4. Ostrzeżenie
Przez kolejne dwa tygodnie każdego dnia Sebastian i Mallory spotykali się na wspólną naukę. Rzadko odwiedzali bibliotekę; najczęściej uczyli się na świeżym powietrzu, żeby korzystać z letniej pogody. Rozkładali koc na błoniach, siadali przy fontannie ze smokiem Dziedzińcu Transmutacji, wspinali się na najwyższy balkon w Szklarni, skąd rozciągał się widok na wzgórza.
We wtorek zbierało się na deszcz, więc Sebastian i Mallory zajęli miejsce w bibliotece pomiędzy dwoma wysokimi regałami. Siedzieli obok siebie. Na blacie, obok niskiego stosu podręczników, leżało opakowanie po dawno zjedzonych czekoladowych żabach, które przyniosła Mallory.
Zbliżała się godzina 14.00 i Sebastian robił się głodny. Miał ochotę na pieczoną kaczkę w miodzie, a do tego ziemniaczki z masłem i koperkiem... a na deser...
– Skup się, Sallow.
Niech to szlag, zapomniał, na co miał ochotę.
Przeniósł wzrok na Mallory, która obserwowała go uważnie zza grubego tomu "Historii Magii".
– Myślę – powiedział.
– Widzę. Tylko że nie o tym, co trzeba. Zrobiłeś zeza i choć przyznam, że wyglądało to zabawnie, nie mamy czasu na takie rozpraszanie się.
Mallory była bezwzględna w tej kwestii. Nie odpuszczała mu żadnego rozproszenia, zmiany tematu, zagadywania. Jednego dnia, gdy narzekał, że nauka z nią jest wyczerpująca, odpowiedziała, że to dobrze, bo to oznaczało, że przyswajał dużo wiedzy. I choć Sebastian nie chciał tego przyznać na głos, miała rację. Z każdym dniem odpowiadanie na jej pytania sprawiało mu coraz mniej trudu.
Był jej wdzięczny za to, jak skutecznie sprowadzała go na ziemię, gdy odlatywał myślami. Pomimo najlepszych chęci, samemu nigdy nie byłby w stanie uczyć się tak efektywnie przez kilka godzin dziennie.
On w zamian starał się przekazać jej jak najwięcej wiedzy praktycznej z rzucania zaklęć. Nie szło mu to najgorzej. Choć Mallory nie była w tym utalentowana, nadrabiała swoją zawziętością i szybko łapała podstawy nawet skomplikowanych zaklęć.
Sebastian nie miał złudzeń, że w tym układzie oboje zdadzą Owutemy z palcem w nosie.
– Przepraszam – powiedział. – Masz rację, zamyśliłem się. Jeszcze raz, jakie było pytanie?
Zamrugał oczami tak uroczo i przepraszająco, jak tylko potrafił. Mallory westchnęła, ale Sebastian zauważył rozbawione drgnięcie kącików jej ust.
– Z czego zasłynął Flavius Belby? – powtórzyła. – Na pewno to wiesz.
Sebastian sięgnął pamięcią naprawdę głęboko, znalazł się w ciemnych podziemiach swojego umysłu i choć świeciło się tam jedno odległe światło, nie mógł do niego dotrzeć.
– Nie mam pojęcia.
– Nie znalazłeś nigdy jego karty w Czekoladowej Żabie...?
Odległe światło w głowie Sebastiana nagle wpadło w jego ręce. Och, to było takie oczywiste!
– Odkrył, że Patronus odstrasza śmierciotulę. Był na wakacjach w Papui-Nowej Gwinei, obudziła go śmierciotula i odgonił ją tym właśnie zaklęciem.
Czekał na oklaski, ale Mallory tylko kiwnęła głową i zapytała:
– W którym roku?
– Yyy... Tysiąc siedemset... osiemdziesiątym trzecim?
– Osiemdziesiątym drugim – poprawiła go. – Jestem pod wrażeniem, Sallow, naprawdę szybko się uczysz.
