Capitulo 2

*Álvaro POV*

Przecieram oczy, w hotelowym pokoju jest nienaturalnie głośno. Ktoś krząta się po nim, słyszę otwieranie szafek i szuflad oraz ciche przeklinanie pod nosem w języku, który niezbyt kojarzę. Chwila. Zmuszam się do uchylenia powiek i jak przez mgłę dostrzegam dwie postacie. Przez zamroczony kacem umysł przepływa mi jedna myśl: Co ci debile robią w moim pokoju? Unoszę się na łokciach i nie otwierając oczu szerzej niż to niezbędnie konieczne do obserwacji poczynań moich rozmówców, pytam:
- Kuba? Ed? Co robicie o tej porze w moim hotelowym pokoju? - stawiam nacisk na słowo "moim" i zwracam tym samym uwagę chłopaków.
- Alvador! Jak się cieszę, że wstałeś! - zaczyna entuzjastycznie Ed i podaję mi zestaw złożonych w kostkę ubrań - Wstawaj i zrób ze sobą porządek, za dwie godziny samolot, mamy niewiele czasu.
- Ale jaki samolot? - wstaję i zabieram z rąk Kuby koszulkę, która właśnie wkłada do walizki - Co wy robicie z moimi rzeczami? - pytam lekko oburzony.
- Jak to, nie pamiętasz? - w głosie Kuby słychać pretensje, gdy odbiera ode mnie koszulkę i z powrotem wkłada do walizki - Lecimy do Berlina!
- Ale jak "lecimy"? Miałem lecieć ja i to dopiero za kilka dni!
- Najwidoczniej plany się pozmieniały - Ed wzrusza ramionami - Po za tym sam kupiłeś bilety - chłopaki wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a ja aż nie dowierzam w to co słyszę. Kłamią. Perfidnie mnie okłamują. Ed chyba wyczuwa co mam na myśli, bo bierze z półki mój telefon, łapie mnie za rękę i używa mojego palca do odblokowania urządzenia. Zupełnie jakby wiedział gdzie znajduje się aplikacja banku, pewnie ją uruchamia i ponownie łapie mnie za rękę, aby się do niej dostać. Jestem zbyt oszołomiony, na jakąkolwiek reakcję, a moje zdumienie jest jeszcze większe gdy widzę przelew wykonany z mojego konta na zakup biletów. Moje oczy za pewne wyglądają teraz jak u kukanga małego - ssaka wyglądem przypominającego brzydkiego lemura z oczami na pół twarzy. Rozchylam wargę, usiłując coś z siebie wydusić, ale potrzebuję chwili na wzięcie kojącego nerwy, głębokiego oddechu.
Klnę pod nosem i wyrywam smartphone'a z dłoni ucieszonego rudzielca. Oddech chyba nie pomógł
- Możecie mi wyjaśnić jak do tego doszło? - nieustannie odświeżam aplikację, próbując wychwycić jakiś błąd, ale nic nie ulega zmianie. Z każdym kolejnym przesunięciem kciuka coraz bardziej marszczę brwi, aż w końcu wydaję z siebie przeciągły jęk rozpaczy. Wolę nawet nie spoglądać na te dwa osły, bo jeszcze chwila, a stracę nad sobą kontrolę.
- Coś nie tak Alvadorze? Po alkoholu byłeś jakoś bardziej przyjazny - to zdanie zaważyło na wszystkim. Powoli podnoszę wzrok znad telefonu i z chęcią mordu wtapiam go w zdziwionego blondyna.
- Zaraz was.. - urywam w połowie, bo dopada mnie przeraźliwy ból głowy. Cicho syczę i zaczynam żałować litrów wypitego alkoholu. Co mnie wczoraj napadło?
- Alvador, następnym razem nie zabieramy cię ze sobą. Kto by się spodziewał, że z ciebie taki alkoholik Solero.. - stwierdza Kuba, a mnie powoli zanosi na wymioty.
- Czekaj, a to my nie chcieliśmy żeby się upił? - mam ochotę obrócić głowę i wręcz krzyknąć o co chodzi, ale Kuba podtyka mi pod nos szklankę z wodą.
- Pij - nie daje mi nawet nabrać powietrza, i posyła Edwardowi wymowne spojrzenie. - Nie wiem skąd takie coś przyszło ci do głowy - mówi powoli, dosadnie, licząc że rudzielec pojmie aluzję, którą zrozumiałem nawet ja.
- Macie parę sekund, by stąd wyjść - mówię cicho, ale wyraźnie.
- No dokładnie. Trzeba jeszcze odłożyć czas na dojazd na lotnisko i odbiór biletów. Przestań gadać Alvador i podnoś się! - właśnie strzeliłem sobie w głowie facepalma. Jak można być tak głupim? Kuba znienacka rzuca mi w twarz jakimś czarnym materiałem, a ja zdenerwowany do granic możliwości szarpnięciem zdejmuje to z siebie.
- Co to ma znaczyć? - pytam wlepiając wzrok w jakąś gładką, czarną bluzę z wielkim kapturem i nim zdążę spojrzeć na blondyna boleśnie obrywam okularami przeciwsłonecznymi.
- Musimy być niewidoczni - mówi pół szeptem Ed i demonstruje swoje słowa, nasuwając na nos ciemne okulary i zarzucając na rude włosy kaptur bluzy. Na palcach przemierza odległość pokoju, co chwila rozglądając się wokoło, po czym jak gdyby nigdy nic zerka na mnie z uśmiechem, ściąga okulary i mówi:
- No widzisz? Nikt nas nie pozna.

