3

Vivienne

Kolejne dni mijały tak samo. Wpadliśmy w rutynę, zajmując się tym maluchem. Tony nie często odwiedzał warsztat, ze względu na Derek'a. Nie chciał mnie z nim zostawiać ale chodziło też o to, by młody przyzwyczaił się do nas obojga. W końcu byliśmy dla niego rodzicami.


Nadeszły święta. Śnieg w Wigilię prószył jak nigdy. Leżeliśmy właśnie w łóżku, między nami spał Derek. Gładziłam malucha lekko po brzuchu. Tony leżał na boku, przyglądając się nam.

- Słuchaj... jeżeli nigdy nam się nie uda, wiesz, żebyś naturalnie zaszła w ciążę... nie chcę in vitro - powiedział cicho, próbując nie patrzeć mi w oczy.

- Tony -  westchnęłam.- Lekarka Ci powiedziała, że jest 50% szans. To dużo.

- Ale jeżeli jednak się nie uda...- prawie szeptał.

- Musi się udać. Nie poddamy się tak łatwo... Ja... chciałabym kiedyś zostać mamą, poczuć jak to jest, kiedy dziecko kopie. Potem móc je urodzić, własnymi siłami...

- Jasne, że się nie poddamy - uśmiechnął się słabo.

- Damy radę Tony. To dopiero początek - uśmiechnęłam się.

- Damy - szepnął.

Przysunął się bliżej nas. Derek otworzył oczy i rozejrzał się na boki. Ziewnął przeciągle. Jego wzrok zatrzymał się na reaktorze Tony'ego.

- Podoba Ci się?- zaśmiał się Tony.

Malec niezdarnie uderzał w jego pierś piąstką.

- Chyba mu się podoba - uśmiechnęłam się.

- Viv, chyba nie będę tak złym ojcem, prawda?- zapytał. Derek chwycił jego palec i zacisnął na nim rączkę.

- Jasne, że nie - uśmiechnęłam się.- Patrząc jak radzisz sobie z niemowlakiem... to z dnia na dzień będzie lepiej.

- Może - westchnął.- Słuchaj. Musimy ustalić wersję dla mediów.

- To znaczy?

- Chyba nie zamierzasz się ukrywać całą zimę, prawda?- zapytał.

- No nie wiem. A co mielibyśmy im powiedzieć?

- Może, że miałaś siostrę. I możemy im powiedzieć, że urodziła, ale nie mogła zająć się dzieckiem.

- Ale... tak właśnie postąpiła Keva - powiedziałam.

- Pamiętasz list?

- Oczywiście. Słowo w słowo - pokiwałam głową.

- Keva zrobiła to dla jego dobra. Nie chciała, by wychowywał się tylko z matką a ją najwyraźniej wszystko przerosło... Sytuacja z Rogersem. Wiedziała, że z nim wojny nie wygra. Ale my tak...

- Może - zamyśliłam się.

- To... wersja z siostrą?- spojrzał na mnie.- Wiesz, lepsze takie kłamstwo niż więcej kłopotów.

- Kłopotów?

- Jeśli media dowiedziałby się, że to dziecko Kevy... ona była w Avengers. Pomyślą, że ona zginęła a my się zajęliśmy Derek'iem... Albo wywęszą prawdę... że to dziecko Rogers'a, że Keva nie miała tyle sił na walkę z Kapitanem.

- A nie możemy powiedzieć, że go adoptowaliśmy?- zapytałam.

- A chcesz im to powiedzieć? Kolejne nagłówki będą mniej więcej takie: "Tony Stark i jego dziewczyna adoptowali dziecko! Czy jedno z nich jest bezpłodne?!", albo "Tony Stark i jego nowa dziewczyna widziani z dzieckiem! Czyżby wpadka wyszła na jaw? Czy dziewczyna żąda alimentów?!"

- No dobra, wolę wersję z siostrą - pokiwałam głową.

- To tylko dla naszego dobra - powiedział, dotykając mojego policzka.

Nastała cisza.

- Dobra, przecież mamy Wigilię. Może nie spędzimy jej tak jak byś sobie wyobrażała... ale postaram się - powiedział Tony, wstając z łóżka.

- Chwila... tak jak byś sobie wyobrażała?- zmarszczyłam brwi.

- Jestem ateistą. Do tej pory nie obchodziłem świąt - zaśmiał się.- Ale możemy zjeść kolację.

- Bez mięsa?

- Ok, niech Ci będzie - westchnął i zajrzał do szafy.

Ubrał typowo dla siebie ciemne spodnie i koszulkę z nadrukiem Black Sabbath. Wstałam, wzięłam Derek'a na ręce i podeszłam do szafy. Wybrałam sobie ubrania. Czarne leginsy i świąteczny sweter. Wzięłam to do ręki i podeszłam do przewijaka. Położyłam na nim Derek'a i przebrałam w niebieskie body w samochodziki. Wzięłam go z powrotem na ręce i poszłam do salonu. Tony stał przy szafce i coś kombinował. Podeszłam do niego na palcach i zajrzałam przez ramię co robi, ale szybko się zorientował, zanim zdążyłam cokolwiek zobaczyć.

- Nie ładnie tak podglądać - zaśmiał się i pocałował w nos.- Dawaj małego i idź się przebrać - uśmiechnął się i wyciągnął ręce.

Podałam mu delikatnie Derek'a. Tony przytulił go do siebie.

- Słuchaj, może po prostu położę go już w tej kołysce?- zapytał błagalnie.

- Nie ma mowy, święta to święta. Prezenty otwiera się po kolacji - prychnęłam.

- Ale... nawet jej nie zapakowaliśmy. Ona jest gotowa do używania - westchnął.