Sebastian odchylił się do tyłu, balansując na tylnych nogach krzesła, splatając ręce na piersi.
– Miałaś mnie za debila – ni stwierdził, ni zapytał.
– Miałam cię za lenia. Sądziłam, że siedzenie ze mną znudzi ci się drugiego, może trzeciego dnia.
– Ach, nie zmieniaj o mnie zdania tak szybko. Jestem leniem, po prostu nie mogę sobie odmówić spędzania czasu z taką inteligentną dziewczyną jak ty. – Posłał jej szarmancki uśmiech.
Mallory znowu pokręciła głową.
– Wiesz, że to na mnie nie zadziała? – powiedziała, choć rumieniec na jej twarzy mówił mu co innego.
– Wiem. Jesteś na to zbyt bystra.
– To też na mnie nie zadziała.
– No nie! – Sebastian uderzył otwartą dłonią w blat z udawanym zawodem. – To był mój najbardziej niezawodny chwyt.
Zaśmiali się oboje.
– Lepiej wróćmy do nauki – powiedziała Mallory, wertując strony podręcznika, żeby znaleźć kolejne pytanie dla Sebastiana.
Musiała przyznać: źle go oceniła. Nie tylko nie był on głupi. Był bystry, inteligentny, a do tego szybko przyswajał wiedzę, jeśli podało mu się ją w odpowiedni sposób. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego wszystkie jej koleżanki po bliższym poznaniu Sebastiana zaczynały się w nim zakochiwać. Jemu po prostu niczego nie brakowało. Miał wygląd, miał charakter, miał poczucie humoru.
Jednocześnie, nie była w stanie widzieć tego jako zaletę.
Za każdym razem, gdy komplementował ją tak jak przed chwilą, nie mogła nie zastanawiać się nad tym, ile dziewczyn podrywał już takimi tekstami? Ile razy miał szansę je przećwiczyć, zanim dotarł do niej? Czy dawał jej tyle uwagi tylko dlatego, że była tutaj jedyną dziewczyną?
Chciała dać mu szansę, żeby udowodnił, że wcale tak nie było, że naprawdę ją lubił. A jednak, coś ją powstrzymywało. Już raz ulokowała swoje uczucia w złym miejscu. Nie chciała powtórzyć tego błędu po raz drugi. Musiała zachować ostrożność.
– Mallory?
Podniosła wzrok na Sebastiana.
– I kto tu się rozprasza, co? – zapytał z uśmieszkiem.
– Czytam.
– Myślałaś o kaczce w miodzie i ziemniaczkach, przyznaj się.
Brzuch Mallory zaburczał i dziewczyna westchnęła.
– Nie, ale teraz już myślę. – Zatrzasnęła podręcznik i odłożyła go na bok. – Ile jeszcze do obiadu?
– Godzina.
W oddali zaskrzypiały drzwi do biblioteki, a potem Sebastian rozpoznał podekscytowane głosy Weasleya i Prewetta. Niewiele myśląc, wstał, wyszedł za regał i przywołał ich gestem ręki.
Obaj mieli rozwiane czupryny i rumieńce na twarzy. Szata Weasleya była z boku ubrudzona trawą i ziemią. Nie mieli jednak przy sobie mioteł, a podręczniki.
– Właśnie się uczyliśmy – powiedział Sebastian, gdy podeszli. – Siadajcie.
Weasley od razu usadowił się naprzeciwko Mallory i przywitał się z nią uprzejmie. Leander jakby się ociągał, powoli zajął miejsce obok Weasleya.
– No, Prewett – skarcił go Garreth – przywitaj się z koleżanką. Musisz mu wybaczyć – zwrócił się do Mallory – jest nieśmiały, szczególnie przy dziewczynach.
Prewett skinął w stronę Mallory, na co zareagowała krótkim, chłodnym uśmiechem, który nie objął jej oczu. Sebastian też już usiadł i znów zaczął bujać się na krześle.