Wzdycham cicho i rozcieram skronie palcami, tabletki zaczynają działać i powoli wraca mi rozsądne myślenie. Jednak jedna rzecz wciąż pozostaje dla mnie zagadką.
- Czemu lecicie ze mną? - pytam, siląc się na grzeczny i spokojny ton, ale w środku kipię ze złości. Każde słowo wypowiadam powoli i wyraźnie, licząc, że dzięki temu dotrą do tych debili.
- Jak to Alvador, nie pamiętasz?Zakładamy zespół! - uradowany blondyn klaszcze w dłonie, a ja tracę nad sobą panowanie i już nie wiem nawet, czy odczuwam złość, strach, czy jestem po prostu oszołomiony. Spokojnie Álvaro, spokojnie, oddychaj głęboko. Zarzucam na t-shirt czarną bluzę i niechętnie biorę ciemne okulary. Nawet nie mam siły sprawdzać, czy chłopaki spakowali wszystkie moje rzeczy i zrezygnowany kiwam głową na znak, że możemy już wychodzić. Dobra. Trzeba wziąć się w garść.
Niemalże zbiegam po schodach, byle by iść przed Edem i Kubą. Szukam jakiegokolwiek wsparcia, ale na obecną chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. Myśl Alvador, myśl. Chwila.. Alvador? O nie. Te małpy mi coś do tych napojów wczoraj dosypały. Chcę wykręcić jakiś numer ratunkowy czy coś, ale rudy znienacka szturcha mnie w ramię tak, że prawie upuszczam komórkę i wzdrygam się na dźwięk jego głosu.
- O patrz Alvador, taxi już po nas przyjechała! - rzuca ucieszony, a ja już wyłącznie bezsilnie wywracam oczami.
- Ta, widzę - odpowiadam od niechcenia i wykończony podchodzę do pojazdu.
Z uwagi na moje zdrowie psychiczne postanawiam zająć miejsce z przodu i wsiadam do auta, podczas gdy Kuba z pomocą kierowcy pakują nasze walizki do bagażnika. Biorę spokojny oddech i zapinam pasy. Co ja powiem znajomym? Że pozwoliłem dwóm zupełnie obcym mi ludziom zamieszkać w moim domu? To brzmi absurdalnie. Wciąż moja głowa nie doszła do normy, więc w momencie gdy ruszamy proszę o wyciszenie dudniącej muzyki. Mam dość wszystkiego.
- Alvador - nabieram powietrza w obawie, że wybuchnę ze złości i odwracam głowę przez ramię z szerokim, wymuszonym uśmiechem
- Myślę, że powinniśmy poinformować naszych fanów o tym, że znikamy na jakiś czas, pracować nad nowymi płytami - O nie! Tego już za wiele, chcą wciągać w to naszych fanów? Oni serio mówi o tym zespole na poważnie? Nie ma mowy, nie zgadzam się na to!
- Jasne Ed, to dobry pomysł - odpowiadam zamiast tego, a widząc wesołą minę rudzielca, gdy sięga z kieszenie telefon, mam ochotę przywalić głową w coś twardego.

1 267 141 likes

teddysphotos Hello guys! Autumn is coming, and new projects with it. I'm closing one chapter, to start another one and do a little step forward in my career. Stay tuned x

See all comments: 11 545

_smallanqel CAN'T WAIT
15 likes

_smallanqel Paulina patrz na to!
@ best_sheerios_in_the_world
1 like

best_sheerios_in_the_world
@ _smallanqel OMG JSNDPWHDORai

korzen458 jak ja tu trafiłem

korzen458 Dominika mnie zmusiła
2 likes

sheerioseddy OMFG 😭😍

familiapasquarelli 😍😍😍

93 310 polubień

quebahombre Ledwo wróciłem do kraju, a już lecę gdzie indziej. Szykuje się parę nowych numerów i chciałbym się teraz całkowicie na nich skupić. Bądźcie grzeczni i aktywni, już niedługo coś się pojawi.

