VI. Well done you
*** NEWT ***
– Mam już naprawdę dość tych pikolonych zajęć – mruknąłem pod nosem, kłując swój lunch widelcem.
– Nie jesteś jedyny, stary. Gdyby nie kosz, to chyba by mnie już dawno wywalili – Minho parsknął, jednak ja nadal byłem nie w sosie. Nie zebrałem się nawet na uśmiech.
Tego dnia nie miałem na nic ochoty. Semestr się kończył, a ja musiałem zostawać w tej cholernej szkole na jakichś durnych spotkaniach. Co mnie w ogóle podkusiło do startowania w wyborach?
Rodzice.
No tak. Gdyby nie oni, z pewnością bym się tu o nic nie starał. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie siedziałem w tym sam. Alby jako przewodniczący miał znacznie więcej roboty niż ja, ale i tak... On przynajmniej to lubił.
Może i lubiłem porządek i byłem zdania, że powinno się przestrzegać zasad, jednak słabo się czułem w roli wiceprzewodniczącego. Trochę mnie męczyła ta cała odpowiedzialność. Może gdyby to jeszcze dotyczyło jakiejś mniejszej grupki osób, gdzie wszystkich bym znał, a nie całej szkoły... Tak, może wtedy podchodziłbym do swojej funkcji z większym entuzjazmem.
No nic, pozostaje mi odliczać dni do ferii tak, jak każdy normalny uczeń.
– Cześć! Mogę się dosiąść?
Uniosłem wzrok znad talerza i spojrzałem na chłopaka, który do nas podszedł.
Jak mu tam było...? Thomas?
Przypatrzyłem mu się, a na mojej twarzy od razu zawitał delikatny uśmiech. To był zupełnie naturalny odruch. Z jednej strony rzadko kto potrafił tak szybko poprawić mi humor. Z drugiej strony... Musiałem przyznać, że był niezły.
Całkiem słodki jak na mój gust.
– Jasne! Siadaj, stary – mój przyjaciel od razu się ożywił i poklepał wolne miejsce obok siebie.
Zastanawiałem się, co tak nagle w niego wstąpiło. Odkąd pamiętałem, jeszcze nigdy nie pozwolił nikomu tak po prostu sobie usiąść przy naszym stoliku. Jedynymi osobami mającymi prawo do jedzenia z nami były Alby, Patelniak i jeszcze Gally zanim pojechał na wymianę uczniowską. Zresztą nie tak dawno temu, gdy jakiś świeżuch sobie tu usiadł, Minho wygonił go, grożąc że jak jeszcze raz go tu zobaczy, to obije mu twarzostan.
Pomyślałem sobie, że może ten chłopak mu zawrócił w głowie, choć z drugiej strony po prostu ciężko było w to uwierzyć. Przecież zawsze powtarzał, że najważniejsze jest to, aby dziewczyna nie przejęła nad tobą kontroli.
"Nie możesz dać się przez nią zwariować".
Właśnie. Nią. To co mu tak nagle odbiło? Postanowił sobie trochę poeksperymentować w łóżku? Może za niedługo wymyśli sobie trójkąt, albo coś jeszcze większego. Zresztą co mnie to obchodziło? Gdybym chciał mu zaglądać do łóżka to już dawno bym oszalał.
– Isaac, jesteś tam?
– Hmm? - otrząsnąłem się, gdy Minho pomachał mi dłonią tuż przed twarzą. – Tak, tak. Myślałem tylko o tym, jak bardzo nienawidzę tej cholernej budy – westchnąłem i spojrzałem na szatyna, który właśnie siadał obok skośnookiego. – Wybacz, że nie przyszedłem wczoraj. Miałem posiedzenie rady uczniowskiej.
– Nie ma problemu, Minho mi przekazał – chłopak uśmiechnął się serdecznie, przez co poczułem rozchodzące się po moim sercu ciepło.
Co za dziwne uczucie... Przecież nawet go nie znam.
– Hej może pójdziemy gdzieś dzisiaj? – zaproponowałem, ukrywając te pokręcone odczucia. – Tym razem na pewno mam wolne popołudnie.
– Jasne, też nie mam nic w planach – odpowiedział i spojrzał wyczekującym wzrokiem na Azjatę – Jest tu jakieś miejsce, gdzie spędzacie czas po szkole? Wiecie, ja sam nie znam jeszcze do końca tej okolicy.
– Hmm... Sam nie wiem – podrapał się po głowie, po czym prychnął. – Zresztą czy ja wam wyglądam na koordynatora wycieczek? – zapytał z wyrzutem w głosie, a ja wywróciłem oczami.