Atmosfera zgęstniała, co Sallow szybko zrzucił na to, że Mallory musiała się czuć niekomfortowo przy chłopakach, których właściwie nie znała.
– Sallow, żebyś ty widział, co dzisiaj na miotle wyczyniał Prewett – zaczął Weasley z ekscytacją.
W ten sposób, zamiast wrócić do nauki, przez kolejny kwadrans chłopcy dyskutowali ze sobą o Quidditchu, a Mallory bez zainteresowania wertowała "Historię Magii". Choć Sebastian co jakiś czas próbował zagadać ją i włączyć do rozmowy, ona odpowiadała jedynie półsłówkami i natychmiast wracała do czytania.
– Będę już się zbierać – powiedziała, gdy zapanowała chwila ciszy. Wstała i zabrała z blatu swoje książki. – Chciałam jeszcze poćwiczyć zaklęcia.
– Och, w porządku. Obrazisz się, jeśli dołączę po obiedzie? – zapytał Sebastian. – Chciałbym spędzić trochę czasu z chłopakami.
Mallory pokręciła głową.
– Nie ma problemu, dam sobie radę. – Uśmiechnęła się uprzejmie do Weasleya. – Do zobaczenia. – Ominęła wzrokiem Prewetta i odeszła w stronę wyjścia. Jej kroki oddaliły się, drzwi znowu zaskrzypiały i w sali zapanowała cisza.
– Jakaś taka spięta – powiedział Weasley.
Sebastian wzruszył ramionami.
– Zanim przyszliście, wszystko było w porządku. Pewnie robi się przy was nieśmiała. Jesteś bardzo chaotyczny w obyciu, Weasley. A ty dziwnie na nią patrzyłeś, Prewett. Nic dziwnego, że poczuła się niekomfortowo. Następnym razem trochę się rozluźnij... wbrew temu, co się może wydawać, ona nie gryzie. Może jak ją do siebie przekonacie, to zacznie się też do nas dosiadać w trakcie śniadania.
Prewett i Weasley wymienili konspiracyjne spojrzenia, co nie umknęło uwadze Sebastiana.
– Co takiego? – zapytał.
– Nic. – Weasley wzruszył ramionami. – Spędzasz z nią dużo czasu.
– Pomagamy sobie w nauce.
– Mhm.
– Naprawdę.
– Przecież ja tego nie neguję – zaśmiał się Weasley.
Sebastian pokręcił głową. Zgniótł leżącą przed nim kartkę w kulkę i rzucił w głowę Weasleya. Ten w ostatniej chwili zasłonił się ręką. Kulka odbiła się i uderzyła w Prewetta w skroń.
– Hej! – oburzył się Prewett.
– Jesteś po prostu zazdrosny – powiedział Sebastian do Garretha.
– Ja nie, ale Prewett? Sam widzisz, jak go przy niej zatyka.
– Dupek – mruknął Leander i uderzył Weasleya w ramię wcale nie lekko. – Nie jestem zazdrosny. Mallory nie jest taka fajna, jak wam się wydaje.
Sebastian zmarszczył brwi.
– Myślałem, że się nie znacie – zauważył.
Prewett uciekł wzrokiem w bok. Wzruszył ramionami. Wyraźnie poczuł się niekomfortowo.
– Bo jej nie znam – powiedział. – Ale słyszałem plotki. Jej ojciec zmarł dwa lata temu i trochę jej po tym odbiło. Podobno.
– W jaki sposób? – zapytał Weasley, zanim Sebastian zdążył się wtrącić.
Nie wiedział, że Mallory borykała się z takimi problemami, ale czemu się dziwić – nie byli ze sobą na tyle blisko, żeby dzielić się swoimi traumami.
– A ja wiem? Tak jak mówiłem, nie znam jej. Zresztą, wolałbym nie sprawdzać tego na własnej skórze. I tobie też radzę uważać, Sallow.