Zobacz wszystkie komentarze: 1596

Nachella O KURDE, BĘDZIE EGZOTYKA DWA?

quebahombre @ Nachella coś dużo lepszego
758 polubień

XxX_BlackRose_XxX Czekam! Czuję, że to będzie coś zajebistego!!

krzy.krzysztof Czemu nic o tym nie wiedziałem? Zostawiasz mnie? 😭
903 polubień

kaczorek25 @ krzy.krzysztof nie lecicie razem?

PrzygodyKrzycha @ krzy.krzysztof KRZYSIU KIEDY PRZYGODY??
22 polubienia

le gusta a aitana y 91 284 personas más

alvarosolermusic Después de estos días pasados en Polonia toca volver a Berlín! Esta vez no solo. Con nuevos proyectos y ganas para escribir canciones 😜 Les tengo que contar que este mes (lo espero) estaré menos activo porque tuve una experiencia muy.. inesperada. Nos vemos pronto con sorpresas un poco diferentes que anteriores!

Un besito 😚

Alvaro

Ver los 794 comentarios

solermysunshine MATKO PATRZ JAKI ON JEST BOSKI @ smallanqel

sofiaellar Linchiisss
536 me gusta
ver respuestas (56)

alvarosolermusic @ sofiaellar 🐣🐿
788 me gusta

rzarenka New projects? Can't wait to see them ❤😍 soo exciteeed
2 me gusta

alvarosolermusic guys help me plzz
1005 me gusta
ver respuestas (589)