– Słyszałem, że otworzyli nowego Starbucksa przy Kew Gardens – przejąłem szybko inicjatywę i posłałem szatynowi uśmiech. – Możemy się tam przejść.
Obaj od razu przystali na moją propozycję, co bardzo mnie ucieszyło. Musiałem przyznać, że coś mnie do niego ciągnęło i sprawiało, że chciałem go bliżej poznać. Nie rozumiałem do końca tego uczucia, ale nie zamierzałem z nim walczyć. Jakby nie patrzeć, ten cały Thomas wydawał się być całkiem w porządku.
– Napiszę do ciebie jak skończymy lekcje – Minho podniósł się, klepiąc szatyna po plecach, a ja zebrałem nasze tacki, by po chwili je odłożyć. Zostały nam dwie minuty do dzwonka, a pani Simpson nienawidziła spóźniania się.
– Do zobaczenia! – pożegnałem się z nowym kolegą i szybkim krokiem skierowaliśmy się w kierunku głównego korytarza.
Nie znosiłem fizyki, a to wszystko przez tę cholerną nauczycielkę.
~~~
- Wyciągamy karteczki - odezwała się swoim skrzeczącym głosem i przeszła się po klasie.
Byłem pewien, że gdyby wszyscy się jej tak nie bali, to po całej sali rozeszłyby się jęki dezaprobaty. Ja sam miałem ochotę wstać i się jej sprzeciwić, ale nie miałem na to tyle odwagi. Jedyne co zrobiłem to wymieniłem porozumiewawcze spojrzenia z siedzącym ławkę za mną Minho. On również za nią przepadał, ale jemu to tam chociaż nie bardzo zależało na ocenach. Nawet gdyby miał jakieś problemy, to był zbyt wielką dumą szkoły, by cokolwiek z nim zrobili. Odnosił zbyt wielkie sukcesy w zawodach sportowych, a sam fakt, że był kapitanem drużyny koszykarskiej, która za sobą całą masę zwycięskich meczy i sukcesów na pewno bardzo mu pomagał.
Pani Simpson miała zaledwie metr czterdzieści, a według pogłosek urodziła się przed wojną secesyjną. Jednym słowem - to był cud, że jeszcze nie odeszła na emeryturę. Nie widząc żadnych perspektyw na jakąkolwiek ucieczkę, westchnąłem ciężko i wyjąłem z teczki kartkę w kratkę.
Niestety nie potrafiłem odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Przez chwilę głowiłem się nad jednym z zadań na myślenie, jednak w momencie, gdy wpadłem na pomysł, kobieta wyrwała mi kartkę z rąk.
– Koniec czasu!
Serio?! Dlaczego się na mnie uwzięła do cholery? Położyłem łokcie na stole i oparłem głowę na dłoniach, czekając na werdykt. Gdy tylko spojrzała na moją kartkę, odłożyła pracę na swoje biurko i zaczęła bić brawo.
– Dobra robota, Isaac.
Nie mogłem się powstrzymać od zdegustowanego grymasu. Miała obrzydliwe, duże ręce, które wydawały okropny, bulgoczący dźwięk podczas klaskania. Ten obrazek naprawdę mnie przerażał.
– Nie zasługujesz na to imię. Newton z pewnością przewraca się teraz w grobie.
Gdy tylko się odwróciła, pokazałem jej pospiesznie środkowy palec, a po klasie rozbiegł się cichutki pomruk rozbawienia. Na szczęście kobieta ta była przygłucha i nie było szans, by to usłyszała. Ja sam udałem, że się nic nie wydarzyło i otworzyłem zeszyt.
Co mnie obchodzi jakiś cholerny Newton?
Gdybym się postarał, skończyłbym semestr na czwórkach, ale na sam widok tych pikolonych wzorów i definicji miałem ochotę zwymiotować. Jednak teraz nie myślałem nawet o złej ocenie, którą bez wątpienia dostanę za dzisiejszą kartkówkę.
Newton...
Przez to nazwisko miałem wrażenie, że zapomniałem o czymś bardzo ważnym, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć co. Zresztą to nie było teraz istotne.
Teraz musiałem przetrwać jeszcze pół godziny z tym dinozaurem.
***
Heja!
Scena w klasie była inspirowana wypowiedzią Thomasa Brodie - Sangstera w jednym z wywiadów, który znajdziecie tutaj:
Hope you enjoyed~! ❤
As always pozdrawiam wszystkich czytelników, w tym cichawodabrzegirwie ❤
Update 22/04/2022: jak zwykle dorzuciłam trochę bardziej rozbudowane opisy i zamieniłam myślniki na pauzy. Miłej dalszej lektury! ;]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top