– Mi? – zdziwił się.
– Kto wie, co jej siedzi w głowie.
Sebastian zaśmiał się perliście, odchylając głowę do tyłu.
– Nie, żebym zabiegał o Mallory, ale jeśli ktokolwiek w tej szkole ma kwalifikacje do spotykania się z dziewczyną, która straciła rodzica, to jestem to ja.
Prewett spojrzał na niego bez zrozumienia i Sebastian uniósł brwi znacząco. Rudzielec momentalnie poczerwieniał.
– No tak, zapomniałem – przyznał, drapiąc się po karku. – Ale twoja sytuacja jest inna. Twoi rodzice umarli szmat czasu temu, więc jesteś normalny. Jej odkleiło się dopiero co.
Sebastian pokręcił głową z rozbawionym niedowierzaniem. Weasley strzelił palcami w ucho Leandra.
– Wiesz, Prewett – powiedział – ty to jednak jesteś najmądrzejszy, jak siedzisz cicho.
-ˋˏ ༻☆༺ ˎˊ-
Rozmowa z chłopakami utknęła Sebastianowi w głowie na resztę dnia.
Nie mógł rozgryźć, o co chodziło Prewettowi. Mallory wydawała się zupełnie normalna. Jasne, bywała chłodna, ale Sebastiana to nie odstraszało. Miał w sobie wystarczająco optymizmu i ciepła za ich oboje. Poza tym, zdążył już odkryć, że pod tą maską znajdowała się wrażliwa, otwarta osoba.
W nocy przewracał się w łóżku z boku na bok. Całkowita cisza panująca w dormitorium wydawała mu się nienaturalna.
"Tobie też radzę uważać, Sallow" – słowa dźwięczały mu w głowie.
Co za bzdury.
Czy to możliwe, że Prewett naprawdę był zakochany w Mallory i dlatego próbował ich rozłączyć? Jeśli tak, to dlaczego nie powiedział mu tego wprost? Dlaczego wymyślał jawne kłamstwa?
A może rzeczywiście wiedział o Mallory coś więcej?
Będzie musiał zapytać go o to przy następnej okazji.
Następnego dnia pogoda dopisywała, więc po śniadaniu Sebastian i Mallory wyszli na błonie, aby uczyć się zaklęć i uroków. Powtarzali już zaklęcia z piątej klasy, skupiając się na Silencio – czarze wyciszającym (którym Mallory kilkakrotnie zagroziła Sebastianowi, gdy żartował z jej wymowy), Arresto Momentum – czarze spowalniającym, a także Reducto i Reparo – czarze rozsypującym i naprawiającym, które sprawiały Mallory najwięcej trudności.
Po pracowitym popołudniu zjedli obiad, a potem przenieśli się na strome schody prowadzące z zamku do hangaru na łodzie. Stopnie wyryte były w stromym zboczu, wiły się niczym niezgrabny, kamienny wąż. Na dole drewniany budynek o stromym dachu stał przy brzegu jeziora, a jeszcze dalej rozciągały się szkockie wzgórza porośnięte gęstym lasem.
Słońce przyjemnie grzało ich twarze. Po dwóch godzinach nauki zrobili sobie przerwę. Sebastian obracał swoją różdżkę między palcami. Mallory odłożyła książkę na bok i wstała, żeby rozprostować nogi. Jak każdego innego dnia była ubrana w plisowaną spódnicę za kolano, ciemne rajstopy i buty na płaskiej podeszwie.
Nie wyglądała jak ktoś, kto mógłby stanowić dla Sebastiana jakiekolwiek zagrożenie.
"Tobie też radzę uważać, Sallow."
Już kiedyś to słyszał. Na temat Ominisa też go ostrzegano. Mówiono o nim tak, jakby w wieku dwunastu lat był winny dziesięciu morderstw z zimną krwią. Jakby rzucał na ludzi Crucio za samo krzywe spojrzenie. I jak się okazało, w całym Hogwarcie nie było drugiej osoby z takim kręgosłupem moralnym jak Ominis. Nie było drugiego tak szczerego i lojalnego przyjaciela.