javiishere what are u doing bro
77 me gusta

Rześkie, poranne powietrze drażni moją skórę, a słońce oczy. Marszczę brwi, Ed podąża przodem i chcę mu dorównać, ale coś kusi mnie, abym odwrócił głowę do tyłu. Kuba stoi kilka metrów za nami i jak na mój gust bardzo nerwowo przeszukuje plecak, a walizka stoi tuż obok jego nogi. Chcę rzucić, aby się pospieszył, ale gryzę się w język, bo w tej samej chwili blondyn zadowolony unosi w geście zwycięstwa listek tabletek i szybkim krokiem do nas dołącza. Zbliżamy się do drzwi. Przełykam ślinę, gotowy na tłum fanek, który rzuci się na mnie od wejścia. Poprawiam kaptur i nasuwam ciemne okulary na oczy. Moje ciało drży i nie wiem czy to od wiatru, czy ze stresu, który mnie dopadł. Jest ranek, mam kaca, nie wypiłem porannej kawy i nie zjadłem śniadania, ostatnie na co mam ochotę to dawanie autografów, szczególnie, że nie mam nawet żadnego mazaka. Zamieram, gdy drzwi otwierają się przed nami i wszystkie twarze automatycznie obracają się w naszą stronę, przerywając wykonywane wcześniej czynności. Oblani blaskiem słońca, ubrani na czarno, sławni i spóźnieni na odprawę, a teraz w dodatku dostrzeżeni przez fanów. Plan Eda najwyraźniej nie zadziałał. Zaciskam z obawy powieki, bo nie chcę widzieć jak ludzie, wiele nie myśląc, rzucają się o zdobycie choćby rozmazanych zdjęć. Czekam tak parę sekund, z zapartym tchem, ale nic się nie dzieje. Niepewnie otwieram oczy. Tłum już dawno nawet na nas nie patrzy. O kurde, to działa. Zdezorientowany spoglądam na niewzruszonego Sheerana, który głośno żując gumę, przegląda portale społecznościowe w telefonie. Zostawiam to bez komentarza. Słońce chwilowo zachodzi, a ja po rzuceniu okiem na godzinę, pośpiesznie kieruję się w stronę stanowisk Check In. Kolejka liczy tylko parę osób, bo i tak jesteśmy znacznie spóźnieni. Oglądam się za Edem i Kubą, którzy wolnym krokiem wloką za sobą walizki, niczym się nie przejmując. No tak, jasne.
- Może byście tak.. - mam zamiar dokończyć, ale przerywa mi głos jakiejś kobiety z obsługi.
- Przepraszam, blokuje pan kolejkę - stwierdza coś surowo po polsku, a ja zdołuję wybronić się jedynie przepraszającym wzrokiem, bo nie mija chwila, a Kuba popycha mnie na bok.
- Dobry dzień. My po bilety - rzuca głośno, brzmiąc na zadowolonego.
- Imię i nazwisko poproszę - po tym zdaniu Kuba wygląda jakoś nerwowo i łatwo rozpoznać po nim jak lekko się spina.
- Kuba Grabowski oraz... - dość dosadnie wypowiada swoje imię i chwilowo się zawiesza - Ed Sheeran i Alvador Solero - wyrzuca to wreszcie z siebie, poczym każdy z nas wtapia wzrok w twarz kobiety z upiętym kokiem. Już pomińmy fakt jak mnie nazwał. Brunetka powoli zdejmuje okulary, chuha w nie kilkakrotnie i wyciera je o materiał białej koszuli. Szybko zakłada je na nos i uważnie lustruje nas wzrokiem, dziwnie przy tym marszcząc czoło. Żaden z nas nawet nie drga. No dobra. Tylko Ed drapie się po plecach. Nie wiadomo do czego posunie się obserwatorka i czy to nie będzie oznaczało jakiejś potyczki z goniącymi nas fanami.
- Dziwna zbieżność nazwisk - stwierdza zwyczajnie po kilku minutach. Stop. Co? Czemu nikt nas nie rozpoznaje? - Poproszę o dowody osobiste.
Kuba i Ed bez większego problemu podają swoje dokumenty, podczas gdy ja usiłuję się uporać z zaciętym ekspresem od podręcznego plecaka. Wreszcie dostaję się do swojego dowodu i grzecznie kładę go na ladzie.
- Może pan powtórzyć swoje imię? – Nie wiem co powiedziała kobieta, ale z jej miny i spojrzenia wnioskuję, że tyczy się to mnie.
– Alvador Solero – Kuba powtarza moje imię. Znaczy stop. Nie moje. Mówi je błędnie, eh.
– Dane z biletu nie zgadzają się z tymi na dowodzie osobistym. Niestety nie mogę pana wpuścić – kobieta na szczęście przechodzi na angielski i spogląda na mnie pobłażliwie – Jeżeli to jedynie pomyłka to mogą ją państwo wyjaśnić w dziale obsługi klienta.
– Ale proszę pani! – decyduję się na ostateczny krok. Zasuwam okulary z nosa. Wszystko wokół zamiera, Ed patrzy na mnie z przerażeniem, wszyscy wokoło rzucają to, co robili i zaczynają biec w naszą stronę, a ich słowa zlewają się w jeden wielki bełkot. "Alvaro! Alvaro! To on!" Zdają się krzyczeć. Przerażony w ostatniej chwili z powrotem zakładam okulary, gdy setki rąk skierowanych w moją stronę, nie muskają mnie nawet koniuszkami palców. Ludzie poważnieją i odchodzą, a dookoła rozchodzą się zawiedzione szepty: "To jednak nie on..." To, co tu się dzieje zdecydowanie nie jest normalne. Chcę zakończyć tę paranoję i z błagalnym wyrazem twarzy spoglądam na brunetkę.
– Widzi pani? – pytam, a ona tylko marszczy brwi.
– Co mam widzieć? Przez chwilę prawie przyszło mi na myśl, że jest pan Alvaro Solerem – mówi wpatrzona w ekran komputera, a we mnie gotuje się. Ta Polska to jakiś ułomny kraj! Na gali rozdania nagród ludzie nie potrafią języka angielskiego, cały czas wloką się za mną dwa debile, a na lotnisku za sprawą zwykłych okularów nikt nas nie rozpoznaje! Zabierzcie mnie stąd, proszę.
– Dobra tam! My wiemy swoje! Idziemy Alvador – Ed ciągnie mnie za rękaw koszuli i pomimo krzyków kobiety, idzie przed siebie. W ostatniej chwili chwytam za rączkę swojej walizki i staram się dorównać tempa rudowłosemu, który nie zwalnia, lecz wręcz biegnie.

---------

Kopsnijcie witkę

Pozdrawiamy szanowną Panią od polskiego, która zaczyna czytać tę książkę.

Jak wam się podoba nowa okładka?
Nam się nie podoba, ale jak coś to my jej nie robiłyśmy, żeby wsztydu nie było hehe

Komentujcie to i dawajcie gwiazdki, bo inaczej rozdziały będą tak rzadko.

Bez kitu ten rozdział mamy skończony od ponad dwóch tygodni, ale żadnej nie chciało się napisać notki. Jesteśmy wyjątkowym leniwym gatunkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top