omal nie dusząc mnie swoim uściskiem. Serio?
- Czekaj... co? - krzywię się na myśl, że będę wołać na swojego kota jakimś zupełnie dziwnym, wymyślonym imieniem.
- Ma się głowę do takich rzeczy - zza Sofii wychyla się dumny Kuba, poprawiając swoje lekko rozczochrane włosy. Decyduję się zbyć jego stwierdzenie i spoglądam zażenowany na blondynkę.
- Jesteś pewna co do tego imienia? - zaczynam, usiłując wpłynąć na jej decyzję, ale uśmiech ani na sekundę nie schodzi z jej twarzy.
- Absolutnie - piszczy podekscytowana i unosi kotka do góry patrząc mu w oczy i delikatnie stykając jego nosek ze swoim - No co Dorianku, podoba ci się nowe imię? No jasne, że się podoba słodziaku. Álvaro - od razu zmienia ton głosu na bardziej stanowczy - Umów Doriana do weterynarza - kiwam niepewnie głową, a dziewczyna przytula mnie szybko i odchodzi dalej bawiąc się z kotem.

Czy wspominałem już, że to będzie na prawdę męczący dzień? Nie?

W takim razie: To będzie najbardziej męczący dzień, jaki kiedykolwiek przeżyłem.

------------

Witajcie koziołki

Dzisiaj nie mamy weny na notkę, bywa w życiu i tak 💁
Akcja się rozkręci spokojnie, mamy mega dużo planów oraz.....
pomysłów na wątki miłosne i ( ͡° ͜ʖ ͡°) hehehhehe
Dlatego czytajcie i gwiazdkujcie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top