– Rozmawialiśmy wczoraj o tobie, kiedy poszłaś – zaczął Sebastian. Musiał dowiedzieć się prawdy u źródła. Snucie niczym nie podpartych teorii nie prowadziło do niczego dobrego.
– Och?
Mallory uniosła brwi, zaskoczona. Oparła się o murek i splotła ręce na piersi. Spojrzała na niego, czekając na dalsze wyjaśnienia.
– Prewett powiedział, że twój ojciec zmarł jakiś czas temu. Czy to prawda?
Pokiwała głową powoli, wyraźnie się napinając, choć bardzo próbowała to ukryć.
– Tak. I co w związku z tym?
Sebastian przygryzł usta. Odwrócił wzrok.
– Tak jakby... próbował mnie przed tobą ostrzec – przyznał.
Mina Mallory momentalnie zaostrzyła się. Zmarszczyła brwi; pojawiła się między nimi głęboka pionowa zmarszczka.
– Nie denerwuj się, proszę – poprosił Sebastian. – Nie wziąłem go na poważnie. Weasley nawet zdzielił go po łbie. Sam nie wiem, dlaczego to powiedział.
– A dlaczego ty mówisz to mi? – zapytała Mallory.
Sebastian wzruszył ramionami, dalej bawiąc się różdżką. Musiał zastanowić się przez chwilę, zanim odpowiedział. W tym czasie słońce zdążyło zajść za rozległą, stalowoszarą chmurą.
– Chyba po prostu chciałem ci powiedzieć, że domyślam się, jak trudne to musiało dla ciebie być. Przykro mi, że przez coś takiego przeszłaś. Nie wiem, czy o tym wiesz, ale moi rodzice też zmarli. Gdy miałem sześć lat...
Palec Sebastiana się omsknął i różdżka wypadła mu z ręki. Zaczęła spadać w dół schodów, głucho odbijając się od kolejnych schodków.
Sebastian zerwał się na równe nogi. Mallory wyciągnęła zza pasa swoją różdżkę i rzuciła Accio. Różdżka Sebastiana wróciła do jej ręki. Podała ją Sebastianowi i uśmiechnęła się do niego blado.
– Dzięki – powiedział. Schował swoją różdżkę do kieszeni, ale już nie usiadł, tylko oparł się o murek naprzeciwko Mallory.
Dziewczyna wiedziała o tym, że bliźnięta Sallow były sierotami, ale dopiero usłyszenie tego z ust Sebastiana sprawiło, że stało się to dla niej realne.
– Cóż, może nie powinieneś zadawać się z Leandrem, jeśli mówi takie rzeczy za moimi plecami.
Sebastian skrzywił się. Było w tym trochę racji, ale...
– On jest niegroźny – powiedział. – Po prostu głupi. Jestem pewien, że nie miał nic złego na myśli na twój temat i po prostu się o mnie martwił.
– Mhm... A jeśli miał coś złego na myśli?
Sebastian wzruszył ramionami. Nie brał pod uwagę takiej opcji.
– Nie wydaje mi się. Znam go od dawna. Tak jak powiedziałem, jest niegroźny.
Mallory nic już nie dodała, tylko wbiła wzrok w swoje buty. Wiatr poruszył jej włosami.
Naiwność Sebastiana wydała jej się zaskakująca.
– Czy to dlatego miałaś problem z Owutemami? – zapytał Sebastian. To tłumaczyłoby nie tylko, dlaczego nie zdała, ale również dlaczego był to dla niej tak drażliwy temat.
Mallory zagryzła wargę.