- Nie ma mowy Tony - uśmiechnęłam się.

- Cwaniara - pokręcił głową i klepnął mnie w pośladek.- Zmykaj się przebrać.

- No idę - zaśmiałam się i pobiegłam do sypialni.

Tony

Przez chwilę patrzyłem na korytarz w którym zniknęła Viv, po czym usiadłem na kanapie.

- Jarvis?

- Tak sir?- odezwał się natychmiast.

- Zrób kolację na 18:00. Wiesz, taką Wigilijną, bez mięsa - poleciłem.

- Tak jest, sir. Życzy Pan sobie coś jeszcze?- dopytał.

- Kolędy. Na pewno coś tam masz - uśmiechnąłem się.- Tylko nie za głośno, żeby młody się nie rozpłakał - spojrzałem na Derek'a, który przysypiał na mojej piersi.

- Tak, sir - odparł i po chwili z głośników poleciała piosenka.

https://youtu.be/zqY-Wr43j94

Derek poruszył się niespokojnie, zacisnął rączki na mojej koszulce. Szybko wstałem i podszedłem do okna, bujając go przy tym lekko. Mały zluźnił uścisk ale nie puścił koszulki i usnął, pod wpływem kołysania.

Vivienne dołączyła do mnie po chwili. Stanęła obok i położyła głowę na moim ramieniu.

- Ciekawy dobór muzyki - uśmiechnąłem się na jej słowa.

- Lubię nietypowe rzeczy - spojrzała mi w oczy.

- Serio?- zaśmiała się.

- Serio, po prostu posłuchaj - wyszczerzyłem się.

Położyła głowę z powrotem na moim ramieniu.



Dokładnie o 18:00 usiedliśmy do kolacji, cały czas słuchając ten samej kolędy. Derek spał na kanapie, tuż na naszym widoku. Jedliśmy w ciszy. Pierwszy raz od wielu lat spędziłem święta z kimś dla mnie ważnym. Szczerze mówiąc pierwszy raz spędzałem tak święta. Najczęściej przesiadywałem w warsztacie ze szkocką.


Po godzinie byliśmy już najedzeni. Usiedliśmy razem na kanapie. Jarvis zgasił górne oświetlenie i światło dawała tylko choinka stojąca przy barku.

- To co? Prezenty?- uśmiechnąłem się.

- Pewnie - kiwnęła głową.

Wziąłem śpiącego malucha w ramiona.

- Najpierw może ten dla Derek'a? - uśmiechnąłem się.

- Pewnie - wstaliśmy i podeszliśmy do kanapy, gdzie stała drewniana kołyska.

- Wesołych Świąt, młody - pocałowałem Derek'a w skroń.

- Kocham Cię, maluszku - Viv ucałowała go dokładnie w tym samym miejscu i ułożyłem go w kołysce. Staliśmy chwilę w ciszy, obserwując go, jak śpi.

- To może teraz ty - wyszczerzyłem się.

- Okej - poszliśmy usiąść przy choince. Wzięliśmy z kanapy masę poduszek i usiedliśmy się pod ścianą. Spod choinki Viv wyciągnęła sporą paczkę.- Wesołych Świąt, Tony - szepnęła i położyła ją przede mną.

Rozerwałem papier i automatycznie zacząłem się śmiać.

- Kupiłaś mi zwykły, czerwony, wełniany sweter?- przyłożyłem go do piersi.

- Nie taki zwykły - pokręciła głową.

Przyjrzałem mu się dokładniej przy światłach choinki.

- Zaraz, tu jest wyszyte "Tony Stark" - wyszczerzyłem się.- I są reaktory zamiast głów reniferów. I maski Iron Man'a, zamiast choinek.

- Nie ma drugiego takie na świecie - wyszczerzyła się.

- Dzięki, jest świetny - zaśmiałem się i założyłem go na siebie- To teraz ja.

Wyciągnąłem małą, płaską paczkę i podałem Viv do rąk.

- Wesołych Świąt kochanie - uśmiechnąłem się.

Pochyliła się w moją stronę i złożyła pocałunek na ustach.

- Przecież jeszcze nie otworzyłaś - zauważyłem.

Uśmiechnęła się tylko i rozerwała zielony papier. Otworzyła pudełeczko i przyłożyła dłoń do ust. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Daj, założę Ci - powiedziałem wyciągając naszyjnik z pudełka. Viv usiadła między moim nogami, plecami do mnie i odgarnęła włosy. Zręcznie założyłem jej naszyjnik i pocałowałem w skrawek odkrytej szyi.

Viv przez chwilę trwała w bezruchu po czym odwróciła się i przytuliła do mojej piersi.

- Jest cudowny, dziękuję - szepnęła.

- Nie ma za co - uśmiechnąłem się, przytulając ją do siebie.


Resztę wieczoru spędziliśmy, patrząc na światełka na choince. Vivienne w pewnym momencie usnęła. Oddychała spokojnie, cały czas trzymając dłoń na małym kołeczku naszyjnika.

- Jarvis, daj tutaj jakiś koc - powiedziałem cicho.

Nie usłyszałem odpowiedzi, ale po chwili do salonu wjechał robot i położył koc przy moim boku.

- Dzięki.

Okryłem jej ciało kocem i otuliłem jej ramiona swoimi.

Tak bardzo uwielbiałem przyglądać się jej, kiedy śpi. Wsłuchiwać się w jej spokojny oddech. Czuć delikatne ciepło, bijące od niej. Po prostu kochałem ją całą.





_______________

dziękuję lupus_argento , bo to właśnie ona znalazła mi idealne zdjęcie ♥ od dzisiaj zgłaszam się tylko do Ciebie xD wykonałaś 'zadanie bojowe' w 100%

Kocham Max! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top