Nie chciała kłamać, ale nie chciała też przyznawać się do prawdy. Śmierć jej ojca nie miała wiele wspólnego z egzaminem. Nie byli na tyle blisko, żeby żałoba hamowała ją przez dwa lata. Powód oblania był zupełnie inny. Nie zamierzała jednak teraz się nim dzielić, więc...
Potaknęła.
Wbiła wzrok w dal. Tafla wody na środku jeziora zmąciła się, poruszona przez jakieś podwodne stworzenie.
– Jeśli chcesz wiedzieć, to... zmarł dwa lata temu – powiedziała. Kolejny podmuch wiatru pociągnął ciemne kosmyki jej włosów. Odsunęła je z twarzy. – Był mugolem. Politykiem. Ostatni rok przed śmiercią był nawet posłem w Izbie Gmin... wydaje mi się, że to go zabiło, wiesz? Stres. Od wielu lat lekarze mówili mu, że powinien pomyśleć o spokojniejszej pracy, ale on miał ambicje. Tylko to się dla niego liczyło, pięcie się po szczeblach kariery, dostanie się na szczyt. Po pierwszym zawale, zamiast wziąć z tego nauczkę, wrócił do pracy. – Uśmiechnęła się smutno. – Mam wrażenie, że nawet jeszcze bardziej się zapracowywał, bo poczuł, że zostało mu mało czasu. Po drugim zawale już nie wyszedł ze szpitala.
Sebastian pokiwał głową powoli.
– Przykro mi – powiedział szczerze. Mallory w końcu spojrzałą na niego i posłała mu blady uśmiech, który odwzajemnił i dodał: – Ale hej, przynajmniej mogłaś z nim spędzić aż osiemnaście lat. Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby mieć tyle czasu ze swoimi rodzicami.
Mallory zaśmiała się gorzko.
– Jak dużo zależy od tego, z jakiej perspektywy na coś patrzysz – stwierdziła. – Ja mam wrażenie, że wolałabym, by umarł, gdy byłam młodsza. Przynajmniej nie pamiętałabym go tak wyraźnie. – Znowu się zaśmiała. – To zabrzmiało, jakbym była naprawdę okropną córką.
– Odrobinę – zażartował Sebastian. Mrugnął do Mallory, która szybko odwróciła wzrok i pokręciła głową. – Ale rozumiem, co masz na myśli. To prawda: fakt, że tak słabo ich pamiętamy, pomaga mi i Anne nie myśleć o nich za często. Wydają się równie realni, co dziecięce bajki opowiadane na dobranoc.
– Moja siostra zdzieliła mnie po głowie, jak jej to powiedziałam.
– Twoja siostra brzmi jak rozsądna osoba.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo.
– W jakim domu była?
– Och, ona jest niemagiczna. Chodziła do mugolskiej szkoły. Teraz pracuje w banku. Bardzo rozsądna praca dla bardzo rozsądnej kobiety.
Kolejny podmuch wiatru przyniósł ze sobą wilgotne powietrze znad jeziora. Mallory zadrżała.
Sebastian zauważył, że nie miała przy sobie nic do okrycia, musiała się spodziewać cieplejszej pogody. Niewiele myśląc, zdjął z siebie swoją pelerynę i wyciągnął w stronę Mallory.
– Och, nie trzeba – zaprotestowała.
– Nalegam.
Pierwsza kropla deszczu spadła na jego przedramię.
Posłał Mallory zapewniający uśmiech i to musiało ją przekonać. Odepchnęła się od murka, wyciągając rękę, ale Sebastian zignorował to, skrócił między nimi dystans i przerzucił jej materiał przez ramiona. Zapiął guzik na przedzie.
Peleryna była ogrzana ciepłem jego ciała i przesiąknięta jego zapachem. Mallory nie mogła przestać myśleć o tym, że stali teraz tak blisko siebie, że bez problemu mogliby się pocałować.
Bała się, że gdyby to zrobił, nie byłaby w stanie się mu oprzeć.
– Dziękuję – powiedziała cicho.
Jej szare oczy na tle deszczowego nieba wydawały się chłodniejsze niż zwykle. Mogła być pierwszą Krukonką w historii tej szkoły, która miała na piersi emblemat węża.
– Do twarzy ci w zieleni – powiedział Sebastian.
– Och, a ty znowu swoje – zaśmiała się i odsunęła, żeby oprzeć się z powrotem o murek. Sebastian włożył ręce do kieszeni spodni.
Kamienne stopnie zaczęły się pokrywać coraz gęściej mokrymi plamkami. Jedna kropla deszczu wpadła w oko Sebastiana. Zaklął pod nosem i potarł się po powiece.
– Powinniśmy wracać – powiedziała Mallory.
– Pełna zgoda.
Sebastian podniósł podręczniki. Ramię w ramię wspięli się na szczyt i bocznymi drzwiami weszli do zamku idealnie w momencie, kiedy deszcz lunął z pełną siłą. Przeszli kawałek ciemnego korytarza, po czym zatrzymali się na rozwidleniu i spojrzeli na siebie.
– Koniec nauki na dziś? – zapytał Sebastian.
Zamierzał zaproponować wspólne spędzenie reszty dnia, ale Mallory pokiwała ochoczo głową i powiedziała:
– Muszę odpisać na listy od rodziny.
Sebastian poczuł ukłucie zawodu, które natychmiast ukrył pod uprzejmym uśmiechem.
– Jasne. Ja w sumie też mam co robić. W takim razie widzimy się na kolacji.
Mallory kiwnęła głową.
Z jakiegoś powodu jednak, żadne z nich nie chciało się ruszyć. Stali tak, patrząc na siebie z wyczekiwaniem.
Oboje czuli, że w trakcie rozmowy na schodach zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Połączyła ich kolejna nić zrozumienia, dużo mocniejsza od poprzednich, bo oparta na uczuciach, którymi nie podzieliliby się z byle kim. Zaczynali sobie ufać, czuć się bezpiecznie w swoim towarzystwie.
– Och, no tak. – Mallory odpięła guzik i zdjęła z siebie pelerynę. – Nie będzie mi już potrzebna. – Oddała ją Sebastianowi. Czekała jeszcze chwilę, licząc na to, że Sallow znajdzie pretekst, by ją zatrzymać, ale cisza się przedłużała. – W takim razie, do zobaczenia wieczorem.
– Do zobaczenia.
Uśmiechnęli się do siebie jeszcze raz i Mallory odeszła.
Sebastian odprowadził ją wzrokiem, czekając. Zamierzał pójść w tym samym kierunku co ona, ale nie chciał, żeby zrobiło się niezręcznie, skoro już się pożegnali.
-ˋˏ ༻☆༺ ˎˊ-
Hej, hej!
Wpadam tu tylko na chwilę, żeby podziękować wszystkim osobom, które do tej pory gwiazdkowały i komentowały "Poprawkę z Krukonką" (w szczególności @AelitaCL 🌷 Jesteś wspaniała! No i @kluskotopia – na Ciebie też patrzę XD gdyby nie Ty, pisałabym teraz o moim ukochanym Ominisie a nie o Sebku)
I choć publikowałabym kolejne rozdziały niezależnie od liczby wyświetleń, jest mi naprawdę miło, kiedy widzę, że nie tylko ja jestem zainteresowana historią Sebastiana i Mallory ☺️
Mam nadzieję, że kolejne rozdziały Was nie zawiodą – mam w nich przygotowane naprawdę ciekawe rzeczy (if I can say so myself 😜). Zagłębimy się w przeszłość Mallory, dowiemy się wreszcie, jakim cudem nie zdała Owutemów, a także dlaczego Leander Prewett ostrzegał przed nią Sebastiana.
Ale do tego czasu... jeszcze raz serdecznie dziękuję Wam za zaangażowanie! 🩷
Trzymajcie się ciepło, ziomeczki ✨ Miłego dnia.
Regina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top